Reklama

Kultura

Małe zbrodnie małżeńskie w Teatrze Siemaszkowej

Alina Bosak
Dodano: 06.03.2023
72266_2
Share
Udostępnij
Jaka piramida może urosnąć z niedopowiedzeń i sekretów między dwojgiem nawet kochających się ludzi? Czy kiedy runie, pogrzebie także miłość? I czy ludzkie podmioty są w ogóle zdolne do wzajemnego poznania? Tę zagadkę próbował 20 lat temu rozwiązać Erik-Emmanuel Schmitt w „Małych zbrodniach małżeńskich”. Reżyser Jan Hussakowski sięgnął po nowy przekład dramatu i w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej z dramatycznej potyczki męża i żony uczynił fascynujący spektakl.
 
Jeden z najpoczytniejszych także w Polsce pisarzy – Éric-Emmanuel Schmitt – zdaje się w swoich opowiadaniach i sztukach docierać do najgłębszych warstw ludzkiej duszy. Będąc zarazem filozofem nigdy nie jest jednak tak bezczelnym, by zostawić czytelnika z przekonaniem, że odkrył już całą tajemnicę. Fascynująca jest wszak sama podróż w głąb i taką są też „Małe zbrodnie małżeńskie”. Zaczynają się od powrotu Lisy i Gillesa do domu ze szpitala. On w wyniku wypadku doznał amnezji, ona ma mu pomóc w odzyskaniu pamięci. Ich przejście przez próg mieszkania rozpoczyna grę, którą w zapowiedziach premiery w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej nazwano nawet thrillerem kryminalnym, a która doprowadza do zaskakującego finału. Dialog kochanków od początku sprawia wrażenie rozgrywki, w której przebiegłe zwody i uniki, mają zapobiec ostatecznej konfrontacji. Ta nastąpi w momencie, kiedy opadną maski, a Lisa i Gilles staną przed sobą nadzy bardziej niż podczas miłosnego aktu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ludzki podmiot, o którego indywidualizmie pisał Sarte, wciąż z trudem dąży nawet do rozpoznania samego siebie, a co dopiero mówić o pełnym zrozumieniu drugiego człowieka.  
 
Magdalena Kozikowska-Pieńko i Karol Kadłubiec jako Lisa i Gilles z talentem oddają napięcie i emocje w tej małżeńskiej rozmowie, która choć trwa niemal półtorej godziny, nie nudzi się ani przez moment. 
 
Nawet dla tych, którzy dobrze dramat znają, jego realizacja autorstwa Jana Hussakowskiego jest odkrywcza, także tekstowo za sprawą nowego przekładu autorstwa Jana Nowaka. Wcześniejsze przedstawienia dramatu, który powstał w 2003 roku, a na polskie sceny trafił w 2005, wykorzystywały tłumaczenie Barbary Grzegorzewskiej.

W nowej wersji sztuki Jan Nowak w psychologiczną rozgrywkę zgrabnie wplata dowcip, dając publiczności szansę na śmiech pomiędzy pełnymi psychologicznych pułapek kwestiami. Posiłkuje się przy tym i polską klasyką: „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…. jak to zwykle po kolędzie”, mówi Gilles, rozbawiając widownię. Im jednak dalej w spektakl, tym okazji do śmiechu mniej. Napięcie rośnie, kiedy co rusz okazuje się, że jedna albo druga strona kłamie. A sekrety i zbrodnie są znacznie poważniejsze niż butelka whisky schowana za półką z książkami. Czy miłość wszystko wybaczy?
 
Doskonałe dialogi stają się w ustach dwójki aktorów na pewno na tyle skutecznym orężem, by w tej bitwie wygrać uznanie widza. Także ta rozmowa pozawerbalna, ukryta w gestach, spojrzeniach, grymasach warg, świetnie dopowiada to, co niewypowiedziane. Jan Hussakowski, aby to wrażenie wzmocnić sięgnął również po multimedia. Na małym fragmencie ściany w tle rozgrywających się scen pojawiają się zbliżenia źrenic, dłoni, sylwetek. Biało-czarne obrazki, które wydają się odbiciem jakichś nieuchwytnych myśli, uczuć, wspomnień. Projekcje video przygotowane przez Klaudię Kasperską doskonale wpasowują się w przestrzeń sceny, będąc zarazem drugim planem. Na tym pierwszym: schody, półki, książki, fotele (scenografię i kostiumy zaprojektowała Agata Stanula). Przypominają trochę tor przeszkód, trochę pokój zagadek – słowem związek między tą dwójką, która próbuje dotrzeć do prawdy o sobie i swojej miłości.
 
Z jakim skutkiem? Wszystko się okazuje na Małej Scenie im. Zdzisława Kozienia w teatrze Siemaszkowej. Wystarczy przyjść na spektakl.

Premiera: 4 marca 2023
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy