Reklama

Ludzie

Państwo na widelcu. Felieton Anny Konieckiej

Anna Koniecka
Dodano: 02.11.2016
29919_Ania_1
Share
Udostępnij
Gall Anonim miał prostą metodę, sprawdzającą się nie tylko w Średniowieczu ale również w dzisiejszych czasach, jak przedstawić rzeczywistość, żeby wyglądała piękniej. Robił tak: co niewygodne, nie pasowało do żądanego scenariusza, kwitował stwierdzeniem, że… „dużo by o tym mówić…”.
 
Kreśląc wizerunek Bolesława Chrobrego użył chyba największej w dziejach ilości przymiotników, sławiących męstwo, mądrość, prawość i sprawiedliwość a nade wszystko gorliwą religijność oraz wynikającą zeń nadzwyczajną szczodrość króla wobec katolickiego kleru obsypywanego hojnie wszelkimi bogactwami. O tym, że ta nadgorliwość finansowo-religijna była silnie politycznie motywowana, kronikarz, prawdopodobnie benedyktyński mnich, nie wspomniał. Wszak bez znaczenia (?) dla przyszłych polskich dziejów wydał mu się ów szczegół. Daleko mniej ważny niż np. taki: że grzesznikom za złamanie postu król kazał wybijać zęby, a cudzołożników – kastrować. No, cóż!  Dura lex sed lex – twarde prawo ale prawo. A jak prawo takie, to i wymierzanie kary w imię Boga, bez chrześcijańskiego miłosierdzia jest w sam raz. Król, jako się rzekło, bogobojny, prawy i sprawiedliwy był.
 
Jak daleko nam, jak blisko do mroków Średniowiecza? Dużo by o tym mówić…
 
Metodą Galla Anonima podawane są, jak dotąd, oficjalne rządowe informacje w sprawie CETA. Polski rząd jest za podpisaniem umowy o wolnym handlu UE z Kanadą. Używając ostatniego, nie zgranego jeszcze autorytetu, czyli premiero-ministra rozwoju i finansów Morawieckiego, rząd próbował nas przekonać, że ma jak zwykle rację. Że CETA się Polsce opłaci. Że będzie korzystna dla gospodarki i dla państwa. Ale czy dla obywateli? Już nie raz pisałam w tym miejscu, że państwo i obywatele nie są w tym kraju wartością wspólną ani tym bardziej tożsamą. Szkoda do tego wracać, skoro się nic nie zmienia.
 
Ale… Jeżeli w sprawie CETA to jest tylko kolejna, nasza zaściankowa, polska nieufność robionych w trąbę od lat obywateli, to czemu tak szeroko rozlały się obywatelskie protesty przeciwko CETA w całej Unii? I nie milkną, chociaż rządy i tak postawią na swoim. Tylko jeszcze jeden kraj się opiera: Belgia, a ściślej jeden region tego kraju – Walonia. Piszę ten tekst przed ostatecznym rozstrzygnięciem, czytaj: naciskami UE, żeby Belgia przestała być hamulcowym na drodze do Arkadii, o czym próbują przekonać ją unijni oficjele, ożywieni, jak rzadko. Belgia ulegnie?
 
Ja nie wiem, kto ma rację. Czy ci, co twierdzą że cały ten teatr jest po to, żeby jeszcze lepiej miały się niż mają koncerny – giganty zza oceanu, produkujące przemysłowo żywność która smakuje jak plastik i może być genetycznie modyfikowana (GMO). A że jest najtańsza, więc zdominuje prędzej niż później europejskie rynki. W tym nasz. Dla przypomnienia – Kanada jest największym na świecie producentem genetycznie modyfikowanej żywności.
 
Na wprowadzeniu umowy o wolnym handlu z Kanadą stracą nie tylko polscy rolnicy, ale również my, miejscy konsumenci. Tak twierdzi szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. „Najbardziej straci zdrowie i życie naszych mieszkańców. Jeśli zgodzimy się na wpuszczenie do Polski GMO, to rozwalimy na wiele pokoleń dobrą strukturę odżywiania Polaków i stracimy dobrą polską żywność”–  argumentuje szef PSL. Ale nikt nie podejmuje polemiki. Bo i po co? Rząd ma większość, każdą decyzję, każdą ustawę przepchnie w parlamencie. Jak by trzeba było na siłę ratyfikować porozumienie, do którego polski rząd tak pili, też. Dziwne, pierwszy raz od afery z Trybunałem Konstytucyjnym, PiS mówi jednym głosem z Unią…
 
Mając argument siły nie potrzeba siły argumentu. Rząd może się nie przejmować tym, jak dają plamę jego kolejni emisariusze. Tym razem to był spec od finansów – w randze wiceministra. Miał przyjść w sukurs Morawieckiemu i przelecieć się po mediach (ma więcej czasu?), by wyjaśnić czemu rząd szykuje nam kolejną dobrą zmianę – tym razem na talerzu. (Choć jeszcześmy nie strawili afery z widelcem w dyplomacji. )
 
Miało wyjść dobrze tym razem, lecz wyszło jak zawsze: dowiedzieliśmy się otóż, że te nasze obywatelskie lęki przed CETA, a ściślej przed modyfikowaną żywnością z Kanady i licho wie skąd jeszcze, wynikają z naszej niewiedzy, nie znamy przecież treści umowy, nie czytaliśmy, a protestujemy. Podczas gdy „w tej umowie o wspólnym handlu nie ma nic złego” – stwierdził wiceminister. Spytany, czy on tę umowę w ogóle przeczytał (ponoć tysiąc stron), przyznał nieco zakłopotany, że całość przeleciał pobieżnie, a dokładnie to przeczytał jeden rozdział  – dotyczący międzynarodowego arbitrażu.
 
Polska członkiem międzynarodowego arbitrażu nie jest. I to właśnie niepokoi premiera Morawieckiego, o czym powiedział kiedyś publicznie, lecz tematu nie rozwinął.  A szkoda. Teraz okazuje się, że chyba całkiem niepotrzebnie się martwi. Polsce nic nie zagraża. Tak przynajmniej wynika z medialnego przekazu podwładnego premiera.  No i kto ma rację?
 
Uściślijmy: chodzi o Konwencję waszyngtońską, której Polska nie jest stroną. Czemu nie jest? Nawet specjaliści z branży nie wiedzą. W każdym razie to, że nie jesteśmy stroną Konwencji waszyngtońskiej stawia pod znakiem zapytania pozycję Polski w razie ewentualnych sporów. Wg Konwencji, art. 54 ust.1, ”wyroki sądów arbitrażowych wydane w trybie Konwencji w sprawach o roszczenia pieniężne będą wykonywane przez państwa sygnatariuszy tak jak byłby to ostateczny wyrok wydany przez sąd danego państwa. Takie postanowienie pozbawia państwo wpływu na ten wyrok i może dojść do sytuacji, w której niepożądany wyrok przeciwko Polsce musiałby być przez Polskę wykonany.” [Maciej Jamka, prezes zarządu ICC Polska, Partner administracyjny warszawskiego biura K&L Gates]. 
 
Pytanie dnia: jeśli jednak wierzyć rządowi, że naprawdę nie mamy powodu obawiać  się ani CETA, ani zalania rynku modyfikowaną żywnością, to czemu podległa rządowi publiczna, narodowa(!) telewizja odmówiła emisji spotu, który miał objaśnić obywatelom, co to takiego jest to GMO? A także o co chodzi w umowie z Kanadą. A przy okazji  objaśniającej co to jest TTIP. Czyli Transatlantyckie Porozumienie Handlowo-Inwestycyjne: traktat o wolnym handlu, negocjowany pomiędzy USA i Unią Europejską za zamkniętymi drzwiami(!). Przy nie milknących protestach licznych środowisk reprezentujących multum interesów publicznych, dotyczących m.in. ochrony środowiska, polityki zdrowotnej, przestrzegania praw konsumenckich, ochrony standardów żywieniowych, produkcji rolnej… Autorem spotu jest Instytut Spraw Obywatelskich Inspro.  Od ośmiu lat prowadzi on kampanię "Wolne od GMO? Chcę wiedzieć!". Jej celem jest doprowadzenie do tego, aby zostało wprowadzone  w Polsce oznakowanie żywności, która jest wolna od GMO.
 
W sklepach pojawiają się czasem produkty z tym oznakowaniem, ale jak na razie bardzo nieliczne. 
 
Odrzucony przez telewizję, kierowaną przez autora słynnego powiedzenia „ciemny lud to kupi”, edukacyjny spot nosi tytuł: „Wszyscy jesteśmy królikami doświadczalnymi”. Jesteśmy. Niefajne uczucie. 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy