Reklama

Ludzie

Czeka nas hakari (nie mylić z harakiri). Felieton Anny Konieckiej

Anna Koniecka
Dodano: 15.12.2016
30567_glowne
Share
Udostępnij

W ten wyjątkowy czas na przełomie roku, pomiędzy robieniem porządków a smażeniem karpia, robimy  zazwyczaj także bilans „dokonań” – cośmy zmajstrowali sami, a co zmajstrowano nam.

Taka już jest ludzka natura, że bez względu na wynik owego bilansu i tak będziemy dążyć do zmian. Oczywiście na lepsze, bo przecież dobrej zmiany nigdy dosyć. Obiecujemy zatem różne rzeczy, sobie i innym, postanawiamy być milsi, bardziej hojni i w ogóle lepsi. Obiecujemy, obiecujemy…

Już samo to poprawia nam nastrój. I właśnie o to chodzi. O więcej optymizmu. W takim odświętnie optymistycznym makijażu wszystko wygląda od razu lepsze nawet niż jest. Cudowna przemiana następuje – zjawisk i ludzi. Zdrajca zostaje bohaterem. Kłamca nie kłamie a jedynie mija się z prawdą. Złodziej zaś nie kradnie lecz pożycza albo „organizuje”. A kiedy zostanie przyłapany i obieca poprawę, może liczyć, że wina zostanie mu odpuszczona.

Podążając tym tokiem rozumowania:

Prokuratura zarządzana przez ministra Ziobrę to wprawdzie jeszcze nie konfesjonał lecz łaska odpuszczania win już nie jest jej obca.

Weźmy tylko aferę z wywożeniem zagranicę nielegalnie leków, które powinny być sprzedawane w polskich aptekach. Mafia lekowa zarabia na tym krocie. W aptekach leków brakuje – dramat dla pacjentów. Tymczasem, jak podaje Gazeta Prawna, na 95 wszczętych w ciągu ostatnich trzech lat postępowań aż ¾ kończy się umorzeniem lub warunkowym zawieszeniem. Np. sprawę o wywiezienie leków z Polski o wartości 30 mln zł śledczy umorzyli, gdyż oskarżona przeprosiła pana prokuratora i obiecała, że nigdy więcej nie będzie tego robić.

Sprawa zaś wywiezienia leków wartych 45 mln zł została umorzona z uwagi na… niską szkodliwość społeczną czynu. Wysoka szkodliwość społeczna zaczyna się od jakiejś konkretnej liczby zgonów pacjentów którzy nie dostaną leków?

Ale po co dramatyzować. Przecież można spojrzeć na sprawę z innej strony. Zażywamy w Polsce i tak za dużo leków – to po pierwsze. Nadmiar leków zdrowiu szkodzi. Po drugie – optymiści są zdrowsi i nie potrzebują szukać leków, których nie ma w aptekach. Po trzecie i ostatnie w tym temacie – trzeba mieć nadzieję, że pierwszy szeryf RP dla swoich miłosiernych śledczych aż tyle miłosierdzia sam nie okaże. Potrafi  wszak zaciekle walczyć o bardziej jednostkowe, znacznie mniej wrażliwe społecznie sprawy niż afera lekowa. A poza tym on też kiedyś będzie stary i będzie musiał pójść z receptą do apteki, czego mu życzę w ten okołoświąteczny czas kiedy jesteśmy dla siebie nieco milsi, żeby to nastąpiło jak najpóźniej.

A propos recept. Tu zamiast optymizmu – horror. Okazuje się, że w Polsce nawet po śmierci lekarze wystawiają recepty. Pojawiło się takich recept trochę i trwa śledztwo w sprawie a nie przeciwko komuś. Z tym zresztą może być pewien kłopot…

Za to w kwestii obronności oraz gospodarki – sukces goni sukces.

Obronność: Jesteśmy bezpieczni a będziemy jeszcze bardziej. Już sypiemy płatki róż na drogi, którymi będzie podążać jedna cała(!) brygada NATO, obiecana jeszcze poprzedniemu rządowi. Ale że mamy ciągłość władzy, więc i ta, co jeszcze teraz jest, też się cieszy. Ma ona również własne powody do radości i dumy z powodu autorskich pomysłów, z których zachwyciły mnie wszystkie dwa. 1. Obrona terytorialna składająca się z bezrobotnych, bo tacy się głównie zgłaszają (tłoku nie ma). 2. Rzesza emerytów z aparatami fotograficznymi obnażająca wśród demonstrantów V kolumnę (czyli sabotażystów, prowokatorów i innych szpiegów) podczas organizowanych przez partię rządzącą manifestacji oraz innych jej ulicznych cyklicznych zgromadzeń. Naprawdę fajny pomysł, tylko czy aparat w pakiecie i ubezpieczenie? No i jaka forma zatrudnienia, bo chodzą słuchy, że emerytom nie wolno będzie dorabiać.

Obrona Terytorialna składająca się z 50 tys. niedzielnych ochotników (szkolonych w weekendy), jest niestety mocno krytykowana, że to wyrzucanie ogromnych pieniędzy, a pożytek żaden. Niewyszkolony żołnierz  na co komu przydatny? Na mięso armatnie? Lepsza armia zawodowa. Ba!

Ale 500 zł miesięcznie dla kogoś, kto mało zarabia albo nic – jeszcze lepsze. A poza tym zanim taki ochotnik się zestarzeje, przez te wszystkie weekendy czegoś się w końcu zdąży nauczy. Czyż nie?

Gospodarka: tu najbardziej spektakularne dwa sukcesy. 1. Repolonizacja banku PEKAO SA; drugiego co do wielkości banku w Polsce. Ale… czy to faktycznie taki wielki sukces dla nas? Czy raczej dla Włochów, którzy – przypomnijmy – kupili za rządów premiera Buzka PEKAO za kwotę 4,3 mld zł. Zarobili przez te lata ponad 30 mld zł (!) na czysto. Plus 10, 6 mld teraz za odsprzedanie PZU niespełna 1/3 akcji PEKAO.

Niemiej repolonizacja banków – to jest nareszcie krok w dobrą stronę. Szkoda, że tak późno. Szkoda wyprzedanych za bezdurno zakładów, firm. Ale to se ne wrati.  
2. Polski rząd jako pierwszy na świecie wyemitował tzw. zielone obligacje (Green Bonds) na kwotę 750 mln euro. Cieszą się wielkim zainteresowaniem inwestorów. I to może cieszyć również rząd, część obywateli – beneficjentów 2x 500 + (dzieci + żołnierze ochotnicy OTK), a także powinno ucieszyć korzystających z innych form pomocy socjalnej.

Będzie co rozdawać, tylko że to jest kolejny kredyt, kolejne zadłużenie państwa. Chyba że premier Morawiecki błyśnie jeszcze jakimś „pionierskim pomysłem”  który pozwoli spłacić obligacje przed terminem wykupu. Nie wiem jak w ekonomii ale w życiu cuda się zdarzają szalenie rzadko.

Edukacja. O nie, nie będziemy psuć nastroju. Mimo że pani nauczycielka co została ministrem od oświaty tak szeroko i szczerze się do nas uśmiecha. Jak wypadnie eksperymentowanie na naszych dzieciach, czy uda się wychować pokolenie posłusznych i jednomyślnych z obecną władzą obywateli, pokaże przyszłość.

Natomiast wiadomo, że polskie wyższe uczelnie (przynajmniej niektóre prywatne) przed bankructwem  uratować mogą już tylko studenci zagraniczni. Liczba polskich studentów dramatycznie spada (niż demograficzny). Liczba studentów zagranicznych nie jest wprawdzie duża ale systematycznie rośnie. Dlatego że studia są u nas najtańsze w Europie Zachodniej. I tu można za komplement przyjąć i nim się napawać, że wprawdzie najtańsza ale jednak Polska to Zachód. (Jeszcze…)

Reasumując: bilans tegoroczny wypada chwilami naprawdę całkiem nieźle.

Jeśli dodać tempo prac nad legislacją, zaangażowanie posłów, to jak oni ślęczą po nocach, trudno nie przyznać racji premierowi Morawieckiemu, że zasługują, żeby mieć 9 razy wyższą kwotę wolną od podatku iż zwykły obywatel. To też jest miarą sukcesu, że Polskę w tych ciężkich czasach na to stać.

No, może wystarczy, bo nie wiem jak Państwo, ale ja się czuję już lekko przejedzona tymi sukcesami.

Czuję się jakbym wróciła z maoryskiej uczty, jaką urządzali sobie pradawni mieszkańcy Wyspy Północnej w Nowej Zelandii. Czemu mam aż tak odległe skojarzenia, biegnące hen, na Antypody? A dlatego, że Maorysi nowozelandzcy też (jak my) wychodzili z założenia, że jak ucztować, to całą gębą. A nie dziubać  coś tam, coś tam widelcem albo jak w modnej obecnie kuchni molekularnej zadowalać się symboliką potrawy a nie  z przeproszeniem się zdrowo nażreć.

Potrawy na maoryską ucztę, która nazywała się hakari, szykowano przez cały rok albo dłużej; spraszano swoich gości (jak u nas – swój swego zawsze wyżywi). A potem wszyscy jedli, jedli, jedli… Z tą różnicą, że oni ucztowali za swoje.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy