Coraz słabiej pamiętam te czasy, kiedy nasze myśli, opinie, refleksje, nowiny, cienkie talie i słodkie psy-szczeniaczki były tylko nasze, tak bardzo nasze, że się nawet nie chciało z najbliższą osobą nimi dzielić, nie mówiąc już o publicznej prezentacji.W lustrze się człowiek przed wyjściem z domu przejrzał, jak dobrze wypadł, zadowolony uśmiechnął pod wąsem i szedł raźnym krokiem na imprezę. Zdjęcia w przedpokoju na tle boazerii sobie nie zrobił, choć przecież mógł, gdyż już w 1839 roku Francuz, Louis Jacques Daguerre, wynalazca techniki fotograficznej wykonał pierwsze zdjęcie paryskiej ulicy, a gdy wkroczyliśmy w XX wiek, fotografie trzaskał kto chciał i gdzie chciał, tyle tylko, że rzadko samemu sobie. Zdjęcia robiło się ludziom ważnym, sławnym, miejscom pięknym, wartym uwiecznienia, na pamiątkę, wydarzeniom podniosłym i unikatowym. I nagle człowiek zdał sobie sprawę z tego, że sam jest ważny, piękny, jedyny i w pierwszej kolejności zasługuje na utrwalenie aparatem!
Po co komu na fotografii góry, lasy, cudzy pies i miasto Gdańsk odwiedzone w wakacje, skoro na pierwszym planie można umieścić siebie. Jednak wykonać autoportret czyli selfie (nazwany po polsku „samojebką” ) to zaledwie połowa przyjemności, właściwie trud, bo co pstryk to mina głupsza i oczy zamknięte, prawdziwy czad zaczyna się w chwili publikacji. W tej kwestii nic się nie zmienia od lat i podstawowe pytanie – Co ludzie powiedzą? – pozostaje kluczowym. Chcemy się podobać, chcemy by nas chwalono, pragniemy akceptacji i braw, nade wszystko chcemy pokazać, że u nas wszystko jest Okej.
Zaczęło się niewinnie od samojebek przed wejściem do modnej restauracji, nad talerzem zupy, na tle neonu, nieba, cudzego tarasu, a potem, jak to ludzkość ma w zwyczaju, rozpoczął się wyścig na Najlepsze Selfie w najbardziej niebezpiecznych miejscach świata. Idea „ U mnie Okej” została wyparta przez okrzyk „Moje Okej nie ma limitu!” Na górze Pedra da Gavea w Rio, zawieszonej bardzo wysoko nad Atlantykiem ludzie ryzykują życiem, aby zrobić sobie takie foto, że ci oglądający, którzy mają lęk wysokości, jak spojrzą, to spadną z taboretu.
Portale społecznościowe zachęciły ludzi, którzy mają dostęp do Internetu, do poczucia się ważnym i wyjątkowym oraz sprawdzenia, jaką nasza obecność na ziemi ma siłę rażenia? Czy ja coś znaczę? Czy ktoś mnie zauważy? Pochwali? Niech mnie zobaczą i ocenią czym ładna… Jeśli ci 30, 300 czy 3000 osób powie, żeś ładny, to widocznie tak jest i możesz śmiało zaprzestać innych uporczywych terapii mających na celu podniesie poczucia własnej wartości.
Matka ci powie, że jesteś za gruba, szwagier ci wygarnie przy wódce, że masz cuchnący oddech, koleżanka skrytykuje fryzurę, siostra posturę, a Internet, TOBIE, nieznanemu, szaremu, cichemu anonimowemu obywatelowi świata powie, że jesteś śliczny, wyglądasz rewelacyjnie i jeszcze cię na koniec pozdrowi, prześle wirtualny bukiet róż i powie „dobranoc, śpij słodko” dołączając obrazek z zachodem słońca lub kotem drapiącym uszko.
I oto właśnie, drodzy państwo, chodzi w tych publikacjach selfie. Nie o self-miłość, próżność i ekshibicjonizm, tylko o to, żeby nam nareszcie ktoś obcy powiedział to, czego najbliżsi nie chcą. Że jesteśmy piękni, wyjątkowi i bardzo światu potrzebni!