Reklama

Ludzie

Politolog o 4 czerwca 1989: Potrzeba czasu, byśmy zaczęli doceniać ten dzień

Z dr. Dominikiem Szczepańskim, politologiem z Uniwersytetu Rzeszowskiego, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 03.06.2013
4801_dominik-szczepanski
Share
Udostępnij
Jaromir Kwiatkowski: Tadeusz Mazowiecki podczas niedawnej wizyty w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie stwierdził, że w 1989 r. zabrakło mu „świętowania” narodzin nowej Polski. Dlaczego tak się stało?

Dominik Szczepański: W pamiętnym roku 1989 wszystko działo się w trybie niesłychanie przyspieszonym. Najpierw były wybory do Sejmu i Senatu, potem euforia związana ze zwycięstwem „Solidarności”. Lecz być może rzeczywiście nie było świętowania tego, że Polska odzyskała niepodległość. Dziś, po dwudziestu kilku latach, nadal nie świętujemy 4 czerwca jako dnia upamiętniającego odzyskanie demokracji. Wydaje się, że mamy z tym świętem problem także w chwili obecnej. 
 
Aczkolwiek od kilku lat mamy do czynienia z próbą wykreowania 4 czerwca na symboliczny dzień narodzin III RP i bardziej oficjalnego świętowania tego dnia.

To prawda. Przykładem takiego świętowania są obchody, w których uczestniczyłem rok temu w Warszawie. Były to obchody zorganizowane przede wszystkim przez Partię Demokratyczną demokraci.pl, a więc sukcesorkę Unii Wolności i wcześniejszych ugrupowań: Unii Demokratycznej i Ruchu Obywatelskiego – Akcji Demokratycznej. Na tym spotkaniu, oprócz Tadeusza Mazowieckiego, pojawili się główni przedstawiciele sceny politycznej, którzy dawniej działali w UW i UD, w tym także obecny prezydent Bronisław Komorowski. W czasie tego spotkania prezydent Komorowski wręczył Tadeuszowi Mazowieckiemu Medal Wdzięczności za to, że on – jako pierwszy niekomunistyczny premier w Europie Środkowo-Wschodniej – przełamał monopol komunistycznej władzy. Mam nadzieję, że dzień 4 czerwca będzie, w sposób radosny, obchodzony jako święto demokracji, ale także jako powód do dumy wszystkich Polaków. Okres władzy komunistycznej spowodował w nas duże spustoszenie, a obecnie wielu młodym ludziom data 4 czerwca z niczym się nie kojarzy. Mam jednak nadzieję, że  ten dzień stanie się świętem wszystkich Polaków i że nie zmonopolizuje go żadna partia.
 
Pamiętamy, jak znana aktorka Joanna Szczepkowska powiedziała po wyborach czerwcowych to słynne zdanie, że „4 czerwca skończył się w Polsce komunizm”. Zdanie to, choć mocno później obśmiewane, było podniosłe,  lecz przy tym miało pewien sens. Nigdy bowiem w sposób tak ostentacyjny Polacy nie odrzucili komunizmu, jak w wyborach 4 czerwca.
 
To prawda, ale pozwolę sobie przypomnieć, że takimi „kamieniami milowymi”, które doprowadziły do wydarzeń roku 1989, były Czerwiec’56, Marzec’68, Grudzień’70, później powstanie „Solidarności” i stan wojenny, strajki w 1988 r. i okrągły stół. To jest ciąg wydarzeń, które miały wpływ na to, że w Polsce skończył się komunizm czy też ustrój demokracji ludowej, bo w literaturze przedmiotu ten okres jest różnie nazywany.
 
Nazewnictwo jest sprawą wtórną. Istotą rzeczy jest to, że Polacy gremialnie powiedzieli PRL-owskiej władzy: „nie chcemy was”. Problem w tym, że skala zwycięstwa kandydatów „Solidarności” oszołomiła ją samą i sparaliżowała PZPR-owską władzę. Doszło do sytuacji, która z punktu widzenia zasad demokracji budzi najwyższy sprzeciw, a mianowicie zmiany ordynacji wyborczej pomiędzy I a II turą czerwcowych wyborów. Dokonano tego po to, by uratować komunistów z listy krajowej, „wyciętych w pień” przez wyborców, a tym samym – uratować umowy okrągłego stołu. Bronisław Geremek tłumaczył to złamanie zasad demokracji powiedzeniem: „pacta sunt servanda”, czyli że trzeba dochowywać umów. 

Rzeczywiście, strona solidarnościowa była zaskoczona odniesionym sukcesem. Jeżeli przejrzymy literaturę tamtego okresu, to napotkamy na pogląd, że nawet koń by wygrał, gdyby tylko sfotografował się z Lechem Wałęsą. Ta nagła zmiana ordynacji wyborczej była próbą wybrnięcia z tamtej sytuacji. Przypomnijmy, że strona PZPR-owska liczyła na to, że „Solidarność” zdobędzie ileś tam mandatów, natomiast cała władza pozostanie w rękach PZPR. Tak się nie stało: kandydaci „Solidarności” zdobyli komplet miejsc dla bezpartyjnych w Sejmie (35 proc.) i 99 ze 100 miejsc w Senacie. 
 
Dlaczego strona solidarnościowa była tak oszołomiona odniesionym sukcesem?
 
Ci ludzie nie byli przygotowani do rządzenia. Oni byli ekspertami w zakładach pracy, na tych kwestiach bardzo dobrze się znali, natomiast tu nagle spadła na nich odpowiedzialność za rządzenie krajem.
 
To jest pewnie powód, dla którego „spacyfikowano” ludzki zapał, związany ze zwycięstwem wyborczym. I dlatego trudno się dziwić, że data 4 czerwca nie budzi naszych żywszych uczuć.

To prawda. Wydaje mi się jednak, że teraz przyszedł czas, by ta data zaczęła być gloryfikowana. By zaczęto przypominać, że wydarzenia związane z 4 czerwca 1989 r. dały Polakom wolność, nadzieję na nową, lepszą przyszłość, otwarcie na Zachód i częściowe zdystansowanie się od Wschodu.  Myślę, że potrzeba jeszcze czasu, byśmy doszli do tego, iż 4 czerwca jest świętem demokracji. Ale to wszystko zależy od nas samych.

Rozmawiając o 4 czerwca chciałbym powiedzieć, że zgadzam się z tym, co napisał w tygodniku „Do Rzeczy” Bronisław Wildstein. A mianowicie, że dziś postrzegamy 4 czerwca w kontekście tego, co nastąpiło później: że pozostałości komunizmu przetrwały w III RP i zatruły nowe państwo. To jednak – zdaniem Wildsteina – nie zaprzecza faktowi, że znaczenie tego dnia polegało i polega na akcie woli narodu, który zanegował komunizm.

Doświadczenia, które wyniosły z PRL elity solidarnościowe, w niektórych przypadkach poprzedzone także doświadczeniem wyniesionym z PZPR (Bronisław Geremek, którego pan wymienił, także był członkiem PZPR, a później, na skutek pewnych wydarzeń, wystąpił z tej partii i stał się doradcą „Solidarności”), spowodowały, że nasz system demokracji został „wzbogacony” bagażem wyniesionym z poprzedniego ustroju. Niemniej jednak 4 czerwca jako święto demokracji jest faktem niezaprzeczalnym.
 
Lecz w tej sytuacji być może lepiej byłoby uznać datę narodzin „Solidarności” 31 sierpnia 1980 r. za ważniejszą i ją huczniej świętować.

Pewnie tak. Choć dla mnie obie te daty to kroki milowe. Nie byłoby 4 czerwca 1989 r., gdyby nie było 31 sierpnia 1980 r. To są elementy składowe jednej całości.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy