Reklama

Ludzie

Bezwstydnie czerpię z doświadczeń mojego życia! Dziesiąta książka Magdy Louis

Aneta Gieroń
Dodano: 22.07.2025
Magda Louis. Fot. Tadeusz Poźniak
Magda Louis. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

Z Magdą Louis, powieściopisarką z Rzeszowa, rozmawia Aneta Gieroń

Aneta Gieroń: Już jest – trzeci tom sagi „Moja rodzina na piętrze. Pola” – Twoja dziesiąta książka, która ukazała się kilka tygodni temu. To kontynuacja dziejów Poli Wawel, rodziny Rostockich, Tosi Pogorzelskiej, i oczywiście Heleny Morawskiej – bo ona snuje opowieść w ostatniej części powieści. To kolejna książka będąca ukłonem w stronę silnych kobiet, ale też niezwykle ważna, bo zamykająca 10 lat w Polsce, odkąd na stałe powróciłaś do Rzeszowa z Ipswitch w Wielkiej Brytanii. Dobrze Ci tutaj?

Magda Louis: Bardzo dobrze, a nawet znakomicie, mimo wszystkich zawirowań, burz i naporów, jakie towarzyszą życiu politycznemu w Polsce i temu, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, w Ukrainie.

Moim drugim domem jest Anglia, gdzie spędziłam wiele szczęśliwych oraz aktywnych zawodowo lat, jednak nie chciałabym już tam mieszkać. Dla mnie Polska to Rzeszów, moje miasto, moja przestrzeń, mimo iż bardzo tęsknię za córką Marysią i wnukiem Ezrą, którzy mieszkają w Anglii. Na szczęście, mamy możliwość częstego odwiedzania się.

Ezra, ładne i rzadkie imię. Takie same miał biblijny kapłan i skryba, który po upadku Babilonu powrócił z Żydami do Jerozolimy.

Wszyscy lubimy to imię, a rodzicom Ezry od początku podobało się najbardziej. Rok temu była premiera filmu „Mój syn Ezra” z Robertem De Niro, więc i moje polskie koleżanki już się z nim „zaprzyjaźniły”. Próbowałam przeforsować „Mieczysława” jako drugie imię w nawiązaniu do dziadka, ale nie dostałam zgody. (śmiech) Mówię do wnuka Edziu, Zbysiu, Ezi, pewnie ma mętlik w głowie od tych zmieniających się imion, może nawet będę musiała przestać. (śmiech) Ezra ma już półtora roku i dużą świadomość otaczającego go świata oraz jasny podział komunikacji w dwóch językach. Mama mówi do niego po polsku, tata po angielsku, oba języki przyswaja równolegle. Dokładnie tak samo, jak moja córka Marysia wychowana w Anglii. Ona też od początku miała w domu dwa języki, a to jest wielki kapitał.  

Snujemy zwięczycko-rzeszowsko-londyńską sagę rodzinną, a przecież w ostatnich latach trzy Twoje audiobooki: „Moja rodzina na piętrze”, „Moja rodzina na piętrze. Sekrety domu na Chłodnej” oraz „Moja rodzina na piętrze. Pola” złożyły się na wielopokoleniową opowieść dziejącą się na przestrzeni 100 lat. Dlaczego saga i tak mocno sfeminizowana?

13 lat temu, tradycyjnie, w papierze ukazała się moja powieść „Pola”, z Tosią Pogorzelską w roli głównej i nie sądziłam, że narodzi się z tego trzytomowa saga. Według mnie była to zamknięta historia, ale „Pola” pod nowym tytułem „Moja rodzina na piętrze” została wznowiona w formie audiobooka i e-booka w 2022 roku i, proszę wybaczyć nieskromność, świetnie sobie poradziła na rynku wydawniczym. Co więcej, jej drugie życie okazało się znacznie cenniejsze niż pierwsze. Po rozmowie z wydawcą Word Audio Publishing, doszłam do wniosku, że wielowątkowość pierwszej części otwiera drzwi do drugiej, którą pisałam tak, żeby ostatecznie odkryć wszystkie karty w trzeciej. Przez chwilę nawet myślałam, żeby najważniejszej w tej historii kobiecie – Poli,  oddać głos i pokusić się o czwartą część, ale mam poczucie, że ta historia we mnie się skończyła, a pisać na siłę nie lubię i nie muszę.

Ty, absolutna fanka „Lalki” Bolesława Prusa, jednej z najważniejszych i najlepszych książek, jakie przeczytałaś w życiu, spełniłaś swoje marzenie o sadze?

Pisząc sagę nie karmiłam się myślą, że piszę sagę, tylko, z wielką przyjemnością trzeba dodać, opowiadam historię wielu kobiet, ale już wtedy zamarzyło mi się pisanie scenariuszy i kręcenie filmów. Jak daleko odeszłam od realizacji tych planów, sama wiem, jednak nie dlatego, że się nie udało, ale dlatego, że nie spróbowałam. Może kiedyś…Podobno po 70-tce ma się więcej czasu.

Jakie są  kobiety w Twoich powieściach?

Wrażliwe, ale twarde jednocześnie. I często to powtarzam, bezwstydnie czerpię z doświadczeń mojego życia, choć nie zaznałam tak brutalnego porzucenia i poturbowania przez życie jak moje bohaterki. Czasy w których dorastałam, dojrzewałam i kwitłam, były spokojne i beztroskie. Musiałam walczyć sama ze sobą, jak my wszyscy, ale nie z tragicznymi przeciwnościami losu. Natomiast niedotrzymywanie kroku, mężczyźni, którzy nie nadążają – ten temat jest mi znany, nie trzeba researchu, wystarczy doświadczenie.

Kobiety to mój ulubiony temat. Pracuję, przyjaźnię się, podróżuję z kobietami, właściwie nie znam męskiego świata, nie na tyle, żeby go opisać czy się nim zachwycać. Pochodzę z rodziny silnych kobiet, moja babcia, mama, siostry, moja córka Marysia, to były i są kobiety z żelaza, na każdą sytuację i czasy. Kobiety rządzicielki, karmicielki, organizatorki. Najbliższe są mi te 50 plus, czyli z mojego pokolenia, ale 30 plus, w wieku mojej córki też całkiem dobrze rozumiem i nie najgorzej 20 plus, bo z takimi dziewczynami pracuję na co dzień. I co je wszystkie łączy? To są siłaczki!

Mężczyzn przesuwasz na drugi plan?

Tak jak w moim życiu. Ostatni z wielkich, to był mój Tato.

Innymi słowy mamy erę kobiet, pytanie tylko, jak wysoką cenę kobiety płacą za swoją samodzielność?

Ja wiem, jaką ja zapłaciłam, po raz pierwszy w świecie żużlowym, który był zdominowany przez mężczyzn, gdzie nie było lekko, ale wygrzebałam się i parłam do przodu. Całkiem dobrze chyba, skoro po latach wciąż wracają do mnie dziennikarze sportowi z propozycjami wywiadów, czy zdarzają się ofert współpracy z klubami żużlowymi. Dziś jako dyrektorka ds. Współpracy i Rekrutacji Międzynarodowej w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie też jestem otoczona kobietami, które zajmują kluczowe stanowiska i są tytanami pracy. O których z podziwem i uznaniem mówi sam założyciel i prezydent uczelni, prof. Tadeusz Pomianek.

Nie mam wątpliwości – bez względu na cenę, jaką płaci się za samodzielność i niezależność – warto. Kobieta kryjąca się za cudzymi plecami, jeśli te plecy znikną, przy pierwszy życiowym podmuchu upadnie, warto mieć własny oręż.

Jak Twoja Pola – mądra, piękna, przedsiębiorcza, dobra, inteligentna. Każda z nas chciałaby być Polą. To Twój ideał, czy może portret obdarzony cechami wielu bliskich Ci kobiet?

Akurat Pola jest postacią na wskroś fikcyjną, której można by zarzucić tylko to, że wyrzekła się kontaktu ze swoim dzieckiem, choć i to nie do końca jest prawdą, bo z daleka obserwowała życie córki nie chcąc burzyć jej szczęścia. Prawdę powiedziawszy, to drugi plan w moich powieściach skrywa najwięcej prawdziwych i osobistych tajemnic, ale trzeba mnie bardzo dobrze znać i to od przedszkola, żeby się orientować, na kim czy na czym się wzorowałam, o których wydarzeniach z mojego życia piszę, a które są czystą fikcją. Znam jedną osobę, która potrafi to rozszyfrować – moja przyjaciółka Renata. Znamy się ponad cztery dekady i ona bezbłędnie rozpoznaje “who is who”, nawet jeśli to jest fragment osobowości epizodycznej postaci z mojego życia towarzyskiego, rodzinnego czy uczuciowego.

Biografia Cię nie pociąga?

Jedyna biografia, jaką rozważałam napisać, a był taki pomysł, to Jerzego Kryszaka, aktora i artysty kabaretowego, z którym się przyjaźnię i którego uwielbiam. Mamy podobne poczucie humoru, a w dodatku Jerzy jest mistrzem anegdot o ludziach.

Byłoby to świetna książka i dobrze by się sprzedała, ale Jurek jest osobą prywatną, niechętnie mówi o sobie i chyba bałby się aż takiego „obnażenia”. A szkoda, to duża strata dla czytelników. Sama bardzo lubię czytać i kupować biografie, szczególnie te dobrze napisane. Niezmiennie fascynują mnie ludzkie losy.

Do każdej biografii trzeba wykonać benedyktyńską pracę badawczą, ale przy Twojej sadze też musiałaś przekopać ogrom archiwów, by wiarygodnie opisać dzieje na przestrzeni 100 lat. Ile czasu zajmuje zgromadzenie materiałów wykorzystanych w kolejnych tomach losów Poli i jej bliskich?  

Najłatwiej było przy pierwszym tomie – tam skoncentrowałam się na Rzeszowie lat 80. i 90. XX wieku, więc realiach, które dobrze znam, są mi bliskie, a weryfikacja miejsc oraz ludzi była łatwa i szybka. Trochę czasu zajęło mi zweryfikowanie wiadomości związanych z konstrukcją samochodu Syrena, czy produkcji FSO, co miało związek z pierwszymi doświadczeniami zawodowymi Tosi Pogorzelskiej, ale to nie były skomplikowane tematy.

Najciekawsza historia zdarzyła mi się przy pisaniu drugiego tomu, gdy dotarłam do Barbary Hoff, legendarnej projektantki mody, założycielki kultowej firmy „Hoffland”, która na stałe współpracowała m.in. z Domami Towarowymi „Centrum”. Hoff przez prawie 50 lat miała stałą rubrykę w „Przekroju”, w której pisała o modzie.  Miałam pomysł, by główna bohaterka drugiej części sagi – Aleksandra Pasternak, córka Poli Wawel wychowana przez siostrę nieżyjącego, pierwszego męża Poli, została asystentką Barbary Hoff. Ostatecznie zmieniłam koncepcję tego wątku, ale zebrałam naprawdę obszerny materiał o historii mody polskiej z czasu PRL-u. Na pamiątkę został mi katalog z wystawy w Gdyni „Polskie Projekty Polscy Projektanci”, prezentującej pierwszą monograficzną wystawę projektantki, a który zawiera projekty, wzory, archiwalne zdjęcia oraz teksty m.in. Andrzeja Zawistowskiego, Hanny Gajos, Justyny Jaworskiej, a także samej Barbary Hoff.

W trzeciej części sagi nie da się nie zauważyć Twojej fascynacji Cichociemnymi i biografią Virginii Hall, znakomitej amerykańskiej agentki z aluminiową stopą na drewnianej nodze, przywódczyni dwóch siatek wywiadowczych we Francji w czasie II wojny światowej, gdzie trafiają bohaterowie Twojej powieści: Pola Wawel, Seweryn Morawski i Borys Olbracht.  

Historia Virginii mnie urzekła, przeczytałam, wysłuchałam i obejrzałam wszystko na jej temat, co udało mi się znaleźć. Sporo czasu poświęciłam też na wczytanie się w historie cichociemnych. Droga, którą przeszli, odwaga, jaką się wyróżniali, w końcu powojenne prześladowania ze strony „swoich”. Zależało mi, by to wszystko znalazło się w mojej opowieści o Poli, bo ilu młodych ludzi wie dziś, kim byli cichociemni?!

Książką z tłem historycznym będzie też następna, jedenasta już Twoja powieść?

Punktem wyjścia jest katastrofa samolotu „Mikołaj Kopernik” w 1980 roku, w której zginęła znana piosenkarka, Anna Jantar oraz matka głównej bohaterki. Pamiętam ten dzień i lata po, wciąż jeszcze dziewczynka z podstawówki, miałam niedługo zacząć licealną przygodę, w międzyczasie był stan wojenny, dużo się działo, pisząc wspominam, jakbym już żegnała się ze światem, ale mam nadzieję, że jeszcze nie i jeszcze kilka książek przede mną, do napisania i przeczytania.

Research zaczyna Ci sprawiać równie dużo radości co pisanie?

Tak. (śmiech) Tak też było przy ostatnim tomie „Moja rodzina na piętrze. Pola”, gdy zagłębiłam się w historię dworu rodziny Mycielskich w Wiśniowej, niedaleko Strzyżowa, gdzie na początku XX wieku zjeżdżali znakomici artyści, zachwyceni malowniczą okolicą i nietuzinkowymi umysłami gospodarzy. Rozkwit Wiśniowej nastąpił w 1910 roku, kiedy do dworu sprowadził się Jan Mycielski z żoną Marią. Wcześniej zarządzał ordynacją przeworską Lubomirskich ze słynną cukrownią. Maria Mycielska, podobnie jak jej teściowa, hrabina Waleria, ceniła sztukę. Odbudowany majątek wypełniła dziełami artystów, powiększała rodzinną bibliotekę i uwielbiała gości. Przyjaźniła się z Tadeuszem Stryjeńskim i Józefem Mehofferem, którzy często bywali w Wiśniowej. Ona też zamawiała rodzinne portrety u najlepszych malarzy, a utalentowani goście zostawiali szkice portretowe i krajobrazowe w Księdze Gości. 

Na okładce trzeciego tomu sagi jest wejście do dworu w Wiśniowej, dlaczego?

Stamtąd pochodzi moja rodzina ze strony mamy. Podobno dziadkowie mieszkali na terenie folwarku. Ojciec mojej babci miał być nawet stangretem u Mycielskich. Dziś trudno mi już zweryfikować tę historię – babcia Antonina, której wspomnienia wplotłam w pierwszą część Mojej rodziny, zmarła, kiedy miałam 19 lat. Żałuję, że nie dowiedziałam się więcej, chętnie opowiadała, a ja przysypiałam. Szkoda.  

Całe Podkarpacie obdarzasz nieprawdopodobnym sentymentem, bo choć akcja Twoich książek toczy się w Warszawie, Krakowie, Szczecinie, w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, to największą atencją obdarzasz Rzeszów i jego okolice.

Jestem związana z tym regionem. Tutaj się urodziłam, do tego miejsca wróciłam i stąd pochodzą wszyscy moi przodkowie. Mam potrzebę mówienia i pisania o miejscu, z którego wyrosłam i które najlepiej znam. Wydaje mi się, że dzięki tym opowieściom najbliższe mi osoby i miejsca czynię nieśmiertelnymi.

To też duża dyscyplina pisarska dla kogoś, kto tak jak Ty, na co dzień nie zajmuje się tylko pisaniem, ale przede wszystkim jest dyrektorką ds. Współpracy i Rekrutacji Międzynarodowej w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie? Jak to udaje się pogodzić?

Pisanie sprawia mi ogromną radość, a jednocześnie nie jest przymusem, bo nie jest moim sposobem zarabiania na chleb.

Piszę zawsze do południa, gdy ogarnę ogród, szklarnię, psy. Wtedy mam świeży umysł i najlepsze pomysły z nocy. Przed snem układam sceny, dialogi, uśmiercam ludzi lub ich zakochuję. Mam pełną kontrolę nad sekwencją zdarzeń, ale nie mam rozpisanej książki na wielkim bristolu, kto, co, kiedy, dlaczego. Cóż by to była za nuda, gdybym od początku wiedziała, co stanie się na ostatniej stronie.

Pracuję zawodowo, prowadzę otwarty dom dla gości i rodziny, uprawiam swoje małe eko-gospodarstwo przy pomocy kochanej sąsiadki Eli, dużo podróżuję służbowo, wychowuję samotnie trzy psy,  piszę książki i ciągle mam sporo wolnego czasu… (śmiech)

Będziesz pisać aż do śmierci?!

Tak, ale nie wiem, czy ktoś będzie chciał wydawać to tak długo (śmiech) Dla mnie pisanie ma aspekt terapeutyczny, to lepsze niż kozetka u terapeuty. Nie ufam terapii mówionej, ale wierzę w terapię pisaną. Wydaje mi się, że to pozwala oswoić największe traumy mojego życia – pogodzenie się ze śmiercią najbliższych mi osób: taty, mamy i siostry. W jednej z pierwszych moich książek – „Ślady hamowania” jest nawet opis momentu śmierci ojca, którego moja nieżyjąca już siostra Marta, nie była w stanie czytać, zawsze pomijała ten fragment. Jeśli nie możesz czegoś powiedzieć, to napisz. I ja tak robię!

Magda Louis, rzeszowianka, która w 2005 roku zachwyciła swoim opowiadaniem „Studnia” Jerzego Pilcha i wyróżniona została w ogólnopolskim konkursie Polityki „Pisz do Pilcha”. W 2010 roku ukazała się jej debiutancka powieść – „Ślady hamowania”, dwa lata później „Pola”, zaś „Kilka przypadków szczęśliwych” w 2014 roku ugruntowało jej pozycję na rynku wydawniczym i zamknęło ponad 20 – letni okres życia spędzony na emigracji w Wielkiej Brytanii. W 2016 roku ukazała się jej czwarta powieść, w całości napisana w Polsce, „Zaginione”, wydana przez „Świat Książki”. W 2018 roku dała się poznać jako autorka zbioru reportaży „Chcę wierzyć w Waszą niewinność”, w 2019 roku wydała swoją szóstą książkę – „Sonię”, w której rozlicza sprawców czynów pedofilskich, ale winą i karą obarcza też najbliższych ofiar. W 2023 roku w Wydawnictwie Word Audio Publishing International wydała audiobooka i e-booka „Eugenia Kennedy wraca do domu”, na początku 2024 w tym samym wydawnictwie opublikowała „Dom Pani Marty”, a latem tego samego roku, również w Wydawnictwie Word Audio Publishing International –  „Moją rodzinę na piętrze. Sekrety domu na Chłodnej”, które są kontynuacją „Poli”. W 2025 roku Wydawnictwo Word Audio Publishing International wypuściło na rynek trzecią i ostatnią część sagi – „Moja rodzina na piętrze. Pola”. Na co dzień dyrektorka ds. Współpracy i Rekrutacji Międzynarodowej w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy