Reklama

Ludzie

Zwierzęta czują już wiosnę! Ptaki szykują się na okres godowy

Z lek. wet. Radosławem Fedaczyńskim z Lecznicy dla zwierząt Ada w Przemyślu, rozmawia Natalia Chrapek
Dodano: 25.02.2022
49756_fedaczynski
Share
Udostępnij
Natalia Chrapek: Nie tylko ludzie, ale też zwierzęta, z utęsknieniem wyczekują wiosny. Czy obserwując ich zachowania możemy spodziewać się jej rychłego nadejścia? 

Radosław Fedaczyński: Z zachowania zwierząt możemy wiele wyczytać, a już na pewno nadejście wiosny. Bociany, które zostały w naszym ośrodku, wygrzewają się już do słońca. Zaczęły budować i naprawiać swoje gniazda, przygotowują się także do składania jaj, które złożą początkiem kwietnia. Inne zwierzęta też są niespokojne. Nasza gromadka jeży, która przezimowała w lecznicy, rozrabia na całego. Kilka nawet uciekło, musieliśmy je szukać i łapać. Zbliżająca się wiosna zdążyła już zawrócić im w głowie (śmiech). Cała masa nietoperzy budzi się i wlatuje ludziom do mieszkań, nie muszę chyba dodawać, że grzeczne nie są.
 
Co z ptakami? Rozpoczęły już swoją charakterystyczną filharmonię? 
 
Pierwsze ptaki z ciepłych krajów są już w drodze lub dotrą do nas lada moment. Oprócz bocianów będą to wszystkie ptaki migrujące: żurawie, ptaki wodne, jeżyki czy orliki krzykliwe. W przeciągu dwóch tygodni rozpocznie się ich okres godowy. Wtedy usłyszymy za oknem wdzięczne trele i będziemy mogli oglądać tańce godowe,  które świadczą, że ptaki mają się ku sobie i złożą jaja. Śpiewają tylko osobniki męskie, wabiąc tym samym samiczki.  
 
Czy futerkowi mieszańcy lasu również wyczuwają wiosnę?
 
Małe zajączki już się rodzą, stąd apel do ludzi, żeby nie przeszkadzali w tych pięknych chwilach i nie przynosili tych maleństw do lecznic, tylko dlatego, że są młode i hasają po lesie. Zostawmy je w naturalnym środowisku, gdzie czują się najlepiej. To samo tyczy się saren, które wkrótce urodzą małe. Od połowy kwietnia zacznie się wykot. Samice pozostawią młode w jednym miejscu samotne, aby nie sprowadzić drapieżnika i będą dokarmiać je dwa razy dziennie. Dlatego widok małego sarniaka zupełnie samego w zaroślach to naturalny element życia tych zwierząt.  Nie zabierajmy ich z tego powodu do lecznicy. Naturalne jest też to, że małe sowy wiosną uczą się latać i spadają z drzew, po czym wstają i z powrotem wspinają się po pniu na gałęzie, żeby kontynuować naukę. Leżąca na runie sowa, nie musi oznaczać od razu złego stanu zdrowotnego zwierzęcia.  

 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Co staje się z maleństwami, które są przynoszone do lecznicy przez nadmiernie opiekuńcze osoby?  
 
Jeśli zwierzę trafi do lecznicy, musimy je specjalistycznie karmić. Nie daje to jednak stuprocentowej gwarancji na przeżycie.  Nawet gdy uda nam się uratować danego osobnika, to ciężko będzie wrócić mu do naturalnego środowiska i żyć zgodnie z jego rytmem. Tym bardziej, że małe zwierzę, zaczyna traktować opiekującego się nim człowieka jak matkę. Ludzie przynoszą nam lisy, sarny, sowy, bo uważają, że są malutkie i pozostawione w lesie na pastwę losu. Nic bardziej mylnego. Z dala od natury zaczyna się wielka tragedia tych zwierząt. Popadają w depresję, samookaleczają się, a najczęściej umierają. Zwierzęta od milionów lat mają instynkt, który pozwala im przeżyć, znaleźć schronienie i pokarm. Dobrze, abyśmy o tym pamiętali.  

Kiedy powinniśmy zatem interweniować i zabrać zwierzę do lecznicy?
 
Wtedy, gdy zwierzę nie podnosi się, ma połamane nogi czy, gdy widzimy krew. To, jak pomożemy zwierzęciu w dużej mierze zależy od jego rozmiarów.  Jeśli jest to mały ptaszek leżący na ziemi,  możemy zakryć go jakąś bluzą, włożyć do pudełka i szukać pomocy. Wtedy z pewnością będzie bezpieczniejszy. Inaczej sprawa wygląda w przypadku ssaków, np. lisów czy borsuków. Pamiętajmy, że to zwierzęta, które mogą nas dotkliwie pogryźć, dlatego trzeba zachować ostrożność. Wtedy najlepiej zadzwonić do policjantów, którzy dysponują numerami do lokalnych weterynarzy, chyba że znamy jakiegoś zaprzyjaźnionego lekarza zajmującego się zwierzętami – dzwońmy do niego bezpośrednio. 
 
Lecznica dla zwierząt „Ada” w Przemyślu to miejsce, w którym schronienie znajdują nie tylko domowe pupile, ale też zwierzęta dzikie i chronione, czyli nieplanowani pacjenci, którzy pojawiają się o każdej porze dnia i nocy. Pracujący w lecznicy lekarze weterynarii, Radosław i Andrzej Fedaczyńscy, leczyli już wielbłąda, wygłodzoną niedźwiedzicę Przemisię, łosia, rysie, orły bieliki czy 3-gramową nosoryjówkę. Nie odmawiają pomocy zwierzętom brudnym, bezdomnym, poniewieranym przez właścicieli i bestialsko krzywdzonym. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy