Anna Olech: Panie profesorze, Polacy to jednak gęsi? Swój język mamy, ale czy go znamy i potrafimy się nim posługiwać? Pytam nie bez powodu, bo w piątek mamy Dzień Języka Ojczystego.
Prof. Kazimierz Ożóg: Rozpoczęła Pani od zmodyfikowanego przytoczenia powiedzenia Mikołaja Reja. Polacy rzeczywiście mają wspaniały język ojczysty, który w ciągu wieków rozwijał się i został znakomicie udoskonalony. Dzisiejsze polskie uniwersum językowo-kulturowe jest bardzo bogate. Rzecz tylko w tym, aby umieć się nim posługiwać. Wielu Polaków zna – mimo wielu lat spędzonych w szkole – tylko język potoczny, codzienny, bo to jest pierwsza odmiana, którą nabywamy.
W szkole uczymy się odmiany literackiej, wysokiej, ale jeśli po wyjściu ze szkoły nie rozwijamy tego pięknego języka przez czytanie książek, przez poważne rozmowy, uczestnictwo w kulturze wysokiej, przez pisanie różnych tekstów, to polszczyzna literacka u nas się cofa. Dzisiaj wielu z nas zamieniło książkę na oglądanie kolejnych seriali, głupawych programów telewizyjnych, czy nurkowanie (bo tak to nazywam) w Internecie. W wyniku takiego „doskonalenia” języka mamy mieszankę potoczno-medialną, często wulgarną, agresywną, bylejaką.
Są jednak wśród nas bardzo liczne osoby, które pięknie, celnie, zgrabnie posługują się językiem polskim. Są to zarówno ludzie starsi, jak i młodzi. Polszczyzna jest ich miłością i radością uczestniczenia najpierw w byciu z drugim człowiekiem, a poprzez to w wielkiej kulturze narodu. To przez tych Polaków język polski nadal się znakomicie rozwija i w pełni żyje. Czy znamy nasz język? Tu mam mieszane uczucia. Z jednej strony, wielu z nas wykazuje ogromną indolencję jeśli chodzi o mówienie i pisanie poprawną polszczyzną (duża liczba błędów, nieporadność w oddawaniu myśli, ubogie słownictwo, uboga składnia, wyrazy natrętne), z drugiej zaś strony, nigdy dotąd nie było tak wielkiego zainteresowania językiem (konkursy ortograficzne, krosomówcze, spotkania z ludźmi kultury, dni jezyka, audycje w radiu i w telewizji itd.). Język się rozwija, język żyje także przez te inicjatywy.
Czy język polski wciąż jest polskim czy stworzyliśmy językowego stwora, zlepek najróżniejszych naleciałości?
Język polski przeżywa w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat najbardziej burzliwy okres w swoich dziejach. Prócz gwałtownych zmian politycznych, ekonomicznych, społecznych związanych ze zmianą ustroju Polski po roku 1989, działają także na niego potężne dziś prądy kulturowe Zachodu: konsumpcjonizm, medialność, rewolucja informatyczna, amerykanizacja i postmodernizm. To tego doszła jeszcze „konieczna” europeizacja, związana ze wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Uczą nas, jak mamy używać języka polskiego. Nic dziwnego, że język polski zmienił się w ciągu ostatnich trzech dekad najbardziej w swoich dziejach.
Największe przeobrażenia to zmiany leksykalne, mamy dziś tysiące nowych słów, wiele wyszło z użycia bądź zmieniło znaczenie, ale mamy też zmiany składniowe, fleksyjne czy zmiany na poziomie tekstu. Jest to jednak, na szczęście, nadal, co mocno należy podkreślić, język polski. Mimo obecności tylu obcych elementów mamy ciągle polską bazę artykulacyjną i polskie reguły ortograficzne. Język polski żyje inaczej.
Ale czy za jakiś czas babcia lub dziadek nie uznają, że ich wnuki mówią w jakimś obcym, niezrozumiałym dla nich języku?
To zależy i od dziadków, i od wnuków. Jeśli będą świadomi swoich relacji i ważności międzypokoleniowej komunikacji, to znajdą płaszczyznę porozumienia. Będzie nią polszczyzna wysoka. Młodzi mogą wzbogacić język starszego pokolenia przez pokazywanie i objaśnianie niektórych elementów nieoficjalnego języka młodzieży. Dziadkowie się ucieszą, jeśli wnuk zakomunikuje, że może się z nimi żegnać, używając młodzieżowej formuły, np. „no to naczepa!”, czyli „no to na razie, cześć, pa!”. To oczywiście żart, ale takich żartów może być więcej, np. dziadziu, wiesz co to znaczy w naszym języku „chlor”? To taki człowiek, który źle działa na otoczenie. A „kaszana”? To dzień w szkole z kilkoma sprawdzianami. Sorry, ale taki mamy język.
Obecnie wszystko to „masakra”, czasem trudna do „ogarnięcia”, bo „taka sytuacja”. Przy takim rozwoju słów-wytrychów, które znaczą wszystko i nic, powinniśmy się zacząć martwić, że niedługo nasz słownik będą stanowiło kilkanaście słów, którymi wyrazimy wszystko?
Nie, nie powinniśmy się zbytnio martwić. Każdy czas ma takie swoje wyrazy modne. One są często używane, i dobrze, bo szybko się semantycznie wycierają, a użytkownicy języka są nimi znudzeni. Wyrazy: "masakra", "spoko", "nie ogarniam", "wymiękam" wyjdą z użycia, bo się znudzą. Tak jak ziomek czy ziomal, teraz jest ziom (ja czasem się podpisuję modnie na zasadzie żartu ziom Kaz). Groźbą dla nas wszystkich są takie wyrazy, które są wulgarne i często się ich używa: na k…, na h…, na jeb…, na p…, one jakoś się nie nudzą, przeciwnie są często wykorzystywane. Wulgaryzacja języka jest bardzo groźna, bo za nią stoi wulgarny człowiek, po prostu „chlor”. Groźne jest także usuwanie wyrazów polskich, aby dać miejsce modnym zapożyczeniom, porównajmy karierę "aplikacji" zamiast "zastosowania" czy "sorry" zamiast "przepraszam, głupio mi". Przykłady takich par można mnożyć.
Na czym polega wartość języka ojczystego? Docenia się ją jeszcze czy już nie potrafimy jej dostrzec?
I to ostatnie pytanie jest najważniejsze. I dobrze, bo najważniejsze rzeczy w wywiadzie (w każdym tekście) zgodnie z tym, jak nas czytają, powinny być na początku i na końcu (w środku się można trochę przespać). A zatem, język jest wartością. Język jest dobrem – bo taka jest najogólniejsza definicja wartości. My nie zdajemy sobie z tego sprawy, jak język jest cenny dla każdej osoby, dla każdej grupy, połączonej jakimiś więzami, i dla narodu. Dla osoby język jest ważny, bo jest naszą najważniejszą legitymacją, środkiem wyrażania samego siebie, i – co najważniejsze – jest doskonałym sposobem wyrażania naszych myśli. Dla grupy język jest ogromnie cenny z bardzo prostego powodu – jest ciągle najdoskonalszym narzędziem działania w każdej grupie. Dla narodu jest bezcennym dobrem – naród żyje tak długo, jak żyje jego język. Cała kultura narodu i dziedzictwo ojców zaklęte są w języku. Nasz poczciwy język polski jest taki cenny! Wystarczy zajrzeć do ostatnich fragmentów „Latarnika” Henryka Sienkiewicza. Dbajmy o naszą mowę ojczystą! Jaka ona będzie, zależy od nas. Język żyje przez wspólnotę.