Reklama

Kultura

Krwawy lasek w Dębrzynie – rozdział historii Podkarpacia

Antoni Adamski
Dodano: 18.10.2022
68127_hetman
Share
Udostępnij
W latach 1945 – 46 w Dębrzynie w gromadzie Grzęska w powiecie przeworskim dokonano kilkudziesięciu mordów rabunkowych. Ofiarami byli ludzie wracający z  robót przymusowych w Niemczech. 
 
Miejsce zbrodni zostało dobrze wybrane. Na trasie kolejowej do Przemyśla tylko tam rośnie w pobliżu torów niewielki lasek, który z czasem zapełnił się anonimowymi grobami. Schemat zabójstw powtarzał się. Pociągi towarowe – bo głównie takimi wtedy transportowano podróżnych – stawały na przystanku  w Dębrzynie. Czasem zatrzymywały się pod semaforem lub były kierowane na pobliską bocznicę kolejową. Tam zaczajeni złoczyńcy ściągali bosakami walizki wprost z dachów wagonów. (Z braku miejsc w środku podróż na dachu nie należała do rzadkości.) Podróżni bronili się, lecz wtedy „dostawali w łeb i szli do ziemi. Albo do pobliskiego Wisłoka” – czytamy w jednej z relacji. Opowiadano, iż kiedyś bandyci ściągnęli z dachu dziecinny wózek, spodziewając się iż znajdą w nim dobytek. Tymczasem w wózku było dziecko, za którym wyskoczyła z pociągu matka. Oboje byli bez szans: zostali natychmiast zabici.
  
Zazwyczaj jednak pod skład wagonów podchodzili nieznani mężczyźni, którzy legitymowali wybrane osoby. Kryterium wyboru był ubiór pasażera i wielkość bagażu, pozwalające na oszacowanie spodziewanych łupów. Mężczyźni – starający się utrzymać wygląd funkcjonariuszy milicji lub służb porządkowych – zabierali wytypowanym osobom dokumenty i kazali  pod jakimś pretekstem wysiąść z pociągu. Wtedy wyprowadzano ich do pobliskiego lasku i zabijano strzałami z broni palnej. Później zabierano bagaż, zaś ofiary obdzierano z ubrań; trupy pozostawiano w samej bieliźnie.  Mordercy nie starali się nawet o ukrycie zwłok: przysypywano je z wierzchu grudkami ziemi i liśćmi lub przykrywano gałęziami. Mieszkańcy okolicznych wsi bali się (w obawie przed zemstą morderców) wchodzić do lasu i oglądać ciała ofiar. Tylko zwłokom porzuconym na polach władze gminy organizowały skromny pogrzeb. 
 
Niektórzy we wsi „zaczęli sobie dobrze chodzić ubrane, no i na różne rzeczy im starczało pieniędzy (…) dziś wszyscy siedzą sobie cichutko, tak jakby o nich nikt nie wiedział, a tam jak każdemu wiadomo zginęło dużo niewinnych obywateli (…) i tak polak polaka za marne łaszki wiezione z niemiec mordował” – czytamy w donosie skierowanym do miejscowej komendy Urzędu Bezpieczeństwa [pisownia oryginalna]. W jednym z raportów milicyjnych pada określenie „banda polityczno- rabunkowa”. Wzbudziło ona szczególną czujność funkcjonariuszy, którzy rozpoczęli śledztwo mające na celu sprawdzenie, czy nie jest zagrożone bezpieczeństwo państwa. W 1956 UB w Rzeszowie z ulgą stwierdziło, iż to tylko „bandytyzm pospolity”nie podlegający kompetencji władz politycznych. „Działalność [kryminalna] opierała się na tle materialnym, nie stwierdzono działalności kontrrewolucyjnej” – napisano zamykając śledztwo. Jego rezultaty były mizerne. Wprawdzie zatrzymano kilkanaście osób (żadna z nich nie przyznała się do winy), lecz szybko je z aresztu wypuszczono. 
 
Na listach UB nie figurował Jan B., który w opinii sąsiadów należał do ścisłego kierownictwa zbrodniczego gangu. Jan B. miał opinię pobożnego. Grał na klarnecie w kapeli, która stanowiła oprawę muzyczną nabożeństw i jeździła z występami po kraju. Pewnego dnia Jan B. zginął pod kołami pociągu, który rozrzucił jego ciało na drobne kawałki. Różne krążyły wersje jego śmierci. Wśród nich taka, iż dręczony wyrzutami sumienia sam rzucił  się pod pociąg. Oraz druga, iż nie zszedł z torów, bo przytrzymał go diabeł. 
 
 
Mijały lata i do lasu – omijanego przez starszych – zaczęły przychodzić dzieci. Niektóre z nich przypadkowo odgrzebywały leżące płytko kości. Było ich dużo, a rodzice wyjaśniali, że to z pochówków zwierząt. Do czasu aż pewna piętnastolatka odnalazła w gęstwinie ludzką czaszkę. Wtedy rodzice wymyślili pełną grozy przestrogę: „Nie chodźcie tam. Tam mieszka zły”. Po 1989 r  powoli zaczęły pojawiać się o tym miejscu publikacje w lokalnej prasie. Z czasem powstały dwa filmy dokumentalne na temat złowieszczego lasku w Dębrzynie. Na drzewach ktoś białą farbą zaczął malować krzyże. W końcu wspólnym wysiłkiem sołtysa Świętoniowa oraz ks. proboszcza wkopano w ziemię dwa metalowe krzyże – każdy z koroną cierniową. Obok krzyży postawiono kamień z napisem: „Człowiek – człowiekowi. Pomordowanym 1945 – 1946 w Dębrzynie. Boże daj pokój wieczny”. Co roku w pierwszą niedzielę września odprawiane jest nabożeństwo żałobne w intencji ofiar i sprawców. Przychodzą tłumy. Ludzie przyznają, iż robi się im lżej na sercu.
 
Książka Rafała Hetmana powstała na zlecenie renomowanego wydawnictwa „Czarne” z Wołowca k. Gorlic. Autor – reporter „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego” pracowicie rekonstruuje historię z fragmentów ocalałych dokumentów i pełnych sprzeczności, mglistych ludzkich opowieści. Porusza się między trudnymi do ustalenia faktami a mitami i legendami. Bo to nimi obrosły krwawe wydarzenia, niespotykane w opowieściach regionalnych o „naszych małych ojczyznach”. Pokazuje trudną – patrząc z dzisiejszej perspektywy  – prawdę o ludzkim zezwierzęceniu w dramatycznym okresie powojennym. To opowieść o tradycyjnej chłopskiej pazerności, która prowadziła wprost do zbrodni. 
 
W czasie okupacji ludzie ubierali się skromnie, nieefektownie aby nie wyróżniać się z szarego ulicznego tłumu i nie przyciągać niepotrzebnie uwagi niemieckich i sowieckich funkcjonariuszy. Także po wojnie należało wkładać liche lub wręcz biedne okrycie. Modnie odziana osoba przyciągała bowiem uwagę bandytów.  Kilka przywiezionych z Zachodu łaszków decydowało o życiu lub śmierci człowieka. Wygląd bagażu wskazywał czy warto zainteresować się jego dobytkiem. A tym samym – nieświadomie skazywać na śmierć. 
 
Upiorna historia dębrzyńskiego lasku powtarzała się w wielu innych miejscowościach Podkarpacia i kraju. Miała swą własną logikę. Rozgrywała się poza wiarą i moralnością, poza prawdą i bohaterstwem. Poza ludzkim wartościami i uczuciami. Te wydarzenia również tworzą regionalną historię. Zasługą Rafała Hetmana jest to, iż te wydarzenia przypomina. Ku przestrodze licznej rzeszy tych, którzy  nagminnie mylą współczesną historię z propagandą.
 
Rafał Hetman, Las zbliża się powoli. Kto po wojnie mordował w Dębrzynie, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022. Książę na spotkaniu autorskim zaprezentowała Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie.
 

Rafał Hetman publikował w "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym". Autor książki "Izbica, Izbica", Wyd. Czarne. Finalista Nagrody im. R. Kapuścińskiego, otrzymał nominację do Nagrody Historycznej "Polityki" oraz Nagrody Literackiej im. W. Gombrowicza.
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy