Reklama

Ludzie

Polscy Tyszkowscy jak Bill Gates. Dali miliony na naukę

Aneta Gieroń
Dodano: 21.08.2024
Magda Skubisz. Fot. Archiwum BIZNESISTYL.pl
Magda Skubisz. Fot. Archiwum BIZNESISTYL.pl
Share
Udostępnij

Z Magdą Skubisz, pisarką i wokalistką jazzową, rozmawia Aneta Gieroń

Aneta Gieroń: Od zawsze byłaś przywiązana do tematów lokalnych – bohaterowie Twoich pierwszych powieści związani są z Podkarpaciem, z Przemyślem, jednak dopiero saga o rodzie Tyszkowskich nie pozostawia złudzeń, że jesteś pisarką absolutnie zakochaną w lokalnej historii i Pogórzu Przemyskim.

Magda Skubisz: Dzieje rodu Tyszkowskich zachwyciły mnie od pierwszej chwili, jednak sporo czasu zajęło mi przestudiowanie archiwów i zebranie historycznych materiałów – niezbędnych, by książki powstały. To był też czas, gdy w moim życiu wiele się działo. W 2016 roku trafiłam na kurs zielarski  w PWSZ w Krośnie, a opiekunem naszej grupy był jeden z najwybitniejszych fitoterapeutów w Polsce, dr Henryk Różański. Moje zainteresowanie ziołami zostało niejako wymuszone przez chorobę autoimmunologiczną. Zdecydowałam, że zanim zacznę stosować przepisane przez lekarza sterydy, spróbuję wspomóc się naturalną terapią. Efekt był zdumiewający, chociaż rozciągnięty w czasie, bo do pełnego zaniku objawów doszło dopiero po trzech latach stosowania ścisłej diety i ziół. Gwarancja sukcesu w takich kuracjach, to przede wszystkim cierpliwość. 

Już wtedy byłam przekonana, że kolejna moja powieść będzie miała związek z ziołami i pannami aptecznymi. Nie miałam jednak skrystalizowanej fabuły. Czekałam na impuls bądź inspirację i taka pojawiła się w  trakcie kursu ziołolecznictwa. Akurat zapoznawaliśmy się z XIX-wiecznymi recepturami stosowanymi m.in. przez panny apteczne – ogromne wrażenie zrobiła na mnie ilość wiedzy, jaką przyswajały te kobiety. Musiały wyróżniać się usystematyzowaną i dużą znajomością ziół, więc zrównywanie ich ze znachorkami czy szeptuchami jest sporym nadużyciem. Substancje lecznicze zebrane w ich apteczkach domowych również nie mogły być przypadkowe, określała to „Ustawa dla farmaceutów i aptek zatwierdzona przez radę administracyjną (Byłego – przyp. red.) Królestwa Polskiego z dn.21 października 1844 r.” i co najważniejsze – nie dotyczyła ona wyłącznie farmaceutów i aptek, jak sugeruje tytuł, ale także „właścicieli apteczek domowych”, którymi zarządzały panny apteczne. Lista artykułów leczniczych była bardzo długa, a kara porządkowa groziła nie tylko za pobieranie opłat za leczenie, ale na przykład za przechowywanie większej ilości środków niż obejmował wspomniany wykaz. Apteczkę zawsze zamykano na klucz – znajdowały się tam substancje niebezpieczne, trujące, czy uzależniające, a to wiązało się z ogromną odpowiedzialnością za zdrowie i życie ludzkie. Każdy dworek szlachecki posiadający apteczkę mógł zostać prawnie skontrolowany. Powyższe fakty wskazują, że panny apteczne w XIX wieku nie były panienkami robiącymi konfitury, czy zimowe herbatki. Były kimś, kogo dziś nazwalibyśmy lekarzem pierwszego kontaktu, zwłaszcza jeśli pracowały w tak odległych miejscach, jak położona w górskich rejonach Jamna, gdzie w czasie zimy czy roztopów lekarz nie miał szans się dostać.

Wiele odpowiedzi na dręczące Cię pytania związane z własnymi problemami zdrowotnymi odnalazłaś w dawnych recepturach zielarskich. To dlatego tak hojnie dzielisz się nimi w dziejach rodu Tyszkowskich?

Dzielę się, bo w moim przypadku te przepisy okazały się bardzo skuteczne. Do dziś stosuję mieszanki ziołowe na zbicie gorączki. Mój organizm źle reaguje na leki syntetyczne, więc wiele razy testowałam na sobie chociażby napary z wiązówki i kory wierzby, które są ekwiwalentem dla aspiryny. Wszystkie receptury, które opisuję w „Aptekarce” oraz „Czarcim ogrodzie” konsultuję z farmaceutą, Pawłem Kogutem z Dukli, oraz z fitoterapeutkami: Martą Krynicką – Orzech i Reginą Łuską. Szkoła w Krośnie pozwoliła mi tę wiedzę usystematyzować i już w trakcie wykładów robiąc notatki przy wielu przepisach dopisywałam „P.A.”. To oznaczało pannę apteczną i treści, jakie koniecznie chciałam przenieść do projektowanej w głowie książki. A przepisy znajdujące się w obu książkach to także receptury geniusza zielarstwa, O. Czesława Klimuszki.

Jak trafiłaś na historię Tyszkowskich, która istniała naprawdę i która stała się bohaterem Twoich dwóch trzech oststnich książek? 

Zaczęło się od rozmowy z moim sąsiadem, Januszem Dedio, który jest pasjonatem i „zbieraczem” opowieści z okolic Pogórza Przemyskiego. Janusz prowadzi stronę kopysno.pl, gdzie wiele jest materiałów historycznych, archiwalnych opisujących dzieje nieistniejącej już wsi Kopysno na Pogórzu. Jego rodzina ze strony mamy spokrewniona była z Tyszkowskimi. Józef Tyszkowski miał dziecko (córkę) z Katarzyną Hamryszczak, kuzynką jego babci ze strony mamy. Dziewczynce także nadano imię Katarzyna i gdy dorosła została żoną żandarma Jankowskiego, który porwał ją i spłodził jej córkę, Michalinę – de facto wnuczkę Tyszkowskiego. Mój sąsiad znał się z Michaliną osobiście i gdy pod koniec lat 80. XX wieku kobieta zmarła, zakończył się ród posiadający geny Tyszkowskich. 

Od Janusza po raz pierwszy usłyszałam o Antonim i Józefie, ich matce Wiktorii, a także o skandalizujących jak na owe czasy, związkach obu panów ze swoimi włościankami.

Antoni jako piętnastolatek wyjechał do Wiednia i ukończył studia na Politechnice Wiedeńskiej, co pod względem wykształcenia stawiało go znacznie powyżej standardów edukacyjnych obowiązujących ówczesną szlachtę. Z kolei Józef Tyszkowski, który był głównym zarządcą rodzinnego majątku, podbił moje serce zamiłowaniem do muzyki, ponieważ zebrał najzdolniejszych swoich włościan i założył orkiestrę: kupił instrumenty, wynajął kapelmistrza i płacił muzykom za każdy koncert. Na koniec należy wspomnieć o największym „wyczynie” Tyszkowskich, czyli przekazaniu wszystkich swoich dóbr, liczących ok. 15 tys. morgów Polskiej Akademii Umiejętności. PAU mimo przekazania dóbr przez Pawła Tyszkowskiego, czyli syna Antoniego Tyszkowskiego, przez wiele lat po I wojnie światowej nie mogła odzyskać własności w Kopysnie, bo nie chciał jej oddać żandarm Jankowski, który uważał, że należy się ona jego żonie, córce Józefa Tyszkowskiego i wnuczce, a zarazem córce żandarma – Michalinie. 

Ta rodzina wydała mi się idealna, by w jej otoczeniu umieścić główną bohaterkę – pannę apteczną. Dla zrównoważenia „idealnego” rodu Tyszkowskich, do książek wprowadziłam też zamieszkującą pałac w Birczy, rodzinę Kowalskich. Wspaniałe opracowanie Jadwigi Turczyńskiej „Jamna Górna – historia wsi w latach 1511-1963 ” pozwoliła mi osadzić powieść w konkretnej lokacji. Dzięki temu opracowaniu doskonale wiedziałam, gdzie w Jamnej rozmieszczone były domy, folwarki, gdzie stał dwór, a gdzie cerkiew. 

Czy Katja – główna bohaterka Twoich powieści istniała naprawdę? I co ważniejsze, czy mogła mieć wiedzę zielarską?

Katja naprawdę nazywała się Katarzyna Podoła  i ze związku z Antonim Tyszkowskim  miała najprawdopodobniej czwórkę dzieci. Była Rusinką mieszkającą we wsi Jamna Dolna. Paweł – syn Antoniego i Katarzyny, który odziedziczył herb i szlachectwo – ukończył farmację na uniwersytecie we Lwowie, stąd moje przypuszczenie, że jego matka mogła zajmować się ziołolecznictwem. W materiałach źródłowych znajduje się testament Antoniego Tyszkowskiego z zastrzeżeniem, że jeśli Paweł umrze bezpotomnie, cały majątek przekaże Polskiej Akademii Umiejętności z przeznaczeniem na badania nad rakiem i chorobami wenerycznymi. Tak też się stało. Paweł ożenił się z prawdopodobnie z wnuczką Aleksandra Fredry, Henryką, a ponieważ małżeństwo było bezdzietne, Polska Akademia Umiejętności na początku XX wieku wzbogaciła się o ponad 15 tys. morgów ziemi, czyli o ok. 7 tys. hektarów. W tamtym czasie była to największa darowizna prywatna na rzecz polskiej nauki, a tym samym nieprawdopodobny wkład rodziny Tyszkowskich w budowanie naszej państwowości. Rzecz bez precedensu, tak jakby dzisiaj Bill Gates przekazał jednemu z uniwersytetów kilka milionów  dolarów.

Dlaczego darowizna została przekazana akurat do Polskiej Akademii Umiejętności?

Tyszkowscy interesowali się nauką. Brat Antoniego, Józef był stałym prenumeratorem książek z Biblioteki Polskiej. Stryj braci Tyszkowskich, Paweł (nie mylić z Pawłem – synem Antoniego) należał do Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, prekursora Polskiej Akademii Umiejętności. To tylko potwierdza, jak bliska była Tyszkowskim nauka i bez znaczenia pozostaje fakt, że mieszkali na prowincji, w Galicji – w najbiedniejszym polskim zaborze.

O samej Katji wiemy coś więcej?

Zachował się akt ślubu z jej drugim mężem. Pierwszym był Rusin, Aleksy Szylak, młodszy od Katarzyny o 8 lat, ale w czasie tego małżeństwa pozostawała w związku z Antonim Tyszkowskim. Mieszkała we dworze i była ochmistrzynią. Po śmierci Tyszkowskiego, po raz drugi wyszła za mąż, tym razem za Polaka, Wiśniowskiego, który był najprawdopodobniej szlachcicem.

Mimo że Katja nigdy nie poślubiła Antoniego Tyszkowskiego, on uznawała ją za oficjalną i jedyną partnerkę.

Tak, co wydaje się nieprawdopodobne w XIX-wiecznych realiach. Jednym z najważniejszych materiałów źródłowych, do jakich udało mi się dotrzeć, są „Wspomnienia z birczańskiego” autorstwa Jana Porembalskiego, szlachcica z okolic Rudawki. Tekst mnie zaintrygował: była w nim wzmianka o konflikcie między rodziną Kowalskich, rezydującą na zamku w Birczy, a rodziną Tyszkowskich, posiadającą olbrzymi majątek w okolicach Arłamowa. Porembalski wspomniał też o „dziewczynie z Jamnej”, w której zakochał się Antoni Tyszkowski i o tym, że syn z tego związku otrzymał szlachectwo, herb i został uznany za prawowitego dziedzica rodu.  To sugeruje, że Katja musiała być nie tylko bardzo piękną kobietą, ale przede wszystkim zaradną.

Równie fascynujące są losy Józefa Tyszkowskiego, który także związał się z włościanką, Rusinką mieszkającą w jego dobrach.

Tak, ale Ludmiła, którą poznajemy w „Aptekarce” jest postacią fikcyjną stworzoną na potrzeby powieści. W rzeczywistości Józef poznał Katarzynę, gdy miał już 60 lat i z tego związku narodziła się Michalina. To zagmatwana i dramatyczna historia, gdyż Józef zmarł, gdy Katarzyna była w ciąży. Przed śmiercią wygłosił jednak ustny testament, w którym wieś Kopysno darował mającemu się urodzić potomkowi. To było jego jedyne dziecko. Wspomniany wcześniej Janusz Dedio jest krewnym Michaliny i to on odnalazł zdjęcie, na którym Michalina pozuje ze swoją babką – obie elegancko ubrane uśmiechają się na tle przedwojennego kurortu. To oznacza, że Józef Tyszkowski musiał dobrze zabezpieczyć swoją partnerkę i dziecko, które się z tego związku urodziło. 

W powieściach przywracasz pamięć nie tylko o rodzie Tyszkowskich, ale i o wielu historycznych miejscowości, po których zostały już tylko zdziczałe sady.

Tyszkowscy, dziś prawie zapomniani, przez ponad 100 lat byli właścicielami zasobnych, wielokulturowych i wielonarodowościowych wsi w okolicach Przemyśla: Huwnik, Rybotycz, Posady Rybotyckiej, Cisowej, Kopysna, Łomnej, Krajnej, Jamnej Górnej i Dolnej, Łodzinki, Borysławki i wielu innych, dziś już nieistniejących miejscowości. Warto ten fakt przypominać i wracać do dziedzictwa kulturowego tego regionu.

Magdalena Skubisz, absolwentka Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Katowicach, wokalistka, nauczycielka emisji głosu, przemyślanka. W 2008 roku zadebiutowała książką “LO Story”, która doczekała się czterech wydań. Jej kolejna powieść Dżus&dżin” znalazła się wśród 10 polskich tytułów nominowanych do prestiżowej Nagrody Literackiej  im. Józefa Mackiewicza. W 2016 roku ukazał się „Chałturnik”, a pod koniec 2018 roku „Master”.  W 2022 roku przypomniała o sobie historyczną sagą o rodzinie Tyszkowskich. „Aptekarka” ukazała się w Wydawnictwie Media Rodzina w czerwcu, a druga część „Czarci ogród” trafił do księgarni w październiku. Publikacja trzeciej części sagi „Jemioła, klątwa i cholera” miała miejsce w listopadzie 2023 roku.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy