Reklama

Biznes

Kohabitacja w sejmiku. Co to oznacza dla województwa?

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 01.07.2014
13407_12478_9681_urzad-marszalkowski
Share
Udostępnij
Od piątku w samorządzie województwa ma miejsce kohabitacja: zarząd  województwa tworzą PiS i Prawica Rzeczypospolitej, a prezydium sejmiku – koalicja PO-SLD-PSL, wsparta przez Mirosława Karapytę i Jana Burka. Politycznie zarząd i prezydium są wobec siebie w opozycji, a muszą koegzystować. Co to oznacza dla województwa?
 
Przypomnijmy, że ta sytuacja to efekt zmiany koalicji rządzącej sejmikiem. Do radnych PO, SLD i PSL oraz niezrzeszonego byłego marszałka Mirosława Karapyty, dołączył w piątkowych głosowaniach były PiS-owski wicemarszałek Jan Burek (odwołany z tej funkcji i zawieszony w prawach członka PiS po tym, jak się okazało, że jego zięć, wicedyrektor Filharmonii Podkarpackiej, jest współwłaścicielem firmy realizującej projekty finansowane m.in. z dotacji przyznawanych przez Urząd Marszałkowski). Burek przeszedł (a ściślej mówiąc: wrócił) na stronę PO-SLD-PSL, co spowodowało, że te partie zyskały nad PiS-em i Prawicą Rzeczypospolitej jeden głos przewagi w sejmiku (17:16). Korzystając z niej, nowa większościowa koalicja odwołała w piątek z prezydium sejmiku PiS-owskich radnych: Wojciecha Buczaka (dotychczasowego przewodniczącego) oraz Lidię Błądek i Ewę Draus, wybierając na ich miejsce Sławomira Miklicza z PO (nowy przewodniczący), Janusza Koniecznego (SLD) i Dariusza Sobieraja (PSL).
Sławomir Miklicz tuż po swoim wyborze zadeklarował wolę ułożenia dobrych stosunków z zarządem województwa. Czas pokaże, czy była to deklaracja szczera, czy wypowiedziana dlatego, że podobne zapewnienia są zawsze dobrze przyjmowane przez opinię publiczną. 
 
Zarząd dotrwa do wyborów
 
Jakie zatem parametry wyznaczają aktualną sytuację w samorządzie wojewódzkim? Po pierwsze, po tym, jak 8 dni temu radni PO, SLD i PSL nie udzielili absolutorium zarządowi województwa, będzie musiało odbyć się głosowanie nad odwołaniem zarządu, do czego obliguje sejmik ustawa o samorządzie województwa. Takie głosowanie może się odbyć nie wcześniej niż po 14 dniach od daty, kiedy zarząd nie otrzymał absolutorium. Na razie termin sesji, na której będzie głosowana ta sporawa, nie został jeszcze wyznaczony. 14 dni upływa w najbliższy poniedziałek. Do odwołania zarządu potrzeba 20 głosów, których nowa większość w sejmiku raczej nie zbierze (w piątkowych głosowaniach popierało ją maksymalnie 18 radnych i trudno oczekiwać, że uda jej się „przekonać” jeszcze co najmniej dwóch). A to oznacza, że zarząd przetrwa te kilka miesięcy do wyborów. Tyle też – jeżeli przetrwa krucha, zawieszona na jednym głosie, przewaga koalicji PO-SLD-PSL w sejmiku – potrwa kohabitacja w samorządzie wojewódzkim. 
 
Czy PO, SLD i PSL dadzą uzupełnić skład zarządu
 
Drugi problem: choć, jak napisałem, zarząd województwa raczej przetrwa do wyborów, to jest pytanie, w jakim składzie osobowym. Obecnie pracuje on w niepełnym, czteroosobowym składzie. Plan marszałka Władysława Ortyla był taki: wicemarszałkiem – w miejsce Jana Burka – zostanie dotychczasowy członek zarządu Tadeusz Pióro, a nowym członkiem zarządu – Jerzy Cypryś, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy, szef klubu radnych PiS w Radzie Miasta Rzeszowa. Radni PO, SLD i PSL dwukrotnie to w ubiegłotygodniowych głosowaniach zablokowali: w poniedziałek i piątek. Tak więc Cypryś na razie nie wszedł do zarządu, Pióro nadal jest „tylko” członkiem zarządu, a na funkcji jednego z wicemarszałków jest wakat. Na dodatek radni odwołali  wprawdzie wcześniej Jana Burka z funkcji wicemarszałka, ale w piątek nie zwolnili go z wykonywanych obowiązków. Tak więc Burek, choć formalnie nie jest już wicemarszałkiem, pełni jego  obowiązki do czasu wyboru nowego wicemarszałka. PiS i Prawica Rzeczypospolitej, z tego co się dowiedziałem, będą starały się po raz kolejny uzupełnić skład zarządu. Czy nadal to będzie blokowane przez sejmikową większość? Ile razy? Trudno też nie zauważyć, że obecny status Jana Burka, przebywającego aktualnie na urlopie, również nie wpływa na wyklarowanie się sytuacji wokół zarządu. Jednak dalsze blokowanie uzupełnienia składu zarządu przez radnych PO, SLD, PSL oraz Mirosława Karapytę  i Jana Burka,  może sprowadzić na nich oskarżenie o chęć celowego utrudniania prac zarządu. Wbrew deklaracji Sławomira Miklicza z piątkowej sesji.
 
Skazani na współpracę przy zagrożonych projektach?
 
Jest to tym bardziej istotne – i to jest problem trzeci – że toczy się obecnie ryzykowna gra nie o interes tej czy innej partii (na który mieszkańcy Podkarpacia mogą machnąć ręką), lecz o interes województwa. Władysław Ortyl, po tym, jak w maju ub.r. objął funkcję marszałka, nie ukrywał, że kilka bardzo ważnych projektów – z Centrum Wystawienniczo-Kongresowym w Jasionce na czele – jest zagrożonych i zarząd będzie działał pod silną presją czasu, by rozliczyć te inwestycje w terminie, czyli do końca 2015 r., aby nie trzeba było zwracać dofinansowania unijnego. Pod dużym ciśnieniem czasowym znajduje się także m.in. projekt dotyczący szerokopasmowego internetu, jak również duży projekt dotyczący ścieżek rowerowych. Zarząd województwa musi się z nimi – jak również z wieloma innymi – uporać w odpowiednim czasie i ma prawo liczyć tu na pomoc nie tylko ze strony partii go popierających, ale także opozycji wobec zarządu. Czas pokaże, czy padające często w czasie sesji sejmiku deklaracje, że najważniejsze jest dobro Podkarpacia, nie okażą się wyłącznie pustymi frazesami.
 
Magoń w prezydium: dobry zwyczaj czy zabieg PR-owski
 
I jeszcze jeden problem, przy poprzednich właściwie drobiazg. Koalicja PO-SLD-PSL (oraz radni Karapyta i Burek) odwołali jedynie PiS-owskich członków prezydium. Pozostawili w nim przedstawiciela koalicjanta PiS-u, czyli Prawicy Rzeczypospolitej – Janusza Magonia (nie złożono wniosku o jego odwołanie).  Czas pokaże, czy jest to początek dobrej tradycji, według której swoich przedstawicieli w prezydium ma zarówno koalicja, jak i opozycja (w maju ub.r. chciał to przeprowadzić nowo wybrany wówczas przewodniczący sejmiku Wojciech Buczak, ale nie natrafił na zrozumienie ze strony koalicji PO-SLD-PSL, która akurat wtedy straciła większość), czy też był to jedynie zabieg PR-owski. Pewne wątpliwości co do intencji autorów tego manewru może budzić fakt, że pozostawiono w prezydium „małego” koalicjanta, którego klub liczy zaledwie 3 radnych, a wycięto „dużego” – mającego w sejmiku 13 szabel. Z tego, co się dowiedzieliśmy, wynika, że Magoń był gotów zrezygnować z członkostwa w prezydium, ale odradzili mu to sami liderzy PiS. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy