Reklama

Poznaj region

Z Orłowiczem na połoniny. W Muzeum Przyrodniczym w Ustrzykach Dolnych

Aneta Gieroń
Dodano: 23.08.2024
  • Mieczysław Orłowicz z przełęczy swojego imienia spogląda na połoniny w Muzeum Przyrodniczym w Ustrzykach Dolnych. Fot. Tadeusz Poźniak
Mieczysław Orłowicz z przełęczy swojego imienia spogląda na połoniny w Muzeum Przyrodniczym w Ustrzykach Dolnych. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

W Bieszczady jedzie się raz, potem się już tylko wraca. W tych górach, oprócz samego wchodzenia na szczyty połonin, warto dostrzec niezwykłą historię. W tutejszych drzewach żyją duchy ludzi sprzed lat. I jeżeli widzimy jesiony czy lipy rosnące w obrysie dawnego domostwa, to wiemy, że szumiały one żyjącym tu niegdyś ludziom. W Polsce, a może nawet w Europie, nie ma drugiego takiego regionu, by na taką skalę przyroda zagospodarowała miejsca po wysiedlonych stąd mieszkańcach. I namiastkę tego świata, po którym pozostała wspaniała fauna i flora, nierozerwalnie połączona z lokalną historią, odnajdziemy w Muzeum Przyrodniczym Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Ustrzykach Dolnych. W miejscu, które przeszło gruntowną rewitalizację, jest mnóstwo świetnych dioram prezentujących bieszczadzką przyrodę, nowoczesnych rozwiązań multimedialnych i gdzie na chwilę warto przystanąć przy Mieczysławie Orłowiczu, najsłynniejszym przedwojennym entuzjaście Bieszczadów, by zapatrzeć się na połoniny, co miesiąc inne, zmieniające się w rytm przemijających pór roku.

Samo muzeum ma długie dzieje, bo już 56 lat temu narodziła się idea utworzenia Muzeum Fauny Bieszczadzkiej w Ustrzykach Dolnych, ale ostatecznie gmach stanął i muzeum otwarto w 1986 roku. W 1991 roku zostało przekazane Bieszczadzkiemu Parkowi Narodowemu i tak jest do dziś. Tym samym muzeum jest o 5 lat starsze od Bieszczadzkiego Parku, który w 2023 roku świętował 50. urodziny. Kto by jednak spoglądał w metrykę, zwłaszcza teraz, kiedy muzeum po kapitalnym remoncie wypiękniało i nabrało technologicznego sznytu.

Grażyna Holly i Cezary Ćwiekowski. Fot. Tadeusz Poźniak

Ekspozycje Muzeum Przyrodniczego Bieszczadzkiego Parku Narodowego zajmują powierzchnię prawie 1000 m kw. i są wśród nich: eksponaty, makiety, dioramy z najnowocześniejszą technologią multimedialną oraz interaktywne panele prezentujące zamierzchłą historię tych ziem, elementy architektury, fotografie i audiowizualne instalacje. Zachowano też wiele eksponatów z najwcześniejszych dziejów muzeum, które dobrze wkomponowały się w nowocześnie zaaranżowaną przestrzeń.

– Najstarszym eksponatem muzeum jest spreparowany niedźwiedź brunatny, którego w 1966 roku miał odstrzelić Piotr Jaroszewicz, w PRL-u znany polityk i premier – opowiada Cezary Ćwikowski, starszy specjalista ds. edukacji Bieszczadzkiego Parku Narodowego. – Mamy świadomość, że spreparowane zwierzęta budzą społeczną niechęć, ale trzeba pamiętać, że dla wielu mieszkańców Ustrzyk Dolnych ten niedźwiedź jest symbolem starań o Muzeum Przyrodnicze w ich mieście i nie wyobrażają sobie bez niego ekspozycji. Bieszczadzki Park Narodowy przejmując ponad 30 lat temu muzeum, przejął też wiele bardzo dobrze spreparowanych zwierząt i uznaliśmy, że byłoby marnotrawstwem oraz niestosownością pozbycie się historycznych eksponatów, by zamówić nowe, dużo droższe i wykonane ze sztucznych materiałów.

Przez łąki, lasy, aż na szczyty połoniny

Zwiedzając ekspozycje muzealne mamy wrażenie, jakbyśmy wyruszali przez Bieszczady od czasów ich powstania, następnie pojawienia się na tych ziemiach człowieka, aż po współcześnie panującą tu przyrodę. Po drodze oglądamy żyjące tu niegdyś zwierzęta z epoki lodowcowej, skały i minerały,  nieistniejące wsie z bojkowskimi chyżami, ich mieszkańców przy codziennych zajęciach, dwór Stroińskich w Siankach, kolej wąskotorową przywożącą letników i wywożącą drzewo z lasów. Wędrujemy przez łąki pełne ziół, leśne ostępy ze wspaniałymi zwierzętami i ptactwem, by ostatecznie wejść na najwyższy szczyt – Tarnicę.

Bo dziś, przyjeżdżając w Bieszczady, nie zdajemy sobie nawet sprawy, że niemal wszystkie tutejsze świerki, modrzewie i sosny zostały posadzone po wojnie. Mało kto ma świadomość, że 40 procent lasów w Bieszczadach posadzili leśnicy po wojnie na gruntach „odstąpionych” naturze przez ludzi. Gdy dziś, chodząc po wyludnionych wsiach, znajdujemy 4-5 nagrobków na starych cmentarzach, musimy pamiętać, że tam leżą setki, może tysiące dawnych mieszkańców.

Fot. Tadeusz Poźniak

Muzeum podzielone jest na trzy poziomy. Tuż przy wejściu zaaranżowano salę konferencyjną i miejsce na ekspozycje czasowe – aktualnie można tutaj oglądać wystawę fotografii zorganizowaną na 50-lecie BdPN – „Skarby natury i kultury Bieszczadzkiego Parku Narodowego”. W ciągu 5 dekad, Park prawie 5-krotnie powiększył swoją powierzchnię, a dziś jest trzecim co do wielkości parkiem narodowym w Polsce i największym parkiem narodowym w polskich górach.

Na pierwszym piętrze wita Jaskinia Czasu, która „przenosi” zwiedzających do kopalni ozokerytu. Jest odlew nosorożca włochatego ze Staruni i kości zwierząt żyjących w plejstocenie. I choć trudno w to uwierzyć, w Bieszczadach mieliśmy też mamuty i słonie stepowe. Na ekranach monitorów widać, jak powstały Karpaty, jakie cenne minerały tu znajdziemy, choć o złocie nie ma mowy, a w torfie prześledzimy historię bieszczadzkich roślin. Do tego mapy, przekroje geologiczne i monolity glebowe. Wrażenie robią skamieniałe pnie dębu i olszy z okolic Olszanicy sprzed 5-10 milionów lat, ale wystarczy przejść kilka kroków dalej i wchodzimy w kulturowy świat Bieszczadów sprzed setek lat.

– Kurtyna wodna, która oddziela te dwa światy, a na której z rzutnika wyświetlane są postaci Bojków, cerkiew oraz sceny z życia dawnych mieszkańców tych ziem, ogromnie się podoba zwiedzającym – przyznaje Grażyna Holly, zastępca dyrektora Bieszczadzkiego Parku Narodowego. – Wprowadza nas w świat Bieszczadów, którego kres położyła II wojna światowa.

W przedwojennych Siankach we dworze Stroińskich

W muzeum jest bojkowska chyża, makieta nieistniejącej cerkwi w Lutowiskach, fragment dworu Stroińskich z Sianek – słynnego przedwojennego letniska, które zimą i latem oblegane było przez wczasowiczów i gdzie było nawet schronisko turystyczne na solidnej podmurówce. Wszystko to zobaczymy na dioramach. A kto chciałby posłuchać bieszczadzkich legend, wystarczy, że przystanie przy studni, do której włożono nowoczesny monitor i tak połączono tradycję z nowoczesnością. Jakby z oddali dobiegają głosy domowego ptactwa, na ścianach wiszą suszone zioła, a przy dawnych naczyniach znajdziemy przepisy tradycyjnych dań.

Fot. Tadeusz Poźniak

I jeśli zmęczy nas gwar z bojkowskiej chyży, możemy przystanąć przy Mieczysławie Orłowiczu, który z przełęczy swojego imienia spogląda na połoniny i zachwyca się ich widokiem o różnych porach roku.

Na pierwszym piętrze jest jeszcze duża przestrzeń stworzona dla najmłodszych, którzy w towarzystwie rysia Pędzelka odkrywają tajemnice tych gór. Poznają jego przyjaciół: żubra, wilka, jelenia, czy czarnego bociana, a jeśli zechcą, mogą zajrzeć do starych drzew i niedźwiedziej gawry.

Wchodząc na drugie piętro ekspozycji czujemy, jakbyśmy znaleźli się w samym sercu Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Zwiedzanie tej wystawy nawiązuje do wędrówki szlakiem turystycznym od „krainy dolin”, przez lasy, aż po szczyty połonin. Pokazane są występujące na łąkach i pastwiskach rośliny, bezkręgowce i ptaki oraz trwająca tysiące lat, historia powstawania torfowisk wysokich. Można podejrzeć ukryte pod wodą życie w bobrowym żeremiu i w oczku wodnym. Dioramy leśne, wraz z ekranami dotykowymi, wyjaśniają życie dzikich mieszkańców karpackiej puszczy i potoku górskiego, z ich całą różnorodnością gatunkową – od małego porostu po olbrzymiego niedźwiedzia brunatnego. Jest też czatownia, gdzie warto podpatrzyć życie mieszkańców lasu, a to właśnie Bieszczady zamieszkują obecnie największe populacje niedźwiedzia brunatnego, wilka, rysia czy żbika.

W części poświęconej połoninom są zbiorowiska roślinne najwyższych partii Bieszczadów – tutaj można zostać dłużej i pobawić się w wyszukiwanie i identyfikację najpiękniejszych, chronionych gatunków. Wędrówka kończy się na najwyższym szczycie Bieszczadów – Tarnicy, gdzie siadamy na ławeczce, dokładnie tak jakbyśmy siedzieli pod krzyżem na prawdziwym szczycie, i podziwiamy panoramę gór w piękny jesienny dzień oraz rozgwieżdżoną noc.

Fot. Tadeusz Poźniak

– Dlatego do muzeum warto zajrzeć zarówno przed wycieczką w góry, jak i po zejściu z bieszczadzkich szlaków. Wielu turystów tak robi, bo bogactwo przyrodnicze i kulturowe tych ziem jest ogromne, a u nas połoniny, fauna, flora i historia są na wyciągnięcie ręki – dodaje Grażyna Holly. – Bieszczadami można wędrować bez końca, coś o tym wiem. Uwielbiam Dolinę Górnego Sanu, okolice dawnych wsi Beniowa i Sianki, a na ścieżce przyrodniczej do Dźwiniacza Górnego ciągle odkrywam coś nowego. Wędrówką do Caryńskiego będą zachwyceni Ci, którzy w Bieszczady przybywają, by poznać ich urok, rozkoszować się spokojem, ciszą i przyrodą. Trasa do Caryńskiego pełna jest wspaniałych widoków i tajemnic, którą skrywają łąki, pola i ruiny cmentarza.

– Bardzo popularne, wręcz kultowe, są jeszcze dwie bieszczadzkie atrakcje, choć latem z tłumem turystów po drodze: Tarnica, najwyższy szczyt naszych gór, na który każdy chce wyjść i schron „Chatka Puchatka” na Połoninie Wetlińskiej, czyli najwyżej na Podkarpaciu położony „budynek mieszkalny” – dodaje Cezary Ćwikowski.

Remont Muzeum Przyrodniczego Bieszczadzkiego Parku Narodowego, który zakończył się w 2022 roku, kosztował 7 409 744 zł, z czego 3 784 289 zł przeznaczono na wystawy. Projekt został dofinansowany z dotacji Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie.

Fotografie Tadeusz Poźniak

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy