Rano wsiada do pociągu i jedzie z rodzinnego Przemyśla do Rzeszowa, gdzie pracuje jako nauczyciel śpiewu w szkole muzycznej „Pro Musica”. Do domu wraca późnym wieczorem. Pisze w pociągu. W soboty gra koncerty lub chałtury, niedziele wykorzystuje na to, by odespać trudy tygodnia.
Gdy mówię, że została hojnie obdarowana przez Pana Boga, Magdalena Skubisz żartuje, że owszem… wzrostem. Ale nie o wzrost mi chodzi. Magda w jednym wcieleniu to wokalistka jazzowa, którą komplementowała Urszula Dudziak, w drugim – świetnie zapowiadająca się pisarka, której talent docenił sam Edward Redliński.
Od wesela do wielkiej sceny
Zaczęła śpiewać bardzo późno, bo mając 19 lat. O wyborze drogi zawodowej, jak to często bywa, zadecydował przypadek. Podczas wesela siostry, Magda – osoba z natury nieśmiała – zebrała się na odwagę i zaśpiewała na scenie jedną z piosenek Maanamu. Okazało się, że wokalistka z zespołu grającego na weselu na co dzień jest instruktorką Klubu Garnizonowego w Przemyślu. Powiedziała: „Masz fajny głos, przyjdź do mnie jutro”. – A parę tygodni później wysłała mnie na festiwal piosenki żołnierskiej – opowiada Magda. – Byłam kompletnie zielona, jeżeli chodzi o śpiewanie, ale przyjechałam z tego konkursu z jakimś wyróżnieniem i tak to się zaczęło.
Później były kolejne konkursy i festiwale. W maju następnego roku Magda – jak twierdzi, wyłącznie z ciekawości – pojechała na egzaminy wstępne na słynny Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Dostała się. –
Byłam chodzącym błędem emisyjnym, najlepiej czułam się w piosence aktorskiej i poezji, bałam się, że studia okażą się wielkim nieporozumieniem. Jakby tego było mało, badanie u foniatry wykazało poważną niedomykalność strun głosowych. Na początku się załamałam, potem wyszło na jaw, że nawet niedomykalność do czegoś się przydaje, bo dzięki niej brzmię jak czarna wokalistka – wspomina.
Aktywna absolwentka
W 2003 roku została magistrem sztuki – z piątką na dyplomie. – Dobra emisja głosu i umiejętność przekazu tekstu, to tylko jeden z czynników ułatwiających karierę – uważa Magda. – W równym stopniu liczy się osobowość, charyzma, a także ogromna determinacja i wola walki. Ale i tak najważniejsze, z kim się gra i od kogo się uczy.
Najwięcej nauczył ją mąż, potem grała z wieloma świetnymi muzykami z Podkarpacia, m.in. Jarkiem Babulą, Wojtkiem Tramowskim, Stanisławem Domarskim czy Zbigniewem Jakubkiem, z którym od lat prowadzi – organizowane przez Fundację Szkolnictwa Muzycznego – warsztaty muzyki rozrywkowej. Dziesięć lat spędziła w wojsku na etacie instruktora kulturalno-oświatowego, a obecnie pracuje w rzeszowskiej prywatnej szkole Adriana Adamskiego, klawiszowca Pectusa, z którym od dawna się przyjaźni. – Choć preferujemy inne klimaty muzyczne, mamy to samo podejście do swojego zawodu. Lubimy perfekcję – podkreśla moja rozmówczyni.
Przymusowy powrót do literatury
Przygoda Magdy z literaturą jest bardzo świeża, a już zaowocowała dwiema książkami „LO story” i „Dżus & dżin”, wydanymi w renomowanym wydawnictwie Prószyński i S-ka. W szkole, choć lubiła pisać, nic nie zapowiadało tego rodzaju kariery. Maturę z polskiego zdała ledwie na trójkę. Do literatury wróciła poniekąd pod przymusem – przy okazji obrony pracy magisterskiej. – Poprosiłam o „fachową ocenę” swoją dawną polonistkę, Dorotę Kostelecką – wspomina Magda. – Pani profesor stwierdziła, że praca, choć merytorycznie słaba, jest bardzo dowcipna i przyjemnie się ją czyta. „Powinnaś się zająć pisaniem książek” – powiedziała. Chyba żartowała, ale ja wzięłam to poważnie.
Na katowickiej uczelni uznali, że to jedna z ciekawszych prac magisterskich. – A polonistka tym jednym zdaniem zainspirowała mnie – opowiada Magda. – Niedługo potem urodził się mój syn. Opiekowałam się nim i kiedy zasypiał, na zasadzie wytchnienia od macierzyńskich obowiązków zaczęłam pisać.
Pod koniec sierpnia 2007 roku wysłała swoją książkę do 12 wydawnictw. Prószyński odpowiedział najszybciej, z tym, że była to odpowiedź wstępna. Decyzję o wydaniu powieści podjęło w końcu kolegium redakcyjne, które zebrało się dopiero w połowie maja następnego roku. – Przez pół roku byłam nieprzytomna ze stresu – mówi Magda. – Czekanie na „tak” albo „nie” jednego z największych wydawnictw w Polsce nie należy do przyjemności. Każdy, kto chciał wydać książkę lub płytę, wie o czym mówię. Ale udało się i „LO story” ujrzało światło dzienne.
Kontrowersyjna i doceniona
„LO story” zostało odebrane jako powieść z kluczem. Niemal natychmiast pojawiły się kontrowersje i oskarżenia autorki o celową próbę ośmieszenia środowiska szkolnego w Przemyślu. Do Prószyńskiego dotarł napisany przez pedagoga z byłego liceum Magdy e-mail z zapytaniem, ile zapłacono autorce za napisanie książki szkalującej szkołę. Potem – w podobnym tonie – zareagował wydział edukacji i władze miasta. Chociaż na okładce książki jest notka informująca, że wszystkie wydarzenia i postacie są fikcyjne, to wielu mieszkańców Przemyśla doszukało się w treści znamion autentyzmu.
Ale nie wszystkie głosy były tak surowe. Książka spodobała się Edwardowi Redlińskiemu. –
Więcej, uznał, że jest bardzo filmowa i że ktoś powinien namówić mnie do napisania scenariusza – opowiada Magda. – Dostałam nawet od niego materiały i egzemplarz jego debiutanckich „Listów z rabarbaru”, na którym napisał: „Gratuluję talentów. Wygra Pani”. Ciągle się boję, że się zawiedzie…
Opowieści część druga
Po roku „LO story” doczekało się drugiego wydania. A także kontynuacji, pt.. „Dżus&dżin”, opowiadającej o przemytniczym środowisku Przemyśla. Na jej okładce, prócz entuzjastycznej recenzji Redlińskiego (napisał m.in. „(…) poszukująca, pogłębiająca, demaskująca, odświeżająca, wyzwalająca, optymizująca. Arcyzapowiadająca…”), widnieje pochlebna opinia Marka Nowakowskiego. – W rozmowie telefonicznej przekonał mnie, że negatywna promocja to też promocja i gdybym nawet przeprosiła wszystkich dookoła, i tak nic to nie da – mówi Magda. „Dżus&dżin”, choć przyjęta w Przemyślu już bez kontrowersji, doczekała się licznych recenzji, m.in. w prasie lokalnej oraz w „Dzienniku Polskim”, „Gazecie Krakowskiej” i „Cogito”, pojawiła się również w „Teleexpressie” jako książka rekomendowana na lato.
Śpiewająca pisarka
Kim się czuje bardziej: piszącą wokalistką czy śpiewającą pisarką? – Śpiewającą pisarką – odpowiada. – Nie znam się na pisaniu i dlatego nie mam świadomości popełnianych błędów. Odwrotnie niż w swoim zawodzie. Piszę tak jak czuję, instynktownie. Kiedy coś schrzanię, zawsze mogę poprawić. Nie muszę przejmować się katarem, chrypką, tym, że jestem ciągle przemęczona, niewyspana i że „siadł” mi głos. Bardzo lubię swój zawód nauczyciela, mam kilkudziesięciu świetnych uczniów, a na koncie kilkunastu absolwentów wyższych uczelni o profilu wokalnym – mam nadzieję, że żaden z nich mnie nigdy nie opisze…
W tym roku otrzymała nagrodę Estrady Rzeszowskiej m.in. za „wyznaczanie wysokich standardów w tworzeniu i promowaniu sztuki oraz (…) wkład w rozwój kultury Województwa Podkarpackiego”.