Zofia Kordela-Borczyk, prezes Fundacji Karpackiej – Polska z siedzibą w Sanoku. Realizuje z nią dwa duże projekty, które mają szansę odmienić Podkarpacie i Bieszczady społecznie i ekonomicznie. Pierwszy z nich „Alpy Karpatom” – gwarantuje w kolejnych latach dopływ do naszego regionu aż 4,8 mln franków szwajcarskich, które mają doprowadzić do społeczno-ekonomicznego otwarcia regionu poprzez przeniesienie szwajcarskich doświadczeń w bieszczadzkie realia. Drugi to „Karpaty Przyjazne Ludziom”, polegający na przyciągnięciu do regionu tzw. zielonych inwestycji, ukierunkowany m.in. na produkcję ekologicznej żywności i naturalnych kosmetyków. Oba projekty otrzymały dofinansowanie w ramach Szwajcarsko – Polskiego Programu Współpracy.
Aneta Gieroń, Jaromir Kwiatkowski: To, że Bieszczady są najbardziej rozpoznawalną i cenną marką turystyczną Podkarpacia, nie budzi wątpliwości. Ale czy Bieszczady są w stanie przyciągnąć ludzi z całej Polski przez cały rok?
Zofia Kordela-Borczyk: To trudny i skomplikowany proces. Mam na myśli zbudowanie takiego systemu i takich produktów turystycznych, które przyciągałyby turystów przez cały rok. Niemniej jednak wydaje mi się, że Bieszczady, ze względu na swoje specyficzne walory – nie są to góry bardzo wysokie, a przecież nie każdy lubi wysokie góry i nie każdy czuje się w nich dobrze – mogą być magnesem dla turystów przez co najmniej 6 miesięcy w roku.
W jakich miesiącach?
ZK-B: Bieszczady są w stanie zaoferować wystarczającą liczbę atrakcji: góry, rzeki, przyrodę, liczne muzea itd., w czasie przynajmniej trzech miesięcy letnich i trzech zimowych. Atutem jest też np. piękna jesień, która „od zawsze” w październiku ściąga tłumy turystów. Jednak zima jest nadal najtrudniejszym tematem. W Bieszczadach nie przygotowano dobrze zorganizowanej bazy turystycznej. Wyciągi narciarskie są bardzo rozproszone, brak jest wyznaczonych tras do uprawiania narciarstwa biegowego i turystyki konnej. Mimo wielu wysiłków w ostatnich dziesięcioleciach, nie powstała tu stacja narciarska z prawdziwego zdarzenia, taka jaką mogą się poszczycić inne polskie regiony górskie.
Pozwoli Pani, że przy tej okazji cofniemy się do roku 1988, kiedy to znany dziennikarz sportowy Janusz Zielonacki prowadził program telewizyjny „Kolorowy zawrót głowy”, w którym promował powstanie w Bieszczadach stacji sportowo-klimatycznej z siecią wyciągów narciarskich. I… został prawie zlinczowany za ten pomysł, co jednocześnie pokazało szerszy problem: jak daleko infrastruktura powinna ingerować w nieskażoną przyrodę?
ZK-B: Tak, ta dyskusja jest prowadzona od lat. Często rozmawiam z władzami Bieszczadzkiego Parku Narodowego, które chronią Park, bo takie jest ich zadanie statutowe i nie chodzi o to, by stacja powstała w sercu BdPN. Są przecież także tereny poza Parkiem i tam można byłoby stworzyć infrastrukturę, która byłaby w stanie przyciągnąć turystów w sezonie zimowym bez naruszania zasobów przyrodniczych Parku. Chociaż jedną stację narciarską z prawdziwego zdarzenia. Dlatego jestem entuzjastką pomysłu, który pojawił się w 2008 r. i mówił o stworzeniu stacji narciarskiej na górze Jasło. Szkoda, że tamten zamysł ciągle nie jest realizowany.
To jest rzecz niezbędna, jeśli chcemy mówić o rozwoju Bieszczadów?
ZK-B: Moim zdaniem, niezbędna. Obecnie Bieszczadom proponuje się alternatywne formy w postaci uprawiania narciarstwa biegowego, nordic walking, turystykę konną, ale te dyscypliny sportu można też uprawiać w innych regionach Polski, niekoniecznie górzystych. Dyscypliny te powinny stanowić uzupełnienie do narciarstwa alpejskiego. Nowoczesna, duża stacja narciarska byłaby prawdziwym magnesem przyciągającym ludzi w Bieszczady. Zmniejszyłaby presję na najbardziej cenne zasoby przyrodnicze, stworzyłaby miejsca pracy tak pożądane w regionie.
Dlaczego nie potrafimy wskrzesić przedwojennego ducha, wspaniałej katolicko-żydowsko-prawosławnej kultury pogranicza, ogromnych wsi, targów, Bieszczadów znaczących, zasobnych, tętniących życiem? Za to mamy mit rodem z PRL-u: dzikich Bieszczadów, przyjaznych dla każdego, kto był na bakier z prawem.
ZK-B: W poprzednich latach podejmowano próby promocji tego regionu nie zawsze we właściwy sposób. Różne osoby i instytucje miały własne pomysły na Bieszczady. Już w roku 1951 Wadim Berestowski, który nakręcił polski western „Rancho Texas” przedstawił Bieszczady jako eldorado dla ludzi, gdzie królują konie, stada bydła, kowboje i piękne dziewczyny, do tego spopularyzowany mit dzikich Bieszczadów dających schronienie osobom mającym konflikt z prawem.
Celowo lub z powodu nieuctwa zapomniano o przedwojennej historii wyłączając dziedzictwo Ignacego Łukaszewicza i ropę naftową, której 5% wydobycia światowego pochodziło właśnie stąd. Dziedzictwo etniczne zamknięto w skansenach. Zapomniano, że np. Lutowiska miały kiedyś prawa miejskie z ponad tysiącem mieszkańców, że istniała trasa kolejowa Budapeszt – Krościenko – Lwów, a w Sokolnikach Górskich nad Sanem Helena Rubinstein – twórczyni kosmetycznego imperium – brała wodę do produkcji kosmetyków. Z całym szacunkiem z mojej strony do tego, co w dziedzinie promocji zrobiono przez ostatnie lata, ale współczesna Polska o Bieszczadach wie niewiele.
Czy zdobycie przez Fundację Karpacką – Polska z siedzibą w Sanoku 4,8 mln franków szwajcarskich na projekt „Alpy Karpatom” coś odmieni, odczaruje Bieszczady?
ZK-B: Myślę, że tak. Opracowując ten projekt, mieliśmy na uwadze wszystkie te problemy, o których mówimy. Zwróciliśmy uwagę na trudną historię tego regionu, na zaginięcie lokalnej cywilizacji, późniejsze próby jej odbudowy. Przeprowadziliśmy wiele rozmów z lokalnymi władzami o tutejszych problemach i możliwościach. Przygotowanie projektu zostało poparte rzetelną analizą sytuacji w regionie. Sam zaś projekt został tak skonstruowany, żeby największa część funduszy została przeznaczona na bezpośrednie dotacje dla firm i organizacji pozarządowych, by te mogły wdrożyć tutaj doświadczenia szwajcarskie w zakresie wykreowania i promocji lokalnego produktu.
Co to będzie?
ZK-B: Na pewno będzie to produkt, który można łatwo powielać. Np. dziedzictwo Zdzisława i Tomasza Beksińskich jest genialnym produktem i my w zasadzie nie potrafimy go sprzedać, bo samo Muzeum to za mało. Konieczne jest np. powstanie sklepików z reprodukcjami prac Zdzisława Beksińskiego w cenach do zaakceptowania przez przeciętnych turystów – do tego choćby podkoszulki z autografami, płyty z muzyką i filmami wprowadzonymi na rynek Polski za sprawą Tomasza i oczywiście powszechna promocja ich związków z Sanokiem poprzez konkursy, wystawy, festiwale, świętowanie rocznic. To co do tej pory się robi to stanowczo za mało i w Polsce nikt o tym nie wie.
Jesteśmy zobowiązani umową utrzymać rezultaty nagrodzonych projektów przez okres 5 lat od ich zakończenia a więc do roku 2021. Aby tak się stało, musimy niektóre z działań uczynić filarami projektu w przyszłości.
I które uczynicie?
ZK-B: Z projektu Alpy Karpatom ma się wyłonić Agencja Promocji Górskich Obszarów Podkarpacia. Chcielibyśmy, aby była ona przedsięwzięciem, które koordynowałoby i wspierało działania promocyjne tych terenów. Z projektu Karpaty Przyjazne Ludziom ma wyłonić się Centrum Obsługi Zielonych Inwestycji, byśmy – promując ten region – mogli jednocześnie przyciągać ludzi, którzy byliby zainteresowani inwestowaniem tutaj. Nie tyle w przemysł ciężki, w firmy, które zatruwają środowisko, ale w przedsięwzięcia przyjazne środowisku.
Kiedyś panował stereotyp, że Bieszczady są atrakcyjne głównie dla tzw. turysty plecakowego, czyli dla ludzi młodych, którzy owszem, przyjadą w dużej liczbie, ale wielkich pieniędzy nie zostawią. Chodzi o to, by tych nie zgubić, a bogatszych pozyskać…
ZK-B: Rzeczywiście, w Bieszczady przyjeżdża mnóstwo turystów plecakowych, którzy chcą mieszkać pod namiotami czy na campingach – i tacy są też mile widziani. Są oni najczęściej zainteresowani wędrówkami pieszymi i spędzaniem czasu nad wodą. Dla nich najpiękniejsze tereny to Bieszczadzki Park Narodowy i obszar jego otuliny w tym Jezioro Solińskie i Myczkowieckie. Równocześnie przyjeżdża coraz więcej turystów zamożnych, dla których również jest przygotowana oferta. Niedawno powstał np. bardzo piękny ośrodek we wsi Łukowe, oferujący możliwość uprawiania turystyki konnej i odnowę biologiczną, w Czarnej od lat zachwyca wymagających turystów Perła Bieszczadów, w Olszanicy pałacyk myśliwski, wkrótce przeobrażenia przejdzie ośrodek w Arłamowie, którego lądowisko będzie w stanie przyjąć nawet niewielkie samoloty.
To już raczej nie jest dla turysty plecakowego. Raczej dla tzw. klasy średniej…
ZK-B: No właśnie. Kolejną grupą turystów jest nasza klasa średnia, ludzie, którzy z różnych względów, niekoniecznie finansowych, nie chcą wyjeżdżać za granicę, lecz wypocząć tutaj. Wydaje mi się, że również dla tych osób oferta jest coraz ciekawsza. Pojawiło się kilka ośrodków, które są w stanie zaspokoić potrzeby tej grupy. Do tej grupy zaadresowana jest także bogata oferta w zakresie agroturystyki. Miejscowości Orelec, Ustianowa, Ustrzyki Dolne czy Smolnik posiadają wspaniałe gospodarstwa agroturystyczne, dorównujące standardom alpejskim.
Dobry pobyt w Bieszczadach to nie tylko dobrze przygotowane ośrodki. To również infrastruktura, np. drogowa. Uważamy za skandal, że 6-kilometrowy odcinek drogi pomiędzy Ustrzykami Górnymi a Wołosatem, jeden z najbardziej uczęszczanych, jeszcze kilka lat temu był bardziej dziurawy niż szwajcarski ser. Do dziś się zastanawiamy, czy potrzeba było aż tylu lat, by ten „strategiczny” odcinek drogi naprawić. Choć, z drugiej strony, trzeba zauważyć, że i w tej materii wiele się zmienia…
ZK-B: To prawda. Często, przejeżdżając ze znajomymi przez Park, by wyjść na połoniny, spotykaliśmy się z problemami z zaparkowaniem samochodu. Dlatego w nasz projekt „Karpaty przyjazne ludziom” zaangażowaliśmy władze Bieszczadzkiego Parku Narodowego. W ramach tego projektu powstanie infrastruktura przy Parku: porządne parkingi, wiaty, w których można by schronić się przed deszczem czy słońcem, przygotować posiłek itd., bogata i atrakcyjna informacja na temat bieszczadzkiej fauny i flory, a także np. system monitoringu turystów ze specjalnymi czujnikami na trasach. Ten projekt jest krótszy, trwa tylko dwa lata, a więc będziemy chcieli zamknąć tę część infrastrukturalną w przyszłym roku.
Czy Bieszczady mają szansę stać się rozpoznawalną i cenioną marką nie tylko w Polsce, ale i za granicą?
ZK-B: Są na dobrej drodze, by stać się rozpoznawalną marką. Ale jako część Karpat. Bo musimy pamiętać, że Bieszczady są częścią gigantycznego dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego, jaki stanowią Karpaty.