Nieuchronnie zbliża się „fin de siècle” – koniec ery demokracji, jaką znamy. Druga połowa XX wieku była okresem wzrostu i dojrzewania naszej cywilizacji. Dzisiaj, zgodnie z teorią cyklicznego rozwoju, wchodzimy w fazę rozkładu. Okazało się, że ciepła woda w kranie straciła swój urok, nic nam się nie podoba, świat nas nudzi.
Spokojne życie nuży i rodzi potrzebę zmiany. Wszystkie wartości się zdewaluowały, prawda nie istnieje, świat się zmienia w fantastycznym tempie. Społeczeństwa nie nadążają za tymi zmianami, człowiek staje się gatunkiem zagrożonym. Jak opisać panujące dzisiaj nastroje? Nasuwa mi się nieodparcie dawno zapomniane słowo – DEKADENCJA. To prawda, że to słowo kojarzy się ze chyłkiem Cesarstwa Rzymskiego, ale nie tylko.
W 1886 roku grupa francuskich poetów stworzyła czasopismo „ Le Decadent”
Sprzeciwiali się oni obowiązującym ówcześnie zasadom moralnym, hołdowali indywidualizmowi, promowali nowe trendy artystyczne.
W drugiej dekadzie XXI wieku, słowem dekadencja posługuje się wielu publicystów na świecie w celu opisania zjawisk politycznych, społecznych i moralnych zachodzących w ostatnich latach.
Ich zdaniem, pozytywistów wypierają dekadenci, a towarzyszą temu obawy przed nadciągająca zagładą. W tle pojawiają się: terroryzm, migracja i zmiany klimatyczne. Osamotnienie jednostki, brak wizji przyszłości, a nawet wizja braku przyszłości sprawiły, że pozytywistyczny optymizm kilku ostatnich dekad zostaje powoli zadeptywany przez dekadencki pesymizm. Popatrzmy na to, co się dzieje na świecie. Brexit jest wbrew oczywistym interesom Wielkiej Brytanii. Mało tego, grozi rozpadem imperium. Mimo to w referendum zwyciężyło pragnienie zmiany za wszelką cenę. W Stanach Zjednoczonych popularność Donalda Trumpa, któremu bliżej do klauna, niż do polityka, obrazuje skalę znudzenia i zmęczenia wyeksploatowaną elitą dotychczasowych władców. W Turcji prezydent Erdogan jawnie dąży do dyktatury i cieszy się rosnącym poparciem społecznym. Polacy i Węgrzy też zatęsknili za rządami silnej ręki.
Dominującą cechą dekadencji jest „tumiwisizm” – nie należy się niczym zbytnio ekscytować. Wszystko już widzieliśmy, wszystko już było, nasza egzystencja stała się nieatrakcyjna, potrzebujemy coraz mocniejszych bodźców. Trudno się więc dziwić, że rzeczywistość się dostosowuje.
Zgodnie z naszymi oczekiwaniami polityka przestaje się kojarzyć z szermierką na słowa, szachami, czy pokerem, a staje zwyczajną brutalną bijatyką.
Jeden z angielskich polityków zapytany dlaczego wygłosił przed Brexitowym referendum bardzo brutalne przemówienie, odparł: „ nikt nie lubi wygłaszać przemówień, które nie budzą emocji”.
Miał rację, nikt nie lubi dzisiaj słuchać wypowiedzi mądrych i wyważonych.
Dekadencję nie należy mylić z degrengoladą. Demokracja się znudziła, bo jej procedury działają za wolno i prawdziwi demokratyczni politycy uważają politykę za sztukę kompromisu. Dekadenci chcą mieć wszystko tu i teraz, a kompromis jest dla nich oznaką słabości. Nie istnieje obiektywna prawda, rządzi bagaż indywidualnych oczekiwań i subiektywna interpretacja. Sięgając do wiersza „ Nie wierzę w nic” klasyka z czasów Młodej Polski, Kazimierza Przerwy – Tetmajera, lepiej zrozumiemy przesłanie dekadentów:
„Nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie
Wstręt mam do wszystkich czynów, drwię we wszystkich zapałów…
I jedna mi już tylko wiara pozostała
Że konieczność jest wszystkim, wola ludzka niczym”
Czy te słowa nie ilustrują poglądów i postaw młodego pokolenia w XXI wieku?
Przebija z nich negacja sensu jakiegokolwiek działania i jałowość wzniosłych idei. Wielkie idee nie przystają do rzeczywistości i w związku z tym są skazane na zapomnienie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że dekadencja jest zjawiskiem cyklicznym i może dotknąć każdego społeczeństwa. Jak z tym niekorzystnym zjawiskiem walczyć? Nie mam skutecznej recepty. Może trzeba przeczekać? Każdy cykl kiedyś się kończy.