Z Kamilem Ziółkowskim, absolwentem Politechniki Rzeszowskiej, współtwórcą Superclustera – startupu, który został objęty wsparciem inkubatora Europejskiej Agencji Kosmicznej – ESA BIC i zdobył nagrodę na Carpathian Startup Fest 2023, rozmawia Alina Bosak.
W startupie Supercluster pracujecie nad platformą ze stratosferycznych balonów do prowadzenia badań w wyższych partiach atmosfery. Jeszcze na studiach wspólnie z kolegami zbudowałeś balon stratosferyczny. Samodzielnie wykonaliście też komputer pokładowy, wyposażyliście w kamery i wysłali na wysokość ponad 18,5 tys. km. Udało się wam wykonać zdjęcia Ziemi z poziomu stratosfery.
– Ten projekt był na początku inicjatywą studencką. Rozwijaliśmy go m.in. na Politechnice Rzeszowskiej, wspólnie z kolegami z Katedry Awioniki i Sterowania na Wydziale Budowy Maszyn i Lotnictwa na kierunku Lotnictwo i kosmonautyka. Na temat balonów stratosferycznych powstawały prace dyplomowe. Moja obejmowała projekt regulatora wysokości dla takiego balonu. Był to projekt eksperymentalny, w który włożyłem kawał zdrowia. Podczas pisania schudłem 7 kilo.
Warto było?
Warto. Jak widać przerodziło się to teraz w biznes. Dostaliśmy prawdziwego kopa od Europejskiej Agencji Kosmicznej, kolejnym był Carpathian Startup Fest.
Dostać się do inkubatora ESA BIC nie było łatwo.
Owszem, tylko dwa miejsca w Rzeszowie, pięć w Warszawie, a i tak przyjęto mniej uznając, że nie wszystkie projekty zasługują na wsparcie ESA.
Balony stratosferyczne – duże możliwości
Co takiego jest w waszym pomyśle, że ESA uznała go za potrzebny dla sektora kosmicznego?
Mamy mocno zagęszczone lotnictwo. Na świecie trwają starania, by robić coraz mniejsze separacje między samolotami przemieszczającymi się nad naszymi głowami. Powstają nowe systemy, które mają pilnować, aby to wszystko było bezpieczne. Do tego mamy już mnóstwo rzeczy umieszczonych w kosmosie, na niskiej orbicie znajduje się masa nanosatelitów, nie tylko komercyjnych, ale i studenckich. I wciąż wysyła kolejne. Tylko na ten rok zaplanowano wysłanie 2000 nowych nanosatelitów.
Nic dziwnego, że NASA ma misję dla kosmicznej „śmieciarki”. Trzeba będzie w końcu zacząć zbierać te odpady.
To prawda. Mamy tam już tak dużo kosmicznych śmieci, że trzeba będzie je ściągać. Dlatego my z naszym projektem celujemy w stratosferę. Jest tam więcej przestrzeni i nic nie lata oprócz balonów meteorologicznych, potrzebnych do przewidywania pogody. Poza tym nic się w stratosferze nie dzieje. Parę firm próbuje robić obiekty, które potrafią tam latać przez rok. My jednak postanowiliśmy podejść do tego od drugiej strony. Wyślemy coś, co będzie latało krótko w kontrolowany sposób i pozwoli monitorować pewne lokalizacje np. zmierzyć zanieczyszczenia, tzw. gorące wyspy w miastach, czy robić zdjęcia jak satelity. Skoro wysyłamy balony, aby mierzyć pogodę, dlaczego nie mierzyć przy okazji innych rzeczy? Jest jeszcze jeden aspekt tego projektu. Jeśli chodzi o balony, to od 200 lat nic się nie zmieniło. Zasada ich wysyłania jest taka sama. Prowadzi to do wielu problemów, także związanych z zanieczyszczeniem. W ładunku balonu jest nie tylko guma, spadochron, ale także elektronika – baterie. Jak przeliczyłem, to w rok tyle baterii spada na ziemię, że byłyby w stanie zanieczyścić połowę wody, jaką zużywa Rzeszów w ciągu roku. To naprawdę tony śmieci. I można by to był ograniczyć i wykorzystać na nowo. To także jeden z naszych celów.
Sukcesy takich firm, jak założony w Polsce Eceye, który wysyła dziś mikrosatelity z Przylądka Canaveral i stał się światowym liderem w zakresie radarowego obrazowania satelitarnego, pokazują jak bardzo świat zainteresowany jest obserwowaniem i śledzeniem wszystkiego z kosmosu. Czy Supercluster także celuje w takie rynki jak bezpieczeństwo?
Jak najbardziej celujemy również w ten rynek. Iceye stawia na zdjęcia radarowe. My możemy takie coś również prowadzić, ale chcielibyśmy skupić się na wysokiej rozdzielczości zdjęciach RGB czy zwykłych zdjęciach satelitarnych. To można wykorzystać w bardzo wielu branżach. Z tego typu rozwiązań na dużą skalę korzysta rolnictwo, a także branża finansowa i ubezpieczeniowa. Nasza technologia służy także do monitorowania dużych miast. Wyobraźmy sobie satelitę, która przelatuje nad danym miejscem raz dziennie, czy raz na kilka dni. Te zdjęcia są odświeżane raz na jakiś czas. A teraz wyobraźmy sobie, co by było, gdyby nad danym miastem kamera była przez cały czas. I to możemy osiągnąć właśnie dzięki balonom stratosferycznym.
Zabrzmiało i obiecująco, i przerażająco.
To projekt, który nam przyświeca – geostacjonarny balon, który znajduje się nad miastem i cały czas je monitoruje. To można wykorzystać do monitorowania ruchu, zanieczyszczeń.
Supercluster w Inkubatorze ESA BIC
Co zyskacie w Inkubatorze ESA BIC?
To wyprawka, aby można było zacząć kosmiczny biznes. To nie tylko pieniądze. Dużą wartość daje mentoring, współpraca z innymi podmiotami. ESA BIC powstało także po to, aby mieć partnerów do współpracy. W naszym przypadku jest to Politechnika Rzeszowska. Także wielu przedsiębiorców z Podkarpacia jest w tym programie i oferuje swoją pomoc. To wielka sieć networkingowa całej ESA. Są podmioty z innych państw Europy. To mentoring nie tylko biznesowy, ale i dotyczący np. przepisów prawa.
Jaki jest plan? Za 10 lat wasze balony będą monitorować miasta?
Teraz chcemy testować rozwiązania kosmiczne. Chodzi o to, aby obniżyć próg wejściowy, bo dziś przetestowanie kompletnego systemu jest bardzo drogie. Sama ESA, aby testować wielkie mechanizmy rozkładające coś w kosmosie, używa balonów, bo nie da się tego gdzie indziej zrobić. Tylko, że oni używają wielkiego balonu wartego kilkaset tysięcy euro. Do jego podniesienia używają helikoptera. To bardzo droga operacja. My chcemy zrobić tańszy system i umożliwić dostęp do niego szerszej grupie – uczelniom, przedsiębiorcom, by mogli też prowadzić swoje testy i mieć pewność, że nie wyślą czegoś, co nie zadziała w kosmosie. Drugi cel to kamery, monitorowanie i badanie, jak się ziemia kręci.
Od jakiej pasji doszedłeś do tego momentu?
Nietypowo. Moja mama powiedziałaby, że wystarczy powiedzieć, że coś jest trudne i nie da się tego zrobić – tak mnie najlepiej zachęcić. W liceum w Lublinie chodziłem na profil artystyczny. Byłem malarzem. Ogromnie interesowałem się malarstwem i filmem. Chciałem zostać plakacistą. Aż w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że wolę robić coś związanego z inżynierią. Dlatego złożyłem papiery na Politechnikę Rzeszowską, na lotnictwo, bo to wydawało mi się najtrudniejsze. Już na politechnice odkryłem, że jeszcze trudniejsze od lotnictwa jest wejście w sektor kosmiczny. I w tym kierunku poszedłem.