Sport

Cierpienia „Lewego” w meczu na szczycie. Barca przegrywa kluczowe spotkanie!

Źródło: Serwis Informacyjny PZPN
Dodano: 22.12.2024
Foto: Serwis Informacyjny PZPN
Foto: Serwis Informacyjny PZPN
Share
Udostępnij

Nie może wrócić na zwycięską ścieżkę w La Liga FC Barcelona. Od początku listopada do sobotniego wieczoru Blaugrana rozegrała w lidze siedem meczów, z których wygrała tylko jeden. Tym razem, mimo dużej przewagi i dobrej gry, drużyna Roberta Lewandowskiego przegrała 1:2 bardzo ważne starcie z Atletico Madryt. Sam Polak miał tego dnia duże trudności z dojściem do dogodnej sytuacji, a gdy już do tego doszło – fatalnie skiksował. 

Po kapitalnym początku sezonu Barcelony, z przekonującymi wygranymi i mnóstwem strzelanych goli, w tabeli La Liga na półmetku sezonu nie zostało już nic. Drużyna, która w pierwszych dwunastu kolejkach odniosła jedenaście zwycięstw, wypracowując sobie kilkupunktową przewagę nad resztą kandydatów do tytułu mistrzowskiego, w kolejnych sześciu spotkaniach wygrała raz, dwukrotnie dzieliła się punktami i poniosła aż trzy porażki. W ten sposób dała dogonić się obu klubom z Madrytu. Przed sobotnim bezpośrednim starciem Barcy z Atletico, podopieczni Diego Simeone (ostatnio sześć zwycięstw z rzędu) mieli już tyle samo, a szykujący się do swojego niedzielnego meczu z Sevillą Real o jeden punkt mniej od Katalończyków. Co więcej, zespół Roberta Lewandowskiego zdążył rozegrać o jedno spotkanie więcej.

Na domiar złego w ostatnim czasie kontuzji kostki doznał jeden z kluczowych piłkarzy Barcelony, Lamine Yamal. Występ 17-latka był w sobotę wykluczony, a jego miejsce na prawym skrzydle zajął przesunięty z lewej flanki Raphinha. To właśnie kapitan drużyny prowadzonej przez Hansiego Flicka był w pierwszych minutach meczu najgroźniejszy.

Ofensywnie usposobieni gospodarze nie zamierzali tracić czasu i od samego początku w swoim stylu długo utrzymywali się przy piłce, płynnie przenosząc ją w okolice pola karnego przeciwników. W budowaniu akcji udział chętnie brał Robert Lewandowski, obniżający pozycję i dający partnerom opcję do podania progresywnego. Sposób gry Barcelony szybko przełożył się na szanse.

Już w trzeciej minucie Raphinha zamykał akcję po dośrodkowaniu z lewej strony, ale zrobił o jeden krok za dużo, za bardzo wszedł pod piłkę i w konsekwencji nie był w stanie skierować jej w stronę bramki. 120 sekund później Brazylijczyk po raz kolejny uderzał z wewnątrz szesnastki. Tym razem płasko, swoją wiodącą lewą nogą. Strzał był celny, ale na jego drodze znajdowało się kilku  graczy Atletico i ostatecznie jeden z nich – Conor Gallagher – wślizgiem zażegnał niebezpieczeństwo.

Na następne klarowne sytuacje trzeba było poczekać nieco dłużej, choć optyczna przewaga nieustannie była po stronie gospodarzy. Gracze Atletico liczyli na kontrataki i w 18. minucie po jednym z nich byli bliscy znalezienia się w dogodnej sytuacji. Piłkę na prawą stronę za wysoko ustawioną linię obrony Barcelony przerzucił Gallagher, dopadł do niej Giuliano Simeone i od razu zgrał ją do rozpędzonego Antoine’a Griezmanna. Francuza w ostatniej chwili ubiegł Inigo Martinez. Defensor Blaugrany niedługo później sam mógł wpisać się na listę strzelców, gdy po jego silnym uderzeniu interweniował Jan Oblak. W 25. minucie z kolei po dośrodkowaniu Raphinhi mocno, aczkolwiek niecelnie główkował Gavi.

20-latkowi nie udało wpisać się na listę strzelców, za to pięć minut później zaliczył tyleż piękną, co przypadkową asystę przy trafieniu swojego o dwa lata starszego rodaka. Pedri, bo o nim mowa, otrzymał podanie na lewej stronie i w tej z pozoru niegroźnej sytuacji złamał akcję do środka, rozpędził się, mijając kilku rywali, wreszcie zagrał do Gaviego i pognał dalej przed siebie. Młodszy z Hiszpanów próbował przyjąć futbolówkę z półobrotem, jednak stracił nad nią kontrolę. Traf chciał, że odbita od niego piłka trafiła wprost pod nogi Pedriego, który podjął natychmiastową decyzję o strzale. Mimo desperackiej interwencji dwóch obrońców, Katalończycy wyszli na zasłużone prowadzenie. 

Niewiele brakowało, a dobra pierwsza połowa Barcelony zakończyłaby się jednak remisem. W doliczonym czasie gry piłkę zmierzającą do Juliana Alvareza w ostatniej chwili przeciął Martinez. Gdyby nie on, argentyński napastnik niechybnie doprowadziłby do wyrównania.

Druga odsłona meczu rozpoczęła się dokładnie tak samo jak pierwsza – od natarcia gospodarzy. W 48. minucie składną akcję Barcelony golem powinien był sfinalizować Fermin Lopez, który wyszedł na czystą pozycję, ale złym przyjęciem ograniczył sobie możliwość skutecznego strzału. Pięć minut później kolejny atak Blaugrany napędził Lewandowski. 36-latek najpierw odkleił się od stoperów i bez presji przyjął górne podanie, szybko rozrzucając piłkę na lewą stronę. Po chwili kapitan reprezentacji Polski otrzymał podanie zwrotne od Alejandro Balde i tuż przed linią szesnastego metra został sfaulowany przez Axela Witsela. „Lewy” sam egzekwował rzut wolny, uderzając tuż nad ziemią. Futbolówka minęła mur, ale odbiła się od kolegi z drużyny Polaka – Pau Cubarsiego.

W 57. minucie o włos od podwyższenia prowadzenia był Raphinha. Brazylijczyk otrzymał wspaniałe miękkie podanie od Pedriego i sam równie pięknie lobował Oblaka. Zamiast w siatce, piłka wylądował na poprzeczce, a przed skuteczną dobitką powstrzymał Lewandowskiego Witsel.

Choć z boiska czuć było, że drugi gol dla gospodarzy wisi w powietrzu, to po godzinie gry na tablicy wyników był już remis. Kontratak lewą stroną wyprowadził Alvarez i będąc na wysokości pola karnego zagrał wszerz. Dogranie to przeciął wracający sprintem Marc Casado, który zrobił to na tyle niefortunnie, że jego interwencja przerodziła się w „asystę” przy trafieniu Rodrigo de Paula. Argentyńczyk perfekcyjnie wykorzystał prezent od rywala i strzałem przypominającym wbicie bili do łuzy pokonał Inakiego Penę.

Na kwadrans przed końcem swoją wielką szansę miał Lewandowski. Po zgraniu Ferrana Torresa Polakowi wystarczyło dopełnić formalności, ale fatalnie skiksował i ostatecznie nie oddał nawet strzału. „Lewego” nie usprawiedliwia nawet fakt, że choć sędzia liniowy nie sygnalizował spalonego Torresa, VAR zapewne i tak anulowałby jego gola. 

Barcelona usilnie dążyła do zdobycia zwycięskiego gola. Dużo dobrego wniosło wejście Daniego Olmo, który w 81. minucie sam był bliski szczęścia. Niepewny na przedpolu był Oblak i po dośrodkowaniach kotłowało się przed jego bramką. Przede wszystkim jednak w 87. minucie kolejne genialne podanie Pedriego wyprowadziło na sytuację sam na sam ze słoweńskim golkiperem Raphinhę. Oblak umiejętnie skrócił kąt, a kilkadziesiąt sekund później zatrzymał też Pedriego.

Kiedy wydawało się, że Atletico, wyraźnie usatysfakcjonowane remisem i rzadko opuszczające własną połowę boiska, wywiezie z Barcelony punkt, w szóstej minucie doliczonego czasu gry podopieczni trenera Simeone ruszyli z kontratakiem i golem Alexandra Sorlotha przebili swoje oczekiwania. Na odpowiedź gospodarzy zabrakło już czasu. 

Dzięki wygranej ekipa z Madrytu wskoczyła na pierwsze miejsce w tabeli i nad sobotnim rywalem ma 3 punkty przewagi oraz jeden mecz do rozegrania więcej. Punkt mniej od Barcelony ma Real, który w stosunku do drużyny „Lewego” ma dwa spotkania rozegrane mniej.

Sytuacja zespołu w ciągu półtora miesiąca uległa diametralnemu pogorszeniu, za to w klasyfikacji strzelców póki co niezagrożona jest pozycja Lewandowskiego, który z 16 golami ma sporą przewagę nad konkurentami.

Czytaj także:

Share
Udostępnij

Nasi partnerzy