Sport

Mamy nowego lidera, kryzys Legii – pięć wniosków po 12. kolejce PKO BP Ekstraklasy

Źródło: serwis informacyjny PZPN
Dodano: 22.10.2025
Foto - Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Foto - Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Share
Udostępnij

Trwa niesamowita seria Jagiellonii. Po zwycięstwie 4:0 nad Arką Gdynia klub z Białegostoku jest niepokonany w dziesięciu kolejnych meczach w Ekstraklasie (dzięki czemu został liderem, spychając na drugie miejsce Górnika Zabrze) i w siedmiu w Lidze Konferencji. Na przeciwnym biegunie jest Legia Warszawa, która przegrała trzecie spotkanie z rzędu i pozycja trenera Edwarda Iordanescu jest coraz bardziej niepewna, choć w czwartek ma poprowadzić zespół w Lidze Konferencji przeciwko Szachtarowi Donieck. Oto pięć wniosków po 12. kolejce PKO BP Ekstraklasy.

1. Jagiellonia Białystok jest coraz mocniejsza i została nowym liderem

Wymieniani przed sezonem w gronie głównych rywali Jagiellonii w walce o tytuł mistrza Polski – Lech Poznań, Legia Warszawa i Raków Częstochowa – systematycznie gubią punkty, tymczasem zespół trenera Adriana Siemieńca wygrywa mecz za meczem. Po tym jak zaliczył wpadkę w inauguracyjnej kolejce (0:4 w Białymstoku z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza), nie przegrał dziesięciu kolejnych spotkań w PKO BP Ekstraklasie. W sobotę w Białymstoku „Duma Podlasia” rozbiła Arkę Gdynia 4:0 i – po remisie Górnika Zabrze w Kielcach z Koroną – awansowała na pozycję lidera (24 punkty, jedno oczko więcej od Górnika).

Jagiellonia ma już pięć punktów więcej od Lecha, dziewięć od Legii i dziesięć od Rakowa. To spora zaliczka. Drużyna Siemieńca dobrze radzi sobie także w Europie. Awansowała do Ligi Konferencji, gdzie wygrała pierwszy mecz z maltańskim Hamrun Spartans 1:0, a łącznie z kwalifikacjami zaliczyła już w tych rozgrywkach siedem spotkań bez porażki. W najbliższy czwartek „Jagę” czeka znacznie trudniejsze zadanie – wyjazdowy mecz z francuskim RC Strasbourg. Jagiellonia wydaje się jednak być z każdym meczem coraz mocniejsza. Zadziwiające jest jak trener Siemieniec szybko poukładał zespół na nowo, bo przecież po poprzednim sezonie Białystok opuściło kilku podstawowych piłkarzy, a dołączyła szeroka grupa nowych zawodników, którzy świetnie wkomponowali się do drużyny.

W sobotę w Białymstoku było dwóch bohaterów nieoczywistych. Kibice mieli trochę obaw przed meczem z Arką, bo z powodu kontuzji nie mógł zagrać podstawowy bramkarz Sławomir Abramowicz. Jednak zastępujący go 19-letni debiutant w Ekstraklasie Miłosz Piekutowski, spisał się bardzo dobrze. Efektowny debiut w Jagiellonii zaliczył też belgijski napastnik Youssuf Sylla, strzelając gola na 2:0. W kolejnym meczu bramkę zdobył Sergio Lozano, a dwie kolejne dołożył Afimico Pululu, wchodząc z ławki rezerwowych. Trener Siemieniec ma więc duże pole manewru w ofensywie, bo przecież najlepszym snajperem drużyny jest Jesus Imaz, wspólnie z Mikaelem Ishakiem z Lecha Poznań lider klasyfikacji strzelców Ekstraklasy (po siedem goli).

2. Kryzys Legii Warszawa, niepewna pozycja trenera Iordanescu

W Warszawie do niedawna żartowano, że jak Legii nie idzie, to wystarczy zagrać mecz z Zagłębiem Lubin i od razu sytuacja się poprawi. Zagłębie nie wygrało bowiem z Legią w żadnych rozgrywkach od grudnia 2019 roku. Co więcej, klub z Lubina przegrał z legionistami dziesięć kolejnych spotkań w Ekstraklasie. Od niedzieli te żarty są nieaktualne lub wręcz nie na miejscu. Każda zła passa bowiem kiedyś się kończy – Zagłębie pokonało Legię 3:1 i przeskoczyło „Wojskowych” w tabeli. Lubinianie mają 16 punktów i zajmują siódme miejsce, Legia ma jedno oczko mniej i plasuje się na dziewiątej pozycji, co jest wielkim rozczarowaniem dla wszystkich przy Łazienkowskiej.

