Reklama

Kultura

Mistrz drwali z Bieszczadów łańcuch piły zmienia w 8 sekund

Alina Bosak
Dodano: 10.11.2019
48243_poziom
Share
Udostępnij
Dobrego pilarza poznasz z zamkniętymi oczami. Po tym, jak piła pracuje na drewnie. Równo, miarowo. Z boku wydaje się, że łańcuch tnący wchodzi w drewno jak w masło. Bez porównania z dawną pracą drwali, mających do dyspozycji zwykłe piły i siekiery. A jednak … jeden błąd i drzewo może człowieka pogruchotać. – Kiedy pracowałem jeszcze w Alpach, pień przeturlał się po moich plecach, zdarł skórę – przyznaje Tomasz Bilski, Mistrz Polski Drwali 2018, członek kadry polskich drwali i jeden z najlepszych pilarzy na świecie. Na co dzień pracuje w Bieszczadach. Na całym Podkarpaciu uprawnienia do wykonywania tego zawodu posiada ok. 1200 osób. 12 listopada mają okazję, by świętować, bo obchodzony jest Światowy Dzień Drwala.
 
Tomasz Bilski przy ścince drzew dorabiał jeszcze w szkole średniej. – Wujek był drwalem i pracowałem jako jego pomocnik w czasie wakacji. Potem skończyłem kurs operatora pilarki spalinowej i zostałem drwalem – opowiada. 
 
Przez siedem lat pracował w lesie w austriackich Alpach. A teraz ścina drzewa w Bieszczadach. Mieszka w Milczy koło Rymanowa. Do pracy w Nadleśnictwa Komańcza dojeżdża 65 kilometrów. Mówi, że jak w każdym zawodzie, aby go wykonywać dobrze, trzeba robotę lubić i mieć trochę zaparcia. A dobrego pilarza można poznać z zamkniętymi oczami. Po tym, jak pilarka pracuje na drewnie. Równo, gładko. Z boku wydaje się wtedy, że piła mechaniczna wchodzi w drewno jak w masło. Ale to ciężka praca fizyczna. Wymagająca siły i nieustannego skupienia. – Bo wymaga dużych wydatków energetycznych i istnieje groźba wypadku – stwierdza Bilski. – Drobny błąd może skończyć się ciężkim urazem ciała. Pilarka spalinowa to niebezpieczny sprzęt. 
 
Jemu zdarzył się dwukrotnie. Pierwszy raz w Austrii. Odcięte i okrzesane drzewo ruszyło i przejechało mu plecach, zdzierając skórę. Drugim razem nie zauważyłem naprężenia przy odcinanym konarze drzewa i przy lekkim dotknięciu prowadnicą z łańcuchem zostałem uderzony w łuk brwiowy. Rozcięło skórę. Dobrze, że oko ocalał. 
 
 
Tomasz Bilski – mistrz precyzji. Fot. Archiwum Edward Marszałek
 
Tomasz Bilski wygrał już wiele zawodów dla drwali. Ale największe sukcesy to kilka ostatnich lat. W 2018 roku zdobył tytuł Mistrza Polski Drwali, a rok wcześniej wicemistrza. Został także zakwalifikowany do kadry Polski drwali na mistrzostwa świata. Po raz pierwszy reprezentował Polskę na XXXII Mistrzostwach Świata Drwali 2016, które zorganizowano w Wiśle. Na 110 pilarzy ze świata był wtedy 33. W 2018 roku mistrzostwa odbyły się w norweskim Lillehammer. Tam zajął miejsce 44. – W Europie najlepszych drwali spotkasz na północy – stwierdza. – Na ostatnich mistrzostwach wygrał Niemiec, ale w Wiśle drużynowo najlepsi byli Białorusini i w norweskim Lillehammer też.
 
Żeby zostać mistrzem drwali, trzeba zdobyć najwięcej punktów w pięciu konkurencjach, jakie przewiduje regulamin takich zawodów opracowany przez międzynarodową organizację IALC, mającą siedzibę w Szwajcarii. W Polsce organizacją takich zawodów zajmuje się Stowarzyszenie Przedsiębiorców Leśnych. Podczas rywalizacji liczy się dokładność i czas. Najwięcej punktów zawodnik zdobywa za… precyzyjne ścięcie i obalenie pnia. 15-metrowa kłoda po ścięci musi upaść na palik oddalony o 15 metrów. Sędziowie przyznają również punkty za technikę – oceniają szerokość podcięcia, kąt itp. – Najbardziej widowiskową konkurencją jest przekładka piły łańcuchowej – mówi mistrz drwali. – Trzeba błyskawicznie odkręcić nakrętki i zdjąć osłonę prowadnicy, ściągnąć łańcuch tnący, założyć nowy i z powrotem zabezpieczyć osłoną. Trzeba to zrobić dobrze, bo z tak złożonym sprzętem podchodzi się do kolejnych konkurencji. Najlepsi robią to w 8 sekund. Taki czas i ja zdołałem uzyskać. Pozostałe trzy konkurencje to przerzynka złożona kłód, przerzynka na dokładność i okrzesywanie, czyli usuwanie sęków (imitujących gałęzie) z pnia.  
Skąd się wzięły zawody dla drwali? – Wymyślone zostały w Serbii, gdzie 20-30-osobowe grupy drwali po skończonej pracy organizowały popisy umiejętności – opowiada Tomasz Bilski. –  W przyszłym roku mistrzostwa odbędą się właśnie tam. Wracamy do źródeł. 
 
 
Schron dla drwali na zrębie w Karpatach. Pocztówka z lat 30. XX w. Fot. Archiwum Edwarda Marszałka
 
A skoro mowa o źródłach warto przypomnieć, że w dawnych czasach mianem drwala określało się nie tyle osoby trudniące się ścinką drzew po lasach, co przygotowaniem drewna na opał po miastach. – Ekipy wędrownych drwali pojawiały się w miastach i miasteczkach od lata do jesieni, by zarabiać na życie przerzynką kłód i rąbaniem polan na opał. Drwale uważani byli nie tyle za ludzi lasu, co za tzw. ludzi gościńca – przypomina Edward Marszałek z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, który posiada również bogata kolekcję siekier. – Ludzie, którzy podejmowali trud osadzania się w głębi lasów i karczowania ich pod potrzeby przemysłowe lub uprawę, nazywani byli nie drwalami a budnikami. Zaczynali od postawienia bud na mieszkanie i stąd nie tylko określenie „budnicy”, ale i dzisiejsze nazwy takich miejscowości jak np. Budy Głogowskie. Według Glogera „potem krudowali, czyli karczowali na pole oznaczone części lasu i zajmowali się następnie wypalaniem popiołów, smoły, terpentyny, potażu, węgli kowalskich, wyrobem klepek, dranic, gontów, desek”.
 
 
Szałasy na zrębie w Bieszczadach wschodnich. Lata 30. XX w. Fot. Archiwum Edwarda Marszałka
 
Edward Marszałek opowiada, że z czasem budnicy osiadali, trudniąc się rolnictwem i wsiąkając w ludność miejscową. Prawdziwe zaś drużyny drwali wykształciły się dopiero w XIX wieku, w czasach boomu na drewno i rewolucji przemysłowej. – Drwale pracowali w doraźnie budowanych obozach i wiedli koczowniczy tryb życia, od zrębu do zrębu. Z uwagi na uwarunkowania pogodowe była to praca sezonowa, wykonywana wpierw niemal wyłącznie przy użyciu różnych rodzajów siekier, bo piła przeznaczona była do przerzynki lub wyrzynania desek na trakach ręcznych – dodaje Marszałek. 
 
Z czasem drwale posiadali coraz lepsze narzędzia do pracy w lesie. Ale postęp w różnym czasie docierał do różnych zakątków. Kiedy pod koniec XIX wieku cała Europa znała już piły dwuosobowe do ścinki drzew, Huculi w Karpatach wciąż robili to przy pomocy siekier. Tereny górskie i dziś są trudniejsze, jeśli chodzi o nowoczesne narzędzia. Kiedy na nizinach pracują już harvestery, w górach wciąż najlepiej sprawdza się drwal z pilarką. – Na Podkarpaciu mamy około 1200 drwali z uprawnieniami. Dostarczają oni ok. 2 mln szesc. drewna rocznie, co stanowi ok. 70 proc. rocznego przyrostu drzewostanu – podkreśla Edward Marszałek i dodaje: – Dziś technologia w dużej mierze zmieniła pracę drwala, mimo że podstawowe zadanie ścinania drzew, pozostało niezmienne. 
 
Wciąż też drwalowi potrzebna jest siekiera. – Drwal bez siekiery do lasu się nie wybiera – zapewnia Bilski. – Podbija się nią klin obalający drzewo. Bo ścięte drzewo trzeba przewrócić. A poza tym, jak inny sprzęt zawiedzie, siekiera zawsze się przyda. 
 
Nie zapomina też prowiantu. – Trzy jabłka i trzy kanapki – zdradza Mistrz Polskich Drwali, śmiejąc się, że w jego przypadku określanie góry jedzenia na talerzu słowami „jak chłopu do lasu” jest grubo przesadzone. 
 
 
Drzewo niegdyś najpierw obalano, karczując go przy pomocy siekier, a następnie przy pomocy piły przerzynano na krótsze kłody. Pocztówka z okresu międzywojennego. Fot. Archiwum Edwarda Marszałka
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy