Polska gościnność, europejska kultura – mówiono o domu rodziny Mycielskich w Wiśniowej. Do ich galicyjskiego dworu niedaleko Strzyżowa na początku XX wieku zjeżdżali znakomici artyści, skuszeni malowniczą okolicą i światłymi umysłami gospodarzy. Elitarne środowisko rozpędziła wojenna zawierucha i nowa polityka. W dworze urządzono PGR, potem przechodził z rąk do rąk. Ale duch Mycielski wciąż tu jest, odkrywają go współcześni malarze zjeżdżający na plenery i wycieczki wędrujące do 650-letniego dębu w parku. W oficynie ma być odtworzony pokój Zygmunta Mycielskiego – znanego kompozytora i wielkiego patrioty, który w małym, warszawskim mieszkaniu do śmierci spoglądał na obraz Mehoffera, przedstawiający ukochane, wiśniowieckie kąty.
Pałac w Wiśniowej jest dziś w ruinie. Sufit ledwo wisi pod stemplami i grozi zawaleniem. Drzwi zamknięto na cztery spusty. Może doczeka się remontu, jak dawne stajnie, czy stojąca nieopodal oficyna, której renowacja ma się zakończyć w połowie tego roku. Wojenne pożogi przetrwała za to kaplica grobowa rodu Mycielskich. Od pałacu oddziela ją park, ze starą grabową aleją i stuletnimi dębami. Jeden z nich – 650-letni dąb „Józef” – stał się sławny, wygrywając plebiscyt na Europejskie Drzewo Roku 2017. Znawcy lokalnej historii zżymają się, że drzewo jest dziś bardziej znane niż prof. Jerzy Mycielski, który niemal pół tysiąca dzieł sztuki podarował muzeum na Wawelu; albo Zygmunt Mycielski – znakomity kompozytor, po wojnie związany z Warszawą i prezesujący m.in. Związkowi Kompozytorów Polskich. Ale może to i dobrze, że „Józef” wabi turystów do Wiśniowej. To dąb, który przed laty uwiecznił malarz Józef Mehoffer. Grafika przedstawiająca drzewo trafiła na przedwojenny, stuzłotowy banknot. Może ktoś, chwytając się tego skrawka historii, zechce poznać także dzieje rodziny, którą Mehoffer i inni malarze tak chętnie w Wiśniowej odwiedzali.
Zacny ród z Wielkopolski
Dwór był tu już w XV wieku (sam pałac jest młodszy, powstał w wieku XVIII), ale własnością rodziny, która zmieniła go w miejsce spotkań artystycznych i intelektualnych elit, stał się w 1867 roku. Wtedy dobra wiśniowskie nabył Franciszek Mycielski i jego żona Waleria z rodziny hrabiów Tarnowskich z Dzikowa. Jak przypomina Andrzej Szypuła, założyciel Towarzystwa im. Zygmunta Mycielskiego i strażnik pamięci o gospodarzach przedwojennej Wiśniowej, ród Mycielskich był zasłużony dla Polski, jak mówią podania, jeszcze od bitwy pod Grunwaldem. Wtedy mieli otrzymać szlachectwo. Był to ród i politycznie, i gospodarczo, i kulturowo zaangażowany w sprawy polskie. Do Galicji przeprowadzili się z Wielkopolski, gdzie – jak pisał ich przyjaciel Stanisław Koźmian – Franciszek „nabył w Wielkim Księstwie Poznańskiem majątek. Okazało się, że był przepłacony. Za radą rozsądku trzeba było go sprzedać. Przesiedlenie się do Galicyi i kupno Wiśniowej w Jasielskiem, niegdyś Jabłonowskich, ze starym pałacem, w ładnej malowniczej okolicy nad Wisłokiem”.
– Przyjechali tu być może także dlatego, że w 1867 roku była tu Autonomia Galicyjska, łatwiej było tu politycznie i gospodarczo żyć. W Poznańskiem Polacy byli przez zaborców bardzo prześladowani – zauważa Andrzej Szypuła. – Mycielscy najpierw sprowadzili się więc do Krakowa, a później do pałacu w Wiśniowej. Chociaż „pałac” to za dużo powiedziane. Dwór w Wiśniowej z wyglądu był skromny. Zbudowany z kamienia, podobnie jak stojąca obok oficyna. Z pokojami na parterze i piętrze. Przebudowano go końcem XIX wieku. Przylegało doń gospodarstwo, które dawało dochód, pozwalający na w miarę wygodne życie. Mycielscy nie byli bogaci, chociaż należeli do arystokracji i przyjaźnili się z dworem arcyksięcia Ferdynanda. Początkiem XX wieku zainwestowali w Bank Kirschmayera w Krakowie, który wydawał się niezwykle pewną instytucją. Niestety, przyszedł krach gospodarczy i pieniądze Mycielskich przepadły. Franciszkowi udało się jednak poprowadzić gospodarstwo tak, by zapewnić byt rodzinie.
Franciszek Mycielski znał się na rolnictwie świetnie. Należał do najaktywniejszych członków Towarzystwa Rolniczego w Krakowie, publikował na ten temat wiele prac i jako poseł do sejmu krajowego przyczynił się do utworzenia w 1890 roku Studium Rolniczego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Założona przez niego hodowla bydła należała do najbardziej rentownych w Galicji. Franciszek słynął z dużego poczucia humoru i był duszą towarzystwa. Waleria zaś „mimo, że na wsi zamknięta, umiała domowi nadać charakter kulturalny, wysoce umysłowy, zwłaszcza jak dawała kierunek i rozwój wykształcenia dzieci”. Dużo czytała, pozostawała na bieżąco z dawną i współczesną zachodnią literaturą. Była patriotką nie na pokaz i miała świetne rozeznanie w polityce. Wiśniowscy gospodarze mieli znamienitych sąsiadów. Augusta Gorayskiego w Moderówce, czy Ludwika Wodzickiego w Tyczynie. Waleria chętnie odwiedzała rodzinę w Dzikowie, Chorzelowie, Rudniku i Rzeszowie.
Gospodarność w parze ze sztuką
– Prawdziwy rozkwit Wiśniowej nastąpił już po śmierci Franciszka, kiedy w 1910 roku do dworu sprowadził się jego syn Jan z żoną Marią. Wcześniej zarządzał ordynacją przeworską Lubomirskich ze słynną cukrownią. Zawierucha I wojny światowej nie ominęła okolic Strzyżowa. Jan Mycielski odbudował zdewastowany dwór i w Wiśniowej zaczęły się złote lata. Stała się też miejscem spotkań artystów.
Maria Mycielska, podobnie jak jej teściowa, hrabina Waleria, ceniła sztukę. Odbudowany majątek wypełniła dziełami artystów, z pasją powiększała rodzinną bibliotekę i uwielbiała gości. Przyjaźniła się Tadeuszem Stryjeńskim i Józefem Mehofferem, którzy często bywali w Wiśniowej. To ona zamawiała rodzinne portrety u znakomitych malarzy, a utalentowani goście zostawiali szkice portretowe i krajobrazowe w Księdze Gości. Twórczy klimat dworu z pewnością miał wpływ na czwórkę synów Jana i Marii. Przykładem były osiągnięcia dziadka i ojca, a także wuja. Jerzy Mycielski, syn Walerii i Franciszka, historyk sztuki i filozof, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, „całe życie uczył o pięknie” i sztuce poświęcił wiele publikacji, a kolekcję ponad 460 obrazów przekazał w darze muzeum na Wawelu.
– W okresie przedwojennym Jan junior (syn Jana i Marii Mycielskich) i jego żona Hanna z Balów Mycielska studiowali malarstwo w Krakowie. Jan u Wojciecha Weissa i Józefa Mehoffera, a Hanna u Felicjana Kowarskiego. Stąd ścisłe związki ze środowiskiem malarskim. Jan ukończył też studia prawnicze, bo tak nakazywał praktycyzm, ale sztuki cenić nie przestał. W latach 30. do Wiśniowej, gdzie Jan i Hanna zamieszkali, przyjeżdżali ich profesorowie i koledzy – artyści malarze. Tę oazę sztuki bywalcy dworku nazwali Barbizonem Wiśniowskim (od słynnego francuskiego Barbizonu – kolonii artystycznej pod Paryżem). Gościli tu tak znakomici malarze jak Józef Czapski, Hanna Rudzka-Cybisowa, Tytus Czyżewski, Alfons Karpiński, Felicjan Kowarski i wielu, wielu innych.
– Do artystycznego klimatu dworu dołożyły się talenty muzyczne Zygmunta, brata Jana, które matka szczególnie hołubiła – opisuje Andrzej Szypuła. – Uczył się w Krakowie. Studiował nie tylko muzykę, ale i filozofię. Studia muzyczne kontynuował w Paryżu za radą Karola Szymanowskiego, z którym się przyjaźnił. Po ośmiu latach pobytu we Francji, w 1936 roku wrócił do Wiśniowej. Komponował, pisał rozprawy do muzycznych czasopism. Do wojny także dzięki jego bytności dwór kwitł.
PGR zamiast Barbizonu
II wojna światowa przyniosła kres Barbizonu Wiśniowskiego. Zygmunt poszedł na ochotnika na front. Najpierw francuski. W Niemczech został wzięty do niewoli i sześć lat spędził na robotach u bauera. Do Polski wrócił w 1946 roku. Wiśniowa nie należała już wtedy do rodziny. Mycielscy, zgodnie z ustawą PKWN, stracili dobra pod Strzyżowem. Dawna siedziba rodu została znacjonalizowana, a dworskie budynki służyły najpierw pracownikom i administracji Państwowego Gospodarstwa Rolnego, a od 1984 r. Kombinatu Rolno-Przemysłowego „Igloopol" w Dębicy – Zakład Rolny w Wiśniowej. Po zmianach ustrojowych, w 1991 roku, majątkiem zarządzało Gospodarstwo Rolno-Przemysłowo-Handlowe „Rolpeh” we Frysztaku – Zakład Rolny w Wiśniowej, a od 1994 roku – Agencja Nieruchomości Rolnych. W końcu, w 2005 roku park i dworskie zabudowania przejął powiat strzyżowski i dopiero wtedy zaczęto starania o odnowę zrujnowanego zabytku.
– Po wejściu rosyjskich wojsk, Mycielscy dwór stracili – przytakuje Andrzej Szypuła. – Zgodnie z ustawami nowych władz, nie wolno im się było zbliżać do dawnej posiadłości na odległość mniejszą niż 50 km. Wyjechali do Krakowa. Tam dostali małe mieszkanko na Warszawskiej 1. Zygmunt mógł zostać na Zachodzie, ale w listopadzie 1945 wrócił. Przyleciał z Paryża, bo uważał, że powinien, tak samo jak wtedy, kiedy jako ochotnik z paroma towarzyszami zaciągnął się do wojska w 1939 roku. Jak pisał Jerzy Waldorff, socjalizm socjalizmem, ale Mycielski uważał, że miejsce Mycielskich jest w Polsce, bez względu na okoliczności. Jego brat, Jan Mycielski, był po wojnie dyrektorem BWA w Krakowie – obecny Bunkier przy Pałacu Sztuki. Miał tam swój azyl. Potrafił rozmawiać z władzami powojennymi i promował malarstwo. Zygmunt razem ze Stefanem Kisielewskim zaczął redagować „Ruch Muzyczny” w Krakowie. W 1947 roku przeprowadził się do Warszawy. W latach powojennych Zygmunt udzielał się jak mógł, nazywano go muzycznym Talleyrandem, ponieważ był szefem Związku Kompozytorów Polskich, jedynej organizacji, do jakiej należał. Próbował się odnaleźć w nowej sytuacji. Do końca jednak nie zdołał. Podpadał rządzącym, podpisując się pod kolejnymi listami protestacyjnymi intelektualistów. Żył bardzo skromnie, w małym pokoiku – opisuje Andrzej Szypuła i zdradza: – Jak jestem w Warszawie, lubię pójść na Chmielną, popatrzeć w jego okna, chociaż wejść już nie mogę. Byłem tam kilkakrotnie już po jego śmierci. W pokoju znajdowała się makatka buczacka z Wiśniowej i stojący drewniany Chrystus. Sterty książek. Wypełniały całą ścianę, umieszczone na prostych, drewnianych regałach. Co najmniej pół pokoju zajmował fortepian. Wisiały również dwa obrazy Mehoffera – portret Zygmunta i pokój Zygmunta, który teraz odtwarzają w oficynie.
Rzeczywiście, w remontowanej oficynie ma być stworzony pokój Zygmunta na wzór tego z obrazu, z 1931 roku. Prosiłoby się tu jeszcze zaprosić malarzy. Ci wciąż do Wiśniowej przyjeżdżają na malarskie plenery, które są organizowane za sprawą Andrzeja Szypuły i Towarzystwa im. Zygmunta Mycielskiego. Wprawdzie nie w dworze nocują, a w szkole, ale i tak dają się oczarować.
Andrzej Szypuła Fot. Tadeusz Poźniak
– Ludzie, którzy o Wiśniowej wcześniej nie słyszeli, przyjeżdżają i dają się porwać magii tego miejsca. Odkrywają owo genius loci, ducha Mycielskich – kiwa głową Andrzej Szypuła i zamyślony dodaje: – O historii tego dworku nasuwają mi się dwie refleksje. Mycielscy w Wiśniowej to był jeden z tych rodów w Polsce, który wiele uwagi poświęcał sprawom kultury europejskiej i mecenatu nad kulturą wysoką, ambitną, mającą swoją historię i odniesienie w innych epokach. Od starożytności począwszy. To zasługa gruntownego wykształcenia, jakie zdobywali. Franciszek, Waleria, Jerzy, Jan, Maria, Jan junior, Zygmunt. To głębokie intelekty, od których my dzisiaj również się uczymy, w mniejszym lub większym zakresie społeczno-naukowym. Przyjaciel Mycielskich Stanisław Koźmian, wspominając Walerię z Tarnowskich, pierwszą damę z Mycielskich, miał rację pisząc: „Polska gościnność, europejska kultura”. Dziś, na początku XXI wieku, brakuje nam elit, które rozumieją, dlaczego kulturę wysoką warto odkrywać i hołubić.