Mecz Górnika Zabrze z Legią Warszawa, jak za dawnych lat przyciąga uwagę kibiców z całej Polski. Lider gościć będzie na Śląsku zdobywcę Pucharu Polski, który oszczędził na ważny mecz w europejskich pucharach kluczowych graczy, żeby byli gotowi na spotkanie w Zabrzu.
Klasyk kończący 11. kolejkę PKO BP Ekstraklasy zapowiada się pasjonująco. Legia, żeby lepiej przygotować się do starcia w Zabrzu odpuściła nawet mecz Ligi Konferencji z Samsunsporem (0:1) wypuszczając przeciwko Turkom rezerwowych. Priorytety na ten sezon w Warszawie są jasne – mistrzostwo musi wrócić na Łazienkowską. Górnik lideruje i też ma swoje ambicje. Piłkarze będą więc mieli okazję przypomnieć, że ich tarciami żyła kiedyś cała Polska.
W Zabrzu zmierzą się ekipy, które w sumie zdobyły 30 mistrzowskich tytułów i 26 Pucharów Polski. Historia ich starć jest nadzwyczaj bogata, bo zabrzanie z wojskowymi mierzyli się już 160 razy! Legia wygrała 71 meczów, a Górnik 52, przy 37 remisach.
Historia tych spotkań sięga 1956 r., kiedy Legia zmierzała po drugi z rzędu tytuł mistrzowski, a Górnik rozgrywał debiutancki sezon w ówczesnej 1. lidze. Legia u siebie wygrała 3:1, ale w na Śląsku uległa gospodarzom 2:3. Nie przeszkodziło jej to w zdobyciu tytułu, ale w kolejnym sezonie straciła go na rzecz, grającego dopiero drugi rok w najwyższej lidze, Górnika. Najciekawsze starcia tych ekip miały jednak dopiero nadejść. Oto najciekawsze w historii.
31 maja 1970 r., Legia Warszawa – Górnik Zabrze 2:1 (0:0)
Do takiego meczu współcześnie mogłoby dojść jedynie w Anglii, Niemczech, Włoszech, czy Hiszpanii. Półfinalista najważniejszego z europejskich pucharów podejmował u siebie finalistę drugich pod względem hierarchii rozgrywek Starego Kontynentu. Legia i Górnik to był wtedy klubowy top nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Legia dopiero co dotarła do półfinału Pucharu Europy, w którym odpadła dopiero z późniejszym triumfatorem Feyenoordem Rotterdam. Górnik zagrał w finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchesterem City i przegrał w Wiedniu 1:2. Mecz miał się początkowo odbyć 18 kwietnia, ale został przełożony właśnie ze względu na pucharowe występy.
„Mecz wiosny”, jak określały go media, stał na niesamowicie wysokim poziomie. Przed meczem liderująca w tabeli Legia, miała tylko trzy punkty więcej od Górnika. Zwycięstwo pozwalało jej na samym finiszu rozgrywek niemal podwoić tę przewagę (za wygraną dawano wówczas dwa punkty, a za remis jeden). Nic więc dziwnego, że drużyna Edmunda Zientary rzuciła się na rywala od pierwszych minut spotkania.
Taktyka Zientary wypaliła w stu procentach i po golach Jana Pieszki i Roberta Gadochy w drugiej połowie było już 2:0. W ostatnim kwadransie Wojskowi nieco zwolnili tempo meczu i kontaktowego gola dla gości zdobył Erwin Wilczek w 79. min. Było to jednak za mało, aby wywieźć z Warszawy trzy punkty i mecz zakończył się ostatecznie bezcennym rezultatem 2:1, który na cztery kolejki przed końcem rozgrywek pozwolił legionistom uzyskać przewagę czterech punktów nad Ruchem Chorzów i pięciu nad Górnikiem. Taka przewaga wystarczyła do zdobycia mistrzowskiego tytułu. – Wszyscy zawodnicy grali z ogromną ambicją, nieustępliwie, a co najważniejsze demonstrowali wszechstronny, nowoczesny futbol. Górnik również grał znakomicie, ale dzisiaj nie mógł sprostać Legii. Byliśmy lepszym zespołem – mówił po meczu Zientara.
Michał Matyas trener gości zadowolony był z wysokiego poziomu meczu. – Mimo ogromnej stawki obie drużyny rozegrały doskonale spotkanie. Oczywiście porażka zmniejszyła ogromnie nasze szanse na zdobycie mistrzostwa, ale nie będziemy rezygnować do końca – zapewniał.
4 czerwca 1972 r., Legia Warszawa – Górnik Zabrze 2:5 (2:1)
Po zakończeniu tego, stojącego na fantastycznym poziomie, spotkania media nie miały wątpliwości – to był najlepszy finał Pucharu Polski w historii. Choć minęło od niego już ponad pól wieku, chyba nadal można się zgodzić z tym stwierdzeniem.
Naprzeciw siebie na stadionie ŁKS Łódź stanęły drużyny, których piłkarze mieli za kilka tygodni, stanowić o sile reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich w Monachium. Odnieśliśmy tam największy wówczas sukces w historii – złoty medal olimpijski. Królem strzelców został legionista Kazimierz Deyna, a razem z nim z Warszawy do Monachium udali się także Robert Gadocha i Lesław Ćmikiewicz. Górnika na igrzyskach reprezentowali – kapitan reprezentacji Włodzimierz Lubański, bramkarz Hubert Kostka, Zygfryd Szołtysik, Zygmunt Anczok i Jerzy Gorgoń.
