Cóż to był za mecz! Iga Świątek wywalczyła trzeci tytuł w tym roku i 25. w karierze! W pełnym dramaturgii finale turnieju WTA 500 na twardych kortach w Seulu najlepsza polska tenisistka zaliczyła wielki powrót po pierwszym przegranym secie z Jekateriną Aleksandrową. Ostatecznie pokonała Rosjankę 1:6, 7:6(3), 7:5.
Występ obu tenisistek w niedzielnym finale nie był niespodzianką. Świątek i Aleksandrowa to najwyżej rozstawione zawodniczki w imprezie w Seulu. W drodze do finału raszynianka straciła ledwie 10 gemów, a w sobotę najpierw gładko wćwierćfinale ograła Barborę Krejcikovą (6:0, 6:3), a kilka godzin później w półfinale Australijkę Mayę Joint (6:0, 6:2).
Z Aleksandrową spotkała się po raz ósmy w karierze. Bilans był korzystniejszy dla Świątek (5-2), która poprzednie zwycięstwo z tą rywalką odniosła w 1/8 finału niedawnego US OPEN. W zaledwie 66 minut raszynianka zwyciężyła 6:3, 6:1.
Niedzielne spotkanie zaczęło się zgoła odmiennie, bo od trzech forhendowych błędów wiceliderki światowego rankingu. Aleksandrowa już w pierwszym gemie uzyskała pierwsze przełamanie, a za chwilę obroniła podanie.
Nerwowość u Polki widać było też w kolejnym gemie. Mimo prowadzenia 40:15, rywalka nie tylko doprowadziła do równowagi, ale sama wypracowała break pointa. Na szczęście tym razem 24-latka nie pozwoliła na więcej swojej przeciwniczce.
Wydawało się, że wiceliderka rankingu wraca wreszcie na właściwe tory, ale nic takiego nie miało miejsca. U Rosjanki bardzo dobrze funkcjonował serwis. W gemie czwartym miała na koncie już cztery asy. Polka natomiast grała za szybko, za nerwowo i popełniała za dużo błędów. Efekt? Drugie przełamanie Aleksandrowej (tym razem do zera). Sytuacja zrobiła się coraz bardziej poważna.
Nasza reprezentantka nie była już w stanie wrócić w tej odsłonie do gry. W dwóch następnych gemach nie wychodziło jej kompletnie nic – wywalczyła tylko dwa punkty. W trakcie trwającego nieco ponad pół godziny seta popełniła aż 14 niewymuszonych błędów (przy ledwie trzech rywalki).
Zmian w swej grze raszynianka szukała najpierw w szatni, dopiero potem na korcie. Drugą partię zaczęła od pierwszego przełamania, choć zdobyła je po wielu pomyłkach rywalki, m.in. podwójnym błędzie serwisowym na koniec gema. Polscy kibice mieli nadzieję, że wygrany gem da pozytywny impuls Idze, ale ta nadal nie potrafiła znaleźć odpowiedniego rytmu. Świetnie dysponowana jedenasta tenisistka rankingu WTA odpowiedziała jednak przełamaniem powrotnym. Dużo ryzykowała w swoich uderzeniach i ta taktyka jej się opłaciła, bo często trafiała w samą linię. Za chwilę prowadziła 2:1.
Na szczęście Polka nie dała jej się rozpędzić. Choć kolejnych błędów się nie ustrzegła, to pojedynczymi kapitalnymi zagraniami próbowała odzyskiwać pewność siebie. Gra zaczęła się na nowo. Na zwycięskiego gema Aleksandrowej, za chwilę tym samym odpowiadała Świątek. W gemach numer 10. i 12. pokazała dużą odporność psychiczną, bowiem Rosjanka była w nich już dwie piłki od triumfu, ale wiceliderka rankingu potrafiła tymi sytuacjami odpowiednio zarządzić. Jako że żadna z nich nie dała się przełamać, o losach tej partii musiał zdecydować tie-break.
Ten Iga zaczęła w świetnym stylu od stanu 3-0, znacznie poprawiając swój serwis. Potem prowadziła 5-2 i tak wypracowanego kapitału już nie roztrwoniła. Po nieco ponad godzinnej batalii doprowadziła do trzeciego seta.
To, co było atutem w tie-breaku, w trzecim gemie decydującej odsłony kompletnie zawiodło. Za sprawą aż trzech podwójnych błędów serwisowych Świątek wyciągnęła w ten sposób pomocną dłoń Aleksandrowej, która ją przełamała, obejmując prowadzenie 2:1. Swoje podanie Rosjanka obroniła pewnie, a u raszynianki błędy się dwoiły i troiły.
Na szczęście opanowała je przy swoim serwisie, ale by wrócić do meczu, potrzebowała odrobić stratę przełamania. I ta sztuka udała się jej dość szybko, bo w szóstym gemie. Polce pomogła przy tym taśma. Było 3:3, napięcie stawało się coraz bardziej wyczuwalne.
Po gemie toczonym na przewagi Świątek wróciła na prowadzenie. Grała cierpliwie, wykonywała odpowiednią pracę na nogach. Wydawało się, że znów na korcie czuje się pewnie.
W gemie numer osiem wypracowała sobie dwa break pointy. Rosjanka znakomicie wyszła jednak z opresji. Za chwilę sama stanęła przed szansą na przełamanie, ale i Polka zdołała wyszarpać gema.
Aleksandrowa serwowała, by pozostać w meczu. Zaczęła od podwójnego błędu serwisowego, wyglądała na mocno zmęczoną. Świątek chciała to wykorzystać. Wielka walka zaprocentowała grą na przewagi, w której lepiej poradziła sobie Rosjanka. Było 5:5 i znowu zaczęło się przeciąganie liny.
Na wygranego gema Polki urodzona w Czelabińsku tenisistka nie zdołała już odpowiedzieć. Świątek doczekała się piłek meczowych. Druga padła już jej łupem!
24-latka z Raszyna w finałach przegrywa bardzo rzadko. W niedzielę wystąpiła w nim po raz 30. Przegrała zaledwie pięć i tylko jeden z ostatnich 13 – w czerwcu w Bad Homburgu. W tym roku oprócz triumfu w Seulu wygrała wielkoszlemowy Wimbledon oraz turniej rangi WTA 1000 w Cincinnati.
W poniedziałkowym notowaniu światowego rankingu Świątek utrzyma drugą pozycję, a do prowadzącej Aryny Sabalenki, która w tym tygodniu nie startowała, zmniejszy stratę o 500 punktów. Różnica nadal będzie jednak spora, bo wynosić będzie blisko 2800 pkt.
Teraz przed Polką dwa ważne turnieje – w Pekinie i Wuhan. W nich za zwycięstwa będzie po 1000 punktów.