Reklama

Ludzie

Historyk o 13. grudnia: Jaruzelski ratował władzę komunistów

Z Arturem Brożyniakiem, historykiem z rzeszowskiego oddziału IPN, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 13.12.2018
30553_glowne
Share
Udostępnij

Dlaczego generał Wojciech Jaruzelski 13 grudnia 1981 r. wprowadził stan wojenny?

Żeby utrzymać władzę. Wprowadził stan wojenny w imieniu komunistów, którzy czuli zagrożenie utraty monopolu na władzę. Nie dało się „Solidarności” spacyfikować przy pomocy Służby Bezpieczeństwa, więc – żeby władza pozostała w rękach komunistów – musiano się uciec do rozwiązania siłowego. Powołano Wojskową Radę Ocalenia Narodowego, wprowadzono dekret o stanie wojennym, który zakazywał strajków, zgromadzeń, działalności organizacji społecznych, posiadania broni itp. Zawieszono działalność „Solidarności” i stowarzyszeń. Poza prasą partyjną czasowo pozamykano prawie wszystkie gazety.

Czy władza i „Solidarność” były „skazane” na konfrontację? Czy „Solidarność”, pierwsza niezależna masowa organizacja w bloku wschodnim, była bytem na tyle obcym systemowi komunistycznemu, że władze – które pod wpływem społecznego nacisku podpisały w 1980 r. porozumienia sierpniowe – nigdy się z jej powstaniem nie pogodziły i szukały jedynie pretekstu do rozprawy z nią, wcześniej ją prowokując i eskalując konflikty w Polsce?

Rzeczywiście, komuniści pod presją wystąpień robotniczych z lipca i sierpnia 1980 r. podpisali porozumienia ze społeczeństwem. Zagwarantowano w nich m.in. wolność działania związków zawodowych. O wolnych wyborach parlamentarnych jeszcze wtedy nie mówiono. Komuniści obawiali się, że mogą utracić władzę i czekali, aż społeczeństwo zmęczy się warunkami kryzysu gospodarczego. Trzeba powiedzieć, że jesienią 1981 r. sytuacja w Polsce była trudna, a wręcz katastrofalna: brakowało części produktów żywnościowych, opału, odzieży, obuwia i wielu innych dóbr konsumpcyjnych. Prawdopodobnie po części tę rzeczywistość niedoborów kreowały same władze komunistyczne. Wprowadzenie stanu wojennego próbowano przedstawiać jako jedyny ratunek dla narodu polskiego przed totalną katastrofą gospodarczą.

Jesienią 1981 r. władza była z „Solidarnością” w permanentnym klinczu. A ludzie rzeczywiście byli już zmęczeni fatalnymi warunkami życia i brakiem podstawowych artykułów w sklepach. Czy komuniści w ogóle zamierzali dotrzymać porozumień sierpniowych, czy tylko czekali na okazję, by uderzyć?

Partia komunistyczna nie była monolitem; ścierały się w niej różne frakcje. I sekretarzem był najpierw Stanisław Kania, a później Wojciech Jaruzelski. Czy komuniści brali pod uwagę możliwość porozumienia się ze społeczeństwem? Sądzę, że tzw. beton partyjny nie brał tego pod uwagę. Poza tym aparatczycy bali się, że Związek Sowiecki zastąpi jedną ekipę rządzącą inną, bardziej oddaną. Dlatego Sowieci mogli na nich pewne rzeczy wymuszać.

Jaruzelski przedstawił wprowadzenie stanu wojennego jako tzw. mniejsze zło. Straszył, że jeżeli w Polsce „porządek” nie zostałby zrobiony polskimi rękami, to czekałaby nas interwencja sowiecka. Tymczasem według badań historyków takiego niebezpieczeństwa nie było. Sowieci byli zaangażowani w Afganistanie i nie chcieli otwierać drugiego frontu.

To prawda. Sytuacja międzynarodowa Związku Sowieckiego była skomplikowana. W tamtym czasie Leonid Breżniew udzielił wywiadu, w którym sugerował, żeby sprawę uspokojenia społeczeństwa w Polsce przeprowadzili polscy komuniści. Przy tym mógł być brany pod uwagę taki scenariusz, że gdyby tego nie zrobiła ekipa Jaruzelskiego, to mogłaby zostać zastąpiona inną. Tego prawdopodobnie obawiał się Jaruzelski i część wierchuszki.

Ale mit o możliwości sowieckiej interwencji pokutuje do dziś.

Sowieci sami go podsycali. Wiosną 1981 r. nagle na terenie Polski poza bazami pojawiły się jednostki sowieckie. A jesienią Sowieci przeprowadzili przy polskiej granicy ćwiczenia „Zapad-81”, co było formą nacisku na Polaków. Prócz tego społeczeństwo miało w pamięci interwencję na Węgrzech w 1956 r. i w Czechosłowacji w 1968 r., więc było skłonne uwierzyć w chęć interwencji wojskowej w Polsce.

Stan wojenny był dramatem narodu i osobistym dramatem wielu tysięcy ludzi – internowanych, szykanowanych, pozbawionych pracy oraz ich rodzin. Pochłonął oficjalnie ok. 100 ofiar śmiertelnych. Dekada lat 80. była czasem społecznego i gospodarczego marazmu. To również skutek stanu wojennego, o którym pamięta się rzadziej.

Ekonomiczne powiązania z blokiem wschodnim były dla nas fatalne. W ramach „współpracy” gospodarczej wywożono do Związku Sowieckiego część towarów, za co nie dostawaliśmy odpowiedniej zapłaty. Sprzedawaliśmy towary na wschód poniżej kosztów produkcji, podczas gdy licencje produkcyjne i prefabrykaty musieliśmy często kupować na Zachodzie po cenach realnych. Z punktu widzenia gospodarki był to czas stracony.

Od wiosny 1981 r. do wprowadzenia stanu wojennego kolejarze z przemyskiej „Solidarności” próbowali rejestrować, co i w jakich ilościach wywozi się przez tzw. suche porty w Żurawicy i Medyce. Raporty mówiły, że eksportowano m.in. towary w Polsce deficytowe, np. buty.

Według ostatnich badań CBOS, zwolennicy poglądu, że wprowadzenie stanu wojennego było słuszną decyzją (41 proc.) mają niewielką przewagę nad jej przeciwnikami (35 proc.). Co ciekawe, 20 lat temu przekonanych o słuszności stanu wojennego było 54 proc., a więc odsetek akceptujących spada, choć dalej jest wyższy od odsetka przeciwników stanu wojennego. Jednak stan wiedzy na temat stanu wojennego jest w Polsce fatalny: ponad połowa badanych nie potrafi podać daty jego wprowadzenia. Wśród młodzieży ten odsetek jest wręcz katastrofalny – 80 proc.

Żeby należycie ocenić dane wydarzenie, musi upłynąć od niego pewien dystans czasowy.

35 lat to mało? To prawie półtora pokolenia!

W historii to może być trochę mało. Część osób, które działały wtedy na niwie publicznej, nadal funkcjonuje w polityce. Drugi problem to wynik przekształceń gospodarczo-ustrojowych po 1989 r. Nie spełniły one nadziei ogółu społeczeństwa. Część spodziewała się, że dzięki tym reformom nasz rozwój gospodarczy nastąpi szybciej i dobrobyt będzie na wyższym poziomie. Kolejny element, który może wpływać na ocenę, to polityka historyczna państwa i  przybliżanie tej wiedzy społeczeństwu. IPN od lat organizuje m.in. wykłady, prelekcje, debaty oksfordzkie dla młodzieży, konkursy i gry. Młodzi ludzie mogą poszerzyć wiedzę na ten temat i przedstawić własne zdanie. Trzeba także dbać o to, żeby część wiedzy o tych czasach była przekazywana przez rodziców i dziadków w ramach więzi pokoleniowych.

Doświadczenie „Solidarności” jest unikatowe w dziejach świata. Pytanie tylko, czy np. młode pokolenie będzie kiedykolwiek tak zafascynowane bohaterami opozycji z lat 70. i 80., jak jest zafascynowane Żołnierzami Wyklętymi. Śmiem twierdzić, że nie. I to nie tylko z powodu mniejszego dystansu czasowego, ale także dlatego, że młodzi ludzie widzą, jak szybko w bieżącej polityce zużywają się dawni ludzie „Solidarności”.

Czy „Solidarność” jest mniej atrakcyjna dla młodych ludzi od Żołnierzy Wyklętych? To są bohaterowie z dwóch różnych epok, którzy działali w oparciu o inne formy walki. Czy za kilka lat, gdy ten horyzont czasowy się wydłuży, bohaterowie „Solidarności” będą atrakcyjni? Miejmy nadzieję, że tak.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy