Reklama

Poznaj region

Rudnik nad Sanem polską stolicą wikliniarstwa

Aneta Gieroń
Dodano: 20.07.2023
  • Ryszard Machowski. Fot. Tadeusz Poźniak
Ryszard Machowski. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

Jest takie miasto wśród lasów Puszczy Sandomierskiej, nieopodal Sanu, otoczone polami wikliny, z prawie 500-letnią historią, gdzie co krok zachwycić się można rzeźbą z wikliny, wiklinowymi koszykami albo innymi ręcznie wyplatanymi przedmiotami. W mieście działa kilkanaście przedsiębiorstw zajmujących się wytwarzaniem i sprzedażą wyrobów z wikliny, a kilkaset osób z Rudnika i okolicznych wsi chałupniczo trudni się wikliniarstwem. A że Rudnik nad Sanem nazywany jest polską stolicą wikliniarstwa, to i Rynek pełen jest wiklinowych rzeźb – w jednym miejscu przysiadł smok, kawałek dalej biegną strusie obładowane kwiatami, a nieopodal, nad głowami latają wiklinowe ptaki. Ich autorem jest Ryszard Machowski, od 40 lat parający się wikliniarstwem artystycznym i użytkowym. Rękodzielnik, który wśród wikliny i z wikliną się wychował, a teraz wyplatania uczy kolejne pokolenia rudniczan.

Tradycje wikliniarskie w Rudniku nad Sanem sięgają czasów hrabiego Ferdynanda Hompescha, który w II poł. XIX w.  przybył tu z Wiednia i wzorowo gospodarzył na ojcowiźnie, rozwijając ubogą wówczas miejscowość. Sprowadził tutaj pierwszego lekarza, aptekarza, wsparł miasto finansowo po wielkim pożarze, ale przede wszystkim stał się ojcem rudnickiego wikliniarstwa. Dziś jego pomnik stoi w centralnym punkcie miasta.

Bo to właśnie hrabia Ferdynand Hompesch jeszcze w XIX wieku wysłał kilku mieszkańców Rudnika nad Sanem i okolicznych Kopek do szkoły koszykarskiej w Wiedniu. Tam uczyli się fachu, zdobywali wiedzę, doświadczenie, a  po powrocie do Rudnika nad Sanem dzielili się nią z mieszkańcami.

Hrabia Hompesch marzył, by Rudnik stał się wiklinowym zagłębiem i tak też się stało. W 1878 roku założono w mieście szkołę koszykarską, w której kształcono chałupników. Wokół Rudnika rozpoczęto uprawę wikliny oraz powstał system produkcji i sprzedaży wiklinowych wyrobów. Miasto zaczęło się rozrastać, a wikliniarstwo stało się dominującym zajęciem dla jego mieszkańców. W 1882 roku hrabia Hompesch założył firmę „Szkoła Koszykarska Karol Józef Krauz we Wiedniu”, wkrótce potem przemianowaną na „Prasko-Rudnicką Szkołę Fabrykę Koszykarską w Rudniku nad Sanem”.

Fot. Tadeusz Poźniak

Przemysł wikliniarski rozwijał się tak dobrze i przynosił tyle korzyści, że w 1919 roku założono w Krakowie syndykat koszykarski, którego prezesem został sam Wincenty Witos, a jego delegaturę otworzono także w Rudniku nad Sanem.

– W czasie międzywojennym wikliniarski biznes rozwinęli w Rudniku Żydzi – opowiada Antoni Wnuk, producent wyrobów wikliniarskich w Rudniku nad Sanem. – Przed 1939 rokiem wybudowali w mieście specjalny magazyn, by przechowywać w nim kosze z wikliny na eksport. Budynek, który stoi do dziś, zbudowany jest z cegły, nieotynkowany, a stropy są drewniane, by zapewnić właściwą cyrkulację powietrza we wnętrzu, odpowiednią do przechowywania koszy.

Wikliną z Rudnika nad Sanem zachwycił się świat

– Był taki czas, że eksport wikliny z Rudnika nad Sanem miał taką samą skalę jak eksport jednego z wydziałów w Hucie Stalowa Wola. Wiklina trafiała do Europy i Ameryki – wspomina Antoni Wnuk, dodając, że z biegiem lat eksport zmalał, a biznes przestał być opłacalny, zwłaszcza dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą.

Mimo to chałupników jest tu ciągle dużo – Lasowiaków od pokoleń wychowanych blisko natury, nawykłych do uprawy roli, ciężkiej pracy i dobrego rzemiosła. W Rudniku i okolicy ciągle powstają produkty w kilku tysiącach wzorów, od najstarszych form po nowoczesne – projektowane przez współczesnych designerów. Kosze, meble, podstawki, skrzynie, kufry, żyrandole, płoty, maty, leżaki dla psów, kosze dla kotów, a nawet pomniki czy muszle koncertowe.

10 lat temu, Zakład Produkcji Koszykarskiej Delta z Rudnika nad Sanem wykonał wiklinową elewację budynku Temporary Visitors Centre w Abu Dhabi, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Jest to największa tego typu fasada budynku na świecie. Powierzchnia elewacji ma około 4 tysiące metrów kwadratowych, a do jej wykonania zużyto 20 ton wikliny.

– Wiklina to wyjątkowy surowiec. Z jednej strony trudny do pozyskania, ponieważ z zasadzonego pnia wyrasta tylko jeden z kilkunastu rosnących patyków. Każdy ów jeden patyk raz w roku trzeba ściąć, zebrane patyki sortować  według wielkości, gotować przez 8-10 godzin w kotłach, a następnie ściągnąć korę i… to nie koniec pracy. Wiklinę trzeba jeszcze wysuszyć, związać i magazynować, natomiast przed pleceniem namoczyć, aby była plastyczna – tłumaczy Ryszard Machowski. – Sam od lat używam niekorowanej wikliny. Jest trwalsza i idealnie nadaje się do rzeźb wiklinowych, które powstają na metalowych konstrukcjach. Ta, by dała się wyplatać, musi być wcześniej parzona.

Z takiej właśnie wikliny powstała 4,5 metrowa żyrafa, która stoi przed domem Ryszarda Machowskiego, ale lada dzień opuści Rudnik i stanie przed jedną z krakowskich instytucji.

– W domu rodzinnym, we wsi Krzywdy wyplataniem zajmowała się cała rodzina, a ja od dziecka robiłem koszyki – opowiada artysta. – Gdy dorosłem, pozostałem wierny wiklinie, ale bliżej mi do rzeźby niż wikliniarstwa użytkowego.

Wiklina wpisująca się w nurt less plastic i zero waste

Sama wiklina zdaje się przeżywać renesans i idealnie wpisuje w modny obecnie nurt less plastic i zero waste. Ceniona za funkcjonalność, minimalizm i prostotę, nadaje wnętrzom ład i harmonię, a jednocześnie gwarantuje przytulność i ciepło. Jest ponadczasowa i uniwersalna, a jako surowiec ma wiele zalet – łatwo ją zutylizować, nie rozkłada się setki lat jak wyroby z plastiku i jest świetną alternatywą dla reklamówek foliowych. 

Fot. Tadeusz Poźniak

– Ludzie to doceniają. Wokół domów coraz częściej stawiają piękne, wiklinowe meble ogrodowe, rezygnując z plastikowych. Na zakupy chodzą z ekologicznymi torbami, a i koty przewożą w wiklinowych koszach – wylicza Ryszard Machowski. – Nie brakuje też chętnych na wikliniarskie warsztaty, ale niestety, ubywa rękodzielników. Wyplatanie to ciężka, fizyczna praca. Młodzież dziś woli lżejsze zajęcia. Dobrze, że podtrzymywaniem wikliniarskich tradycji zajmuje się Centrum Wikliniarstwa w Rudniku nad Sanem.

To powstało w samym sercu miasta, w zabytkowym budynku z XIX wieku, gdzie przed laty była szkoła. Piękne miejsce, docenione także w konkursie „Polska Pięknieje – 7 Cudów Unijnych Funduszy” w 2008 roku, nagrodzone tytułem Najlepszego Produktu Turystycznego Podkarpacia 2010. W Centrum oraz na jego dziedzińcu można oglądać wiele dzieł z wikliny dokumentujących wikliniarskie tradycje Rudnika.

Rudnik nad Sanem znalazł się też na lasowiackim szlaku III Festiwalu Kultury Lasowiackiej orgaznizowanego przez Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego, który 23 lipca gościł będzie właśnie w stolicy polskiego wikliniarstwa. Wtedy będzie też okazja podejrzeć tradycyjne wyplatanie oraz samemu wziąć udział w wikliniarskich warsztatach.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy