Reklama

Ludzie

Omar Sharif – mój brydżowy kolega. Felieton

Krzysztof Martens
Dodano: 19.07.2015
21218_IMG_5223
Share
Udostępnij
Zabrałem się do pisania felietonu pod tytułem – „Mój przyjaciel Omar Sharif”. W trakcie pisania zdałem sobie sprawę z tego, że był on co najwyżej moim brydżowym kolegą, a nie przyjacielem. Poznałem Omara ponad 30 lat temu, w uroczym francuskim kurorcie Deauville. Pani Nadine Ansay, księżniczka Lichtensteinu organizowała tam co roku, w lipcu, bardzo popularne festiwale brydżowe. Aby je uatrakcyjnić, zapraszała utytułowanych brydżystów, aby po turniejach dostępnych dla wszystkich graczy, rozgrywali wieczorami mistrzowskie pojedynki w bridge – ramie, czyli kinie brydżowym. 

Setki kibiców z zapartym tchem śledziło poczynania wielu mistrzów świata. 
 
W tym gronie, przysłowiowym kwiatkiem do kożucha bywał Omar Sharif, który co prawda nie dorównywał pozostałym graczom poziomem gry w brydża, ale znacznie przewyższał nas popularnością.
 
Po rozgrywanych meczach, w szerokim gronie, spędzaliśmy sporo czasu z Omarem na dyskusjach o rozegranych rozdaniach popijając w nadmorskich barach  jego ulubiony napój – drogi szampan Don Perignon. Słynny aktor lubił też plotkować i to właśnie on wyjawił nam sekret naszej gospodyni – księżniczki Lichtensteinu. Była one w początkach swojej kariery nagą, nocną tancerką w najsłynniejszych lokalach riwiery francuskiej. Jak udało się jej uwieść księcia – tego ulubieniec kobiet nie wiedział.
 
Sharif pochodził z chrześcijańskiej rodziny z korzeniami libańskimi i syryjskimi, ale był bardzo związany z Egiptem – mieszkał w Aleksandrii i uważał się za Egipcjanina.
 
Sławę i pieniądze przyniosły mu wybitne role w wielkich produkcjach: „Lawrence z Arabii” i „Doktor Żywago”. Wystąpił w sumie w kilkudziesięciu filmach i nie był bardzo wybredny w doborze ról. Mimo bardzo wysokich dochodów zawsze brakowało mu pieniędzy. Dlaczego? 
 
Kasyna francuskie bardzo go ceniły jako klienta, przegrywał w nich wszystkie swoje pieniądze, ale pod wpływem alkoholu i stresu wynikającego z finansowych porażek, zachowywał się bardzo agresywnie. Miał na swoim koncie pobicie wielu krupierów, co do pewnego momentu uchodziło mu na sucho. W interesie kasyn było tuszowanie tych incydentów, a krupierów satysfakcjonowały czeki wypisywane przez aktora. Pewnego dnia, w paryskim kasynie doszło do poważniejszej awantury i wezwano policję. Ze względu na osobę Sharifa interweniował wysoki oficer, jednak wysoka szarża nie powstrzymała naszego bohatera. Po krótkiej wymianie zdań, strzelił policjanta „z byka” i poprawił kopniakiem w krocze, co zaowocowało o dziwo niezwykle łagodnym wyrokiem – miesiącem więzienia z zawieszeniem na dwa lata. 
 
Po tym incydencie, grupa przyjaciół zmusiła Omara do napisania listu do wszystkich kasyn francuskich z prośbą o „wilczy bilet”, czyli zakaz wstępu. Było to zgodne z prawem i kasyna, choć niechętnie musiały się do tego zobowiązać. Na kobiety, Egipcjanin działał niczym magnes, co sprawiała nie tylko jego niezwykła, egzotyczna uroda, ujmujący uśmiech, ale przede wszystkim uwodzicielskie oczy. Zaskakujące dla mnie było to, że nie był specjalnie wybredny w doborze swoich przyjaciółek na jedną noc.
 
Pewnego dnia w barze hotelu Royal w Deauville, po którejś z kolei butelce szampana, wyznał nam, że od kilku lat, nigdy nie spotkał się w łóżku sam na sam z kobietą. Przywitaliśmy jego wynurzenia wybuchem śmiechu, ale po chwili uzupełnił swoją myśl – „Staram się, aby zawsze były ze mną co najmniej dwie dziewczyny”. Do dzisiaj nie wiem, czy się chwalił, czy usprawiedliwiał.
 
W swoim czasie Omar zrobił sporo dla promocji brydża na świecie. Zaangażował najwybitniejszych włoskich mistrzów – słynny Blue Team i jeździł po świecie organizując mecze cyrku Sharifa – przeciwko najsilniejszy drużynom. Wielka sławę zdobyły pojedynki w Stanach Zjednoczonym, gdzie godnym przeciwnikiem okazała się zawodowa ekipa „Asów z Dallas”.
 
Na przełomie wieków spotykałem Omara na turniejach w Kairze i Ammanie, ale już było widać, że spustoszenia w jego psychice dokonuje Alzheimer. Na stałe popularny aktor mieszkał w Paryżu, ale ostatnie swoje lata spędził w Kairze.

W 2006 roku definitywnie zerwał z brydżem i hazardem. Niedawno, po ataku serca, opuścił nas w wieku 83 lat. W mojej pamięci pozostanie jako niegrzeczny chłopiec, który żył pełnią życia, lekko traktował pieniądze i kobiety i był bardzo przewrażliwiony na własnym punkcie. 
   
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy