Nie przystąpiłam do linczu w mediach społecznościowych na solistce zespołu Bajm, Beacie Kozidrak, która kilka tygodni temu została przyszpilona za jazdę pod wpływem alkoholu. Wpływ był spory, media podały, że 2 promile. Nagłówki brukowców krzyczały, że jechała ZYGZAKIEM, i ten właśnie zygzak będzie stanowić dowód w sprawie, a sprawa będzie, bo za jazdę po pijanemu grożą jej nawet 2 lata więzienia. Beata powiedziała publicznie – przepraszam, jest mi wstyd, bardzo żałuję. Na tym etapie nie można chyba oczekiwać nic więcej, pomyślałam ze smutkiem i zamknęłam komputer.
Jeszcze tego samego dnia „przyjaciele” solistki ruszyli do piór i zaczęli rzygać na Facebooku opowieściami, których sens sprowadzał się mniej więcej do tego – fajna kobitka, ładnie śpiewa, niestety od dawna pije, wręcz chleje, jej były mąż też pił, w sumie to wszyscy artyści piją, a ci, co nie piją, widocznie już nie mogą. Pokrzepiła mnie myśl, że nie mam przyjaciół wśród znanych osób z zasięgami po kilka tysięcy followersów, bo gdyby mi się coś przydarzyło, to chwaląc się znajomością ze mną, na pewno wywlekliby na ścianę FB takie sprawy, które nawet w piwnicy boję się trzymać.
Czy jeździłam kiedykolwiek po spożyciu alkoholu? Tak, bo pozwalało mi na to prawo obowiązujące w Wielkiej Brytanii oraz zdrowy rozsądek. Kto nie wie, ten się w tym momencie bardzo zdziwi, ale po angielskich ulicach można kierować autem mając 0,8 promila w wydychanym powietrzu! W innych krajach europejskich (nie wszystkich) limity ustawiono na 0,5 promila, w Polsce 0,2, tyle co w Szwecji czy Norwegii. W kilku krajach obowiązuje surowe zero.
W 2020 roku w Polsce na 1 milion mieszkańców przypadło aż 65 śmiertelnych ofiar wypadków drogowych. W Wielkiej Brytanii, gdzie prawo pozwala przed drogą wypić kieliszek wina czy szklankę piwa, 28 osób (na 1 milion mieszkańców) straciło życie w wypadku drogowym. Przed Polską w czarnej statystyce jest Bułgaria (67) i Łotwa (74).
I mam wielki problem z limitami, bo człowiek ten sam, auto to samo, Unia jedna, wspaniała wielka rodzina, a limity różne. Po kieliszku wina jestem zagrożeniem na drodze dla innych kierowców, ale tylko w Polsce, na Węgrzech czy w Bułgarii, a we Włoszech, Niemczech, Francji czy Szwajcarii już nie?
Nie tylko limity w promilach mnie zastanawiają, ostatnio dowiedziałam się, że mam za wysoki cholesterol … ale tylko w Polsce, bo gdybym poszła do lekarza w Anglii czy w Niemczech, to mój cholesterol byłby w normie i nikt by mi statyn na siłę nie wciskał.
Wracając do Beaty i kary, jaką Internet jej wyznaczył, będąc pod wpływem gniewu i w przekonaniu, że wie najlepiej, co się jej należy za te 2 promile. Hm… nie znalazłam ani jednej sensownej propozycji. Zatem wysuwam swoją, w oparciu o moje wieloletnie doświadczenie zawodowe. Dla Beaty i wszystkich innych z tego samego paragrafu. Dobrym rozwiązaniem byłoby zabranie prawa jazdy na minimum 3 lata, po upływie tego okresu nakaz zrobienia ponownie kursu i zdania egzaminu na prawo jazdy oraz uczestnictwo w zajęciach (choćby 32 godziny) uświadamiających zagrożenia wynikające z jazdy pod wpływem alkoholu. Dalej, wysoka – adekwatna do zarobków – kara grzywny, która powinna pójść na fundusz pomocy ofiarom wypadków drogowych oraz do odrobienia 300 godzin prac społecznych – najlepiej w szpitalu, w hospicjum lub w domu starców.
Jestem też za wprowadzeniem tego, co kiedyś zrobili Anglicy – tablica hańby. Name and shame, czyli po nazwisku i niech się wstydzi. Na pierwszych stronach gazet darmowa „sława” dla celebrytów, polityków, sportowców, którzy wsiedli za kółko na dużym promilu.