Głównym celem Legii jest w tym roku odzyskanie tytułu mistrza Polski, a staje się to coraz mniej realne. Legia traci już dziewięć punktów do Jagiellonii, a przede wszystkim jej słaba gra nie daje na razie nadziei na lepsze czasy. Przegrała właśnie trzeci mecz z rzędu. Przed porażką w Lubinie uległa też w Ekstraklasie Górnikowi Zabrze 1:3 i w Lidze Konferencji 0:1 tureckiemu Samsunsporowi. Co jest najbardziej zadziwiające, strzela bardzo mało goli – tylko 14 w 11 meczach ligowych w tym sezonie, gdy młody zespół Zagłębia jest najskuteczniejszy w Ekstraklasie – 24 gole. W niedzielę kolejny bardzo dobry mecz w drużynie trenera Leszka Ojrzyńskiego rozegrał zawodnik młodzieżowej reprezentacji Polski Marcel Reguła.

W meczu z Zagłębiem Legia w pierwszej połowie nie oddała żadnego celnego strzału na bramkę, a przecież teoretycznie jej potencjał ofensywny jest ogromny. Warszawski klub ściągnął kilkunastu zawodników. Wielkie nadzieje wiązano też z przyjściem z ligi włoskiej Kacpra Urbańskiego, ale na razie utalentowany ofensywny pomocnik nie błyszczy, choć to po jego strzale w Lubinie padł gol dla Legii (zaliczono to jako samobójcze trafienie Kajetana Szmyta).

Spotkanie w Lubinie na długo zapamięta Kamil Piątkowski. Najpierw strzelił samobójczego gola, a później zobaczył czerwoną kartkę za zagranie ręką. Patrząc z przymrużeniem oka, jego interwencja przy strzale Mateusza Dziewiatowskiego może śmiało kandydować do tytułu „parady kolejki”, ale przecież nie o to chodzi, by Piątkowski rywalizował z Kacprem Tobiaszem o miano najlepszego bramkarza w drużynie.

Nic dziwnego, że pozycja trenera Edwarda Iordanescu jest coraz słabsza i w mediach pełno jest spekulacji, że Rumun wkrótce zostanie zwolniony. Pojawiły się doniesienia, że jest gotowy dla dobra klubu zrezygnować z pracy w Legii, a nawet, że podał się do dymisji. Klub zaprzeczył jednak tym doniesieniom. Fredi Bobić, dyrektor ds. operacji piłkarskich w Legii, stwierdził w rozmowie z Canal+, że Iordanescu zostaje w klubie, chce dalej pracować w Warszawie i wyprowadzić zespół z problemów. Ma też poprowadzić drużynę w czwartkowym meczu Ligi Konferencji z Szachtarem Donieck w Krakowie.

Przed Legią teraz ciężkie dni, bo po starciu z Szachtarem już w niedzielę zagra w Warszawie z Lechem Poznań, 30 października w STS Pucharze Polski z Pogonią Szczecin, a 2 listopada czeka ją trudny wyjazd do Łodzi na mecz z Widzewem.

Mamy nowego lidera, kryzys Legii – pięć wniosków po 12. kolejce PKO BP Ekstraklasy

fot. Cyfrasport

3. Cracovia bliższa walki o tytuł, niż Raków Częstochowa

Jasne było przed sezonem, że w gronie głównych kandydatów do tytułu mistrza Polski była wymieniana czwórka potentatów, naszych reprezentantów w europejskich pucharach – Lech, Legia, Jagiellonia i Raków. Na razie te aspiracje w pełni potwierdza tylko Jagiellonia, ale w pierwszej fazie sezonu z dobrej strony pokazało się kilka innych drużyn, które także możemy oceniać w kontekście walki o mistrzostwo. Dość długo liderem była Wisła Płock, ostatnio zmienił ją Górnik Zabrze, wysoko jest też Korona Kielce. Jednak z grona tych nieoczywistych drużyn najlepsze wrażenie pod względem stylu gry, potencjału, siły składu, sprawia Cracovia i to rzeczywiście może być realny kandydat do walki do końca o tytuł. „Pasy” pokonały już w tym sezonie Lecha, Legię i Raków, postraszyły Jagiellonię w Białymstoku.

Zespół słoweńskiego trenera Luki Elsnera w sobotę znów potwierdził, że te nadzieje nie są na wyrost. Cracovia pokonała 2:0 Raków, który w Ekstraklasie spisuje się najsłabiej z naszej eksportowej czwórki. Drużyna Marka Papszuna przegrała już pięć spotkań, w 11 meczach zdobyła tylko 14 punktów i zajmuje dopiero 11. miejsce w lidze, mając tylko cztery punkty przewagi nad strefą spadkową. Wydawało się, że zespół wychodzi z kryzysu, bo wygrał ostatnio trzy mecze z rzędu, ale w Krakowie demony powróciły i piłkarze z Częstochowy mieli problem z oddaniem choćby celnego strzału, a trener Papszun przyznał, że rywale wygrali zasłużenie. Pocieszeniem dla kibiców Rakowa jest awans do Ligi Konferencji, gdzie częstochowianie w pierwszym meczu pokonali rumuński zespół Universitatea Craiova 2:0. W czwartek na wyjeździe zagrają z Sigmą Ołomuniec.

Już 29 października szansa na rewanż, bo oba zespoły spotkają się w 1/16 finału STS Pucharu Polski. Dla Rakowa PP to może być największa szansa na awans do europejskich pucharów w przyszłym sezonie. Cracovia zajmuje obecnie trzecie miejsce w tabeli, tracąc trzy punkty do Jagiellonii i dwa do Górnika, ale rozegrała od zabrzan o jeden mecz mniej. Świetnie w krakowskiej drużynie spisuje się Filip Stojilković (jak na razie jeden z kandydatów do miana najlepszego piłkarza tej rundy), który zdobył już sześć goli, a w sobotę miał udział przy obu bramkach w spotkaniu z Rakowem. Cracovia wkrótce może być jeszcze mocniejsza, gdy po wyleczeniu kontuzji do gry wrócą Bośniak Ajdin Hasić i doświadczony Kamil Glik.

4. Widzew i Pogoń z nowymi trenerami powalczą o europejskie puchary

W poprzedniej kolejce w roli trenera Pogoni Szczecin udanie zadebiutował Thomas Thomasberg, jego zespół pokonał 2:1 Piasta Gliwice. W niedzielę Portowcy pod jego wodzą poszli za ciosem. W Poznaniu mieliśmy „duńskie derby trenerskie”, bo Lecha prowadzi przecież Niels Frederiksen. Wyszło na remis 2:2 i jest to niewątpliwie sukces Thomasberga i jego zespołu. Punkt zdobyty na boisku mistrza Polski, potwierdzający, że szczecinianie wychodzą z kryzysu i ciągle mają nadzieję, że z nowym trenerem i po wzmocnieniach kadrowych powalczą na wiosnę o europejskie puchary. Dla kibiców Lecha to na pewno duże rozczarowanie, zwłaszcza że drugiego gola ich pupile stracili w doliczonym czasie gry. „Kolejorz” w Ekstraklasie przy Bułgarskiej nie potrafi wygrać od 31 sierpnia, kiedy pokonał Widzew i zajmuje dopiero szóste miejsce w tabeli (19 punktów).

W piątek mieliśmy w Ekstraklasie kolejny zwycięski debiut trenerski. Chorwat Igor Jovićević w środę został szkoleniowcem Widzewa Łódź, a już dwa dni później poprowadził drużynę do wygranej 3:2 w spotkaniu z Radomiakiem na własnym stadionie. Mający na koncie spore sukcesy Jovićević ma być najlepiej opłacanym szkoleniowcem w Ekstraklasie i w Łodzi oczekuje się, że drużyna pod jego wodzą powalczy o grę w Europie. W poprzednim sezonie Chorwat prowadził Łudogorec Razgrad, z którym sięgnął po potrójną koronę – mistrzostwo, Superpuchar i Puchar Bułgarii. W sezonie 2022/23 zdobył mistrzostwo Ukrainy z Szachtarem Donieck. Łodzianie są teraz na ósmym miejscu w tabeli (16 punktów, osiem oczek do Jagiellonii).  

5. Znakomita skuteczność i frekwencja na stadionach PKO BP Ekstraklasy

To jest naprawdę wyjątkowy sezon w PKO BP Ekstraklasie, w którym widać nie tylko coraz większe inwestycje właścicieli klubów w coraz lepszych piłkarzy i coraz wyższy poziom spotkań. Przekłada się to także na konkrety w postaci coraz bardziej widowiskowych meczów, w których pada dużo bramek. To z kolei powoduje, że frekwencja na stadionach jest coraz wyższa. Potwierdziła to także 12. kolejka Ekstraklasy.

W dziewięciu meczach piłkarze zdobyli podczas minionego weekendu aż 35 bramek, co daje imponującą średnią 3,89 gola na mecz. W całym sezonie ta średnia wynosi prawie trzy trafienia na spotkanie (dokładnie 2,96). To oznacza, że może w tej edycji rozgrywek paść rekord wszech czasów pod względem liczby zdobytych bramek na ligowych boiskach. W sezonie 2024/2025 w 306 meczach strzelono 843 gole. To drugi najlepszy wynik w historii, rekord jest z 1928 roku – 852 gole i jest zagrożony.

W 12. kolejce zanotowaliśmy też rekord frekwencji w tym sezonie na stadionach PKO BP Ekstraklasy. 39 496 widzów obejrzało w Poznaniu mecz Lecha z Pogonią Szczecin (2:2), a dziewięć meczów 12. kolejki zgromadziło ponad 130 tysięcy kibiców. PKO BP Ekstraklasa w poprzednim sezonie zajęła wysokie ósme miejsce w Europie i pod względem ogólnej liczby kibiców (prawie cztery mln widzów w sezonie 2024/25, dokładnie 3 876 550) jak i średniej na mecz. Jest spora szansa, że w tej edycji ten wynik zostanie jeszcze poprawiony.    

Robert Zieliński

Mamy nowego lidera, kryzys Legii – pięć wniosków po 12. kolejce PKO BP Ekstraklasy

fot. Cyfrasport

Share
Udostępnij

Nasi partnerzy