Dr Maciej Wnuk. Rocznik 1980. Rzeszowianin z urodzenia i przekonania. Zastępca dyrektora Instytutu Biotechnologii Stosowanej i Nauk Podstawowych Uniwersytetu Rzeszowskiego. Dwukrotny stypendysta Fundacji Nauki Polskiej. Na koncie prawie 30 prac opublikowanych w najważniejszych światowych pismach naukowych. Niezwykle pracowity, inspiracja dla swoich studentów i… chodząca skromność. Jestem przekonana, że czytając ten artykuł, wciąż kręci głową i nie jest do końca pewny, czy jest na tyle interesujący, aby być jego bohaterem.
Maćka poznałam przed trzema laty, gdy wspólnie z Anią Lewińską zostali stypendystami Fundacji Nauki Polskiej. Wyróżnienie ogromne, tym bardziej, że młodzi naukowcy reprezentowali Uniwersytet Rzeszowski, który, nie można temu przeczyć, ośrodkiem naukowym jest i młodym, i niezbyt dużym. Już wtedy dało się zauważyć, że dr Wnuk to osoba zdolna, skromna, skupiona na pracy i do tej pory… nic się nie zmieniło. I gdyby nie jego przełożony, prof. Marek Koziorowski, kierownik Zamiejscowego Instytutu Biotechnologii Stosowanej i Nauk Podstawowych UR z siedzibą w Weryni, prawdopodobnie nie powstałby ten artykuł, bo Maciej daleki jest od chwalenia się swoimi osiągnięciami i sobą przede wszystkim.
Sympatie i antypatie są po godzinie 15
To prof. Koziorowski, co w polskiej nauce zdarza się nieczęsto, w rozmowie z nami przy okazji innego artykułu Maćka bardzo chwalił i zdecydowanie podkreślał, że jest przyszłością polskiej nauki. Słowa te ostatnio znów powtórzył, ale od razu zaznaczył: – Moja ocena Maćka nie wynika z sympatii, ponieważ obaj przyjęliśmy zasadę, że sympatie i antypatie są po godzinie 15, a w czasie pracy jedynym kryterium jest merytoryczna ocena pracownika. Nic więcej nas nie interesuje – podkreśla profesor. – A Maciek to człowiek o dużej wiedzy, do którego przyjeżdżają uznane autorytety krajowe i z zza granicy na wspólne badania, jest partnerem w dyskusji z tymi ludźmi. I właśnie ci ludzie, a wśród nich dr Maciej Wnuk, będą tymi, którzy za parę lat będą stanowili uznaną krajową czołówkę w nauce polskiej. Jestem o tym głęboko przekonany. To perła w koronie uniwersytetu.
Praca, pasja, hobby – konfiguracja doskonała
Biologia Maćkowi Wnukowi chyba była przeznaczona. Po szkole podstawowej wybrał VI Liceum Ogólnokształcące w Rzeszowie i tu od razu trafił na osobę, która w znaczący sposób przyczyniła się do rozwinięcia jego pasji. – Biologię lubiłem zawsze – opowiada Maciek Wnuk. – Poza tym w liceum nauczycielka tego przedmiotu pani mgr Przybylska, odpytywała mnie właściwie na każdej lekcji, więc siłą rzeczy uczyłem się biologii systematycznie. Oczywiście interesuje mnie również historia, geografia, podróże, filmy, ale biologia jest nauką interdyscyplinarną i ma odzwierciedlenie w naszym życiu, nawet w najróżniejszych interakcjach społecznych. Przecież to, że się ze sobą komunikujemy, że sobą rozmawiamy, wszystko są to procesy biochemiczne. Natomiast biologia molekularna na poziomie komórkowym to jest to, co aktualnie wyjątkowo mnie interesuje. To wciąga, nie nudzi, pracując nad tym można zatracić umiar, bo gdy zaczyna się robić badania, to czas płynie bardzo szybko. Do tego stopnia, że przez ostatnie dni wychodziliśmy z laboratorium o godz. 22-23.
Po maturze wybrał studia na ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie. I nie żałuje ani tego, że został na tej uczelni, ani że nie wyjechał z Rzeszowa, szczególnie, że miasto bardzo mu odpowiada – i to pod każdym względem. Twierdzi, że to świetne miasto do tego, by tu mieszkać i pracować. Profesor Koziorowski, który pamięta swojego obecnego zastępcę jeszcze jako studenta, przyznaje, że u Maćka powstała taka szczęśliwa sytuacja, że to czym się zajmuje jest równocześnie jego pracą, pasją i hobby. A taka konfiguracja nie może nie dać wspaniałych efektów. Dr Wnuk studentem był wyróżniającym się w nauce, lecz bardzo skromnym i cichym, nierzucającym się w oczy, ale profesor od razu dostrzegł drzemiący w nim potencjał. Jak się odkrywa takie talenty? Szef instytutu w Weryni uśmiecha i odpowiada: – Takim talentom, jak Maciek wystarczy nie przeszkadzać, a gdzie jest możliwość oczywiście pomagać. Aczkolwiek w jego działalności jest tak, że on tej pomocy specjalnie nie potrzebuje, bo sam sobie fantastycznie daje radę. I jeśli młodzież choć po części będzie go naśladowała, to w rzeszowskiej nauce będzie bardzo dobrze. Maciek nie szuka pustych pochwał, pustych zaszczytów. Najlepiej o nim świadczą jego praca, jego wyniki i codzienna postawa, którą na uczelni ja znam najlepiej.
Cytogenetyka
Czym zatem na co dzień zajmuje się dr Maciej Wnuk? – Interesuje mnie cytogenetyka, nie tyle w klasycznym wymiarze, czyli budowa i zaburzenia chromosomów, ale bardziej w kontekście biologii komórki i zmian, którym podlegają chromosomy w cyklu komórkowym, w procesie starzenia, pod wpływem różnych związków, czyli genotoksyczność różnych związków – tłumaczy. – Obecnie realizuję grant przyznany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego „Iuventus PLUS” dotyczący otrzymania sond genetycznych do drożdży. Z satysfakcją mogę powiedzieć, że udało mi się je już skonstruować. Jest to o tyle ciekawe, że do tej pory nikomu nie udało się tych sond otrzymać i mam nadzieję, że uda mi się moje wyniki opatentować. Byłoby to fantastycznie, ponieważ marzeniem każdego biotechnologa jest otrzymać patent na wynalazek, a więc miałbym tę przygodę za sobą.
Osiągnięcia dra Wnuka są naprawdę imponujące. Dwa razy zdobył stypendium Fundacji Nauki Polskiej w programie START, rektor uniwersytetu przyznał mu nagrodę na osiągnięcia naukowe, jest też laureatem konkursu ministerialnego „Iuventus PLUS”. Na swoim koncie ma 27 prac naukowych, z czego aż 23 zostało opublikowane w czasopismach z listy filadelfijskiej ( lista czasopism naukowych opracowana i aktualizowana przez Institute for Scientific Information, które są najlepszymi z branży, a publikacja w nich ma większą wagę niż w mniej znanych czasopismach – przyp. red). Imponujące, szczególnie wziąwszy pod uwagę także jego wiek, choć i bez tego kryterium jego dorobek robi ogromne wrażenie.
Człowieka kształtują ludzie, których się spotyka
Jednak Maciej Wnuk jest zaprzeczeniem stereotypu naukowca zamkniętego w czterech ścianach laboratorium, pracującego samotnie, unikającego kontaktu z innymi, z którymi musiałby dzielić się ewentualnymi sukcesami i osiągnięciami w swojej dziedzinie. On podkreśla, że bez ludzi, którzy go otaczają, których spotkał na swojej drodze, nie osiągnąłby nic. – Nie uważam, że na studiach na swoim roku byłem najlepszy, ale ktoś dał mi szansę i zaufał: prof. Zbigniew Kotylak, mój promotor pracy licencjackiej i magisterskiej, mgr Barbara Przełożony z Laboratorium SPZOZ1 w Rzeszowie, która wprowadziła mnie w świat cytogenetyki człowieka, dr hab. Monika Bugno-Poniewierska, świetna nauczycielka pracy laboratoryjnej, prof. Ewa Słota, promotorka doktoratu, prof. Grzegorz Bartosz, współpracownik, inspirator naukowy, prof. Koziorowski, którego jestem zastępcą. O tym, kim jesteśmy, decydujemy nie my sami, ale często ludzie, którzy dają nam szanse. Tak naprawdę człowieka kształtują ludzie, których spotyka się na swojej drodze – mówi dr Wnuk.
Wymaga przede wszystkim od siebie
Praca naukowa, badania w laboratorium, są niezwykle wymagające. Nie każdy ma ku temu predyspozycje, nie każdy posiada cechy, które pozwoliłyby mu całymi godzinami przeprowadzać badania, poszukiwać nowych rozwiązań. – Ważna jest cierpliwość, bo badania trwają nie przez pół godziny, ale często całą dobę czy tydzień – tłumaczy dr Maciej Wnuk. – Właśnie nastawiłem jedno badanie, które już trwa dwa dni, a będzie trwało jeszcze przez tydzień i nie wiem czy uzyskam spodziewany wynik. Ważna jest ciekawość tego, co się robi i to, żeby nie popaść w rutynę. Jeśli ktoś naukę zacznie traktować jako pracę „od – do”, to nic z tego nie będzie, tak się po prostu nie da pracować ponieważ w nauce, i to powtarzam swoim studentom, jest tak – jest jakiś eksperyment, że komórkami trzeba się zająć w sobotę lub niedzielę, to trzeba być w laboratorium. Nie ma wyjścia. To jest naprawdę ciężka praca.
Prof. Koziorowski potwierdza, że praca w instytucie, którym kieruje, a Maciek mu w tym pomaga, łatwa nie jest. To z całą pewnością nie jest miejsce dla tych, którzy w ciepłym kącie chcieliby bezczynnie i bezproduktywnie przesiedzieć cały dzień. Ale gdyby ktoś chciał dopasować do dra Wnuka termin „pracoholik”, prawdopodobnie pod kilkoma względami pasowałby do tego określenia, to jednak w takim instytucie, jak ten w Weryni, zastosowanie takiej ogólnej i powszechnej terminologii jest niewłaściwie. Tu po prostu trzeba pracować, żeby mieć efekty. – Najlepszym potwierdzeniem działalności Maćka w sferze dydaktycznej i angażowania studentów do nauki jest to, że mają oni, jako współautorzy, prace w czasopismach z listy filadelfijskiej – mówi prof. Marek Koziorowski. – To nieczęsto w Polsce się zdarza, a w świecie naukowym jest uważane za prawdziwą nobilitację. On inspiruje studentów do pracy naukowej i swoją postawą najlepiej pokazuje im sens tych działań. 8 maja br. w biurze Rady Ministrów nasza studentka, podopieczna Maćka, Jennifer Mytych odebrała laur konkursu Generacja Przyszłości, z kwotą ponad 88 tys. zł na jej badania. Jest niezwykle wymagający, ale przede wszystkim wobec siebie. Szkoda tylko, że nie zawsze jest to doceniane na uniwersytecie.
Maciek niedługo po obronie doktoratu został zastępcą szefa instytutu w Weryni. Ale znając go jako człowieka skromnego, bez żadnych zapędów w kierunku kariery i zdobywania kolejnych szczebelków uczelnianej administracji, trochę trudno mi znaleźć odpowiedź na pytanie, jak odnajduje się na stanowisku zastępcy kierownika instytutu. Szczególnie, że jest przełożonym swoich dawnych wykładowców. – Szczerze mówiąc traktuję to na zasadzie, że jest taka potrzeba, więc to robię, ale nie jest to coś, czym chciałabym się zajmować całe życie – przyznaje dr Wnuk. – Traktuję to jako etap w życiu. Wspólnie z prof. Koziorowskim, dyrektorem instytutu, przyjęliśmy określone zasady funkcjonowania naszej jednostki i konsekwentnie je realizujemy. Muszę przyznać, że jesteśmy bardzo dumni z pracy całego instytutu, ponieważ z wyliczeń prorektora ds. nauki wynika, że jesteśmy najlepsi pod względem aktywności naukowej na Uniwersytecie Rzeszowskim. To jest oczywiście okupione dyscypliną w pracy, u nas każdy wie, że trzeba pracować.
Po jednej linii
Praca jest prawdziwą pasją Maćka. Opowiadając o tym, czym się zajmuje, mówi niemalże jednym tchem, a w głosie słychać radość, satysfakcję z wyników pracy. Dla wielu to sukces, jakiego być może nie uda się im osiągnąć. – Nauka nie pozwala się nudzić, każdego dnia robi się coś innego – opowiada dr Wnuk. – Mój każdy dzień wygląda inaczej. Wystarczy, że inaczej wyjdzie wynik i już trzeba pomyśleć, jaki nowy eksperyment zaplanować, zastanowić się, jak to zidentyfikować, zinterpretować. Spotkania z młodymi osobami też są bardzo ważne. Przyznaję, że nie lubię rutynowych zajęć ze studentami, czyli wykłady i ćwiczenia. Najbardziej lubię indywidualną pracę ze studentami, gdy można osiągnąć naprawdę najlepsze efekty.
I choć komuś spoza środowiska wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji, gdy praca jest pasją pochłaniającą czas i energię, życie prywatne niemal nie istnieje, Maciek temu zaprzecza. – Ależ jest możliwe, aczkolwiek ważne by mieć drugą osobę, która rozumie specyfikę pracy, a najlepiej, gdy jest to osoba z tej samej branży – przyznaje. – Ja nie mam tego problemu. Jesteśmy z żoną dr Anną Lewińską, pracownikami uniwersytetu, zajmujemy się podobną tematyką badawczą. Oczywiście czasem jestem zmęczony, to normalne, ale jestem maksymalistą – kiedy jest praca, to jest praca, ale gdy jest szansa, by gdzieś wyjechać, to razem chętnie zwiedzamy świat. Jednak tak muszę wszystko zaplanować, by wszystkie eksperymenty zakończyć przed wyjazdem. Lubię wyjechać, by coś zobaczyć, lubię być aktywny, bezczynność mnie nudzi.
Dolina Biotechnologiczna
Planów zawodowych Maciej Wnuk ma sporo. W pierwszej kolejności dokończenie badań w ramach grantu z programu „Iuvenstus PLUS”, przygotować patent, później habilitacja. Marzeniem też jest stworzenie doliny biotechnologicznej, która miałaby skupiać firmy biotechnologiczne i farmaceutyczne oraz firmy zakładane przez absolwentów wydziału biotechnologii, co dałoby im szansę na zatrudnienie. Krótko mówiąc – tytan i pasjonat swojej pracy. Nie zaskakują więc słowa profesora Marka Koziorowskiego, którymi podsumowuje swoją opowieść o Maćku Wnuku: – Gdyby ktoś mnie zapytał, jaki jest moje największe odkrycie w nauce, to rzekłbym przekornie, że właśnie Maciek. Mimo, że moje prace naukowe publikowane są w światowych czasopismach, to Jego uważam za największe odkrycie, jako najbliższego współpracownika.