Reklama

Kultura

Rosja oczyma Anny Konieckiej. Ach, jaka piękna wojna…

Anna Koniecka
Dodano: 29.12.2021
900x600-2
Share
Udostępnij
Za kulisami wielkiej sławy, jak na wojnie, zdarzają się rzeczy, o których sami bohaterowie woleliby nie wiedzieć, gdyby żyli. Marne to pocieszenie i dość okrutne w swej wymowie – że oni „na szczęście” już nie muszą na to wszystko patrzeć, co się będzie działo dalej. Odeszli, zostali zapomniani. A my? Ci wielcy zapomniani, oprócz burzliwej biografii, zostawiają nam  czasem przesłanie – ważne bez względu na epokę czy ustrój polityczny.
 
Niepokojąco aktualne przesłanie zostawił nam Rosjanin, Wasilij Wasiljewicz Wierieszczagin. Superman XIX wieku, pacyfista, podróżnik i kolega po piórze, którego historia zapamiętała jako genialnego malarza batalistę, bo lepiej malował niż pisał. Wojnę znał z autopsji. Nie z książek czy z obrazów, pokazujących spektakularne widowisko „z wielką pompą i znikomym niebezpieczeństwem”, w którym – dla uzupełnienia planu, gdzieś w tle obrazu – „było obecnych kilku konających”.
 
Wierieszczagin dokumentował prawdę o wojnie. Niewygodną. Walczył, był ciężko ranny, ledwo uszedł z życiem. Wiedział, co to ból, widział strach umierania. 
 
Na polu bitwy wśród gnijących trupów szukał ciała brata. Dowództwo fetowało bitwę –  to miał być prezent na imieniny cara. I był. Toast wziesiono szampanem – za zdrowie tych, co walczyli. W lazaretach przepełnionych rannymi tak, że kolejnych trzeba było kłaść na gołej ziemi.  
 
Wierieszczagin tam odnalazł brata. Siergiej był ranny. Nie przeżył. Matka Rosja zadbała o kolejne plenery dla malarza batalisty. I co się dziwić, że jego życie i tragiczna śmierć są  jak scenariusz na mega kreacyjny film – z tyloma analogiami do współczesności, że aż ciarki chodzą po skórze.
 
 W cieniu wojny 
 
Szedł przez życie jak lodołamacz – szedł swoim kursem, nie zbaczał z drogi, świadom swojej siły i przekonany o swojej racji. Buntownik – idealista. Odważny do lekkomyślności.  Tak o nim pisali ex post. W cywilizowanym rzecz jasna świecie, który wyznawał te same wartości: że głównym motorem postępu jest edukacja i nauka. A wojna nie może być narzędziem do rozwiązywania konfliktów. Wojna jest barbarzyństwem. Narody świata powinny egzystować jako wspólnota. Piękna wizja świata według Wierieszczagina – rozwiązywanie sporów między państwami bez wojen – w tamtych czasach była utopią. A teraz? 

Jakie obrazy namalowałby dzisiaj Wierieszczagin? Plenerów wojenych – do wyboru. A mali ludzie, którym marzy się wielkość, szastają słowem „wojna“ jak szabelką i szukają kolejnych plenerów. Chętni, by się uwiecznić na ich tle w pozie Napoleona. Z wypiętym brzuchem, bo jest co wypinać, pierś raczej cherlawa, nie pasuje do orderów. 
 
Dla refleksji – obraz  „Na Szpice wszystko jest spokojnie“. Opowiada, jak w śnieżną zamieć zamarza człowiek. Żołnierz; pilnuje posterunku. Trzy ujęcia; na ostatnim widać już tylko kawałek karabinu i płaszcza wystającego spod zaspy. Tytuł obrazu artysta wziął z raportów wojskowych, w których zawsze wszystko jest okay.
 
Wśród obrazów zgromadzonych na wystawie zorganizowanej w Petersburgu z okazji 175. urodzin artysty, wystawiono jego najsłynniejszy –  „Apoteozę wojny“:  Piramida czaszek pośrodku pustyni, spalony sad, ruiny miasta – wszystko co zostało z niegdyś kwitnącej krainy. Nad piramidę czaszek zlatują się kruki – na ucztę. 
 
Wierieszczagin interesował się wieloma dziedzinami nauki; doskonale znał anatomię człowieka i w najdrobniejszych szczegółach namalował każdą czaszkę z ogromnej piramidy. Te czaszki nie należą tylko do żołnierzy: są ludzie starzy, kobiety, dzieci. Wojna dotyczy wszystkich. I niszczy – wszystkich.  Na ramie napis: „Dedykowany wszystkim wielkim zdobywcom – przeszłości, teraźniejszości i przyszłości”. 
 
Ilya Repin, który sam był znanym malarzem, a za Wierieszczaginem z racji jego „szorstkiego“ charakteru, nie przepadał, powiedział (niestety też ex post): „Kolosalna osobowość, prawdziwie bohaterska – super-artysta, superman”. Szkoda, że adresat tych słów za życia nie usłyszał. 

Wojna w obrazach Wierieszczagina nie mogła się podobać rządzącym elitom. Władza pragnie zostać uwieczniona w aureoli sławy. A nie klęski. Potrzebuje dobrego pijaru. Żeby szedł w naród przekaz o nieustających sukcesach. Na wszystkich frontach…
 
Telewizji wtedy nie było. Wierieszczagin mocno rozczarował władzę. Nihilista, awanturnik – taka była reakcja na pierwszą wystawę w Petersburgu (1874 rok). Wierieszczagin to bydlak albo zupełny szaleniec –  następca tronu Aleksander III miał ponoć tak się wyrazić.  
 
Przez 30 lat rząd nie kupił ani jednego obrazu artysty. Publikowania reprodukcji niektórych – zakazał. Nie lepiej było za granicą. W Austrii zabroniono  wstępu na wojenne wystawy  Wierieszczagina żołnierzom niższej rangi. 
 
Po jasne stronie

Sława ponoć ma dwa oblicza, w tym jedno na pokaz. Wierieszczagin  był szczery do bólu i w sztuce, i w prywatnym życiu. „Starałem się zawsze mówić tylko prawdę” –  to są jego własne słowa. Komu ta szczera prawda jest potrzebna? Krytykom sztuki – nie, a tym bardziej władzy. 
 
Normalnym ludziom jest potrzebna! Na wystawy Wierieszczagina waliły tłumy. Ludzie mdleli, płakali, poruszeni i przerażeni wizją świata uśmierconego przez wojny. To geniusz! Artysta wojownik – mówili o Wierieszczaginie w Petersburgu, w Nowym Jorku, w Paryżu, Londynie…  
 
Publicystyka wojenna, malowana farbami na olbrzymich płótnach, szokowała, lecz została doceniona. Wszędzie, gdzie odbywały się wystawy artysty, a zrobił ich ponad sześćdziesiąt.
 
Poznać osobiście artystę Wasilija Wasiljewicza Wierieszczagina to był zaszczyt. Nobilitacja intelektualna i  towarzyska. Chociaż ta ostatnia była dość kłopotliwa politycznie.  To jeden z powodów, czemu tylko ostatnie 15 lat życia spędził we własnym kraju. W listach do przyjaciół ubolewał, że tuła się po życzliwych i gościnnych, lecz ciągle cudzych domach i pracowniach a wolałby mieszkać „u siebie w Rosji”. 
 
Miał więcej przyjaciół w świecie niż „u siebie ”. Pisarzy, filozofów, muzyków, a byli wśród nich Franciszek Liszt oraz Modest Musorgski – szczególnie bliski sercu Wierieszczagina.
 
Obaj mieli szanse na błyskotliwą karierę wojskową i obaj porzucili ją – dla sztuki. Niewybaczalne!
 
W domu Musorgskiego, który pochodził z bogatej wojskowej rodziny, rozgorzało piekło i już nie ostygło. Kompozytor samouk wprawdzie zaznał sławy za życia, ale skończył w skrajnej biedzie. To nie były hojne czasy dla artystów. Zwłaszcza bez wsparcia rodziny na starcie.
 
Wierieszczaginowie – herbowa szlachta, stryj emerytowany pułkownik, dwaj bracia Wasilija – wysoko postawieni wojskowi. A tu taki blamaż! Malarz w rodzinie to skandal – skwitowała matka. Po cichu wspierała syna gotówką, gdy jechał do Petersburga a potem do Paryża studiować sztukę. Ojciec zapowiedział twardo, że na artystyczne fanaberie ani rubla nie da. I nie dał.
 
 
Nocny biwak armii Napoleona podczas odwrotu z Rosji w 1812 roku.
 
Nie byli w dobrej komitywie. Różniły ich poglądy, temperament niekoniecznie. Wasilij od małego ostro protestował przeciwko wszelkiej agresji i przemocy, najpierw w domu. Potem w korpusie kadetów, który dla dziewięcioletniego nadwrażliwego dziecka był jak więzienie o zaostrzonym rygorze. Nie lepiej czuł się w akademii marynarki wojennej, którą notabene skończył z wyróżnieniem. A potem – samo życie: z wojny na wojnę, z pauzami, kiedy malował albo szykował kolejne wystawy. 
 
Co kształtuje człowieka? – dom, szkoła, otoczenie. I doświadczenie życiowe. Miał szesnaście lat, przyjechał na wakacje do domu. A tu – egzekucja.  „Opamiętaj się, ojcze! Nie możesz złamać tyłka batem". Hercen grozi, że chłopska Rosja chwyci za siekierę i zaatakuje dwory –  naskoczył na ojca, który jak raz zarządził chłostę winnych zatopienia dwóch barek z drewnem spławianym rzeką Szeksną. Egzekucja odbywała się w stajni; kat-woźnica sumiennie wymierzał sprawiedliwość namoczonymi w gorącej wodzie witkami z czeremchy, a winowajcy – dwaj chłopi rozebrani do pasa, zakrwawieni – darli się wniebogłosy. To już były mało spokojne czasy – co raz się słyszało, że komuś ‘buntownicy’ spalili dwór, a właściciela zatłukli. 
 
Kiedy chłopska Rosja chwyciła za siekiery, ojciec Wierieszczagina ledwo zdążył sprzedać część majątku, resztę puścił w dzierżawę, a rodzinę wywiózł do Petersburga. Dwór w Pietrowce poszedł z dymem. 

Jedyną pamiątką, jaką artysta miał z rodzinnego domu, był to nieduży świecznik. Ojciec kładł go sobie na piersiach, zapalał świeczkę, by wieczorami czytać w łóżku gazety.

Ten mały świecznik objechał kawał świata z artystą. Nawet tam, gdzie była elektryczność, zawsze zabierał go ze sobą. Zdarzało się, że zawracał z drogi, jeśli nie zapakowano świecznika do bagażu. I na tym koniec sentymentów. Z rodziną nie był w zażyłości –  to całkiem osobne światy. Niekompatybilne. Wyjątek stanowił stryj Aleksiej (wspomniany pułkownik emeryt), stary kawaler; mieszkał w sąsiednim majątku i czytywał zakazane listy Hercena o potrzebie uwolnienia chłopów od właścicieli ziemskich. A potem podsuwał te zakazane teksty młodemu Wasilijowi. Skąd je brał, skoro były drukowane w Londynie – tajemnica, którą pułkownik zabrał do grobu. Niewielki majątek i rewolucyjno-demokratyczne poglądy zostawił w spadku Wasilijiowi. 
 
Ostatnia panorama morza
 
Wojna, to była jego misja a zarazem przekleństwo, które ciągnął za sobą przez kawał życia. Miał 61 lat, kiedy z tą swoją misją – obsesją zdecydował się znowu zmierzyć, jak się okazało, ostatni raz. W pełni sił fizycznych, ale „w środku“ wypalony, przybity atmosferą, jaka wokół niego panowała w Rosji. Oddychał pełną piersią, tylko gdy pracował albo wyjeżdżał. 
 
 Kiedy wybuchła wojna rosyjsko-japońska  „Wierieszczagin poleciał” – skwitował Repin. 
 
Ale Wasilij Wasiljewicz miał  tym razem złe przeczucia, jadąc na Daleki Wschód. Nie chciał siedzieć w Port Arthur – bo nudno kiedy port będzie oblężony. Wsiadł na pokład flagowego okrętu rosyjskiej marynarki ‘Pietropawłowsk’ 31 marca 1904 roku. W nocy był sztorm. Ale rano okręt wyszedł w morze. O godz. dziewiątej z minutami ‘Pietropawłowsk’ wpadł na minę i zatonął na redzie Port Arthur. 

Korespondent wojenny Paweł Larenko, który był w Port Arthur, opisał jak zatonął ‚Pietropawłowsk‘. Widziało to mnóstwo ludzi. „Byli na wszystkich fortyfikacjach portu, obserwowali, co dzieje się na morzu. Rzesza publiczności z lornetką i teleskopami. Wiał silny wiatr. Horyzont pokryła niebieskawa mgiełka. Początkowo nie było jasne, dlaczego nasze statki wracają na redę, ale wkrótce zauważyliśmy pojawienie się niewyraźnych sylwetek po wschodniej stronie – jedna, druga, trzecia i więcej, i więcej… Nagle w pobliżu ‘Pietropawłowska’ pojawił się dym – jeden, drugi z ogromnymi płomienieniami. Słup ognia. Ludzie krzyczeli: ‘Pietropawłowsk’ ginie! 
 
Nie chce mi się wierzyć, ale jego już nie ma nad wodą. Przerażenie ogarnia wszystkich.

 Gdy ‚Pietropawłowsk‘ pogrążył się na zawsze w oceanie, na powierzchni wody było widać unoszące się szczątki okrętu i tonących ludzi.
 
 (…)Ci, którzy byli na ‘Pietropawłowsku’, mieli wielkiego pecha: epicentrum wybuchu znajdowało się w rejonie piwnic amunicyjnych, gdzie znajdowały się pociski artyleryjskie i miny zaporowe. Amunicja wybuchła, rozrywając pancernik na pół. Siła tej eksplozji oderwała wieże dziobowe, maszt, most, rurę i część obudowy, a maszt runął wraz z całą swoją częścią na rozdarty most.
 
Pancernik szybko przechylił się na prawą burtę i zaczął zanurzać się dziobem. Gdy chmura dymu i płomieni uniosła się nieco w górę i rozproszyła się, kadłub statku był już do połowy swojej długości pod wodą i uniesiony wysoko, cały spowity płomieniami szybko wszedł do wody, zasypany pływającymi gruzami i tonącymi ludźmi. Zniknął na zawsze w oceanie, tonąc w niecałe dwie minuty po tym jak natknął się na minę.“

Zginęło około 650 marynarzy. Zginął też admirał Stiepan Makarow, dowódca eskadry Pacyfiku, którego wielu nazywa/uznaje ostatnim wybitnym dowódcą marynarki wojennej Imperium Rosyjskiego . 

Uratowało się 73 marynarzy. I bardzo ważny gość  – kuzyn cara Mikołaja II, Kirył Władimirowicz, który „wyróżnił się“ w czasie wojny pijaństwem i chamstwem wobec oficerów, przez co miał trudną rozmowę z admirałem Makarowem. Podczas katastrofy statku doznał tylko zadrapań na nogach i dostał hipotermii.  Wieczorem członek rodziny Romanowów wyjechał pociągiem z Port Arthur by udać się do Niemiec na leczenie  „załamania nerwowego”. 
 
O Wierieszczaginie – jak zginął – dokładnie nie wiadomo. Boczkow, jeden z uratowanych marynarzy, zeznał: „Mieliśmy na naszym statku starca, przystojnego, z białą brodą, wszystko spisywał w księdze, stojąc na pokładzie… Prawdopodobnie utonął… Był miły.“
 
Kapitan okrętu Nikołaj Jakowlew,  który też ocalał z katastrofy, potwierdził, że do ostatniej chwili widział Wierieszczagina ze szkicownikiem w ręku jak rysował panoramę morza…
 
 
Odwrót Wielkiej Armii Napoleona.
 
Po tragicznej śmierci Wasilija Wierieszczagina rodzina została bez środków do życia. Wdowa z trójką dzieci, najmłodsze ledwo skończyło cztery lata, rozpaczliwie walczyła jakiś czas o przetrwanie, wyprzedając zadłużony majątek; co miało jakąś wartość – szło za biezdurno w obce ręce. Dom a raczej ruinę, która z niego została po pożarze, kupił właściciel sąsiedniej parceli i rozebrał do ostatniej deski. Ludzie mówili, że kupujący po prostu chciał wesprzeć wdowę po Wasiliju Wasiljewiczu – dobrym sąsiedzie,  którego znał i znała także cała Rosja. A Europa, jeszcze za życia, przyznała mu honorowy tytuł Apostoła Pokoju.    
 
Czym się zasłużył? Wielki Boże, wtedy ważne było czym się aż tak naraził, że jazgot skrajnie „prawicowych“ środowisk i spolegliwych gazet nie ustawał. Jak za życia tak i po śmierci atakowano go „uciekając się – jak pisał Paweł Andriejewski, brat wdowy po artyście  – do jawnych kłamstw, ośmieszania, najbardziej wulgarnego dowcipu, obrzydliwych podejrzeń i niebezpiecznych insynuacji”. Celowała w tym szczuciu gazeta „Nowoje Wremia“. Czyli nowy czas… gdzie nie patriotą lecz wrogiem państwa jest każdy, kto był krytyczny wobec rządzących elit oraz skutków rządzenia: „a choćby po trupach, byle do celu“. Znamy to  – pretorianie każdej władzy która ich karmi, zawsze będą zgadywać na wyprzódki, co by się władzy mogło nie spodobać. I domniemanego winowajcę zawczasu zgonić. 
 
Wierieszczagin był oskarżany o antypatriotyzm, o oczernianie rosyjskiej armii, słowem – działał na szkodę państwa. A przecież nie był żadnym zbuntowanym generałem czy politykiem, tylko malarzem. Artystą! Jakże potężnym i niebezpiecznym narzędziem potrafi być sztuka…
 
Sztuka wymaga ofiar. Show must go on!
 
Świat był w szoku na wiadomość o śmierci Wierieszczagina –  najbardziej znanego pod koniec dziewiętnastego wieku – rosyjskiego malarza batalisty, który po swojemu i na swoich warunkach zaczął właśnie dokumentować kolejną wojnę, tym razem na Pacyfiku. 
 
Miał dokładnie opracowany plan relacji z tej swojej kolejnej wojny. Taki był – pedantyczny, skrupulatny niczym urzędnik skarbowy, pilnował  najdrobniejszego szczegółu; sprawdzał u źródła. Zapisywał, robił setki szkiców, rysunków detali. Zawsze ze szkicownikiem w ręku. 
 
Śmierć, jak się okazało, miała wobec artysty Wierieszczagina całkiem inny plan na 13 kwietnia 1904 roku.  
 
Osiem lat po zatonięciu „Pietropawłowska“, jedna z firm na zlecenie władz japońskich zbadała szczątki okrętu. Na głębokości 36 metrów nurkowie znaleźli dziób statku. W poduszkach powietrznych na rufie znaleziono szczątki sześciu rosyjskich marynarzy. Zachowane fragmenty dokumentów pomogły zidentyfikować szefa sztabu dywizjonu Pacyfiku kontradmirała Michaiła Molasa. Zmarłych pochowano na cmentarzu wojskowym w Port Arthur 24 czerwca 1913 r. ze wszystkimi honorami wojskowymi. 
 
Nie wiadomo, czy dowiedział się o wyniku poszukiwań syn artysty, Wasilij; miał wtedy 20 lat, zaczął studiować w Moskwie prawo; gdy wybuchła wojna zgłosił się na front, a w 1919 r. opuścił Moskwę po tym, jak młodsza siostra zastrzeliła się, podobno na wiadomość o śmierci męża.
 
Tyle wiedział Piotr Andrejewski w 1928 roku. Nie znał dalszych losów siostrzeńca.
 
Wierieszczagin junior skończył Wyższą Szkołę Techniczną w Pradze, Mieszkał w Karlowych Warach, żył biednie. Zmarł w 1981 roku.
 
Lidia Andiejewska, żona artysty – zastrzeliła się w 1911 roku.  
 
Słynną, dziś bezcenną serię „napoleońską” obrazów o wojnie ojczyźnianej 1812 r,  którą Wierieszczagin malował nim pojechał na swoją ostatnią wojnę, miał kupić rząd już kilka lat wcześniej, co by poprawiło dramatyczną sytuację rodziny artysty, ale strasznie długo zwlekał. Dopiero pod naciskiem opinii publicznej car Mikołaj II zgodził się wypłacić 120 tysięcy rubli z państwowej kasy, z czego wdowa otrzymała tylko 90 tysięcy. Ktoś się nieźle na tej rządowej transakcji obłowił.    
Marność i wielkość idą ze sobą w parze.
 
Źródła: N.M. Krawczenko. Ostatnie dni i śmierć WW. Wierieszczagina; Biografia rosyjskiego artysty Wasilija Wiereszczagina. Jakow Władimirowicz Brook (Państwowa Galeria Tretiakowska).Potok Jakow Władimirowicz; vtbrussia.ru/culture/;  Gazeta.ru; vasilii-vereshchagin-kartiny; viewer.rusneb.ru; Wikimedia Commons;  Państwowy Uniwersytet Morski i Floty Rzecznej im. Admirała S.O. Makarowa;centre.smr.ru; Jakow Władimirowicz Brook (Państwowa Galeria Tretiakowska).
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy