Skąd poeta Julian Przyboś, reżyser Kazimierz Dejmek i niewyjaśnione morderstwo w jednym zdaniu? Łączy ich miejsce – gmina Niebylec i miejscowości położone na malowniczym Pogórzu Dynowskim, których sekrety odkryli i opisali w książce „Tajemnice okolic Niebylca” Katarzyna Grzebyk i Antoni Chuchla.
Trwający od paru dekad renesans badań nad lokalną historią co raz przynosi ciekawe publikacje. Książki pisane przez regionalistów sprawiają, że innym okiem zaczynamy patrzeć na najbliższe okolice, odkrywając jak fascynujące opowieści w sobie kryją. Nie inaczej jest z położoną na południe od Rzeszowa gminą Niebylec, której historię od lat zgłębia dwójka autorów książki „Tajemnice okolic Niebylca”, wydanej w 2022 roku przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Niebyleckiej. Oboje też nadają kierunek pracom wspomnianego Towarzystwa – dr Antoni M. Chuchla jako jego prezes i Katarzyna Grzebyk jako wiceprezeska. Ich szeroka wiedza, jak i umiejętność żwawej opowieści poparta jest dużym doświadczeniem. Antoni Chuchla od niemal dziesięciu lat jako redaktor naczelny czuwa nad kolejnymi wydaniami „Roczników Niebyleckich”, a Katarzyna Grzebyk, dziennikarka związana niegdyś z rzeszowskimi mediami (m.in. VIP Biznes&Styl), jest również współautorką książki „Sekrety Rzeszowa” (2019). Ten to duet ruszył teraz szlakiem tajemnic okolic Niebylca, zastrzegając, że właśnie na okolicach się skupia, a nie samym Niebylcu, o którym ma powstać osobna książka.
Szofer majora Sucharskiego z Westerplatte
Rzeczywiście, wioseczki rozrzucone między pagórkami Pogórza Dynowskiego, w dolinach potoków Stobnica i Gwoźnica, na dawnym trakcie węgierskim, wiodącym z Dukli do Przemyśla przez Gwoźnicę Górną, Barycz i Dubiecko, obfitują w ciekawostki, o których wielu turystów wędrując tędy dla malowniczych krajobrazów najczęściej nie ma pojęcia. Tymczasem to właśnie w tych lasach przekradał się młodziutki partyzant Kazimierz Dejmek – późniejszy aktor i reżyser słynnych „Dziadów”. Ten urodzony w 1924 roku w Kowlu syn więziennego pracownika w czasie II wojny światowej został żołnierzem placówki AK w Niebylcu. Kiedy wybuchła wojna, miał 15 lat i mieszkał w Rzeszowie, a on nie tylko został uczniem szkoły handlowej na ul. Zamkowej, ale i zapisał się do ruchu oporu. Należał do akowskiego oddziału o kryptonimie Rakieta, biorącego udział w dywersji i bezpośredniej walce z wrogiem, likwidującego konfidentów. Oddział miał też ważne zadanie ubezpieczania ruchomej radiostacji nadawczej rzeszowskiego inspektoratu AK, która przez dłuższy czas znajdowała się w Połomi.
Dejmek był żołnierzem znanym pod pseudonimami „Ter” i „But”. Wyróżniał się odwagą. Walczył z oddziałami sowieckimi, uczestniczył w ochronie polskiej ludności przed oddziałami Ukraińskiej Powstańczej Armii. Kiedy w 1944 roku na te tereny wkroczyła Armia Sowiecka, a AK została rozwiązana, zaangażował się w Teatrze Narodowym Ziemi Rzeszowskiej i sztukom dramatycznym pozostał już wierny do końca życia.
Jego nazwisko stało się zaś tak znane jak starszego od niego o 23 lata poety Juliana Przybosia – poety urodzonego w Gwoźnicy Dolnej niedaleko Niebylca, na którego zaangażowanie w socjalizm AK odpowiedziało wyrokiem śmierci i zamachem udaremnionym przez jednego z partyzantów – znajomego Przybosia. Błyskotliwy, niezwykle utalentowany Przyboś, który był gwiazdą Awangardy Krakowskiej w rodzinnych stronach podpadł nie tylko jako komunista i ateista. Dlatego jego pogrzeb w 1970 roku stał się skandalem – poeta pragnął być pochowany na górze Patria w rodzinnych stronach, co nie było możliwe, więc na miejsce wybrano najwyżej położony punkt cmentarza w Gwoźnicy Górnej. Na drodze do pochówku na rzymskokatolickim cmentarzu stanął jednak miejscowy proboszcz, którego do zmiany decyzji udało się przekonać dopiero dzień przed pogrzebem. Była to uroczystość świecka, bez mszy i bicia dzwonów, za to z udziałem gości z całej Polski – rzecz w małej podkarpackiej wiosce nigdy wcześniej niebywała.
W „Tajemnicach okolic Niebylca” żwawe opowieści przeplatają się z historycznymi opracowaniami ważnych dla gminy postaci i miejsc. Znajdziemy tu np. biogramy pochodzących stąd ofiar zbrodni katyńskiej – kapitana Wojciecha Bobera, Henryka Szurleja i Jana Szurleja, Adama Pasionka, Tadeusza Tryczyńskiego, Adama Wątrobskiego – a także bardzo ciekawą historię żołnierza, który przetrwał bitwę o Westerplatte. Sierżant Jan Ziomek, osobisty kierowca majora Henryka Sucharskiego, dowódcy słynnej obrony, w latach 60. XX wieku zamieszkał w Konieczkowej. W książce jest nawet zdjęcie, jak otwiera drzwi fiata 508, w którym siedzi major Sucharski. Do pracy na Westerplatte został przyjęty w czerwcu 1939 roku, brał udział w walce, a po kapitulacji trafił do niemieckiej niewoli, skąd z powodu choroby został po pewnym czasie wypuszczony. Od 1942 roku zaangażował się w działalność AK. Za to i za Westerplatte był po wojnie represjonowany. Kiedy skończył się stalinizm i w Polsce ogłoszono amnestię dla wielu więźniów politycznych, w liście do przyjaciela pisał: „Jak siedziałem na UB, podczas spisywania moich danych personalnych, podałem służbę na Westerplatte. Okrutnie mnie wówczas pobili za to… że służyłem u Hitlera, bo to było – według nich – w Niemczech. (…) Taki był dla mnie początek Polski kochanej, gdzie byle jaki pastuch dorwał się do władzy w MO i UB. Teraz ich trochę rozgonili – pasą byki w PGR-ach.”
Morderstwo bez wyroku
A skoro już mowa o pogłowiu, to są w książce Chuchli i Grzebyk także wyjaśnienie takich określeń jak „żelazne krowy” – powszechne jeszcze 150 lat temu na Podkarpaciu, Suwalszczyźnie i w Księstwie Łowickim. Tak nazywano mleczne bydło oddawane w dzierżawę chłopom przez proboszcza, co było jednym ze źródeł dochodu parafii.
Na Pogórzu Dynowskim żyli niegdyś Polacy, Żydzi i Rusini – a dokładniej Zamieszańcy – i trafiały się takie przypadki, że Izraelita był kolatorem w kościele katolickim. Nie ominęły tych ziem przesiedlenia po wojnie, ani też historie naznaczone przedwojennymi uprzedzeniami do Żydów. Jeden z rozdziałów opisuje historię morderstwa ciężarnej Franciszki Mnich z Lutczy, której zwłoki w 1881 roku miejscowi znaleźli nad strumykiem. Według relacji opisywanych szeroko w ówczesnych gazetach miała rozcięty brzuch, z którego wyjęto pięciomiesięczny płód. Wydaje się, że to owo nienarodzone dziecko było motywem. Do tego zmierzały kolejne procesy, które toczyły się w Rzeszowie i w Krakowie, a które śledziła cała Galicja, a i Wiedeń. Oskarżono w nich o mord Mojżesza i Gitlę Ritterów, żydowskie małżeństwo, u którego Franciszka pracowała, a współsprawcą miał być Marceli Stochliński. Ostatecznie ten ostatni zmarł w więzieniu, a Ritterowie zostali uniewinnieni, ponoć dzięki interwencji samego cesarza Franciszka Józefa. Zbrodnia zaś do dziś pozostaje niewyjaśniona.
Każdej z niebyleckich tajemnic autorzy poświęcili osobny rozdział, a jest ich w sumie ponad 50. Wszystkie ubarwili zdjęciami, skanami archiwalnych dokumentów i gazet, tworząc niezwykły kalejdoskop ludzi, miejsc i zdarzeń. Poświęcają miejsce zarówno historiom skromnych kapliczek, legendom, jak i dziejom znanych rodów jak np. rodzina Ankwiczów – Henrietta Ewa Ankwiczówna, dziedziczka Niebylca, była wszak wielka miłością Adama Mickiewicza. I jest to kolejna opowieść, którą warto poznać, by przekonać się, że każda wielka historia wkracza także do miejsc zdawałoby się kameralnych i leżących na uboczu, ale przecież dla tych, którzy w nich mieszkają stanowiących centrum świata.
Fot. Katarzyna Grzebyk