Reklama

Kultura

Język polski coraz bogatszy, ale mowa nam ubożeje!

Aneta Gieroń
Dodano: 25.04.2023
73527_miodek
Share
Udostępnij
„Super”, „ekstra”, „mega”, a może po prostu „Essa” – ulubione słowa młodego pokolenia Polaków i nie ma co się zżymać, że język polski ubożeje. Wręcz przeciwnie, język z każdym rokiem jest bogatszy – o słowa z przeszłości i przyszłości, ale mowa, owszem, staje się uboższa. „O współczesności i przyszłości języka polskiego” dyskutowali w Filharmonii Podkarpackiej prof. Jerzy Bralczyk i prof. Jan Miodek w ramach spotkań „Wielkie pytania w Nauce” organizowanych przez Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Debatę prowadził znakomity publicysta „Tygodnika Powszechnego” red. Wojciech Bonowicz. 

O przyszłości języka nie sposób mówić bez uwzględniania jego przeszłości – mówił prof. Jerzy Bralczyk, zwracając uwagę, że te dwa tak różniące się treściowo słowa: „przeszłość” oraz „przyszłość”, są jednocześnie tak bardzo do siebie podobne fonetycznie. Dlatego język polski ma przyszłość bez przeszłości, ale na szczęście „teraźniejszość” się różni.
 
Prof. Jan Miodek nawiązał do językowych niespodzianek, które do dziś dziwią  językoznawców. Jedną z nich jest odmiana w dopełniaczu rzeczowników w rodzaju męskim w liczbie mnogiej. Końcówka „-ów” wydawała się oczywistym rozwiązaniem, bo nie występuje w innych przypadkach, w XIX wieku stosowali ją literaci i pisano np. „o bibliotece pisarzów”, tymczasem nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji i końcówka „-ów” w większości została wyparta przez końcówkę „-y”. Dlatego co prawda mamy odmianę „psów” czy też „kotów”, ale nie ma już „pisarzów” ani „stolarzów”. Inną językową niespodzianką było zamieranie form żeńskich w okresie PRL-u, mimo głoszonego formalnie równouprawnienia kobiet. Okazało się, że wówczas to jednak forma męska stała się znakiem docenienia ról zawodowych kobiet, a forma żeńska przesądzała o traktowaniu mniej poważnym. Dopiero teraz wracają feminatywy, które dla języka polskiego są zjawiskiem naturalnym.
 
Prof. Miodek przyznał także, że nie drażnią go anglicyzmy, zwłaszcza te, które obsługują rzeczywistość ekonomiczno-gospodarczą czy elektroniczną, typu: spółki joint venture, leasing, marketing, joystick, skaner, mail.
 
Od lewej: prof. Jerzy Bralczyk, prof. Jan Miodek, dr Wergiliusz Gołąbek, red. Wojciech Bonowicz. Fot. Tadeusz Poźniak
 
– Wypełniły istotną lukę w polskim systemie leksykalnym – tłumaczył profesor. Ich obecność jest dla mnie potwierdzeniem zachodzącego od 1989 r. cywilizacyjnego, gospodarczego i ekonomicznego normalnienia Polski. Przeciwko takim anglicyzmom nie powiem złego słowa. Natomiast zżymam się, gdy w sklepie ktoś mnie przekonuje, że te śruby są "dedykowane" do konkretnego typu drzwi. Słowo "dedykowany" również jest anglicyzmem. To językowa kalka, która pochodzi od podobnego angielskiego słowa, ale w tamtym języku "dedykować" oznacza "przeznaczać", a u nas tradycja wieków wykształciła znaczenie węższe. 
 
Prof. Bralczyk żartując o anglicyzmach wspomniał o słowie „event”, w którym dostrzega użyteczność, ale czy wersja spolszczona nie powinna być zapisywana np. „iwęt”? – pytał.
 
Bo okazuje się, że nawet językoznawcy mają granice swojej cierpliwości.
 
– Gdy pielęgniarka w trakcie badania zapewniała: „ A teraz moczyk na półeczkę, wyniczek będzie o godz.16.00”, to lekko się zdenerwowałem – ze śmiechem wspominał prof. Jan Miodek. – Ale, gdy na nekrologu zobaczyłem napis dla „Pana Bogusia” zamiast dla „Pana Boga”, to moja językowa wyrozumiałość się skończyła.
 
Litości nie miał też prof. Jerzy Bralczyk, gdy wchodzący na egzamin student już w drzwiach wykrzyknął: „Witam Panie Jerzy” – „Żegnam” usłyszał od profesora i egzamin się skończył.

O współczesności i przyszłości języka polskiego w Rzeszowie

Goście analizowali także wymowę skrótu nazwy Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie – WSIiZ. Czy skrótowiec powinien być odmieniany, oraz który przysłówek: „we” czy „na” jest poprawny. Co prof. Jerzy Bralczyka skwitował słowami: „Iwęty we WSIiZie mogą trwać…” usuńcie tylko „z siedzibą” w Rzeszowie, wystarczy samo w Rzeszowie. Ja też mam dom jakoby z siedzibą w Milanówku, ale mieszkam w Milanówku.
 
Nie zabrakło też opowieści o ulubionych lekturach obu mistrzów języka polskiego i niespodzianki nie było. Klasyka.
 
– Znów czytam „Wojnę i pokój” Lwa Tołstoja oraz „Lalkę” Bolesława Prusa – wymieniał prof. Bralczyk. – A czy literatura odbija zmiany, jakie zachodzą w języku polskim? Oczywiście. Czytajcie Stanisława Lema.
– I „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza – dodał prof. Miodek. – To była moja pierwsza lektura z dzieciństwa, którą na dobranoc czytał mi ojciec. Genialny tekst. Dla dzieci i dorosłych. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy