Reklama

Ludzie

Janusz Soboń, prezes Kirchhoff Polska: Liczy się zespół

Alina Bosak
Dodano: 10.03.2017
31499_Kirchhoff_12
Share
Udostępnij
O sukcesie decyduje umiejętność współpracy i fachowość – uważa Janusz Soboń, prezes Kirchhoff Polska, członek zarządu Kirchhoff Automotive w Niemczech. Rodowity mielczanin, który prawie 20 lat temu zatrzymał w swoim mieście inwestora, doprowadził do uruchomienia fabryki w błyskawicznym tempie, a potem pilotował jej imponujący rozwój, sprawiając, że dziś osiąga obroty dziesięciokrotnie wyższe niż się spodziewano i to mimo kryzysu, jaki w międzyczasie dotknął branżę motoryzacyjną. Wierzy w ludzi. Swoim współpracownikom lubi cytować Napoleona: – Każdy z was może nosić buławę w tornistrze.
 
Zakłady Kirchhoff, rozbudowane po obu stronach ul. Wojska Polskiego w Mielcu, jako pierwsze witają wjeżdżających do Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Zatrudnionych jest tu 900 osób. Fabryka pracuje przez pięć dni w tygodniu, na trzy zmiany. Jeśli trzeba – także w soboty. 80  proc. produkcji idzie na eksport. Głównie do krajów Europy Środkowo-Wschodniej: Czechy, Słowacja, Niemcy, Węgry, ale także na inne kontynenty. Ameryka Północna, Ameryka Południowa, Azja.
 
Od 2010 roku firma stale zwiększa sprzedaż, o ok. 10-15 proc. rocznie. I takie prognozy ma także na kolejne lata. Powstaje tu około 1400 różnych części do kilkudziesięciu marek. – W zasadzie wszystkich – stwierdza prezes Janusz Soboń. – Ale najwięcej dla Volkswagena, BMW, Mercedesa, Opla i Forda. W ciągu roku z zakładu wyjeżdża ponad 100 milionów części. Każda część jest wykonywana z precyzją równą tej, jaka obowiązuje w lotnictwie. Motoryzacja silnie zakorzeniła się na Podkarpaciu i jest potężną częścią gospodarki naszego regionu. Liczymy, że firmy produkcyjne, nie licząc usługowych z tej branży, zatrudniają w województwie około 13 tys. ludzi, a obroty branży sięgają 8 mld złotych. 
 
W tych liczbach duży udział ma także Kirchhoff Polska, a sukcesy firmy to w znacznej mierze zasługa Janusza Sobonia, który w 2013 roku otrzymał tytuł Mielczanina Roku w podziękowaniu za to, że w czasie kryzysu gospodarczego obronił fabrykę Kirchhoffa, będącą ważnym pracodawcą w mieście, przed zwolnieniami grupowymi. 
 
– Dziś można by o tamtych latach napisać książkę – macha rękę prezes Soboń. – Amerykański Lehman Brothers upadł we wrześniu 2008 roku i ten moment uznaje się za początek kryzysu światowego. Kryzys w branży motoryzacyjnej zauważyliśmy już dwa miesiące później, w listopadzie. W grudniu podzieliłem się swoim niepokojem z samorządowcami i politykami. Nie dowierzali, że to coś poważnego. Dopiero po Nowym Roku, kiedy składałem życzenia śp. posłowi Leszkowi Deptule, ten zapytał: „Co, prezesie, kryzys mamy?”. Dla nas zaczynała się właśnie katastrofa. Zamówienia załamały się. Liczba samochodów produkowanych i sprzedawanych rocznie w Europie spadła z 14 mln do 11,5 mln. 20-procentowy spadek przełożył się na pracę także w Mielcu. Stanęliśmy przed dylematem – zwolnić jedną piątą załogi, czy szukać ograniczeń gdzie indziej? Pracownicy zgodzili się na rozwiązanie najbardziej solidarne – skrócenie czasu pracy, a więc i niższe pensje. Cięcia dotyczyły wszystkich – także zarządu. Trwało to pół roku i na pewno najtrudniejsze było dla pracowników na hali fabrycznej, dla których oddanie jednego dnia pracy tygodniowo oznaczało duże wyrzeczenie. Z ulgą odetchnęliśmy dopiero w 2010 roku. Za tym zwycięstwem stoi cała załoga. 
 
Człowiek z Mielca
 
Janusz Soboń, rocznik 1958, z Mielcem związany jest od urodzenia. Rodzinne strony na dłużej opuścił tylko w czasie studiów na Politechnice Rzeszowskiej. Ukończył lotnictwo na wydziale mechanicznym. Wybór kierunku studiów wydawał się oczywisty dla chłopaka z miasta, w którym zakład lotniczy istniał, odkąd pamiętał. – Po maturze część moich kolegów zdecydowała się zdawać na modną już wówczas informatykę czy medycynę. Tam było kilkudziesięciu kandydatów na jedno miejsce. Uznałem, że nie ma sensu ryzykować, skoro mogę wybrać studia techniczne tak bliskie temu, czym żyło moje miasto – wspomina. Na politechnice startował właśnie pilotaż i przez pierwszy rok, jako przyszły inżynier, na tych samych zajęciach miał wielu kolegów, którzy później stali się sławnymi lotnikami, jak np. Wacław Nycz, mistrz świata i Europy w lataniu precyzyjnym.
 
 
Janusz Soboń. Fot. Tadeusz Poźniak
 
W 1981 roku, w którym w Polsce ogłoszono stan wojenny, przyszły prezes Kirchhoffa zaczynał pracę na hali fabrycznej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Państwowe Zakłady Lotnicze-Mielec. – Przyjęty zostałem na warsztat, co bardzo mi odpowiadało, bo już wcześniej jako student praktykowałem na produkcji, na półmontażu samolotów – opowiada. Po dwóch latach awansowano go na mistrza. Potem, ponieważ dobrze posługiwał się językiem angielskim, z produkcji przeniesiony został do działu eksportu. Przyszedł rok 1989 i wraz z nim kolejne zmiany, a dla niego nowe zadania związane ze zmianą gospodarki socjalistycznej na rynkową. Najpierw został kierownikiem działu sprzedaży, później organizował dział marketingu i sprzedaży, w końcu otrzymał stanowisko dyrektora handlowego. – Doszedłem wysoko i dostrzegłem ścianę – uśmiecha się. – Po 13 latach uznałem, że czas rozstać się z WSK PZL-Mielec. Nie wszystko mi się tam podobało, więc odszedłem. 
 
Dziś patrzy na tamtą decyzję jako jedną z najlepszych w życiu, chociaż nie była łatwa. – W tamtych czasach całe otoczenie żyło tak, że jeśli ktoś już trafił „na zakład” to odchodził z niego dopiero na emeryturę – mówi, przyznając: – W zasadzie nie miałem nowego pomysłu na siebie. 
 
Ale w latach 90. pojawiły się różne możliwości. Zatrudnił się w Stowarzyszeniu Promocji Przedsiębiorczości, które założył prof. Tadeusz Pomianek, późniejszy twórca Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. SPP otwarło w Mielcu Centrum Wspierania Biznesu. – Przepracowałem w nim trzy lata. Zarządzaliśmy funduszami z programu Phare dla małych i średnich przedsiębiorstw. Wykorzystywałem swoje doświadczenia z PZL, ale jednocześnie zdobywałem wiedzę. Miałem okazję konfrontować to, czego nauczyłem się w dużym, socjalistycznym przedsiębiorstwie z nowym podejściem do zarządzania i marketingu. Bardzo sobie ten okres cenię. To był wielki skok w moim życiu zawodowym.
 
W międzyczasie strajki pracowników upadających Zakładów Lotniczych spowodowały, że rząd zdecydował o uruchomieniu pierwszej w Polsce Specjalnej Strefy Ekonomicznej EURO – PARK MIELEC. Za zarządzanie odpowiedzialna była Agencja Rozwoju Przemysłu i do niej właśnie aplikował obecny prezes Kirchhoffa. – Chciałem zajmować się dużym biznesem, do jakiego byłem przyzwyczajony w WSK, gdzie mieliśmy klientów z Azji, Ameryki Południowej, Stanów Zjednoczonych i innych zakątków świata. ARP ma taką przestrzeń do działania – tłumaczy. 
 
Został zastępcą dyrektora mieleckiego oddziału Agencji – Mariusza Błędowskiego. I wtedy na horyzoncie pojawił się Kirchhoff. Był rok 1997, a „na horyzoncie” to dobre określenie. Niemiecka firma dopinała kontrakt z General Motors i Suzuki. Wynegocjowała duże zamówienie nowych części do wprowadzanego na rynek Opla Agili, którego produkcję uruchamiano w Gliwicach i na Węgrzech. Zleceniodawca postawił poddostawcy warunek – ma wybudować fabrykę tam, gdzie auto będzie produkowane. Dlatego Josef Gross, dyrektor zakładu Kirchhoffa w Attendorn, jeździł po Czechach, Węgrzech i po Polsce, analizując warunki inwestycyjne. – Bardziej podobały mu się Czechy, które lepiej niż Polska były przygotowane do obsługi inwestorów – wspomina Janusz Soboń. – Kiedy usłyszałem, że ktoś taki odwiedza Gliwice, Wałbrzych, ściągnąłem go na spotkanie do Mielca. I potem już nie wypuściłem. Firma spodobała się, a pierwsze wrażenie potwierdziło spotkanie z właścicielami Kirchhoffa. Ich klasa, życiowa mądrości i podejście do ludzi ujęły mnie. Pomyślałem, że z taką firmą rodzinną chciałbym się związać.
 
Decyzja o budowie fabryki w Mielcu zapadła w lutym 1998 roku. 18 marca zarejestrowana została spółka, 28 kwietnia ARP wydała pierwsze zezwolenie na działalność w strefie, w międzyczasie biegły prace projektowe, więc na początku lipca można już było rozpocząć budowę. To była inwestycja typu greenfield, czyli polegająca na wybudowaniu fabryki od podstaw. Tym bardziej imponujące jest tempo, w jakim to zrobiono. – Wszystkie formalności dopięliśmy w pięć miesięcy, co 20 lat temu nawet w skali Europy było wyczynem, bo dziś to raczej za standard – stwierdza Janusz Soboń, który już jesienią 1998 r. złożył aplikację o pracę w Kirchhoffie, gdzie zaoferowano mu stanowisko dyrektora ekonomicznego. – Zakład został oddany w lutym następnego roku, w marcu przyjechały pierwsze maszyny. Mogliśmy ruszać z produkcją.
 
Dziesięć razy więcej 
 
Pierwsze plany były raczej skromne – hala o powierzchni 4,5 tys. mkw. powierzchni produkcyjnej, budynek socjalno-administracyjny i około 130 pracowników, ostrożnie kreślono w dalszej perspektywie 200-osobowe zatrudnienie i obroty na poziomie 14 mln marek zachodnich. Niemcy nie spodziewali się, że mielecka inwestycja rozrośnie się wielokrotnie (dziś powierzchnia hal to ok. 26 tys. mkw.), da początek budowie dwóch kolejnych fabryk w Gliwicach i Gnieźnie, w których zatrudnionych będzie 1500 osób, a sprzedaż w 2016 roku sięgnie ponad 250 mln euro.
 
Janusz Soboń zaczynał w Kirchhoffie jako dyrektor ekonomiczny. Później został dyrektorem zarządzającym, następnie prezesem zarządu. W styczniu 2013 r. został powołany na członka zarządu korporacji Kirchhoff Automotive w Niemczech. Jest jednym z czterech dyrektorów zarządzających Kirchhoff Automotive. Odpowiada za rozwój biznesu, głównie w obszarze Europy Środkowo-Wschodniej. Ostatnio zajmuje się tworzeniem systemu zarządzania ryzykami. W biurze w Niemczech spędza połowę czasu pracy. Był pierwszym Polakiem zaproszonym do władz spółki. Potem do zarządzania dołączono kolejnych, m.in. jego kolega z zarządu polskiej spółki – Ryszard Muzyczka z Mielca, jest wiceprezydentem ds. operacyjnych na Europę.
 
Kirchhoff to firma rodzinna, która posiada kilkadziesiąt zakładów na całym świecie – 2 mld euro sprzedaży i 12 tys. pracowników. Działa w różnych branżach. Część Automotive tworzy 30 zakładów, w tym mielecki, zatrudniających 8 tys. pracowników, w 11 krajach świata, głównie w Europie, a także Ameryce Północnej oraz w Azji. Pod względem liczby zatrudnienia, największym z nich jest Kirchhoff Polska. – Dla pozostałych zakładów jesteśmy takim benchmarkiem – wzorcem, do którego się odnoszą i starają się dorównać – zauważa Janusz Soboń. – W lotnictwie była wysoka dbałość o jakość produktu i to przynieśli ze sobą do Kirchhoffa byli pracownicy WSK PZL-Mielec. Dlatego przerastaliśmy innych. Zaczęto się od nas uczyć, trochę rywalizować. 
 
Janusz Soboń cieszy się opinią prezesa, który zawsze stawiał na rozwój i nie bał się podejmowania nowych wyzwań. Takie podejście do zarządzania, sprawiło, że Kirchhoff Automotive nie poprzestał na Podkarpaciu, ale wybudował w Polsce kolejne zakłady – w Gliwicach i Gnieźnie, inwestując w sumie w naszym kraju w latach 1999-2016 kwotę 200 milinów euro. Ażeby rozwijać zakład w Mielcu okazało się, że ze względów logistycznych konieczna jest montownia większych zespołów w sąsiedztwie fabryki samochodów. Najbliższa znajduje się 270 km od Mielca, w Gliwicach. Dlatego tam powstał drugi zakład Kirchhoffa.
 
– To było konieczne. Przewożenie dużych elementów jest nieopłacalne – podkreśla Janusz Soboń i jako dowód pokazuje belkę poprzeczną deski rozdzielczej samochodu, w którą zabudowuje się wszystkie wyświetlacze, wskaźniki, zabudowuje się w niej kierownicę. To element, którego parametrów nie wolno zmienić, „wrażliwy” i wymaga w transporcie odpowiedniego zabezpieczenia. Jednym tirem stosunkowo niewiele takich belek można przewieźć. – Chcąc produkować coraz więcej i oferować produkty o coraz większej wartości, doszliśmy w Mielcu do wniosku, że trzeba umieścić montownie takich zaawansowanych zespołów bliżej klienta. W mieleckim zakładzie pozostała produkcja głównych zespołów, które dostarczamy m.in. do Gliwic i tam są składane, po czym od razu dostarczane na taśmę fabryki aut. Ta koncepcja sprawdziła się i u nas, i na Węgrzech, a producenci samochodów przekonali się, że warto było nam zaufać, powierzając kontrakty na bardziej zaawansowane elementy. Dzięki temu mamy więcej zamówień także w Mielcu i nasz zakład także się rozrósł. 
 
Serce w Mielcu
 
Koncepcja zakładu w systemie DIT (just-in-time), czyli dostarczającego element do odbiorcy w czasie nie wymagającym magazynowania, sprawdziła się tak dobrze, że Kirchhoff wybudował niedawno kolejny oddział w Polsce. Tym razem w Gnieźnie, niedaleko Wrześni, gdzie mieści się fabryka Volkswagena. – Taki też był warunek kontraktu z Volkswagenem – „macie być blisko nas”. Zakład otwarliśmy we wrześniu. Dostarczamy do niego elementy z Mielca i z fabryki w  Niemczech.   – tłumaczy prezes Kirchhoff Polska i podkreśla:- Główne decyzje, związane z rozwojem Kirchhoff Polska, zapadały w Mielcu i tu dziś mieści się główna siedziba firmy. Skąd się brała akceptacja właścicieli dla naszych kolejnych kroków? Znów podkreślę rolę całego zespołu, bo to od jego pracy zależy wiarygodność całej firmy. Jeżeli ktoś ją ocenia z zewnątrz, to patrzy nie tylko na prezesa, ale na cały zespół. Na to, czy ludzie ze sobą współpracują, czy się zwalczają? Czy są związane z tym zagrożenia, czy nie? Jak jest z ich fachowością, czy można im powierzyć ważny kontrakt, projekt? Jak się z niego wywiążą?
 
 
Janusz Soboń. Fot. Tadeusz Poźniak
 
O nominowaniu zakładu do realizacji jakiegoś zamówienia klienta decydują działy sprzedaży i inżynieringu w Niemczech. Część pracy tych działów wykonują również handlowcy i inżynierowie z Mielca. Przy dzisiejszej technice informatycznej to żaden problem. To, czy kontrakt trafi do Polski, czy np. do Portugalii, zależy między innymi od oceny i zaufania do konkretnego zakładu. – Nie ukrywam, że jest wewnętrzna rywalizacja pomiędzy zakładami. To nas motywuje do pracy, pcha do ciągłego doskonalenia. Wiemy, że jeśli będziemy dobrzy, intratne zamówienia zostaną tutaj ulokowane. W Mielcu udało się zbudować taką załogę, że wygrywamy dzisiaj bardzo ciekawe kontrakty nawet z fabrykami niemieckimi – mówi prezes Soboń. – Większość zakładów w naszej branży, które są częścią zachodnich korporacji, ukierunkowana jest na podstawowy łańcuch wartości dodanej, tj. logistyka na wejściu, potem produkcja, przy okazji jakość i dostarczanie do klienta. My rozwijaliśmy także inne kompetencje, jak np. zarządzanie projektami. To dało nam dużą samodzielność. Gdybyśmy tego nie potrafili, wszystkie nowe projekty musiałyby być zarządzane przez kolegów z Niemiec. Dzięki temu, że mamy własnych, kompetentnych inżynierów,  Niemcy nie muszą tutaj poświęcać czasu, swoich zasobów, tylko powierzają nam projekty całościowo. Rozwijaliśmy się pod wieloma względami. 
 
Dlatego w Mielcu mają nawet narzędziownię, co jest ewenementem, ponieważ narzędziowni poza Niemcami i mieleckim zakładem nie ma w żadnym innym kraju Kirchhoffa na świecie. Nigdzie więcej nie wykształcono umiejętności do konstruowania i produkowania własnych narzędzi. 
 
– Dzisiaj realizujemy nawet projekty badawczo-rozwojowe, a to kolejny dowód, jak daleko poszliśmy w rozwoju kompetencji na miejscu, u nas – podkreśla prezes Soboń. – Obecnie pracujemy nad jedną z ważnych części samochodu, odpowiadającą za bezpieczeństwo. Ma być wykonana z aluminium, w unikalnej technologii. W ten projekt zaangażowaliśmy Politechnikę Wrocławską. Dobrze się zapowiada także współpraca z Politechniką Rzeszowską, z którą kilka miesięcy temu nawiązaliśmy bliższe kontakty.
 
Prezes Soboń podkreśla, że siła mieleckiej fabryki bierze się z historii i tradycji regionu. – Obok mojego wydziału na WSK był ośrodek badawczo-rozwojowy. Pracowało w nim dwa tysiące inżynierów. Nie tylko z Mielca, ale z całej Polski, bo fabryka ściągała ich z różnych stron, fundując stypendia i oferując atrakcyjne warunki zatrudnienia. Kiedy WSK upadło, ta kadra gdzieś się rozmyła, ale przecież całkiem nie zniknęła. Miała też wpływ na umiejętności, myślenie i wiedzę kolejnego pokolenia. Ktoś, kto pracował w OBR, chętnie wysyłał dzieci na kierunki techniczne, chcąc, aby i one były inżynierami – stwierdza Janusz Soboń, sam też ojciec dwóch synów i córki. – Niestety, nie inżynierów – przyznaje z uśmiechem. – Ale, kiedy ściągałem tu Kirchhoffa, byłem przekonany, że znajdzie tu odpowiednią kadrę, która będzie umożliwiała rozwój. I tak jest. Cała nasza załoga to ludzie z Mielca i okolic. Część z nich pamięta jeszcze czasy PZL-u, ale większość to młodzi, którzy przy nas wyrośli. I powiem, że patrząc na to, jak oni zarządzają dziś swoim życiem, jestem pod wrażeniem. Przychodzą do nas ludzie, którzy chcą się uczyć, czasem ukończyli dwa fakultety.
 
Podczas spotkania noworocznego SSE EURO-PARK MIELEC, Kirchhoff został nagrodzony tytułem Firmy Społecznie Odpowiedzialnej. – Dbamy o pracowników i utrzymujemy dobre relacje z otoczeniem – podkreśla prezes. – To trzyma ludzi przy nas i motywuje. Rotacja jest na poziomie 2 proc. rocznie. Z 900 pracowników rocznie rozstaje się z nami 18 osób. Część to emerytury, czasem przypadek losowy, czasem lepsza praca. To odsetek, który bardzo dobrze świadczy o firmie i pokazuje, jak ludzie są z nami mocno związani.  
 
Główna idea, jaką Janusz Soboń kieruje się zarządzaniu firmą, to pozytywne motywowanie ludzi. – Często powtarzam pracownikom słowa, które kiedyś sam usłyszałem: obojętnie, na jakim jesteś miejscu, stanowisku, może to właśnie ty nosisz buławę w tornistrze. Czasami zdarzają się takie warunki, że ludzie niepozorni dostają skrzydeł i robią rzeczy niesamowite, których wcześniej nikt by się po nich nie spodziewał. Zachęcam młodych, aby walczyli – rozwijali się, nie bali poświęcać prywatnego czasu na naukę, szkolenia, robili coś więcej. Ktoś z nich może za chwilę zostać kierownikiem, dyrektorem, zrobić imponującą karierę. To dla mnie ważne, by w to wierzyli. Wiem, że mając wokół siebie takich ludzi i ja jestem silniejszy – przyjdzie moment, że któryś z nich złapie wiatr w żagle i pociągnie całą firmę. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy