Reklama

Ludzie

Nos do polityki. Felieton Anny Konieckiej

Anna Koniecka
Dodano: 06.12.2015
23799_Ania_1
Share
Udostępnij
Weszliśmy w opary absurdu, więc trzeba szukać dziwnych rozwiązań – stwierdził prawnik z tytułem profesorskim komentując aferę wokół Trybunału Konstytucyjnego. Ale ja dziś nie o tym. Z paru powodów. 
 
Sytuacja, w jakiej znalazła się praworządność w tym kraju, jak mawiają prokuratorzy, jest mocno rozwojowa i pracujący pod osłoną nocy prezydent Rzeczpospolitej Polskiej wespół zespół ze swymi pisowskimi nocnymi markami z parlamentu zapewne jeszcze niejeden powód dostarczy wdzięcznemu narodowi do wyjścia na ulice. A prawnikom, żeby musieli szukać „dziwnych rozwiązań”. Grząska to materia, śmierdzi na odległość, dlatego proponuję zająć się… nosem. Chociaż mój pomysł może się komuś wydać równie absurdalny jak tamte powyżej.
 
Uważam jednak, że mówienie o nosie ma właśnie teraz sens. Dlatego, że narodowi (modne, ostatnio bardzo nadużywane słowo!) w niczym nie szkodzi, niczyich interesów nie narusza, wręcz przeciwnie, może nawet pomóc każdemu, bez względu na to, do czyjej stajni politycznej należy. No i tu wszystkich politycznie zaangażowanych proszę, żeby się nie obrażali – stajnie bywają również bardzo przyzwoite, w przeszłości nie tak całkiem odległej niektóre stajnie wyglądały nawet lepiej niż salony. Ergo – o potrzeby koni dbano bardziej niż o potrzeby ludzi i to nie jedyny taki wybryk historii.
 
Z nowożytnej historii, dziejącej się tu i teraz: 

300 milionów złotych na refundację programu in vitro nagle okazuje się, że nie ma. Ale trzy miliardy(!) na ratowanie Skoków – owszem.  Powie ktoś, że to różne kasy, różne portfele? Otóż nie. To są pieniądze podatników, czyli nasze. 
 
W ramach oszczędzania na wydatkach publicznych narodowy program in vitro zostanie zlikwidowany za pół roku. Tak zdecydowała nowa władza geriatrycznego państwa. Mimo że program miał trwać do 2019 roku. Ale teraz nie ma czegoś takiego jak ciągłość władzy czy powaga państwa. To co było ustalone, się nie liczy. Liczy się nowy porządek. A jaki on jest? Nowa władza, z gębą pełną frazesów o prorodzinnej polityce, o konieczności wspierania materialnego rodzin, żeby rodziło się więcej dzieci, jest równocześnie głucha na rozpacz i dramat 17 tysięcy rodzin, które są w trakcie realizacji procedury in vitro. Dla nich to jedyna szansa na posiadanie dzieci. Nowa władza odebrała szansę na rodzicielstwo najbiedniejszym rodzinom. Ich nie będzie stać na leczenie w prywatnych klinikach. W Polsce albo zagranicą, jeśli nowa władza zamknie kliniki w kraju. A co! Większościowy pakiet w sejmie daje nieograniczone (rozumem) możliwości.
 
W wyniku refundacji in vitro urodziło się do tej pory 3600 dzieci. Niepłodność jest chorobą, która dotyka w Polsce 10-15 proc. ludności. 
 
No i znów ważniejsze od ludzi okazują się konie… A ściślej (para)banki.
 
Tak sobie myślę, czy to, co się dzieje teraz w naszym pięknym kraju, będzie impulsem dla wyborców, żeby nauczyli się rozróżniać zapachy zawczasu i nie dali zwieść przy urnach? I potem nie narzekali, że ktoś znowu ich wodzi za nos.
 
Schodząc na poziom nosa w sensie dosłownym też można się zdziwić, ale nieco przyjemniej.
 
Kto ma nos do polityki, widać po samym nosie. Kto ma nos do biznesu – też. Fizjonomiści tak twierdzą. Potrafią rozróżniać na podstawie kształtów nosa pewne cechy charakterystyczne dla danej osobowości, a co za tym idzie predyspozycje np. do zarabiania pieniędzy. Nos finansisty! Któż by nie chciał takiego mieć (chociażby w zażyłej bliskości, jeśli Matka Natura nam nie dała). Albo nos Kochanka. Chińczycy rozróżniają nawet i takie subtelności, żeby nie powiedzieć – rarytasy. To oni zresztą byli prekursorami nauki nazywanej dziś biometrią. (Biometria – sposób rozpoznawania i identyfikacji oparty na cechach fizycznych i behawioralnych człowieka. M.in. na podstawie charakterystyki linii papilarnych, kształtu twarzy, dłoni, tęczówki oka, pisma ręcznego, mowy.) 

Chińczycy uważają, że nos mówi więcej o człowieku niż jego linie papilarne. Nos to ważny organ, w pewnym sensie demaskatorski. Już z tego chociażby powodu warto się przyjrzeć nosowi własnemu – jakie nasze cechy zdradza. Co mówi nos męża, kochanka, szefa, partnera biznesowego, konkurenta etc. Taka lustracja nosów. Permanentna, albo okazjonalna, na przykład kiedy mamy podjąć decyzje biznesowe. 
 
Mała próbka możliwości dedukcyjnych: „Ty masz artystyczną duszę, nie dbasz o sprawy materialne i znajomi to wykorzystują. Czasem cierpisz z tego powodu, ale jeszcze bardziej twoje konto”. Tyle, co mogę tu powtórzyć, wyczytał z mojego lekko garbatego nosa fizjonomista świeżo po kursie. Z profesji psycholog. A ponieważ trafił w dziesiątkę, zapytałam o szczegóły. Zdradził tylko jeden: „Masz kulkę na końcu nosa, jak pies Bzik z kreskówki”. Hmmm, kreskówki nie pamiętam, ale diagnozę na pewno zapamiętam i wyciągnę wnioski. 
 
Kiedy byłam młoda, żałowałam, że zamiast lekko garbatego nosa (z kulką), natura nie obdarzyła mnie szlachetniejszym, greckim albo rzymskim, a w każdym razie prostym nosem. Ale to był żal z powodów nieracjonalnie babskich. Tymczasem, jak wynika z analiz, osoby o szlachetnych nosach są obdarzone boską cechą logicznego myślenia. Są również świetnymi organizatorami. Cholernie niesprawiedliwe! Nie dość że piękny nos to jeszcze w pakiecie dwie doskonałości charakteru!  Ale nie ma co popadać w kompleksy. W każdym z kilkudziesięciu rodzajów rozróżnianych nosów oprócz negatywnych cech są również sygnalizowane te pozytywne. 
 
Chińczycy mówią tak: jeśli masz smutną twarz, zmień swoje serce. Bo osoba o złym i smutnym sercu przyciąga złych i smutnych ludzi. 
 
Rok się kończy, więc życzę Paniom i Panom kompanii dobrych ludzi o wesołych sercach. No i żeby nosy się Wam świeciły. Według chińskich nauk świecący nos oznacza szczęście w zdobywaniu pieniędzy. (Nie potrzeba tracić na puder.) Paniom – i to bez cienia złośliwości – życzę też, żeby miały po dwa podbródki. To jest dobry znak i zapas energii na długie życie.
 
 Pamiętajmy również, że na czubku nosa mieszkają nasze emocje, zatem nos do góry! Damy radę!
 
PS. Savoir vivre. Tym razem dla długonosych parlamentarzystów z pierwszych ławek na Wiejskiej:
*Czerwona kartka za (kompulsywne?) majstrowanie przy nosie. 
*Znany jest już, proszę panów, wynalazek pt. chusteczka do nosa. Papierowa – nigdy na salonach. 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy