Reklama

Kultura

Andrzej Potocki. Fenomen bieszczadzkiej sztuki

Antoni Adamski
Dodano: 09.08.2023
  • Andrzej Potocki. Fot. Tadeusz Poźniak
Andrzej Potocki. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

W sierpniu 2012 roku odbył się w Zagórzu pod Sanokiem niezwykły wernisaż. Było to poświęcenie Drogi Krzyżowej: czternaście jej stacji zostało wykonanych przez tyluż bieszczadzkich lub związanych z tym regionem artystów. Każda z nich ma inny charakter i odmienną stylistykę.

Ta niespotykana gdzie indziej różnorodność jest kluczem do sztuki Bieszczadów. Od nowoczesnej, ażurowej konstrukcji w kształcie krzyża, w którą wplecione zostały figury Chrystusa spotykającego na swej ostatniej drodze Matkę. |Poprzez stację wystylizowaną na kształt wiejskiej kapliczki czy tej, która wyszła spod dłuta wiejskiego świątkarza, gdzie ciemne złowieszcze postaci zgromadzone są wokół Krzyża, do którego prześladowcy przybijają ciało Chrystusa. Ułamek postrzępionego, spróchniałego drewna cudownie zmienia się w głowę zmarłego Zbawiciela. Aż po scenę, w której Jego Ciało – pokazane na kształt cerkiewnej płaszczenicy – opłakuje chór aniołów. Od naiwnych wiejskich amatorów po absolwenta Akademii Sztuk Pięknych, który w swojej stacji być może inspirował się obrazem Caravaggia – jak podaje Andrzej Potocki.

Sztuka Bieszczadów

Między tak odmiennymi artystami rozpościera się przepaść warsztatowa, ale łączy ich wrażliwość na Bieszczady. Regionalna wytwórczość była inspirowana i propagowana przez warszawskich, lwowskich czy krakowskich artystów od końca XIX stulecia po próg II wojny światowej. Później Bieszczady zostały zniszczone, a ludność wysiedlono. Na tej swoistej pustyni kulturowej powoli powstawało zagłębie artystyczne. Oparło się ono m.in. na uniwersalnym języku sztuki ludowej, na tradycji Kościoła Wschodniego, a także na tym, czego nauczyli się absolwenci Akademii Sztuk Pięknych w całym kraju. Przybywali tu ludzie z całej Polski. Osoby o różnych aspiracjach, wykształceniu i korzeniach. W tym tyglu nie bez bólu rodziła się bieszczadzka sztuka.

Andrzej Potocki – poeta, pisarz, dziennikarz – regionalista, przez pięćdziesiąt lat brał udział w tworzeniu bieszczadzkiego artyzmu jako animator kultury (wieloletni dyrektor Bieszczadzkiego Domu Kultury w Lesku), dziennikarz – w tym autor kilkuset reportaży telewizyjnych o miejscowych twórcach, pisarz i poeta zainspirowany Bieszczadem. W wielu wypadkach zdany był na własną pomysłowość, inicjatywę i zdrowy rozsądek. Władze – bez względu na panujący aktualnie ustrój – nie bardzo wiedziały, co z tą dziwną kulturą zrobić. Nie stosowały maksymy Hipokratesa: „Po pierwsze nie szkodzić”. Od 1972 roku odbywał się w Solinie Międzynarodowy Plener Malarski, którego rezultaty pokazywano corocznie w Domu Sztuki w Rzeszowie. W roku 1975 powstał nowy podział administracyjny i władze nie wiedziały, gdzie teraz plener o ponadregionalnym znaczeniu „uprzynależnić”. A ponieważ nie wiedziały, to prace artystów schowały… w ustępie domu kultury w Lesku. Wygódka została  zawalona sztuką (ponad 70 płócien) aż po sufit i na głucho zamknięta. Dopiero autor książki i ówczesny nowy dyrektor placówki wydobył płótna na światło dzienne i zorganizował ich ekspozycję. Podobnych przykładów znajdziemy w książce Andrzeja Potockiego więcej, ale też wiele pozytywnych przykładów wykorzystania indywidualnych pasji.

R. Szociński i A. Potocki natchnieni Bieszczadem. Fot. Archiwum Andrzeja Potockiego

„Artystyczne Bieszczady” pokazują sylwetki najwybitniejszych (nie tylko zdaniem autora) twórców. W tej prezentacji widać najlepiej różnorodność miejscowej sztuki.  Punktem wyjścia dla malarstwa niezwykle dziś popularnego Zdzisława Pękalskiego z Hoczwi było tworzywo: stare deski wiejskich chałup, stodół i obór, także te ze spalonej cerkwi w Komańczy, nieużywane już ale znacznie zużyte koryta, stolnice czy niecki, podkowy i stare gwoździe do dekoracji. Patrząc na nie, wyczarowywał własną wizję, którą utrwalał pędzlem na starym drewnie. Robił to tak sugestywnie, że niedługo później znalazł wielu naśladowców, którzy „malowali Pękalskim”.

Inne były koleje losu Zofii Rosiowej z Bachlawy koło Leska. Kaleka od urodzenia, niepiśmienna zaczęła rzeźbić w czasie pasienia krów. Najpierw były tylko ptaszki, później tworzyła figurki Madonn oraz Chrystusa, który wędrował między ludźmi jako żebrak, zszedłszy z „ołtarzowego majestatu” . Idący po prośbie czasem dostawał kawałek chleba. Częściej spotykał się z pogardą i odrzuceniem. Koniec życia przyniósł jej uznanie oraz pieniądze, które przyjmowała z niedowierzaniem jako dar, który spłynął jej niespodziewanie z nieba.

Andrzej Wasilewski. Fot. Irena Gałuszka

Andrzej Longin Wasielewski zwany „Jędrkiem Połoniną” lub „Jędrusiem Świątkarzem” zaczął rzeźbić z prozaicznego powodu. W Bieszczadach za socjalizmu brakowało papieru do malowania i rysowania. Gdy warunki zmieniły się, wykonywał rysunki tuszem – pełne wyrazu i celnej obserwacji. Tworzył też liryczne płaskorzeźby, jak choćby Madonna z dziuplą dla ptaszka czy Kapela.

Izabela Wiącek we wrześniu 1939 r. wraz z rodzicami znalazła się pod sowiecką okupacją. W maju 1941 r. została wywieziona w bydlęcym pociągu aż za Ural. Przez Gdańsk, Kolbuszową, Przeworsk w roku 1964 trafiła do Leska. Jej dorobek artystyczny zaczął się od korzenioplastyki. Później wykonywała płaskorzeźby. Wśród jej prac jest przejmująca, pełna dramatyzmu „Pieta”, która jest ukoronowaniem jej twórczości. Pisała także wiersze.

Spalone deski z cerkwi w Komańczy. Fot. Archiwum Andrzeja Potockiego

Zawarta w „Artystycznych Bieszczadach” prawda o artyzmie tej krainy geograficznej to zapis półwiecznego uczestniczenia wpierw w tworzeniu, a potem również w odkrywaniu i dokumentowaniu kultury w Bieszczadach przez Andrzeja Potockiego. Warto sięgnąć po tę mądrą, piękną, starannie wydaną książkę.

Andrzej Potocki, Artystyczne Bieszczady czyli kraina sztuk wielu, Wydawnictwo Książkowe CARPATHIA, Rzeszów 2023

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy