Reklama

Ludzie

„Tylko mi żadnych drzew nie sadźcie”. 20 lat “Aeropolis”

Aneta Gieroń
Dodano: 17.05.2024
Teresa Kubas-Hul, wojewoda podkarpacka. Fot. Tadeusz Poźniak
Teresa Kubas-Hul, wojewoda podkarpacka. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

Z Teresą Kubas-Hul, wojewodą podkarpacką, w przeszłości  pełnomocniczką zarządu RARR S.A. ds. współpracy z samorządami oraz dyrektorką ds. współpracy i innowacji, rozmawia Aneta Gieroń

Aneta Gieroń: Mija 20 lat obecności Polski w Unii Europejskiej i nie ma takiego miejsca w kraju i na Podkarpaciu, gdzie nie byłoby znaku, jaki przez dwie dekady Unia odcisnęła w naszej rzeczywistości. W podobnym kontekście o Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego S.A. mówiła jej była prezes Barbara Kuźniar-Jabłczyńska, przed laty Pani szefowa w RARR, podkreślając w ten sposób, że przez 30 lat istnienia tej instytucji, nie ma takiego miejsca w województwie podkarpackim, gdzie nie byłoby śladu działalności RARR. „Aeropolis”, czyli Podkarpacki Park Naukowo-Technologiczny w Jasionce, który ma już 20 lat i daje zatrudnienie ponad 7,5 tys. osobom, to najbardziej udany, generacyjny ślad sprawczej działalności Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego S.A.?

Teresa Kubas-Hul: Tak, to największy sukces RARR S.A, ale nie jedyny. Początek Podkarpackiego Parku Naukowo-Technologicznego datujemy na 2003 rok. Polska nie była wtedy jeszcze członkiem Unii Europejskiej, ale to był czas, kiedy nasz kraj od 2000 roku przygotowywał się na wejście do Unii, a przedstawiciele RARR często jeździli do krajów Europy Zachodniej, gdzie podglądali funkcjonowanie różnorakich parków przemysłowych. W tamtym czasie wielkie wrażenie zrobił na nas Park Naukowo-Technologiczny w Finlandii z zapleczem laboratoryjnym Badanie i Rozwój – wizytówka Noki, która przeżywała wówczas swój złoty czas. W Polsce Agencja Rozwoju Przemysłu przygotowywała się do korzystania z środków europejskich już po naszej akcesji, a że zarządzała majątkami firm, które były, albo w procesie restrukturyzacji, albo w fazie upadłości, ogłosiła pierwszy przetarg na koncepcję i utworzenie Parku Przemysłowego w Nowej Rudzie na Śląsku.

Doskonale to pamiętam, bo sama w tym czasie dokonywałam wielu zmian. Od 1995 roku pracowałam w Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, jednocześnie od 2000 do 2002 byłam wicedyrektorem podkarpackiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, z którą się rozstawałam i zastanawiałam się, czy wracam do RARR, czy może zmieniam profesję i przestaję zajmować się funduszami europejskim.

Spora rewolucja, jak na kogoś, kto unijnymi funduszami zajmował się od początku swojej kariery zawodowej.

Byłam rozgoryczona – przez 3 lata budowałam oddział Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, przeszkoliłam wszystkich pracowników w całej Polsce, a na koniec mi podziękowano. Wtedy po raz kolejny zadzwoniła do mnie Barbara Kuźniar-Jabłczyńska i namówiła na powrót do RARR. Opowiedziała mi o przetargu na pierwszy w Polsce Park Przemysłowy i tak się zaczęło – przygotowałam koncepcję i metodologię tworzenia tego typu parków, RARR wygrał ten przetarg, a my na bazie restrukturyzowanego majątku pokopalnianego utworzyliśmy w Nowej Rudzie Park Przemysłowy, który do dziś funkcjonuje i bardzo dobrze sobie radzi.

Pamięta Pani te wyprawy do Nowej Rudy?

Doskonale. Po drodze mijaliśmy czarne hałdy żartując, że jedziemy te hałdki restrukturyzować, a na miejscu okazało się, że nasze słowa były prorocze. Tamten projekt się udał, bo w strukturach RARR mieliśmy Biuro Projektowe „Miastoprojekt”, czyli fachowców z wielu branż. W kolejnych latach RARR stworzył jeszcze kilka innych parków przemysłowych w Polsce i to zawsze była praca zespołowa, ze zgraną drużyną profesjonalistów.

To był też czas, kiedy na czele Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego przez kilkanaście lat stała Barbara Kuźniar-Jabłczyńska, a ona zawsze powtarzała, że trzeba żyć tak, aby pozostawić po sobie jakiś, choćby najmniejszy ślad i w miarę możliwości pomagać innym ludziom.

Nie znam drugiej takiej osoby, która byłaby bardziej otwarta na nowości i innowacje jak Barbara. Nieustannie wszystkim nam przypominała, że trzeba próbować nowych rzeczy, bo te mogą się okazać drogą do sukcesu. Dlatego też ciągle szukaliśmy nowych dróg działania dla RARR.

Kiedy zrodził się pomysł Podkarpackiego Parku Naukowo-Przemysłowego?

Po utworzeniu przez RARR kilku parków przemysłowych w Polsce, na Podkarpaciu odbywała się konferencja zorganizowana przez Podkarpackie Stowarzyszenie Samorządów Terytorialnych, na której miałam prezentację o wspomnianych parkach. Tłumaczyłam, jaka jest droga, by mogły zaistnieć i funkcjonować. Na wykładzie był też ówczesny marszałek województwa śp. Leszek Deptuła. Kończąc prelekcję wspomniałam, że bardzo się cieszę, iż w naszym kraju powstało już tyle parków przemysłowych, ale jest mi smutno, bo ciągle żadnego nie ma na Podkarpaciu. I… słowa trafiły na podatny grunt. Marszałek zaraz po konferencji zaprosił przedstawicieli RARR na rozmowy do Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego i jasno zadeklarował, że chce, by taki park, jak najszybciej powstał też w naszym regionie.

Jak zrodziła się lokalizacja parku w Jasionce?

Wspólnie z marszałkiem analizowaliśmy, jakie samorząd województwa ma zasoby gruntów i uznaliśmy, że teren przy lotnisku będzie najlepszy. Dziś już tego nikt nie pamięta, ale 20 lat temu, to były szczere pola z kiepskim dojazdem i niewielkim terminalem lotniczym. Właścicielem gruntów był samorząd województwa i po części Miasto Rzeszów. Koncepcja parku była podzielona na 5 etapów i zakładała zagospodarowanie ponad 100 hektarów terenu, z czego znacząca większość należała do marszałka. Kilka hektarów ziemi było własnością miasta. Pierwsze plany zakładały nawet powstanie parku na terenach przy lotnisku, które były własnością samorządu województwa i Rzeszowa oraz tam, gdzie dziś jest strefa Dworzysko, czyli zarządzanych przez starostę rzeszowskiego. Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości miał stanąć przy Politechnice.  

Dlaczego Dworzysko nigdy nie weszło w skład Podkarpackiego Parku Naukowo-Technologicznego?

– Na etapie realizacji projektu nie byliśmy w stanie w krótkim czasie uzyskać wszystkich decyzji administracyjnych związanych z uzbrojeniem tego terenu.

Mimo to w 2003 roku Podkarpacki Park Naukowo-Technologiczny powstał.

Pierwszym krokiem było porozumienie pomiędzy Rzeszowską Agencją Rozwoju Regionalnego S.A. a Samorządem Województwa Podkarpackiego, Politechniką Rzeszowską i Miastem Rzeszów o utworzeniu Podkarpackiego Parku Naukowo-Technologicznego zawarte w 2003 roku. Nazwa „Aeropolis” pojawiła się później.

To prawda , że początkowo największym hamulcowym był ówczesny prezydent Rzeszowa, śp. Tadeusz Ferenc, który słysząc park,  nie chciał niczego podpisać, sądząc, że na gruntach w Jasionce chcecie drzewa sadzić?

Tak, to prawda (śmiech). Te dokumenty były potrzebne, by pozyskać środki europejskie na samą realizację inwestycji. Gdy porozumienie trafiło do prezydenta Ferenca, ten w pierwszej chwili użył soczystego określenia i odmówił podpisania. Sądził, że chcemy tam drzewa sadzić, ale gdy usłyszał, że nazwa park określa strefę do inwestowania, wtedy był już zachwycony i natychmiast złożył podpis.

Anegdotycznych historii związanych z parkiem było więcej?

O tak (śmiech). Gdy przystąpiliśmy do prac projektowych i mieliśmy już dokumentację techniczną z wyliczonymi kosztami, okazało się, że zdobędziemy 40 mln zł dofinasowania, ale samorząd  województwa z środków własnych musi dołożyć około 6 mln zł. Pamiętam, jak jeden z ówczesnych członków zarządu województwa stwierdził, że przepustowość zaprojektowanych w dokumentacji rur jest tak duża, żeby Barbara Kuźniar-Jabłczyńska i Teresa Kubas-Hul mogły polkę w tych rurach tańczyć (śmiech). Nie trzeba było długo czekać, a okazało się, że wraz z rozwojem parku, jeszcze większe średnice rur bardzo by się przydały.

Co było najtrudniejsze w pierwszych latach budowania parku?

Zgody od prywatnych właścicieli na I etapie uzbrojenia gruntów. To były najtrudniejsze negocjacje. Na szczęście mieliśmy w RARR Adama Markusiewicza, który zawsze wierzył, że to się uda i potrafił rozmawiać z ludźmi. Jak była beznadziejna sytuacja, jechał i wracał z triumfalnym uśmiechem – mam podpis. Dzięki temu stworzyliśmy najpiękniejsze miejsce biznesowe na Podkarpaciu. I dziś ono kwitnie. Basia Kuźniar-Jabłczyńska powtarzała, że jak jedzie pociąg, są wagoniki, to do wagoników trzeba wsiadać. W Pierwszej Perspektywie 2004-2006 były pieniądze na tworzenie Parków Technologicznych. Ci, którzy wsiedli do tego wagonika, potem otworzyli sobie drogę do realizacji kolejnych etapów. W następnych perspektywach nie było pieniędzy na budowę parków, ale były na rozbudowę już istniejących. W 2004 roku wsiedliśmy do dobrego wagonika i tak nim jedziemy od dwóch dekad.

To co zostało zaplanowane 20 lat temu, a potem zrealizowane w Jasionce, przerosło marzenia wszystkich osób, które przy projekcie pracowały?

Ta inwestycja od początku wzbudzała emocje, ale tak, udała się wspaniale. 40 mln zł na uzbrojenie terenu otrzymaliśmy już z Unii Europejskiej w pierwszym naborze wniosków w ramach programu krajowego „Sektorowy Program Operacyjny Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw” wdrażanego przez Agencję Rozwoju Przemysłu. W tym naborze było około 10 parku przemysłowych w całej Polsce i prawie wszystkie jako RARR  tworzyliśmy. Pieniądze pochodziły z Perspektywy Finansowej 2000 – 2006, do Unii Polska weszła w 2004 roku, mieliśmy więc bardzo mało czasu na wykorzystanie tych środków. Teren Dworzyska, które były w pierwszym wniosku, ale ze względów proceduralnych nie mogły wejść w skład parku, zastąpiliśmy strefą w Rogoźnicy. Od początku było jednak widomo, że spośród tych trzech lokalizacji: Rogoźnica, Preinkubator na terenach Politechniki Rzeszowskiej oraz Jasionka, to właśnie ta ostatnia miejscówka będzie kołem zamachowym całego projektu. Już wtedy mieliśmy wizję miejsca dobrze skomunikowanego, położonego w bezpośrednim sąsiedztwie lotniska oraz przyszłej autostrady, która miała połączyć zachód ze wschodem Polski.

I… dość szybko mieliście 100 hektarów uzbrojonej ziemi, tylko co z inwestorami?

Od początku uznaliśmy, że dominującą branżą w parku będzie lotnictwo i specjalizacje mu pokrewne, stąd nazwa „Aeropolis”, choć ta oficjalnie pojawiła się w 2014 roku i była usankcjonowaniem naszych wyobrażeń o Jasionce. Logo „Aeropolis” przypominające turbinę lotniczą, pięć srebrnych płatków obejmuje świetliste kule, dokoła których krążą satelity, podkreśla związek z branżą lotniczą i kosmiczną, ale też przypomina ideę, która jest realizowana od początku istnienia parku – tworzyć środowisko współpracy wielu firm, instytucji i ośrodków badawczych, czyli po prostu łączyć ludzi, jednoczyć wiedzę, różne kompetencje i pomysły, by wspólnie budować coraz silniejsze firmy, rozwijać wynalazki i dawać naszej gospodarce moc do konkurowania w świecie, w którym postęp technologiczny następuje w tempie wykładniczym.  

Tak to wygląda po 20 latach, ale w pierwszych latach istnienia parku, gdy nie było widać „szklanych domów”, bo wszystkie pieniądze szły w ziemię, czyli w uzbrojenie, sceptycznych głosów, co do przyszłości Jasionki, chyba nie brakowało?

Pierwsze 3-4 lata były najtrudniejsze. Miasto Rzeszów było w tej łatwiejszej sytuacji – nie dawało wkładu własnego, tylko kilka hektarów ziemi. Natomiast radni sejmiku województwa podkarpackiego niekiedy nerwowo kręcili głowami, gdy słyszeli o kolejnych pieniądzach z samorządu na park w Jasionce. Tym bardziej, że to były trudne czasy, a samorząd województwa podkarpackiego powstał w 1999 roku i był na początku swoich doświadczeń w zarządzaniu regionem.  Marszałek Leszek Deptuła, od początku był przekonany do tego projektu i zawsze nas wspierał, z różnymi radnymi różnie bywało. Pamiętam jak z Basią Kuźniar-Jabłczyńską robiłyśmy w siedzibie RARR prezentacje dla niektórych radnych i tłumaczyłyśmy, że tam nie będzie żadnej łąki, ale nowoczesny park przemysłowy. I niekiedy robiłyśmy to tak przekonywująco, że jeden z radnych tak się tą ideą w końcu zachwycił, że zapowiedział, iż porozmawia ze wszystkimi radnymi i wszystkich przekona do tego pomysłu. Czy tak zrobił, nie wiem, ale fakty są takie, że uchwała o wsparciu budowy Podkarpackiego Parku Przemysłowo-Technologicznego w głosowaniu w sejmiku wojewódzkim przeszła jednogłośnie.

Ciągle był jednak problem, bo nie było światowego inwestora, który zapukałby do Jasionki.

To było dla nas prawdziwe wyzwanie, a największą pracę w tym obszarze wykonała śp. Monika Szymańska. Ja pilnowałam inwestycji, Monika w nowo utworzonym Centrum Obsługi Inwestora, gdzie została kierowniczką, wspólnie z zespołem poszukiwała ważnego inwestora. Przygotowaliśmy oferty inwestycyjne, wysłaliśmy je do różnych organizacji biznesowych na świecie i w końcu udało się namówić do zainwestowania światowych potentatów. Jako pierwsi pojawili się MTU i Borg Warner. Przedstawiciele tych firm, zanim podpisali umowy, byli w Jasionce wielokrotnie i myślę, że największe wrażenie zrobiły na nich nasza konsekwencja i prostolinijność. Pokazywaliśmy, co będzie uzbrojone, gdzie powstanie autostrada i to wszystko w kolejnych latach się działo.  W momencie, kiedy podejmowali decyzję o wejściu do Jasionki, autostrada była projektowana, a lotnisko zaczęło się rozwijać i modernizować. Dla nas, a przede wszystkim dla śp. Moniki Szymańskiej to był wielki sukces – światowi giganci w branży lotniczej i motoryzacyjnej wybrali właśnie Jasionkę spośród wielu innych propozycji w Polsce. Ten pierwszy poważny inwestor niejako nadał sznyt parkowi. Materializowało się nasze marzenie, że budujemy park przemysłowy wysokich technologii, gdzie jest nie tylko produkcja, ale też badania i rozwój.  

Bohaterką w przypadku pierwszego inwestora była śp. Monika Szymańska.

Tak, a MTU nas świetnie ukierunkowało. Pamiętam, że Monika bardzo długo szukała tej pierwszej firmy, która zainauguruje działalność parku. Ciągle kręciła nosem i nie godziła się na żadne łatwizny. Żartowała, że budkę z hot-dogami zawsze jest czas, by tam otworzyć. Wejście MTU, a zaraz po nim Borg Warner, było ogromnym sukcesem. Pamiętam ten moment, kiedy Amerykanie zadzwonili bardzo późną porą biorąc pod uwagę różnicę czasu, by potwierdzić swoją zgodę, a Monika była tak radosna, że nie zważając na środek nocy natychmiast zadzwoniła z tą informacją  do Basi i do mnie.

Tamte pierwsze lata działalności nakreśliły wizję i model parku w Jasionce. Kolejne parki w regionie, w Tarnobrzegu i Leżajsku już nie powtórzyły sukcesu Jasionki.

Gdy w Podkarpackim Parku Naukowo-Technologicznym w 2009 roku świętowano otwarcie MTU, już było wiadomo, że park jest na dobrej drodze?

Tak, byliśmy tego pewni. Pierwszy inwestor jest bardzo ważny, on buduje wizję miejsca i staje się magnesem dla kolejnych inwestorów. W bardzo krótkim okresie czasu w Jasionce pojawiły się kolejne duże firmy.

Co ich przekonało do tego miejsca?

Wiele czynników było ważnych. Wizja prężnie rozwijającego się portu lotniczego, szybkiej budowy autostrady i Politechnika Rzeszowska, która gwarantowała kadry. Inwestorów interesowało też sąsiedztwo, kto jeszcze będzie w parku. Zależało im na firmach nowych technologii. Nie chcieli, żeby to była miejscówka dla drobnej przedsiębiorczości typu mleczarnia, czy produkcja słoików.  Duże znaczenie miała też tradycja lotnicza regionu i funkcjonująca Dolina Lotnicza.

„Aeropolis” stał się najładniejszą wizytówką Podkarpacia?

Od 2009 roku wszyscy kolejni prezesi RARR S.A. i marszałkowie województwa chwalą się tym miejsce. I tak, ten park prześcignął nasze marzenia, choć wizje były jeszcze większe. Uważaliśmy, że nasze lotnisko oprócz pasażerskiego będzie też ważnym hubem towarowym ze świetnie rozwiniętym cargo. Wybudowana w ubiegłym roku linia kolejowa to kolejny krok do realizacji tego projektu, bo duże centra spedycyjne już są.

I gdy dziś wysiada Pani z samolotu w Jasionce, za każdym razem z sentymentem rozgląda się dookoła?

Tak, ogromnym. I tak samo patrzę na Centrum Wystawienniczo-Kongresowe G2A Arena. Praca w RARR S.A. to był najlepszy okres w moim życiu. Były wielkie projekty, można było realizować wizje, a wszystko to w zespole pracowitych i odważnych ludzi. Żałuję tylko, że marzenia o kilku tego typu parkach jak w Jasionce, założonych w innych miastach Podkarpacia, niestety, nie udało się zrealizować.

Nie do końca wykorzystany został też sukces dwóch kamienic RARR w centrum Rzeszowa. A to niezwykła historia. Oprócz Parku, przywróciliśmy świetność dwóm kamieniczkom: Rynek 5 i Króla Kazimierza 7. Przed laty wojewoda rzeszowski, Kazimierz Surowiec miał dwie kamienice, majątek skarbu państwa, które były w ruinie. Aportem zostały przekazane do RARR. W pierwszej chwili byliśmy tym załamani – nie mieliśmy pieniędzy na ich remont i utrzymanie. Na szczęście, wchodził w życie program przedakcesyjny Phare – Struder  2, więc wymyśliliśmy, że za unijne pieniądze zrobimy tam Centrum Obsługi Inwestora. Okazało się jednak, że w specyfikacji jest wyłączenie obiektów kubaturowych. Basia Kuźniar-Jabłczyńska i ja pojechałyśmy więc do Warszawy do Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej przekonywać, jak ważna jest to dla nas inwestycja i by się zgodzili na odstępstwo od zapisów. Przedstawiciel Komisji Europejskiej w końcu się zgodził, po jakimś czasie przyjechał nawet do Rzeszowa na otwarcie wspomnianych kamienic i gdy zobaczył archiwalne zdjęcia budynków bez schodów i okien, a po remoncie piękne kamieniczki, żartował, że to była najlepsza inwestycja, na jaką wydał zgodę. Na zawsze zapamiętał też Rzeszów.

Niestety, dziś kamienice nie są już zarządzane przez RARR S.A, a szkoda, bo hotelik dla inwestorów pod numerem Rynek 5 to był słynna adres, uwielbiany przez gości z Polski i zza granicy.

RARR to było też miejsce, gdzie ponad 20 lat temu gromadziły się aktywne kobiety i przecierały innym kobietom szlak obecności w życiu publicznym.

Trochę tak, jeśli popatrzyć na moją historię, Barbary Kuźniar-Jabłczyńskiej czy nieżyjącej już Moniki Szymańskiej. Wyznaczałyśmy standardy kobiet w biznesie. I uważałyśmy, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy