Przyczyną katastrofy smoleńskiej był "akt bezprawnej ingerencji strony rosyjskiej", a dowodem na nią wybuch w lewym skrzydle samolotu – powiedział w poniedziałek przewodniczący podkomisji smoleńskiej Antoni Macierewicz (PiS), który przedstawił wyniki, do jakich doszła podkomisja.
Macierewicz podtrzymał stanowisko o unieważnieniu raportu komisji Jerzego Millera badającej katastrofę z 10 kwietnia 2010 r. Przedstawił też "zalecenia profilaktyczne" dotyczące lotów wojskowych statków powietrznych.
"Przyczyną katastrofy 10 kwietnia nad Smoleńskiem był akt bezprawnej ingerencji strony rosyjskiej na statek powietrzny Tu-154M z delegacją prezydenta RP; głównym i bezspornym dowodem tej ingerencji był wybuch w lewym skrzydle na 100 m przed minięciem przez samolot brzozy na działce dr. Bodina nad terenem, gdzie nie było ani wysokich drzew, ani innych przeszkód mogących zagrozić samolotowi" – powiedział Macierewicz.
Jak poinformował, ważną częścią prac podkomisji były "symulacje i rekonstrukcja eksplozji w lewym skrzydle oraz centropłacie, rozpad poszczególnych części, a także doświadczenia pirotechniczne". Według posła w poprzednich badaniach "zakładano, że badanie wydarzeń po hipotetycznym uderzeniu w brzozę nie ma znaczenie, tymczasem to ostatnie 20 sekund lotu przesądziło o tragedii smoleńskiej".
Macierewicz podał, że podkomisja ustaliła, iż u większości ofiar wystąpiły obrażenia będące wynikiem eksplozji, których zróżnicowanie z innymi obrażeniami było możliwe już na etapie oględzin zwłok na miejscu zdarzenia.
Według polityka "urazy oparzeniowe wystąpiły we wszystkich strefach samolotu zajmowanych przez pasażerów i członków załogi oraz obejmowały nie mniej niż 47 procent ofiar zdarzenia". Jak zaznaczył, lokalizacja ciał i fragmentów ciał świadczy o tym, że do eksplozji w kadłubie samolotu doszło, gdy znajdował się on jeszcze nad ziemią; odpowiada także mechanizmowi niszczenia konstrukcji samolotu, ustalonemu przez podkomisję. Zdaniem przewodniczącego podkomisji "stopień i charakter urazów u części ofiar wskazuje, że nie mogło do nich dojść jedynie na skutek późniejszego uderzenia o ziemię". Macierewicz wskazał, że "do największych obrażeń połączonych z całkowitą fragmentacją ciał doszło w rejonie salonki numer trzy zlokalizowanej w okolicach centropłata".
Szef podkomisji powiedział, że "w dokumentacji sekcyjnej pominięto fakt występowania wielu charakterystycznych obrażeń przemawiających za tym, że nastąpiły one na skutek eksplozji".
Jak dodał, podkomisja stwierdziła występowanie śladów świadczących o wybuchu termobarycznym. "W 2012 r. w trakcie badań wraku w Smoleńsku wykryto ślady materiałów wybuchowych takich jak pentryt, trotyl, heksogen i nitrogliceryna. W 190 przypadkach, w tym jednoczesne wskazania dwóch detektorów wystąpiły w ponad 160 pakietach. Informacje o wykryciu RDX i trotylu zostały ukryte przez prokuraturę wojskową, choć szef tej prokuratury na posiedzeniu sejmowej komisji w 2013 r. przyznał, że obecność trotylu została wykryta" – mówił Macierewicz. Zaznaczył, że materiały wybuchowe znajdowały się w miejscach niedostępnych dla obsługi ani pasażerów samolotu, a obecność materiałów wybuchowych potwierdziło brytyjskie laboratorium. Dodał, że podkomisja wystąpiła "w tej sprawie fałszerstwa z wnioskiem o wszczęcie postępowania karnego wobec sprawców".
Według polityka załoga samolotu wypełniła prawidłowo wszystkie procedury i wykonała czynności podejścia do lotniska w Smoleńsku, a "potwierdzenie tych faktów zawarte jest nie tylko w dokumentach rosyjskich kontrolerów lotu (…), ale także w analizach rejestratorów pokazujących kolejne fazy lotu". "Powtarzam raz jeszcze: w ostatnim momencie zostały zmienione kąty pochylenia i kąty natarcia i samolot zaczął odchodzić na drugi krąg" – podkreślił przewodniczący podkomisji.
"Żaden pilot, żadna załoga, nie doprowadzi samolotu do lądowania lub odejścia na drugi krąg, kiedy w samolocie zostanie odstrzelone pięć metrów skrzydła i wybuch doprowadzi do rozerwania w powietrzu kadłuba na 65 tysięcy części, a tak właśnie stało się nad lotniskiem w Smoleńsku" – mówił Macierewicz.
Ocenił, że "materiały wskazujące na błędy załogi zostały w dużej części zmanipulowane". "Dotyczy to zarówno zapisów rejestratora parametrów lotu, jak i zapisów w rejestratorze rozmów, tzw. CVR, gdzie stwierdzono liczne ślady ingerencji. Zostały one spreparowane dla potrzeb zafałszowanych teorii o +pancernej brzozie+" – powiedział.
"Podkomisja dysponuje zeznaniami i relacjami świadków zdarzenia będących 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, w tym przede wszystkim Rosjan. Wielu z nich słyszało eksplozje zanim samolot uderzył w ziemię" – mówił szef podkomisji. Dodał, że "podkomisja zgromadziła ponad 200 relacji świadków, a "ponad 20 słyszało co najmniej dwie eksplozje, widziało wybuch i widziało rozpad samolotu, zwłaszcza jego ogonowej części".
Macierewicz powołał się także na eksperymenty z użyciem ładunków termobarycznych i na próby zdalnego odpalania ładunków drogą radiowa, przeprowadzone na płatowcu Tu-154 o numerze bocznym 102.
Według Wiesława Biniendy lewe skrzydło samolotu zostało rozerwane w wyniku wybuchu ok. 100 metrów przed tzw. brzozą Bodina, a "znaczna część statecznika pionowego wraz ze statecznikiem poziomym została oderwana przed szosą Kutuzowa".
Binienda, porównując symulację katastrofy z rzeczywistym rozrzutem szczątków samolotu, oświadczył, że "założenia przyjęte przez Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod kierunkiem Jerzego Millera, które zostały użyte w badaniach NIAR (National Institute for Aviation Research) i WAT dają rezultaty, które nie odpowiadają stanowi faktycznemu odnalezionych dowodów na polu szczątków w Smoleńsku". Binienda powtórzył też, że drzwi przedziału pasażerskiego zostały wbite w ziemię z siłą świadczącą o wybuchu, który zmniejszył ich prędkość poziomą, a zwiększył pionową.
We wnioskach raportu – mówił Binienda – zaznaczono ponadto, że "zbiornik balastowy został rozerwany pod trzecią salonką centropłata przez znaczny wybuch", a "kadłub został rozerwany wzdłuż lewej burty; pasażerowie oraz załoga Tupolewa ponieśli śmierć w wyniku wybuchów.
Według Macierewicza raport podkomisji smoleńskiej, który wraz z załącznikami liczy ponad 10 tys. stron, może być podstawą działań na arenie międzynarodowej, w tym wniesienia skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Macierewicz oświadczył, że podkomisja "podtrzymała decyzję zawartą w raporcie technicznym z 11 kwietnia 2018 r. o unieważnieniu raportu końcowego z badania zdarzenia lotniczego samolotu Tu-154M (…) z dnia 29 lipca 2011 roku" – mówił Macierewicz.
Przedstawił też zalecenia dla władz i służb dotyczące organizacji lotów i osłony kontrwywiadowczej osób odpowiedzialnych za zakupy i remonty wojskowych statków powietrznych, a także rozpoznania firm uczestniczących w takich przetargach "w celu wykrycia potencjalnej infiltracji przez wywiad obcych służb specjalnych". Podkomisja zaleciła też kancelariom prezydenta i premiera rekonesans miejsc lądowania i wypracowanie rozwiązań umożliwiających obecność polskiego kontrolera lotów w wieży lotniska docelowego.
W latach 2010-11 katastrofę smoleńską, w której zginęło 96 osób lecących na obchody rocznicy zbrodni katyńskiej, badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której przewodniczącym był ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie, komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
Śledztwo w sprawie przez sześć lat prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Postawiła ona zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołano im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom rozwiązanego po katastrofie 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego, który zajmował się transportem najważniejszych osób w państwie. Wiosną 2016 r., po reformie prokuratury, której częścią była likwidacja prokuratury wojskowej, śledztwo przejęła Prokuratura Krajowa.
W lutym 2016 w MON została powołana podkomisja do ponownego zbadania katastrofy. W 2018 r. na jej czele stanął odwołany z funkcji szefa MON Antoni Macierewicz, który wcześniej kierował parlamentarnym zespołem badającym zdarzenie i kwestionującym ustalenia komisji Millera.