Właściciel firmy Stalbudowa Kazex podkreśla, że ma szczęście. I w życiu prywatnym i w biznesie. I tym szczęściem Andrzej Bajor chętnie się dzieli, chętnie pomaga i wspiera. Dlaczego? Bo lubi, bo wciąż chce mu się chcieć, bo to nadaje sens życiu. Uważa, że każdy powód jest dobry, żeby wyciągnąć rękę do drugiego człowieka. A z kolei żaden nie jest wystarczający, by tracić czas na zatruwanie siebie i otoczenia złymi myślami, narzekaniem i wyolbrzymionymi problemami.
Firmę Andrzej Bajor prowadzi od 1990 roku. Zaczynał od handlu, zajmował się produkcją lodów, aż w końcu wrócił do budowlanki. Wrócił, bo z wykształcenia jest budowlańcem z uprawnieniami, i m.in. na początku lat 80. XX wieku był kierownikiem budów w Libii. Przełom roku 89 i 90 wykorzystał do stworzenia czegoś swojego. Udało się, a właściciel Kazexu podkreśla, że miał szczęście żyć w ciekawych czasach. – Nasze pokolenie trafiło na tę transformację, którą wielu wykorzystało – uważa. – A realizując się w biznesie dojrzewałem do pomocy ludziom, drugą rzeczą są też możliwości finansowe, jakie się otworzyły.
Stalbudowa Kazex, przekształcona z Kazex Sp. z o.o., jest dziś dużą firmą ze 100-osobową załogą, która buduje i inwestuje nie tylko na Podkarpaciu, ale też w całej Polsce. Ostatnie kilka lat to bardzo dynamiczny rozwój przedsiębiorstwa, które specjalizuje się w kompleksowej realizacji obiektów handlowych i przemysłowych. Firma projektuje, wykonuje i montuje konstrukcje stalowe dla największych w kraju przedsiębiorstw w swoich branżach, m.in. dla Mlekovity, Marmy Polskie Folie czy Korala. Zresztą od firmy braci Koral wszystko się zaczęło. To oni dali Kazexowi pierwsze tak duże i ważne zlecenie, które zaowocowało kolejnymi kontraktami z ogólnopolskimi przedsiębiorstwami. Andrzej Bajor podkreśla, że dzięki ich zaufaniu, ich wierze w to, że jego firma będzie w stanie zrealizować tak duże zamówienie, weszli w tę branżę z sukcesami. Naturalnym efektem rozwoju firmy była budowa nowej siedziby w Rzeszowie wraz z halą produkcyjną, gdzie dziś produkowane jest 200 ton konstrukcji stalowych miesięcznie. Z kolei w Kozodrzy koło Ropczyc, tuż przy zjeździe z autostrady A4, powstaje właśnie ocynkownia oraz nowy zakład konstrukcji stalowych, gdzie pracę znajdzie około 250 osób. Całość o powierzchni 10 tys. metrów kwadratowych i wartości ponad 36 mln zł. Właściciel zakłada, że najpóźniej wiosną przyszłego roku zakład będzie działał, a przy zarządzaniu wesprą go dzieci. – W ocynkowaniu dużym kosztem jest transport konstrukcji stalowych – wyjaśnia Andrzej Bajor. – A chodzi tu o duże ocynkownie, gdzie wanna ma długość kilkunastu metrów i można do niej włożyć budowlane konstrukcje stalowe. Dotychczas musieliśmy wozić swoje konstrukcje do Chrzanowa lub do Bydgoszczy, co zwiększało ostateczny koszt produktu. Wanna w Kozodrzy będzie miała długość 14 metrów, głębokość 3,5 m i będzie najgłębsza w Polsce, a trzecia pod względem długości. Dodatkowo ocynkownia będzie generowała mnóstwo nowych miejsc pracy, nie tylko w zakładzie, ale również wokół, gdzie będą powstawały zakłady metalowe. To kolejny ważny etap w rozwoju firmy.
Etyka, etyka i jeszcze raz etyka
Andrzej Bajor podkreśla, że im bardziej jego firma się rozwijała, im więcej osób zatrudniał, tym bliższe stawały się mu ludzkie potrzeby. Dla niego to zupełnie normalne i naturalne, bo przecież każdy pracownik ma jakieś problemy, z którymi się dzieli, o których opowiada. Na sugestię, że przecież nie wszyscy pracodawcy chętnie łączą strefę zawodową z prywatnym życiem swoich pracowników, Bajor odpowiada: – Trzeba na to patrzeć inaczej. Dla mnie zadowolony pracownik, to lepszy pracownik. Etyka w biznesie jest bardzo ważna. To ona pozwala spokojnie, mniej nerwowo prowadzić firmę. Ta ludzka twarz biznesu jest niezwykle istotna. A poza tym ja mam taki charakter, że wszystkich swoich pracowników lubię. Nie tylko tych w biurze, dyrektorów, kierowników budów, ale równie lubię i szanuję tych „na dole”. To wynika z wychowania w rodzinie, z charakteru i z wieloletniego doświadczenia w kierowaniu ludźmi. Jeśli trzeba pracownikowi pomóc, to należy to zrobić, choćby z tego względu, że później on pomoże firmie, bo będzie bardziej zaangażowany, bardziej lojalny. Dobry pracownik pracuje nie tylko dla pieniędzy i nie można tylko finansowo motywować pracownika. On musi czuć, że się go szanuje, że może liczyć na firmę, na właściciela, że w razie potrzeby pomoże mu. A wówczas on nie ociąga się, nie robi problemów, gdy firma potrzebuje czegoś więcej od niego, bardziej się angażuje. I to się sprawdza.
Według właściciela Stalbudowy Kazex, a podkreśla, że ta wiedza wynika z jego doświadczenia, pracownik, którego traktuje się, jak członka rodziny, będzie utożsamiał się z firmą tak, jak on, szef, utożsamia się z jego problemami. Rozmawiając z Andrzejem Bajorem nie sposób nie dostrzec, że wie, co mówi, że te słowa to nie efekt szkoleń z zarządzania, z których, nawiasem mówiąc, nigdy nie korzystał z prozaicznego powodu – nie ma na nie czasu. A poza tym, jego zdaniem, takie rzeczy człowiek czuje naturalnie, wewnętrznie. I potrafi to dostrzec wokół siebie.
– Miałem to szczęście, że współpracowałem z Rzeszowskim Towarzystwem Pomocy im. św. Brata Alberta w Rzeszowie, z rzeszowskim Caritasem, gdzie pokazano mi problemy rozmaitych ludzi – opowiada. – A ja miałem czas, by się nad nimi zastanowić i spróbować coś z tym zrobić, pomóc rozwiązać tym ludziom ich problemy. Dlaczego? Ponieważ człowiek pomagając drugiemu człowiekowi pomaga również sobie, bo czuje się lepiej psychicznie, ma większą motywację do jeszcze cięższej pracy. Mnie pomaganie bliźniemu jest potrzebne, ponieważ wtedy wyraźniej widzę, że mam szczęście żyć tak, jak chcę, pracować, jak chcę i realizować się. Ja po prostu jestem zadowolony z pracy i z życia, mam totalne szczęście w biznesie i w życiu – mówi z uśmiechem.
Optymizm pana Andrzeja jest wręcz zaraźliwy, a w czasie rozmowy nie zdarza się, by pojawiało się, ponoć tak charakterystyczne dla naszego narodu, narzekactwo. Mówi, że nie lubi kłamstwa, czarnowidztwa, bo to zatruwa życie i społeczeństwo. – Ludzie nie mając rzeczywistych problemów narzekają, a nie widzą, jakie problemy mają inni – uważa. – Swego czasu pomagałem Domowi Pomocy Społecznej w Łące. Tym wszystkim narzekającym przepisywałbym wolontariat w tym miejscu. Na receptę. Po wyjściu stamtąd dziękowaliby, że trawa pachnie, że słońce świeci. W końcu widzieliby te pozytywne strony życia codziennego i całego świata.
Fot. Tadeusz Poźniak
Słownik bez „nie” i „nie da się”
Determinacja, optymizm, błyskawiczne działanie – wydają się być znakami rozpoznawczymi Andrzeja Bajora, biznesmena i filantropa. Tymi samymi zasadami kieruje się w obydwu tych sferach. A u ich podstaw, jak podkreśla, zawsze leży etyka. Oczywiście, zdarzają się chwile zwątpienia, jak każdemu, ale to bardzo szybko mija. – Staram się wyrzucać z głowy negatywne myśli, a jeśli już stanie się coś złego, to nie żyć tym, bo to najgorsze co można zrobić. Trzeba odciąć się od tego, wyrzucić z głowy, i iść do przodu. Inaczej traci się pozytywną energię, którą można wykorzystać do zrobienia czegoś dobrego, do odniesienia sukcesu – przekonuje i podkreśla, że na świat patrzy trochę szerzej. Liczą się nie tylko pieniądze, nie tylko biznes. Cieszy go i nakręca sukces. Sukces w rodzinie, w firmie. Lubi patrzeć na swoich pracowników, na ludzi uśmiechniętych, zadowolonych, to daje mu satysfakcję.
Recepta na sukces i zadowolenie? Andrzej Bajor po prostu działa. Natychmiast. Nie ma u niego miejsca na wyszukiwanie przeszkód. Mówi, że nie używa słowa „nie” i sformułowania „nie da się”. – I pracownicy w mojej obecności też ich nie używają – śmieje się. A co jeśli komuś nowemu w firmie wymsknie się, któreś z powyższych? – Wystarczy wzrok szefa, by wiedział, że jednak się da. Poza tym koledzy szybko go uświadomią, jak postępować z właścicielem firmy, jaka jest instrukcja jego obsługi. Nie lubię też, gdy ktoś tłumaczy się z błędnych decyzji. Wystarczy kilka zdań, żeby przeanalizować sytuację i to wszystko. Energia stracona na przekonywanie mnie dlaczego coś się nie udało, to bezsens. Lepiej myśleć jak osiągnąć sukces, jak rozwiązać dany problem. Możliwe, że wynika to wykształcenia technicznego, co skutkuje trochę innym spojrzeniem na rzeczywistość. Na budowie cały czas trzeba rozwiązywać problemy, zawodowe, techniczne, projektowe, wykonawcze. Musi być konkretnie – tłumaczy.
Jan Paweł II, gen. Sikorski i Pakosławic
Taki sam styl działania, jak w biznesie, właściciel Stalbudowy Kazex stosuje w swojej działalności charytatywnej. Gdy o wsparcie zwrócił się do niego dyrektor rzeszowskiego Caritas, zadziałał bezzwłocznie i ufundował popiersie Jana Pawła II w Regionalnym Ośrodku Rehabilitacyjno-Edukacyjnym dla Dzieci i Młodzieży przy Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie. A przed kilkoma laty uczestniczył w rocznicowym spotkaniu szkoły podstawowej w Radomyślu Wielkim, do której uczęszczał. Szkoła nosi imię generała Władysława Sikorskiego, ale nie miała żadnego pomnika, ani popiersia patrona. Andrzej Bajor zaproponował, że ufunduje pomnik. I jeszcze w trakcie uroczystości powołał komitet budowy pomnika. – Nie tracę czasu, działam błyskawicznie, bardziej instynktownie, a decyzje podejmuję bardzo szybko – mówi. Po pół roku 3,5-metrowy pomnik gen. Sikorskiego, autorstwa Krzysztofa Brzuzana, był już gotowy. Nota bene pomnik tak udany, że muzeum z Tuszowa Narodowego, gdzie Sikorski się urodził, zwróciło się z prośbą o możliwość wykonania kopii popiersia. Stwierdzili, że to najładniejszy spośród istniejących pomników generała. Takie popiersie trafiło do muzeum, które mieści się w domu jego urodzenia.
Ostatnim pomnikiem ufundowanym przez Bajora jest podobizna Jana Pakosławica, pierwszego właściciela Rzeszowa. Fundator bywając w Ratuszu, gdzie jest malowidło przedstawiające akt lokacji miasta, zastanawiał się, kim był założyciel Rzeszowa. W rozmowie z prezydentem zaproponował budowę pomnika Pakosławica. – Zależało mi na tym, by społeczności rzeszowskiej, młodzieży, przybliżyć tę postać, przypomnieć historię miasta, rodu Pakosławiców. Wielu ludzi nawet nie wiedziało, kim był Jan Pakosławic, nie znało daty lokacji Rzeszowa. Dopiero, gdy powstał pomnik, zainteresowano się historią tego rodu i początków miasta – opowiada.
Pomnik, który stoi na skwerku w pobliżu Zamku, odsłonięto 26 października ubiegłego roku, i przedstawia Pakosławia z mieczem wbitym w ziemie i pasem rycerskim dla podkreślenia, że był on rycerzem, a także dokumentem lokacyjnym Rzeszowa w ręce. Autorem również jest Krzysztof Brzuzan.
Przed kilkoma laty biznesmen ufundował też dom swojemu ówczesnemu pracownikowi. Choć podkreśla, że zrobił to głównie dla jego jedenaściorga dzieci. – Nie obyło się bez trudności – przyznaje. – Byłem nawet bliski rezygnacji, ale te problemy, momenty zwątpienia i niepewności czy podjęte zobowiązanie powinno zostać ukończone, wynagrodził mi moment przekazania domu rodzinie. Radość tych dzieci, łzy w oczach. Widać było tę spontaniczną radość, tę szczerość. To mi wynagrodziło wszystko i cieszyłem się, że nie porzuciłem tego pomysłu.
Bajor podkreśla też ogromną i nieocenioną pomoc wielu osób, które go w tym wspierały. Ówczesnego wójta Świlczy, gdzie stoi dom rodziny, pani notariusz, która nie pobrała żadnych opłat, urzędu skarbowego i urzędu gminy, które odstąpiły od pobrania podatku. Dom powstał w pół roku i każdy z członków rodziny jest w równej części jego właścicielem. – Znajomi pytali mnie wtedy, dlaczego to robię. Odpowiadałem, że chce mi się chcieć. – A chce się panu jeszcze? – pytam. – Tak, chce mi się. Nieraz są jakieś gorsze dni, ale są i lepsze. A ja lubię swoich pracowników, lubię ludzi, jestem niepoprawnym optymistą. Mam też szczęście, i moje dzieci je mają. Wiem też, że pochwała, dobre słowo, więcej zdziałają niż nagana, bardziej zmotywują pracownika do pracy. Poza tym, mam pewne zobowiązanie moralne. Przed laty do Rzeszowa trafiłem dzięki Ludwikowi Chmurze, który w latach 70. ub. wieku był dyrektorem Elektromontażu. Nie tylko był moim przełożonym, potrafił mi również pokazać moją drogę zawodową, a równocześnie i życiową. Gdy chciałem wracać w swoje rodzinne strony, on przekonał mnie, że w Rzeszowie mam większe możliwości. Dziś ja chcę tym młodym ludziom, którzy przychodzą do pracy do mojej firmy, podpowiadać, pokazywać drogę – odpowiada.