Kazimierz Górski nieprzypadkowo właśnie na graczach Legii i Górnika oparł wtedy swój zespół. Był to wówczas mistrz i trzeci zespół Ekstraklasy. Fanatyczny finał miał być jednak końcem prymatu tego duetu w polskiej piłce na wiele lat. Górnik zdobył Puchar Polski po raz szósty w historii, jak się okazało ostatni.
Legia była lepszym zespołem do przerwy i prowadziła po dwóch golach Gadochy. Po przerwie została jednak „zmieciona” przez zabrzan. Cztery gole strzelił w finale Lubański, a jednego Szołtysik. 30 tysięcy widzów było świadkami naprawdę wspaniałego spektaklu. Kibicowskie siły podzielone były po równo, tak jak w całym kraju. W latach 60. i 70. Legii i Górnikowi kibicowano bez względu na miejsce zamieszkania. Ich sukcesy w Europie cieszyły wszystkich Polaków. Podziały i wrogość miały dopiero nadejść.
– To była nasza piłkarska „święta wojna”. Obydwa zespoły grały wtedy na bardzo wysokim, europejskim poziomie – wspominał po latach bohater meczu w swojej książce „Ja Lubański”. – Kiedy Górnik i Legia graliśmy w Europie, to kibicowała nam cała Polska. Podziałów nie było. Nie byliśmy wtedy klubem tylko Zabrza, ale całego kraju – dodał.
Puchar wzniósł kapitan Górnika Stanisław Oślizło. Było to trofeum całkiem nowe, bo rok wcześniej zabrzanie zdobyli poprzednie trofeum na własność, po tym jak wywalczyli je po raz piąty. Do dubletu Górnika doprowadził trener Jan Kowalski. Pokonał on swojego byłego kolegę z reprezentacji Polski – Lucjana Brychczego.
Zadowolony z poziomu spotkania był też trener reprezentacji, Kazimierz Górski. – Piękny mecz, zasłużone zwycięstwo Górnika, wielka gra Włodka. Okazuje się, że Legię i Górnika stać na wysoki poziom nawet wówczas, gdy wydaje się, że nie można już oglądać ciekawego widowiska z udziałem naszych zespołów – mówił po meczu Górski.
Lubański uważa, że był to jeden z jego najlepszych meczów w karierze. – Myślę, że na poziomie krajowym było to najlepsze spotkanie, jakie rozegrałem w życiu. Miałem znowu „dzień konia”, kiedy wszystko mi wychodziło. Byłem za szybki dla obrońców Legii, a przede wszystkim bardzo dokładny, jeżeli chodzi o wykańczanie akcji. Taką dynamikę i szybkość, jak tego dnia, chciałbym mieć zawsze – wspominał Lubański.
10 maja 2006 r., Górnik Zabrze – Legia Warszawa 0:1 (0:1)
Stawką tego rozgrywanego w środę spotkania było zdobycie przez legionistów mistrzowskiego tytułu. Zabrzanie chcieli im to uniemożliwić. Pomóc mieli im w tym kibice, którzy mimo środka tygodnia zapełnili Stadion im. Ernesta Pola w liczbie 19 tys.
Legia przyjechała do Zabrza z pięcioma punktami przewagi nad Wisłą Kraków. Zdobycie trzech punktów na Śląsku dawało jej mistrzowski tytuł.
Okazało się, że mecz rozstrzygnął już w 14. minucie świetną, indywidualną akcją Piotr Włodarczyk. Defensywa gospodarzy nie była w stanie go powstrzymać i ten skierował piłkę odo siatki bok bezradnego Mateusza Sławika.
Mecz, sędziowany przez amerykańskiego arbitra Arkadiusza Prusia, aż do końca trzymał w napięciu. Legia zagrała jednak bardzo dojrzale, broniąc wyniku i nie dopuszczając gospodarzy pod swoją bramkę. Kibice Górnika byli wściekli. To oni biegali po meczu po murawie. Piłkarze Legii uciekli do szatni.
– Mistrzostwo było pięknym prezentem na 90-lecie Legii, do tego kropkę nad „i” postawiliśmy na boisku odwiecznego rywal – cieszył się Lucjan Brychcy, który w wieku 72-lat wciąż był w sztabie trenerskim Legii. – Po meczu zapanowała euforia. Szybko uciekłem do szatni, żeby kibice biegający po boisku, nie zdarli ze mnie ubrania. Tam z kolei szampanem obalali mnie świętujący piłkarze. Wodzirejem był Aleksandar Vuković, który wskoczył na stół i zaintonował „Sen o Warszawie”, który wszyscy odśpiewaliśmy – zdradziła legenda Legii.
– Wzruszyłem się strasznie, kiedy tak śpiewaliśmy. Popłakałem się. W dzieciństwie marzyłem, żeby zostać mistrzem Polski. Mam już 29 lat i to był dla mnie „ostatni dzwonek” – mówił po meczu kapitan Legii, Łukasz Surma.
Żeby nie denerwować zabrzańskiego zespołu, kibice Legii ze świętowaniem przenieśli się do pobliskiego Sosnowca, gdzie siedzibę ma zaprzyjaźnione z Legią Zagłębie. Tam zabawa kibiców trwała do białego rana. Podobnie, jak świętowanie piłkarzy w Warszawie,
Legia zdobyła tytuł na 90 urodziny, a także na setne. W przyszłym roku będzie miała już 110 lat. Górnik na pewno zrobi wszystko, żeby tym razem nie sprawić jej prezentu, jak w 2006 r.