Reklama

Ludzie

Złoty pieniądz. Felieton Magdaleny Louis

Artykuł Partnera
Dodano: 06.09.2018
40622_Louis
Share
Udostępnij
Z haseł zamieszczonych na billboardach przez wiodące partie polskie wynika, że przepadły miliony. Prawdopodobnie na zawsze, jak to zwykle z większymi sumami bywa. Gdy zginie mniej, to się czasami znajdzie, ale miliony nigdy, że o miliardach nie wspomnę. Kwestia pieniędzy to sprawa każdego człowieka, zarówno przed wyborami jak i po, zatem szarpanie tej struny zawsze budzi emocje. Nawet jak ktoś nie lubi mówić o pieniądzach, bo ma pustkę na koncie lub ma ich tyle, że przed bankiem ścielą mu czerwony dywan, kiedy dowiaduje się, że przepadły, od razu się zdenerwuje. 
 
Amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld przedstawił raport w 2001 roku, który potwierdzał, że w jego departamencie nie mogą się doliczyć 2.3 tryliona dolarów (18 zer – tyle ma trylion). Pewnie byłaby z tego wielka granda, gdyby nie fakt, że następnego dnia, 11 września 2001 roku, Ameryka padła ofiarą ataku terrorystycznego, który dziś blisko 40 proc. Amerykanów uważa za atak zaplanowany i przeprowadzony przez ówczesną administrację państwową. Ale bezpośrednio po, płakali i bali się wszyscy, więc nikt nie miał głowy do tych trylionów, które zapodziały się w departamencie obrony. Do dziś śladu po tej stercie dolarów nie ma. Jedno jest pewne, na dzieci nikt jej nie przekazał. 
 
W Mołdawii w 2015 roku z trzech banków wyparowało ponad miliard dolarów. Śledczy mówią, że aresztowany 28-latek był mózgiem operacji, roboczo nazwanej „kredytowa czarna dziura”. My również mamy jednego młodego mózgowca, który wyparował miliony w papierze i w złocie. On też siedzi, co oczywiście nie wiąże się z odzyskaniem zaginionych kwot, bo choć dziś nikt już pieniędzy nie zakopuje pod gruszą u dziadka Leona, to i tak nie wiadomo, gdzie są. 
 
Bo finanse to jest właśnie to – przekazywanie pieniędzy z rąk do rąk, aż w końcu znikną.
 
Światowe i polskie afery finansowe rozpalają nasze zmysły. Samo słowo – MILION – niesie taki ładunek, że człowiek rzuca wszystko, nawet klejenie pierogów, czy froterowanie podłogi, żeby posłuchać o tym milionie, ukradzionym z kasy państwowej, wygranym w lotto, przepuszczonym na przyjemności gdzieś hen na jachcie, czy oddanym fundacji ratującej kulawe wielbłądy. Każdy wtedy się zastanawia, co by zrobił z tym milionem, gdyby go miał?! I ja zadałam sobie ostatnio takie pytanie, a że jestem osobą minimalnych potrzeb, doszłam do wniosku, że nie zrobiłabym wiele. Myślę, że samo posiadanie dałoby mi spokój emeryta, który wie, że ani dwóch kotletów nie da się naraz zjeść, ani prowadzić dwóch luksusowych auta naraz. Byłabym jednak rozdarta pomiędzy przeświadczeniem, że trzeba oszczędzać na czarną godzinę (jak to mówią Anglicy – na deszczowe dni) a filozofią, że żyje się raz (bardzo szybko i bardzo krótko).
 
Przekonana jestem, że wygrana w Euro Millions nie zmieniłaby mnie jako człowieka, zatem proszę LOS, żeby mi dał szansę przekonać się o tym empirycznie.
 
Nasz stosunek do pieniędzy jest ambiwalentny. Z jednej strony gardzimy, zasłaniając się hasłami, że pieniądze szczęścia nie dają, z drugiej stawiamy pieniądz na czubku osi, wokół której kręcimy swoje żywota. Ci, co grubszy pieniądz mieli, a potem stracili, mówią zgodnym głosem, lepiej mieć niż nie mieć. Pomijając trywialne aspekty posiadania pieniędzy – wygodę życia, pozycję społeczną, możliwości korzystania z dobrodziejstw szerokiego świata – trzeba szczerze przyznać, że jeśli już nieszczęście jakie zapuka do drzwi, to lepiej płakać w mercedesie niż w maluchu. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy