Reklama

Ludzie

Jak długo wystarczy piasku na pustyni?! Felieton Anny Konieckiej

Anna Koniecka
Dodano: 30.08.2016
28953_24929_Ania_1
Share
Udostępnij

W filantropii obywatelskiej jesteśmy mistrzami. Powinniśmy się cieszyć i być z siebie dumni, przecież nie ma nic bardziej szlachetnego jak dzielić się z innymi, fundować, być hojnym. Dlaczego nie jesteśmy dumni? A zamiast się cieszyć, krew nas ze złości zalewa?!

Nadal będę obstawała przy swoim, że filantropia jest piękną, szlachetną ideą. I – że to jest bardziej eleganckie określenie, niż dojenie obywateli. A jesteśmy… filantropami mimo woli i per procura, bo to nie my a ktoś w naszym imieniu planuje sposób, w jaki mamy pomagać, oraz wybiera cel, oczywiście – szczytny, który musimy(!) wspierać. A że ten wybrany cel nie zawsze nam odpowiada, albo nie chcemy być aż tak hojni jak za nas zdecydowano, albo na taki gest po prostu nas nie stać? No cóż. Nie mamy na tę naszą zbiorową „filantropię” wpływu. Tak już jest w demokracji – większością rządzi mniejszość. Mądrze, głupio, ale rządzi.

Filantrop (ex definitione) starannie planuje sposób pomocy, jakiej chce komuś udzielić. I tu mam wątpliwości, czy nasz samarytański rząd Dobra Zmiana tej staranności przy planowaniu wydatków budżetowych na przyszły rok faktycznie dochował. A dziura budżetowa – niemal 60 mld zł (!) biorąca się z tego, że jesteśmy hojni choć nas nie stać – może się okazać niedoszacowana!

Nawiasem mówiąc, takiego rekordowego deficytu, balansującego niebezpiecznie na granicy wyznaczonej unijnymi przepisami, tośmy jeszcze nie mieli. Rząd Prezesa zadłuża państwo w szybszym tempie niż Tusk z Rostowskim. Ale co tam, ważniejsze jest kupowanie elektoratu – beneficjentów dobrej zmiany plus. Co tam Unia, jakieś gremium przypadkowych osób wydających prywatne opinie, więc można toto, z przeproszeniem, olać.

Ale – czy z powodu tego niedoszacowania dziury będziemy mogli być nadal wystarczająco hojni, aby sprostać żądaniom górników, oczekiwaniom rolników, naciskom kleru, nauczycieli, wojska, posłów, szefów gabinetów politycznych? Czy nie zawiedziemy nadziei na profity armii doradców i ekspertów nie tylko tych egzotycznych, zatrudnionych przez ministra wojny polsko-smoleńskiej, ale również asystentów i innych urzędniczych mrówek uwijających się wokół kancelarii prezydenta i premiera… dopóki Prezes ich nie wygoni i nie weźmie następnych?

Czy nie za mało będziemy wspierać ukraińskich aktywistów z Majdanu oraz armię prezydenta Poroszenki, której nie on – magnat czekoladowy – lecz my, skromni obywatele na dorobku, fundujemy wyposażenie? Słowo „wyposażenie” jest pojemne…

Miliard euro ładujemy w skorumpowaną ukraińską gospodarkę. To efekt wizyty prezydenta Dudy w Kijowie, swą hojnością (na nasz koszt) prezydent pobił na głowę b. premier Kopacz, która sypnęła ledwie 100 mln euro „na umocnienie ukraińskich granic”. Zastanawiające, że na liście naszych zagranicznych dłużników, niedawno opublikowanej, Ukraina oraz udzielone jej pożyczki przez poprzedni polski rząd oraz obecny rząd nie figurują. Pożyczamy pieniądze na wieczne oddanie? Tak postąpiła Ukraina wobec Rosji, po prostu odmówiła spłaty ponad 3,5 mld dolarów. Stąd pytanie j.w. I jeszcze jedno – jakie jest źródło finansowania tych polskich pożyczek? Nie mamy na kupce wolnych środków. U kogo zaciągnęliśmy kredyt, żeby pożyczyć bratniej Ukrainie?

Pytania o to, z czego niby Ukraina miałaby spłacić te i inne kredyty, jest pytaniem o odległą, na razie mglistą przyszłość tego kraju, a z tym to już raczej do babki szeptunki trzeba by iść. Pomimo że utrzymujemy doprawdy imponujące grono ekspertów ze Wschodu, dzielnie wspierających naszą rusofobiczną strategię „jednego wspólnego wroga”.

Beneficjentem naszej szczodrobliwości jest również w dalszym ciągu telewizja Biełsat – tuba antyreżymowej opozycji białoruskiej. Mimo że prezydent Łukaszenka nie jest (chwilowo?) na cenzurowanem. 

Wróćmy na nasze podwórko. A tutaj…  

W Kompanii Węglowej, zadłużonej na ponad 4 mld zł,  pełnomocnik rządu ds. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego składał się jak scyzoryk podczas negocjacji ze związkowcami, (organizacji związkowych jest tam – bagatela – trzynaście), żeby wyprosić chociaż rozłożenie na raty „czternastki” (14. pensji). I niechby  panowie związkowcy zechcieli rozważyć ewentualną rezygnację albo ewentualne zawieszenie na jakiś czas innych przywilejów, bo bryndza-nyndza, na wypłatę dla górników nie ma.

Za ewentualne ograniczenia oraz wyrzeczenia będzie nagroda – obiecał emisariusz rządu – zbudowana zostanie rentowna, perspektywiczna i stabilna pod względem zatrudnienia spółka, jaką ma być Polska Grupa Górnicza (PGG). Najlepiej by było, gdyby panowie związkowcy sami wskazali, gdzie można te ewentualne ograniczenia poczynić.  

Słowo „ewentualne”, powtarzane do bólu, jest sygnałem wysyłanym do związkowców, że rząd zgodzi się na wszystko, byle tylko górnicy nie spełnili groźby rzuconej przez szefa tamtejszej Solidarności, i nie rozpoczęli strajku w kopalniach.

Jakie wyrzeczenia są w stanie ponieść działacze związkowi, jeszcze nie wiadomo. Na razie zgodzili się na zawieszenie 14. pensji. Rocznie Kompanię Węglową kosztują one 226 mln zł.

Te 4 miliardy długu weźmiemy na swój garb my – podatnicy filantropi.

Czy  nadal górnicy będą dostawać „zjazdowe” – czyli dodatek do pensji za to, że zjeżdżają windą na dół do kopalni? (11 zł za każdy zjazd.) Czy małżonki górników będą dostawały „biletowe” – za to, że jadą na wczasy (koszt 7,2 mln zł rocznie), a dzieci górników czy dostaną „ołówkowe”? Czyli dopłatę do szkolnej wyprawki (koszt 10 mln zł rocznie).

Oszczędności mają w „w najmniejszym stopniu dotknąć osoby, które są zatrudnione” – zapowiedział pełnomocnik rządu. Z tego by mogło wynikać, że „ołówkowe” i „biletowe” się nie obronią. Chyba, że związkowcy wymyślą znowu jakiś myk. Mają czas. Na emerytury się nie spieszą, choć mogliby niektórzy dawno pójść, ale po co? Rządzą, żadnej odpowiedzialności za to nie biorą,  nie natyrają się jak prawdziwi górnicy, a kasa lepsza. Chwilo – wiecznie trwaj!

Najbardziej uprzywilejowane grupy zawodowe w Polsce kosztują nas rocznie co najmniej 46 mld zł. Statystycznie, każdy podatnik dokłada do nich 1194 złote rocznie – pisze portal Money.pl.

  • 7 mld rocznie dopłacamy do górnictwa.
  • Rolnictwo: dotacje na KRUS to największa część wydatków; ok. 15,1 mld zł. Budżet państwa do końca 2016 r. będzie finansować leczenie rolników mających gospodarstwa do 6 ha.

Ile będzie nas kosztowało leczenie, które zafundujemy kolejnym 2,5 mln pacjentów, którzy żadnych składek nie płacą? Minister zdrowia nie policzył przedstawiając  koncepcję zreformowania opieki zdrowotnej opartej o zasadę, że każdemu należy się opieka zdrowotna, bez względu czy płaci na fundusz zdrowia czy nie.

Pracujący w Wielkiej Brytanii Polacy nie mieli do tej pory prawa do bezpłatnego leczenia w kraju, ale gdy szlachetna w założeniu reforma ministra Radziwiłła wejdzie w życie, to warto będzie przyjeżdżać do Polski i tutaj się leczyć za frico. A tam, na Wyspach, pracować, zarabiać, płacić podatki (albo i nie). 

Taki hojny gest. A konsekwencje tej reformy – jakość usług medycznych, dostępność do procedur w publicznych szpitalach, przychodniach poprawi się, skrócą się kolejki? Nikt, nawet minister Radziwiłł, który firmuje ten nowy pomysł: zdrowie plus, w to nie wierzy.

Panie Prezesie, czemu Pan nam to robi?! Z zemsty? Za karę?

Jeśli nie widomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I tak jest prawdopodobnie tym razem. Zapowiedź ministra Radziwiłła, że wydatki na ochronę zdrowia wzrosną z 4,5 do 6 proc. PKB w roku 2025, została skwitowana… wymownym milczeniem  i ministra finansów, i pani premier. Czytaj: więcej pieniędzy z budżetu na utrzymanie miejsc pracy w publicznych placówkach (szpitalach, przychodniach etc.), nie będzie, musi je minister „wygospodarować”. Jak? Nie będzie leczenia za darmo (na NFZ) w prywatnych placówkach. No to życzmy  sobie duuużo zdrowia!

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy