Jaromir Kwiatkowski: W kalendarzu od prawie tygodnia mamy wiosnę, a za oknem zima na całego i jej końca nie widać. Czy to zjawisko normalne, czy pogodowa anomalia?
Michał Kowalewski: Wiosna astronomiczna ma bardzo precyzyjną definicję, zaczyna się zawsze w ściśle określonym momencie. Natomiast pogoda nie jest tą definicją aż tak mocno związana. Były takie lata, kiedy wiosna zaczynała się pod koniec lutego czy w pierwszych dniach marca, były i takie, kiedy jej przyjście się przeciągało. Przesunięcie zakończenia zimy i rozpoczęcia wiosny o 2-3 tygodnie w jedną czy drugą stronę jest normalne. Może nasza niecierpliwość wynika stąd, że przez ostatnie kilkanaście lat odzwyczailiśmy się od długich zim.
Jakie są przyczyny tych opóźnień czy przyspieszeń w odejściu zimy i nadejściu wiosny?
Łatwiej jest mówić, dlaczego wiosna zaczyna się w marcu czy na początku kwietnia. Kiedyś to, że wiosna zaczynała się wcześniej, a zima była bardzo słaba, było raczej anomalią. Natomiast pod koniec XX w. mieliśmy do czynienia z długą serią bardzo słabych zim. Zaczęto wtedy mówić o zmianach klimatu…
– …o globalnym ociepleniu.
Właśnie. W tej chwili teoria o globalnym ociepleniu zaczyna być uważana za błędną. Generalnie, czynnikiem bezpośrednio wpływającym na to, kiedy skończy się zima i zacznie wiosna, jest sytuacja baryczna nad Europą. Zachodzi pytanie, od czego ona zależy. Tu można wymienić: aktywność ośrodków niżowych nad północnym Atlantykiem; temperaturę północnego Atlantyku, która kształtuje ich aktywność i trasy, którymi one przebiegają, jak również to, co się dzieje na Wschodzie, czyli nad Rosją – jak bardzo aktywny jest wyż w tamtych rejonach. Te czynniki, które są w pewnym stopniu elementem losowym, mają wpływ na to, jak długo w Polsce będzie występować temperatura ujemna. Akurat w tym roku mieliśmy ocieplenie w pierwszych dniach marca i potem mniej więcej 7-8 marca we wszystkich rejonach Polski spadł śnieg, przyszła fala mrozów i od tego czasu utrzymuje się ciągle ujemna temperatura. Przy takiej pogodzie jak teraz, czyli wyżowej i dosyć słonecznej, pokrywa śnieżna powoduje, że tracimy dużo energii. Gdyby tej pokrywy nie było, grunt nagrzewałby się pod wpływem promieniowania słonecznego i temperatura powietrza byłaby o 5 stopni wyższa. Ale pokrywa śnieżna, która blokuje temperaturę gruntu do 0 stopni, bo pokrywa śnieżna jako zamarznięta woda nie będzie cieplejsza, plus wysokie albedo, czyli straty tego promieniowania, powodują, że mimo dużego promieniowania bezpośredniego mamy ujemne temperatury.
Laicy mówią, że w ostatnich latach mamy do czynienia ze zmianami klimatu, który zmierza w kierunku dwóch pór roku: zimy i lata. Mamy bowiem zimno, zimno i nagle wybucha lato, bo maj potrafi być bardzo gorący. Jak widzą ten problem fachowcy?
To jest bardzo dobre spostrzeżenie. Powiedział pan: „wybucha lato”. Jest coś takiego, w zależności od pory roku. Jeżeli jest to ostry koniec zimy, to mówi się o wybuchu, eksplozji wiosny. Jeżeli temperatura doskoczy do 20 stopni w cieniu, będziemy mówić o eksplozji lata. W zasadzie zapominamy o porach roku drugo- czy trzeciorzędnych, jak przedwiośnie czy przedlecie. Na jesieni jest lepiej; mówi się o poleciu, złotej jesieni. W „dół” to idzie łagodniej. Natomiast od zimnej do ciepłej pory roku te zmiany są bardzo ostre.
No tak. Na koniec pytanie najważniejsze: kiedy wreszcie doczekamy się wiosny?
Spodziewam się, że to jest kwestia tygodnia do 10 dni. Dokładniejsze informacje otrzymałby pan od synoptyka. Natomiast standardowo w ostatnich latach na początku kwietnia zdecydowanie była już wiosna.