W swoich zbiorach Leszek Kut ma przedwojennego Sokoła 600 ccm i Sokoła 125 ccm produkowanego w krótkiej serii zaraz po wojnie.
Słyszałem, że na rynku kolekcjonerskim zawrotną karierę robią polskie motocykle Sokół, produkowane przed II wojną światową?
Zabytkowego harleya możemy znaleźć bez problemu. Z sokołami jest gorsza sprawa. Bardzo ciężko je zdobyć. Są unikatami. Syn wybrał się sokołem 600, z mojej kolekcji, na jeden ze zlotów użytkowników jeżdżących zabytkowymi starociami. Proponowano mu za ten motocykl kwotę, która wystarczyłaby na zakup mieszkania…
Myślę, że warto przybliżyć naszym Czytelnikom Sokoła i jego historię?
Pewnie nie wszyscy wiedzą, że produkcja jednośladów w Polsce ma swój początek w okresie międzywojennym. Udanymi polskimi, od początku do końca, konstrukcjami były właśnie wspaniałe sokoły. Wytwarzano je w kilku klasach pojemnościowych: 1000 ccm i 600 ccm. Wyprodukowano też kilka motocykli sportowych sokół 500 ccm i podobnie śladowe ilości o pojemności 200 ccm. Motocykle wyróżniały się, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, rzucającym się w oczy designem i znakomitymi parametrami technicznymi. W 1939 roku dwa sokoły 600 wjechały na Kasprowy Wierch. I dodam tylko, że wykorzystano do tego drogę wybudowaną specjalnie na potrzeby wznoszonej kolejki linowej, bo w normalnych warunkach nawet dzisiejsze crosówki miałyby problemy. Niestety, sokoły produkowane były w małych seriach. Gdy dodamy do tego, że przez kraj przetoczyła się straszna wojna, nic dziwnego, iż dzisiaj motocykle są rarytasami. Ja w swojej kolekcji mam sokoła 600 ccm oraz sokoła 125 ccm. Ten ostatni model był produkowany w krótkiej serii zaraz po wojnie.
I w ten sposób przeszliśmy do złotych lat dla polskich motocykli, czyli okresu po II wojnie światowej…
Mówi się, że to polski mały fiat 126p zmotoryzował Polaków. Ja mam zdanie zupełnie inne. Z motoryzacją rodacy oswoili się dzięki jednośladom. Rozwój motoryzacji związany był z produkcją motocykli. Niestety, wytwarzanie Sokoła zakończono w 1947 roku. Ale pojawiły się jednoślady produkowane w Warszawskiej Fabryce Motocykli (WFM-ki) i WSK-i ze Świdnika. W Kielcach uchowały się z okresu przedwojennego ramy do SHL-ek. Nie było do tej konstrukcji silnika. Poradzono sobie w sprawdzony w tamtych czasach sposób, kopiując napęd z motocykla niemieckiego DKW. Dzięki temu na naszych marnych drogach, a często i bezdrożach, pojawiły się ponownie polskie motocykle. Później dołączyły do nich motorowery Komar, Ogar itd. Ówczesne jednoślady musiały być konstrukcjami bardzo wytrzymałymi (wspomniane drogi) i prostymi w naprawie, tak aby poradził sobie z nimi mechanik, często stawiający pierwsze kroki w motoryzacji. Nie było przecież rozbudowanej sieci stacji obsługi. Musiał wystarczyć Motozbyt.
Motocykl w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych to król polskich dróg?
Król z przypadku. Miłość rodaków do jednośladów brała się stąd, że samochodów produkowaliśmy bardzo mało. Najczęściej jeździły jako służbowe w urzędach i instytucjach. Władza ludowa, zgodnie z duchem jej czasów, bardziej myślała o zapewnieniu sprawnego transportu zbiorowego, niż o zaspokajaniu „luksusowych” potrzeb fanów motoryzacji. Na zakup auta stać było tylko osoby bardzo majętne lub ustawione politycznie. Zakup motocykla był w zasięgu ręki przeciętnego Polaka.
Polska motocyklami stała?
WFM-kami, SHL-kami, WSK-ami, gazelami, dojeżdżano do pracy, jeżdżono w pracy, wybierano się na wiejski festyn oraz obowiązkowo wożono nimi dziewczyny lub żony do rodziny na wieś lub na zieloną trawkę. Niektóre polskie profesje nie mogłyby istnieć w tamtych czasach bez motocykli. Wiejscy lekarze, listonosze, weterynarze, agronomowie docierali do swoich klientów tylko dzięki nim. W mieście, kto chciał iść z duchem czasów, także musiał mieć motocykl kupiony w Motozbycie i przechowywany w blokowiskowej piwnicy. Zapach benzyny na klatce schodowej informował wszystkich, że któryś z lokatorów (lub lokatorzy) może się pochwalić WSK-ą lub SHL-ką.
Nasza miłość do motocykli trwała w najlepsze?
Powiem tak: byliśmy europejską potęgą motocyklową. Gdy dodamy do tego całą gamę motorowerów, które również produkowaliśmy, okaże się, iż z pewnością nie mieliśmy powodu do wstydu. Próbowałem kiedyś podliczyć stan naszego ówczesnego jednośladowego posiadania: gdyby policzyć także prototypy, które opuszczały polskie zakłady, to wytwarzaliśmy w sumie kilkadziesiąt modeli jednośladów. Nasz region także miał udział w ich powstawaniu. Pod koniec lat sześćdziesiątych Nowa Dęba przejęła produkcję silników motocyklowych od WSK Świdnik.
Polskie jednoślady jeździły nie tylko po polskich drogach. Eksportowaliśmy je do wielu krajów. Jeden z modeli naszych motocykli jeździł ponoć nawet w Indiach.
Chodzi o skuter Osa. Gdy na południu Europy zapanowała moda na skutery, my też nie chcieliśmy być gorsi od Włochów wożących swoje dziewczyny lambrettami. Nasi inżynierowie skonstruowali Osę. Bardzo ciekawy, urodziwy jednoślad. Od konstrukcji z ciepłego południa Europy nasz skuter różnił się np. rozmiarami kół. Na polskie, marne drogi musiały być duże, 14-calowe. Włochom wystarczały małe rozmiary. Osy eksportowaliśmy właśnie do Indii. Na tamtejszy rynek wyposażono je w układ wymuszonego chłodzenia.
Wspomnieliśmy już sokoły, WSK-i, SHL- ki WFM–ki, osy, gazele. Były też legendarne junaki?
Bardzo nowoczesna konstrukcja powstała w latach pięćdziesiątych i mogła zrobić światową karierę, gdyby ją dalej rozwijano. Stało się inaczej. Dzisiaj pod marką Junak jeżdżą motocykle wytwarzane przez „Chińczyka” i z tamtą śmiałą konstrukcją łączy je tylko nazwa.
Złote czasy dla jednośladów w Polsce kończą się na początku lat siedemdziesiątych?
Za sprawą małego fiata, który stał się marzeniem milionów. W czasach, gdy musimy się zadowalać taśmami montażowymi obcych koncernów samochodowych, warto pamiętać o tym, że przed laty produkowaliśmy wspaniałe jednoślady.