Sport

Wywiązać się z roli faworyta. Polacy dzisiaj zmierzą się z Litwą

Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Dodano: 12.10.2025
Foto: Reprezentacja Polski / Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Foto: Reprezentacja Polski / Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Share
Udostępnij

Po towarzyskiej potyczce z Nową Zelandią reprezentacja Polski wraca do rywalizacji w kwalifikacjach do przyszłorocznych mistrzostw świata. Do wyjazdowego meczu z Litwą biało-czerwoni przystąpią w roli zdecydowanych faworytów, a potencjalna wygrana znacząco przybliżyłaby ich co najmniej do baraży. Przed lekceważeniem rywala przestrzega jednak selekcjoner naszej reprezentacji, który twierdzi, że bez odpowiedniego nastawienia starcie w Kownie może okazać się pułapką. Początek konfrontacji w niedzielę o 20:45 czasu polskiego, transmisja w TVP 1 i TVP Sport.

– Mam nadzieję, że zawodnicy skorzystają z doświadczenia z marcowego meczu i nie będzie podobnej sytuacji. Być może wtedy ktoś trochę zlekceważył przeciwnika, a na boisku okazało się, że nie będzie łatwo z nimi wygrać. W takich okolicznościach, już na murawie, trudno jest zmienić nastawienie. Nad nim pracuje się zdecydowanie wcześniej, nie na godzinę przed rozpoczęciem spotkania. Dzisiaj w sporcie najgorsze jest bycie zbyt pewnym siebie lub lekceważenie kogoś. Wpada się wówczas w pułapkę – mówił podczas sobotniego spotkania z dziennikarzami selekcjoner Jan Urban. 63-latek nie ucieka od roli faworyta i nie przygotowuje sobie alibi na wypadek ewentualnego niepowodzenia, a dba o odpowiedni przekaz do swoich podopiecznych. Chce ich uczulić, by nie dopisywali sobie trzech punktów przed wyjściem na murawę.

Bo choć wyniki reprezentacji Litwy delikatnie mówiąc szału nie robią, to nasi północno-wschodni sąsiedzi potrafili w ostatnim czasie postraszyć Holendrów i Finów, czyli głównych rywali Polski w walce o mundial. We wrześniu drużyna trenera Edgarasa Jankauskasa uległa „Oranje” zaledwie 2:3, odrabiając wcześniej dwubramkową stratę, a w miniony czwartek prowadziła do przerwy w Helsinkach, ostatecznie przegrywając 1:2. Trzecią z dotychczasowych porażek Litwy w trwających kwalifikacjach pamiętamy chyba doskonale i wiemy, jak niewiele brakowało, by wcale nie była ona porażką, a bezbramkowym remisem.

W marcu, na inaugurację zmagań o awans do MŚ 2026, Polska wygrała z Litwą 1:0 po golu Roberta Lewandowskiego w 81. minucie spotkania

fot. Cyfrasport

W marcu, na inaugurację zmagań o awans do MŚ 2026, Polska wygrała z Litwą 1:0 po golu Roberta Lewandowskiego w 81. minucie spotkania

Gospodarze niedzielnego starcia zanotowali więc trzy „bohaterskie” porażki, do których dorzucili domowy remis z Finami i rozczarowujące podziały punktów z Maltańczykami. Po sześciu grach mają w dorobku trzy punkty, a to – jak podkreśla trener Urban – mniej, niżby na to zasługiwali.

Kiedy w czwartkowy wieczór Litwini walczyli o sprawienie niespodzianki w Finlandii, reprezentacja Polski rozgrywała towarzyski mecz z Nową Zelandią. W jego trakcie piłkarze, którzy na co dzień nie mają problemów z grą w swoich klubach, w większości wypoczywali i właściwie od samego początku zgrupowania mogli poświęcić całą swoją uwagę i energię na mecz z Litwą. Inni faworyci do występu w niedzielnym spotkaniu o punkty, czasem murowani, zagrali przeciw Nowozelandczykom maksymalnie godzinę – właśnie tyle czasu dostał Piotr Zieliński, który w Interze Mediolan na tym etapie sezonu częściej jest rezerwowym i z tego powodu potrzebował złapać przetarcie meczowe. Od 21 września w mniejszym wymiarze w Fenerbahce SK zaczął grać Sebastian Szymański i on również otrzymał od selekcjonera dodatkowych 45 minut w towarzyskim sprawdzianie z ekipą z Oceanii. Z kolei Przemysław Wiśniewski i Jakub Kiwior rozegrali po jednej połowie ze względu na fakt, że w gronie powołanych znalazło się pięciu nominalnych środkowych obrońców, a sztab szkoleniowy biało-czerwonych nie zdecydował się póki co na odejście od systemu taktycznego z trójką stoperów. Jeden z tych teoretycznie podstawowych musiał zatem przez całe spotkanie przebywać na murawie.

Na podstawie wrześniowego zgrupowania, publicznych wypowiedzi trenera Urbana i personaliów na czwartkowy mecz towarzyski pozornie łatwo jest odgadnąć wyjściowy skład biało-czerwonych na to ważniejsze październikowe spotkanie. Ale czy rzeczywiście tak będzie, przekonamy się w niedzielny wieczór.

– Zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób zagrać i co ewentualnie zmienić personalnie. Dzisiaj (w sobotnie popołudnie – przyp. red.) na 90-95 procent mam skład, ale jedna zmiana – poza zastąpieniem Nicoli Zalewskiego – może się jeszcze zdarzyć. Niespodzianek jednak nie może być zbyt wiele lub nie będzie ich w ogóle. To nie jest tajemnica. Wszyscy, którzy przylecieli na Litwę, są do dyspozycji – zapowiadał podczas oficjalnej konferencji Urban.

Na Litwę nie przylecieli z resztą ekipy Bartłomiej Drągowski i Przemysław Frankowski. Obaj po spotkaniu z Nową Zelandią opuścili zgrupowanie (bramkarz w piątek, a wahadłowy w sobotni poranek) i wrócili do swoich klubów. – Bartek zmaga się z urazem przeciążeniowym pleców, Przemek natomiast doznał naciągnięcia mięśnia dwugłowego uda – tłumaczy lekarz reprezentacji Polski Jacek Jaroszewski.

Pozostali kadrowicze w sobotę przed południem udali się w drogę do Kowna. Na Litwie samolot z biało-czerwonymi na pokładzie wylądował kilka minut po godzinie 13:00 czasu lokalnego (12:00 w Polsce). Prosto z lotniska drużyna udała się na obiad do hotelu, a przed 18:00 rozpoczęła trening na Stadionie im. S. Dariusa i S. Girėnasa. 

Michał Skóraś

fot. Cyfrasport

Litwini w sobotę trenowali po Polakach. Gospodarze są zdeterminowani, by wreszcie wygrać mecz o punkty, co nie udało im się ani w tym roku, ani jesienią poprzedniego, kiedy przegrali komplet sześciu spotkań w Lidze Narodów. Choć i tu warto podkreślić, że tylko raz różnicą większą niż jednej bramki.

O tym, że konfrontowanie się z ekipą trenera Jankauskasa może okazać się pułapką, przekonali się Holendrzy. We wrześniu trzymaliśmy kciuki za naszych sąsiadów, bo gdyby wówczas urwali punkty faworytom, wzrosłyby szanse Polski na wygranie grupy G. To wciąż jest realne, choć nawet w przypadku kompletu naszych zwycięstw do końca kwalifikacji (z Litwą w niedzielę oraz z Holandią i Maltą w listopadzie) z „Oranje” najprawdopodobniej będziemy ścigać się na bilans bramkowy. Na ten moment podopieczni Ronalda Koemana, którzy w niedzielę podejmą Finów, są w tej materii lepsi aż o 11 goli.

Takie analizy to jednak na ten moment czysta publicystyka. Wychodząc na boisko nikt nie będzie o tym myślał. Najważniejsze, by wygrać z Litwą, bo to znacząco przybliży nas co najmniej do baraży.

Czytaj także:

Share
Udostępnij

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama

Najpopularniejsze

Reklama

Nasi partnerzy