Reklama

Ludzie

Wybory w Rzeszowie pokazały, że w Polsce idzie nowe

Z socjologiem i politologiem, prof. nadzw. Krzysztofem Prendeckim, rozmawia Alina Bosak.
Dodano: 14.06.2021
54308_29296_resize.php
Share
Udostępnij
Alina Bosak: Czy zwycięstwo Konrada Fijołka w I turze zaskakuje? I jak oceniasz wyniki pozostałych kandydatów? 
 
Prof. nadzw. Krzysztof Prendecki: Szansę na wygranie w pierwszej turze z dnia na dzień rosły. Wygrana rzutem na taśmę, podobnie zresztą jak zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w Warszawie. Niezdecydowani lubią głosować na zwycięzcę. Zadecydowała również mobilizacja elektoratu Konrada Fijołka.
 
Wyniki Ewy Leniart poniżej oczekiwań, choć gdyby była druga tura i tak większych szans na zwycięstwo by nie miała. Marcin Warchoł ugrał znacznie więcej niż Solidarna Polska ma w krajowych sondażach. Choć sam zdaje się uwierzył, że skoro Tadeusz Ferenc przekazał mu pałeczkę w sztafecie, to bez problemu pobiegnie po trofeum w glorii sławy. Grzegorz Braun powtórzył bardzo dobry wynik z Gdańska i potwierdził też, że Rzeszów jest miastem, w którym Konfederacja ma swoich wielbicieli.
 
Czy przesunięcie terminu wyborów przez PiS było błędem?

PiS zrobił, co mógł. Liczono, że w toku kampanii uda się poprawić wynik. Również ewentualna druga tura mogłaby sprzyjać, gdyż elektorat konkurencji jest bardziej mobilny w wyjazdach. A wakacjusze nie za bardzo mogliby głosować poza swoim miejscem zamieszkania. Pojawiła się nawet plotka, że wzorem wyborów prezydenckich w Polsce podmieni się kandydatkę, ale do tego nie doszło.
 
Jak sprawdziły się sztaby poszczególnych kandydatów w tej walce? Jakie popełniono błędy, co można było zrobić lepiej?

Zwycięzców się nie sądzi. Ale sztabowcy Konrada Fijołka mieli miesiąc opóźnienia w porównaniu do Marcina Warchoła. I zgrabnie nadrobili zaległości. Jeśli chodzi o Ewę Leniart, to na początku wydawało się, że startuje w jakiś powiatowych wyborach, a nie na prezydenta miasta. Sama nieraz na tle ratusza, brak działaczy, młodzieżówki, a zdaje się, że PiS taką gdzieś ma. Albo mógł chociaż taką przywieźć dla robienia tła. Przed finiszem kampanii było już trochę lepiej, ale i tak wydawało się, że partia, która aktualnie jest przy władzy, nie za bardzo wierzy w rzeszowskie zwycięstwo. 
 
Marcin Warchoł miał bardzo profesjonalną kampanię. Bilbordy za ciężkie tysiące, nieznikający uśmiech z twarzy kandydata, poparcie lubianego włodarza miasta. „Skazany na sukces” okazał się jednak wydmuszką polityczną i bardzo niewiarygodnym, sztucznym kandydatem. Irytował, a nawet stawał się żenujący na dłuższą metę. Podwieszanie się pod Tadeusza Ferenca nie wystarczyło. Wyborcy wiedzieli swoje lepiej. Kampania idealna, gdyby chodziło np. o sprzedaż samochodów. Marcin Warchoł mógłby być świetnym przedstawicielem handlowym. 
 
Grzegorz Braun zaskoczył, że posiada pieniądze na kampanie. Do tej pory „wolnościowców” w Rzeszowie nie stać było nawet na plakaty. Odwołał się głównie do elektoratu, który uważa pandemię za plandemię. Ale takich rodaków nie ma aż tylu, aby poważnie zaistnieć na scenie politycznej i mieć wpływ na decyzje. Ewentualna druga tura mogłaby spowodować, że Konfederacja stałaby się języczkiem u wagi i mogłaby wynegocjować choćby posadę wiceprezydenta. Ale tak się nie stało.
 
Czy zwycięstwo Fijołka oznacza, że wygrała samorządność, czy że wygrała opozycja anty-PiS?

I jedno, i drugie. Konrad Fijołek był rzetelny w swoim przekazie, podkreślał idee samorządności, przedstawiał się jako radny. I zdaje się, że się tego nie wstydził, a nawet tym szczycił. Nie mówił z pozycji ministra, wojewody czy posła. Tylko właśnie działacza, lokalsa i to jeden z kluczy sukcesu. Podkreślmy jeszcze wiarygodność, bo widać było, że nie poddał się drastycznym treningom i obróbkom ekspertów od mowy ciała. 
 
Z drugiej strony, nie da się uciec od tej wielkiej polityki. Zjednoczona Prawica i PiS jest raczej na równi pochyłej w sondażach. I zdaje się, że nastąpiło „zmęczenie materiału”. Anty-PiS wierzgał od dłuższego czasu, aby mieć możliwość wyrażenia swojego sprzeciwu nie tylko na demonstracjach, ale i za pomocą kartki wyborczej, i to się udało. 
 
Co dla Fijołka oznacza zwycięstwo? Co musi zrobić, aby entuzjazmu do niego starczyło na kolejne wybory za dwa lata? 

Wiemy, co to jest słomiany zapał. Ale zdaje się, że energii i motywacji nie brakuje i powinno wystarczyć na długie miesiące. Warto też zaznaczyć, że kolejna kampania rozpocznie się już za kilka miesięcy. Dwa lata bardzo szybko zlatuje. A chęć na reelekcję zapewne będzie duże. Otwarte pozostaje też pytanie, czy partia rządząca nie przytnie źródeł finansowania. 
 
Ewa Leniart ma szansę za dwa lata?

Będzie niezwykle trudno. Zwłaszcza, że PiS za każdym wystawiał w wyborach kogoś nowego. Nawet, jak Prawo i Sprawiedliwość rządzi w Polsce, to dużych miast nie jest w stanie zdobyć. Nawet w mateczniku, bastionie prawicy, od lat się to nie udaje.  
 
Dla Rzeszowa to rzeczywiście nowe otwarcie?

Nowe, stare otwarcie. Konrad Fijołek nie wziął się znikąd. Jako przyboczny Tadeusza Ferenca jest kojarzony z sukcesami miasta, ale i jego minusami. Będzie musiał kontynuować to, co było dobre, bez „okresu błędów i wypaczeń”, jakim było np. zabetonowanie terenów zielonych. Pytanie tylko, czy będzie miał dość siły i czy będzie chciał w ogóle przeciwstawić się deweloperom? 
 
A dla rozgrywek partyjnych w Warszawie – jak duże znaczenie ma wynik tych wyborów? 

Powinien dodać animuszu i dać zielone światło do możliwych zmian. Udało się już raz zjednoczyć przed wyborami do Senatu, więc są to drobne prognozy. Problemem mogą być tarcia wewnętrzne w Platformie, nowy ruch Rafała Trzaskowskiego, wzbieranie na sile Szymona Hołowni. Zjednoczona Prawica wojuje między sobą, co nie oznacza, że Koalicja Obywatelska jest monolitem. Choć wybory w Rzeszowie pokazały przechył w stronę zmiany. Idzie nowe.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy