Reklama

Ludzie

Gen. Bąk po tragedii w Gdańsku: Wiele osób potrzebuje ochrony

Z gen. Tomaszem Bąkiem, doktorem nauk wojskowych, dyrektorem Instytutu Studiów nad Terroryzmem WSIiZ w Rzeszowie rozmawia Alina Bosak.
Dodano: 14.01.2019
43786_bak
Share
Udostępnij
Alina Bosak: Zasztyletowanie na scenie Pawła Adamowicza podczas niedzielnego finału WOŚP milionom Polaków wydaje się złym snem. Co ekspert bezpieczeństwa myśli, oglądając nagrania z tragedii, do której doszło w  Gdańsku? 
 
Gen. Tomasz Bąk: To, co się zdarzyło w Gdańsku jest doświadczeniem traumatycznym i wydaje się wręcz niewiarygodnym. Jednak my, eksperci od bezpieczeństwa, wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na to, że w naszym kraju dochodzi do sytuacji, w których uwidacznia się brak świadomości zagrożeń, jakie się pojawiają. Widać to przy audytach, które wykonujemy. Zainteresowanie bezpiecznym środowiskiem w firmach, podczas imprez jest niewystarczające. Każdy chce zaoszczędzić. A na bezpieczeństwie nie należy oszczędzać.
 
Pełnomocnik firmy ochroniarskiej, która zabezpieczała imprezę w Gdańsku, powiedział, że pilnowało ją 50 ochroniarzy, pracujących stosownie do charakteru wydarzenia. Mieli podobno sprawdzać wchodzących na scenę, napastnika uznać za jednego z organizatorów, a nóż pomylić z mikrofonem. 

Takie tłumaczenia nie są najlepsze. Ale dziś jest zbyt wcześnie, by na podstawie tego, co widzieli ludzie, oceniać przygotowanie firmy ochroniarskiej do zabezpieczenia imprezy. Być może było ono wystarczające, właściwie zaplanowane i przygotowane, także jeśli chodzi o dokumenty. Mógł natomiast zawieść jakiś element. Tego typu przedsięwzięcia realizują ludzie, a nie maszyny i coś mogło zawieść. Pomylenie noża z mikrofonem jest dziwnym tłumaczeniem, ale wszystko mogło się zdarzyć. Zwracam uwagę, że należy przestrzegać procedur. Ktoś mówi: „Ja jestem z telewizji”, „Ja jestem z radia” i ochrona na to odpowiada: „To pana nie kontrolujemy”. Tak nie powinno być. Kiedyś wszedłem do budynku prokuratury okręgowej wyposażony w pistolet i dwa ćwiczebne granaty. Zrobiłem to specjalnie, krzycząc na wejściu, że spieszę się na zajęcia z prokuratorami. Wpuszczono mnie bez sprawdzania. Procedury są czasami traktowane niepoważnie. Mimo, że zostały ustalone i powinny funkcjonować. Stąd też biorą się pomyłki i tragiczne zdarzenia. Jednak na jednoznaczną ocenę, czy ochrona w Gdańsku była dobrze, czy źle zorganizowana, zostawmy organom ścigania.   
 
Wydaje się, że opóźniona była reakcja ochrony po ataku? 

Trudno wymagać od  ludzi postronnych, aby podejmowali akcję obezwładniania tego typu szaleńca. Osoby są do tego nieprzygotowane, przestraszone. Jest chaos, nie wiedzą, co się dzieje. Natomiast służby porządkowe powinny znajdować się bardzo blisko sceny i natychmiast na ten akt zareagować. 63 sekundy w Gdańsku, jak ktoś to policzył, to zbyt długi czas reakcji. W tym czasie szaleniec nożem, który trzymał ręku, mógł zrobić krzywdę kolejnej osobie na scenie.
 
Narzuca się pytanie, o to, kogo dziś takie firmy zatrudniają? Muzyk Wojciech Konikiewicz podczas debaty telewizyjnej na temat tragedii w Gdańsku opowiadał, że podczas jednego z koncertów był świadkiem podobnej sytuacji – przed sceną nożownik ranił chłopaka, a ochroniarze „poszybowali” ze sceny w kilka sekund, by go zatrzymać.

Niestety, ochroniarze jawią się w wyobraźni jako masywni i wysportowani ludzie, ale to żadna reguła. Póki na rynku trwa wojna cenowa, a PFRON dopłaca do wielu firm ochroniarski, w ochronie będą pracowały osoby, które nie do końca nadają się do takich obowiązków. Oczywiście, są takie stanowiska, na których doskonała sprawność fizyczna nie jest konieczna, np. przy monitoringu. Natomiast nie wszędzie dane osoby mogą sprawować określone zadania z zakresu ochrony. Poza tym stawki dla pracowników ochrony są dziś zbyt niskie, by skusić najlepiej wykwalifikowanych. 
 
Chcielibyśmy żyć w kraju, w którym prezydent nie musi się bać ataków, może iść na spacer, rozmawiać z przechodniami. Tak też wielu samorządowców dziś robi. Czy teraz mają żyć w strachu?

Każdy chciałby żyć w takim kraju. Jednak jako eksperci od bezpieczeństwa od dawna proponujemy, by w urzędach, przy wojewodach, marszałkach, prezydentach miast, stworzyć stanowisko ds. bezpieczeństwa i zatrudnić fachowca, który zajmowałby się problematyką bezpieczeństwa zarówno przeciwpożarowego, jak i higieny pracy, teleinformatycznego, a także bezpieczeństwa osób na najważniejszych stanowiskach. Taka osoba zbierałaby informacje na temat tego, czy prezydent miasta otrzymuje pogróżki w listach lub emaile, krytykujące w sposób drastyczny jego działalność. Swego czasu stanowisko pełnomocnika ds. bezpieczeństwa stworzono w szkołach, ale już je zlikwidowano. A przydałoby się, do szkół „wchodzą” narkotyki, pojawia się przemoc.
 
Może wielu boi się, że zmienimy nasz świat w jakieś pilnie strzeżone koszary. Swego czasu publicznie śmiano się ze starannej ochrony, jaką otacza się Jarosław Kaczyński.

Ja raczej się dziwię, kiedy obracający milionami biznesmen, sam wsiada za kierownicę samochodu, a żal mu pieniędzy na zatrudnienie profesjonalnej ochrony, która będzie dbała o to, by chociażby przez przypadek nie spotkało go coś zagrażającego zdrowiu na ulicy, nie mówiąc już o celowym działaniu.
 
Uważa Pan, że taka ochrona jest potrzebna w nawet w najbardziej przyjaznym kraju?

Tak, ale trzeba ją prowadzić głównie w aspekcie analizy i oceny zagrożeń. A taka na szczeblu samorządowym nie jest u nas prowadzona. Bo na szczeblu centralnym o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie dba już Urząd Ochrony Państwa.   
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy