– Nie rezygnujcie ze swoich marzeń, dążcie do ich realizacji i wierzcie, że wszystko jest możliwe – to rada, jaką podróżnik Piotr Chmieliński, pochodzący ze Słociny (dziś to już dzielnica Rzeszowa) ma dla wszystkich, którzy marzą o dokonywaniu wielkich odkryć, ale… trochę się boją. Rada wydaje się w swej oczywistości aż banalna. Ale pana Piotra warto posłuchać, bo to podróżnik nietuzinkowy.
Ponad 30 lat temu w gronie kilku kajakarzy przepłynął kanion rzeki Colca – najgłębszy na Ziemi. Kilka lat później, jako pierwszy i do tej pory jedyny, przepłynął kajakiem, od źródeł do ujścia, najpotężniejszą rzekę globu, Amazonkę. Jest też przedsiębiorcą – jego firma badała m.in. zanieczyszczenie środowiska w „strefie zero” po ataku terrorystycznym na World Trade Center.
Kajakowego bakcyla złapał podczas studiów na AGH w Krakowie. Wspólnie z kolegami z Akademickiego Klubu Turystyki Kajakowej „Bystrze” rozpoczęli kajakową przygodę na Wiśle i rzekach południowej Polski. Potem były spływy w ówczesnej Jugosławii, Czechosłowacji, Rumunii, Grecji. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, pod koniec studiów zaczęli marzyć o większych wyprawach w Ameryce Południowej.
Wiele rzek pokonali jako pierwsi na świecie
W 1979 r., w dwa dni po obronie pracy magisterskiej, Chmieliński wraz z dziesięcioma krakowskimi kajakarzami, jako wyprawa kajakowa „Canoandes 79”, wyruszyli do Argentyny. – Za sprawą całej serii przeszkód, od politycznych po pogodowe, trafiliśmy jednak nie do Argentyny, a do Meksyku – opowiada. – O tamtejszych rzekach wiedzieliśmy niewiele. Dopiero na miejscu przekonaliśmy się, że to jest wyzwanie, jakiego szukaliśmy.
Na wiosnę 1980 r. żonata część ekipy wróciła do kraju. Trzon wyprawy – pięć osób, w tym Chmieliński – ruszył dalej, na podbój kolejnych rzek. W Gwatemali, Hondurasie, Nikaragui, Kostaryce, Panamie i Ekwadorze. – Z każdą rzeką, którą spłynęliśmy, podnosiliśmy swoje umiejętności kajakarskie. Po raz pierwszy mogliśmy się zmierzyć z rzekami o tak wysokim stopniu trudności. Wiele rzek pokonaliśmy jako pierwsi na świecie – podkreśla podróżnik.
Kajakiem przez kanion
W maju 1981 r., w przededniu zejścia do kanionu rzeki Colca w Peru, najgłębszego na Ziemi (jego ściany wznoszą się na wysokość 3200 i 4200 m, a więc jest on dwukrotnie głębszy od Wielkiego Kanionu Kolorado), dotarła do nich wiadomość o zamachu na życie Jana Pawła II. Byli w szoku, ale stwierdzili, że – zamiast rozpaczać – ruszą zdobyć niezdobyty dotąd kanion, by zrobić coś wbrew wariactwu współczesnego świata.
Cztery tygodnie w kanionie były wypełnione żmudnymi zmaganiami z niezwykle kapryśną rzeką, która na każdym kroku zaskakiwała śmiałków wirami, wodospadami, gwałtownymi zwężeniami, trudnymi do pokonania bystrzami i rapidami, a także głazami, które wielokrotnie niszczyły ponton. Chmieliński płynął kajakiem, torując drogę kolegom.
Prawem odkrywców, niektórym mijanym miejscom nadali polskie nazwy. Grupę wodospadów ochrzcili Wodospadami Jana Pawła II, a jeden z najtrudniejszych odcinków nazwali Kanionem Polaków. Prestiżowe pisma: „National Geographic” i „Paddler Magazine”, zaliczyły przepłynięcie kanionu rzeki Colca do najważniejszych osiągnięć ekspedycji rzecznych XX wieku. Wydarzenie zostało wpisane do Księgi Rekordów Guinessa.
Amazonka
Propozycja przepłynięcia całej Amazonki, od źródeł do ujścia, wyszła od kajakarza z RPA, Tima Biggsa. W sierpniu 1985 r. Chmieliński z ekipą dotarli do zamarzniętych źródeł Amazonki w Andach. Ustalili, że zaczynają się one w miejscu, gdzie zaczyna płynąć Apacheta. Sześć miesięcy później znaleźli się u ujścia rzeki w Atlantyku. Przez ten czas wykonali 3 miliony pociągnięć wiosłami i pokonali około 6800 km. Jedynie Piotr Chmieliński i amerykański dziennikarz Joe Kane (nie płynął od źródeł) dobrnęli do końca tej wyprawy. – Amazonka to rzeka niezwykle zmienna, co jest zrozumiałe, patrząc na tereny, przez które płynie – począwszy od źródła w Andach, poprzez niedostępne kaniony, amazońską dżunglę, po ujście w Atlantyku – opowiada Chmieliński. – Najtrudniejszym odcinkiem do pokonania była otchłań Acobamba, w której rzeka wydawała się jakby zamknięta w szczelinie skał i toczyła z nami ostrą walkę, podobnie jak Colca w kanionie.
Podróż Amazonką była związana nie tylko z pokonywaniem żywiołów rzeki. Czasem śmiałkom dokuczały warunki pogodowe, czasem wstrzymywali ich na przykład bojownicy Świetlistego Szlaku. – W zamian – podkreśla podróżnik – mieliśmy okazję poznać wspaniałych ludzi, spotykać się z niezwykle ciepłym i serdecznym przyjęciem przez mieszkańców mijanych po drodze miejsc, podziwiać piękne krajobrazy i poczuć niezwykłą atmosferę, którą poczuć można tylko na Amazonce.
Rekordzista
Przepłynięcie kajakiem Amazonki zostało zaliczone do największych dokonań XX wieku, obok zdobycia Mount Everestu i lądowania na Księżycu. Chmieliński trafił także, już po raz drugi, do Księgi Rekordów Guinessa. W 1998 r. znalazł się na ogłoszonej przez Uniwersytet Boba Jonesa w Południowej Kalifornii liście 21 największych odkrywców i zdobywców XX wieku. Kiedy pytam, co sobie bardziej ceni: przepłynięcie Rio Colca czy Amazonki, Chmieliński odpowiada: – Wysoce cenię sobie wszystko, co udało nam się dokonać. Jednak, nie umniejszając w żaden sposób tej pierwszej wyprawy, muszę przyznać, że Amazonka jest mi bliższa. Przepłynięcie całej jej długości było moim marzeniem. Pół roku spędzone w kajaku na wodach Amazonki było dla mnie próbą wytrwałości, determinacji, uporu. Ale był to też okres swoistego zaprzyjaźnienia się z tą rzeką. W Belem w Brazylii, miejscu, gdzie Amazonka wpływa do oceanu, moja radość z osiągnięcia celu mieszała się z żalem, że to już kres podróży. Najchętniej płynąłbym dalej, by wydłużyć nieco moment spełniania się mojego marzenia.
Kolejne pokolenie
Nie przypomina już brodatego studenta sprzed lat. Prowadzi pod Waszyngtonem przedsiębiorstwo HP Environmental, specjalizujące się w zagadnieniach ochrony środowiska naturalnego i środowiska pracy. Nie zarzucił jednak kajaków. Podkreśla, że kajakarstwo to jego hobby. – Chętnie – opowiada – zapraszam do wspólnego pływania kajakami wszystkich, którzy mają ochotę spędzić trochę czasu na wodzie.
Kajakarstwem udało mu się „zarazić” synów Maxa i Alexa oraz ich szkolnych kolegów. Tradycją już stało się, że każdego roku, w pierwszy weekend września, do domu Chmielińskich w Virginii pod Waszyngtonem zjeżdżają przyjaciele i ich znajomi, by przez cztery dni wspólnie pływać kajakami po Potomacu. Wtedy ta rzeka „mówi” po polsku.
– Mam nadzieję – mówi – że przyczyniłem się choć trochę do rozwijania pasji eksploratorskich wśród członków mojej rodziny, szczególnie młodego pokolenia Chmielińskich z Rzeszowa i Krakowa. Organizują swoje własne wyprawy po Polsce i świecie. Większość z nich to wyprawy górskie w Alpy i do Ameryki Południowej. Chociaż syn mojego brata, Andrzej Chmieliński, dodatkowo prowadzi imponujące eksploracje rowerowe – planuje m.in. wyjazd w Himalaje, by wspinać się na szczyty i pojeździć na rowerze po najwyżej położonych przełęczach na świecie. Mąż mojej bratanicy, Tomek Moszczak, wspinał się na Elbrus i zdobywał szczyty peruwiańskich wulkanów, w tym ten najwyższy – Nevado Coropuna (6419 npm). Tomek wraz z Andrzejem zdobyli kilkanaście 4-tysięczników, z Mount Blanc na czele. Mają też na koncie kilka południowoamerykańskich 6-tysięczników. Inni też nie pozostają w tyle. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości role się odwrócą i to ja będę miał okazję uczestniczyć w prezentacjach z ich wypraw.