Spiskowcy, którzy promowali niszczenie własności publicznej w Brasilii zostaną zidentyfikowani i ukarani – oświadczył w nocy z niedzieli na poniedziałek prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva, informując jednocześnie na Facebooku, że udał się do pałacu prezydenckiego i do budynku Sądu Najwyższego po tym, jak zwolennicy byłego prezydenta Jaira Bolsonaro wdarli się do budynków rządowych w stolicy kraju Brasilii w niedzielę po południu.
"Jutro wracamy do pracy w pałacu prezydenckim. Zawsze demokracja" – zakończył swój wpis Lula (https://tinyurl.com/3bj3a94u).
Wcześniej Lula uznał niedzielne wydarzenia za "barbarzyńskie" i stwierdził, że brak odpowiednich zasad dotyczących bezpieczeństwa pozwolił "faszystowskim" zwolennikom Bolsonaro przełamać kordony utworzone przez brazylijskie wojsko przed budynkami rządowymi.
"Ci ludzie są wszystkim, co jest wstrętne w polityce" – powiedział Lula na konferencji prasowej w Sao Paulo, cytowany przez CNN.
Dziesiątki tysięcy demonstrantów wdarło się w niedzielę do budynku brazylijskiego Sądu Najwyższego, Kongresu i pałacu prezydenckiego, rozbijając okna, wywracając meble i niszcząc dzieła sztuki. Skradziono także oryginalną konstytucję kraju z 1988 roku oraz broń z prezydenckiego biura ochrony.
Policja przejęła budynki rządowe po trzech godzinach oblężenia przez demonstrantów i rozproszyła tłum przy użyciu gazu łzawiącego. Minister sprawiedliwości Flavio Dino przekazał, że zatrzymano 200 uczestników ataku, ale – obecnie już zawieszony gubernator stanu federalnego, w którym znajduje się Brasilia Ibaneis Rocha – przekazał, że było ich 400. Dino poinformował, iż trwające śledztwo będzie miało na celu odkrycie, kto sfinansował kilkaset autobusów, które przywiozły zwolenników Bolsonaro do stolicy oraz zbadanie, czemu Rocha nie przygotował odpowiednio ochrony budynków. Ich okupacja była planowana co najmniej od dwóch tygodni za pośrednictwem platform społecznościowych, takich jak Telegram i Twitter, jednak siły bezpieczeństwa nie podjęły żadnego ruchu, aby zapobiec atakowi – przekazała agencja Reutera.
W niedzielę późnym wieczorem sędzia Sądu Najwyższego Alexandre de Moraes postanowił zawiesić na okres 90 dni gubernatora Rochę z powodu zaniedbań w dziedzinie bezpieczeństwa. Wcześniej Rocha zdymisjonował sekretarza ds. bezpieczeństwa Andersona Torresa motywując to tym, że federalne służby bezpieczeństwa nie sprostały wyzwaniu, jakim było strzeżenie obiektów rządowych. Rocha to były sojusznik Bolsonaro.
Sędzia de Moraes zarządził także likwidację w ciągu 24 godzin obozów zwolenników Bolsonaro, które zorganizowali oni przed bazami wojskowymi w rejonie stolicy oraz odblokowanie wszystkich dróg i budynków. Ponadto sędzia polecił platformom społecznościowym Facebook, Twitter i TikTok zablokowanie kont użytkowników "rozpowszechniających antydemokratyczną propagandę".
Obecny prezydent Luiz Inacio da Silva, znany jako Lula, został zaprzysiężony 1 stycznia. W momencie rozpoczęcia ataku na budynki administracji w stolicy przebywał w stanie Sao Paulo, na południowym wschodzie kraju.
Była głowa państwa Jair Bolsonaro uznał 3 listopada 2022 r. swoją porażkę w przeprowadzonych w październiku ub.r. wyborach prezydenckich, a także wezwał swych zwolenników do zaniechania masowych blokad na drogach w całym kraju. Część zwolenników prawicowego polityka w dalszym ciągu organizowała protesty, twierdząc, że wygrana Luli niewielką przewagą – obecny prezydent wygrał większością 50,9 proc. – to efekt oszustwa wyborczego.
Były prezydent opuścił 30 grudnia Brazylię udając się ze swoimi najbliższymi współpracownikami do USA. Zadeklarował wówczas, że "niebawem wróci do kraju".
Bolsonaro skrytykował niedzielny atak swoich zwolenników i w opublikowanych na Twitterze postach uznał, że nie popiera tego rodzaju działań. "Pokojowe manifestacje, w formie zgodnej z prawem, stanowią część demokracji. Jednak wtargnięcia do budynków publicznych, jakie miały miejsce dzisiaj, a także były praktykowane przez lewicę w 2013 r. i 2017 r., wymykają się tej regule" – napisał Bolsonaro. (https://tinyurl.com/4bykusa7) Były szef państwa stwierdził też, że odrzuca "oskarżenia bez dowodów", jakie w niedzielę wysunął wobec niego prezydent Lula, stwierdzając, że Bolsonaro przyczynił się do inwazji na urzędy państwowe w Brasilii i "podżegał" swoich zwolenników.
Wtargnięcie, które – jak ocenił Reuters – przypominało szturm na amerykański Kapitol dokonany 6 stycznia 2021 roku przez zwolenników byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, zostało potępione przez światowych przywódców, w tym przez obecnego prezydenta USA Joe Bidena i prezydenta Francji Emmanuela Macrona oraz głowy państw Ameryki Łacińskiej.
Prezydent Luiz Inacio Lula da Silva dwukrotnie sprawował najwyższy urząd w państwie w latach 2003-2011. W 2018 roku rozpoczął odsiadywanie kary ponad 8 lat więzienia za udział w aferze korupcyjnej. Trzy lata później Sąd Najwyższy Brazylii unieważnił ten wyrok, a niebawem lewicowy polityk ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. Był przyjacielem regionalnych lewicowych dyktatorów: rządzącego Kubą Fidela Castro czy Hugo Chaveza – socjalistycznego prezydenta Wenezueli w latach 1999-2013. Castro udzielał Luli poparcia we wszystkich jego kampaniach prezydenckich, a sam Lula poparł wenezuelskiego prezydenta w jego sporze z prezydentem USA Georgem W. Bushem.
Były prezydent Bolsonaro od 1991 do 2018 roku był przedstawicielem Rio de Janeiro w brazylijskiej Izbie Deputowanych. W okresie tym jego priorytetami była obrona prawa obywateli do noszenia broni, promowanie wartości chrześcijańskich i walka z przestępczością. Stanowisko prezydenta objął w styczniu 2019. W dniu objęcia prezydentury wydał serię rozporządzeń, z których jedno usunęło sprawy społeczności LGBT z listy kwestii prowadzonych przez ministerstwo kobiet, rodziny i praw człowieka, a inne dało ministerstwu rolnictwa uprawnienia do wyznaczania ziem tubylczych, które będą miały zostać oddane pod uprawę. Szczególnie bliskimi kontaktami cieszył się z byłym prezydentem USA Donaldem Trumpem. W regionie zdystansował się od Kuby i Wenezueli udzielając poparcia opozycyjnemu wobec reżimu Nicolasa Maduro Juanowi Guaido i zobowiązując się do wsparcia "przywrócenia w Wenezueli demokracji".