W ubiegłym roku w Sanoku wyprodukowano i wprowadzono na rynek autobus elektryczny. Automet Electric to dzieło rodzinnej firmy, założonej w 1990 roku przez Józefa Leśniaka, byłego szefa konstruktorów w Autosanie. Zaczęło się od manufaktury i produkcji elementów z tworzyw sztucznych dla polskiego przemysłu motoryzacyjnego. Dziś Automet należy do czołówki światowych firm, dostarczających linie montażowe do produkcji foteli samochodowych i jest jednym z trzech największych w Polsce producentów nadwozi autobusowych. Prezes Leśniak nie kryje dumy, że w biznes wciągnął synów – Grzegorza i Piotra. Bo rzadko zdarza się w rodzinie tak zgrane trio.
Automet to jedna z tych firm, która współtworzy siłę przemysłu motoryzacyjnego na Podkarpaciu. Powstała na południu regionu, gdzie ta branża ma długie tradycje. Stąd wyjeżdżały polskie autosany i przyczepy Zasław. Kiedy socjalistyczna gospodarka się rozpadła, trudności dotknęły także świetnie prosperujące niegdyś fabryki. Produkcja zamierała, a ludzi zwalniano. Niedoinwestowane przedsiębiorstwa upadały. Został jednak ludzki kapitał. Inżynierowie z ogromną wiedzą i doświadczeniem. – Oni otworzyli przede mną drzwi zachodnich firm, kiedy w latach 90. przemierzałem Europę w poszukiwaniu kontrahentów – stwierdza Józef Leśniak, prezes Autometu, jednej z firm, która wyrosła na motoryzacyjnych tradycjach Sanoku, zatrudnia 250 osób i 95 proc. produkcji wysyła na eksport.
Tworzenie linii montażowych foteli samochodowych, produkcja foteli i nadwozi autobusowych oraz minibusów własnej marki, to część działalności Autometu. Przedsiębiorstwo w portfolio posiada ponad 5000 produktów, projektuje i produkuje elementy z metalu i tworzyw sztucznych dla przemysłu motoryzacyjnego, medycznego i obronnego. Realizuje także specjalne zamówienia i stale inwestuje, rozbudowując fabrykę o kolejne hale oraz przeznaczając 8 proc. rocznego obrotu na badania i rozwój.
To przedsiębiorstwo rodzinne. Prowadzone przez ojca i synów, którzy są współwłaścicielami i zasiadają w zarządzie. Każdy w firmie zajmuje się innym obszarem i ma swoich klientów. Grzegorz Leśniak odpowiada za linie montażowe do produkcji foteli samochodowych oraz oprzyrządowanie specjalne, dostarczane do fabryk na całym świecie. Piotr Leśniak koncentruje się na rozwoju produkcji i sprzedaży autobusów (specjalność firmy to mikro- i minibusy). – Ja tylko gaszę pożary – żartuje Józef Leśniak, człowiek, do którego należy ostatnie słowo w firmie. Pod jego pieczą jest również kontrahent Autometu – szwedzki Dynapac Atlas Copco, lider w produkcji maszyn drogowych. To, obok francuskiej grupy Faurecia, posiadającej 270 fabryk na całym świecie, oraz General Electric Medical, najważniejszy klient sanockiej marki.
Od warsztatu do fabryki
Firma powstała w 1990 roku, ale już w 1986 roku Józef Leśniak kupił od gminy Sanok małą działkę, na której zaczął budować warsztat. Z wykształcenia inżynier mechanik, absolwent Politechniki Rzeszowskiej (budowa maszyn) oraz Politechniki Krakowskiej (ciągniki i maszyny), którego teczka patentowa pękała w szwach, marzył o własnej działalności gospodarczej. Na początku był to niewielki Warsztat Mechaniczno-Stolarski. Cztery lata później na szyldzie pojawiła się nazwa Automet. W międzyczasie Józef Leśniak pracował w Stanach Zjednoczonych, aby zdobyć kapitał na rozwój firmy. Zatrudniając początkowo kilkunastu pracowników, Automet produkował elementy metalowe, części samochodowe i zajmował się przetwórstwem tworzyw sztucznych.
– Skoncentrowałem się na rynku samochodowym, głównie autobusów, samochodów ciężarowych, traktorów, maszyn budowlanych – wspomina prezes Leśniak. – W 1995 roku zacząłem dla nich „lepić poliestry”. Robiłem z nich maski do nadwozi, ściany przodu, tyłu, wszystkie elementy zewnętrzne. W tamtych czasach to był technologiczny przeskok. Tworzywa sztuczne zastępowały elementy tłoczone wcześniej w metalu, miały bardziej złożone kształty.
-To był początek projektowania 3D. Wystarczy porównać maskę Ursusa sprzed 30 lat i obecną, by się przekonać, jaki nastąpił przeskok związany z kształtem i designem – zauważa Grzegorz Leśniak, który do firmy dołączył w 1997 roku, zaraz po studiach. Już wcześniej pomagał ojcu w biznesie i podobnie jak on ma talent do techniki. Ukończył technikum elektroniczne w Przemyślu, a następnie automatykę i robotykę na Politechnice Krakowskiej. Razem z ojcem zabiegał o pierwszych klientów Autometu.
– Zaczęliśmy krążyć po Europie, pokonując w czasie jednego roku nawet 100 tys. kilometrów – opowiada Józef Leśniak. – Szukaliśmy nowych rozwiązań w produkcji, kontaktów. W tym czasie mocno rozwinęliśmy technologię termoformowania. To już nie było lepienie poliestrów, ale wykonywanie elementów do wnętrz pojazdów. Byliśmy w Polsce w tej dziedzinie pionierami.
W Automecie już wtedy powstało nowoczesne biuro konstrukcyjne, zatrudnieni zostali programiści i konstruktorzy. Firma wprowadziła do oferty fotele autobusowe oraz usługi projektowe.
– Pracowaliśmy zarówno na tworzywach sztucznych, jak i na metalu. W Polsce wszystko było wtedy niszą – stwierdza Grzegorz Leśniak. – Jeżdżąc do Włoch byliśmy zauroczeni współdziałaniem niewielkich firm. Funkcjonowało obok siebie sto podmiotów. Jeden robił frezowanie, drugi szlifowanie, inny świadczył usługi z zakresu know – how. My nie mieliśmy komu zlecać podobnych usług. Nie było firm, szczególnie w naszej części Polski. Dlatego specjalizowaliśmy się w wielu dziedzinach, ponieważ musieliśmy być samowystarczalnymi.
Firma rosła. – Musieliśmy dokupywać ziemię pod budowę kolejnych hal produkcyjnych przystosowanych do produkcji zabudów autobusowych oraz elementów wykończeniowych wnętrz pojazdów. Nasza działka rozrosła się poza Sanok. Część naszego terenu leży już w gminie Trepcza – opisuje prezes Leśniak.
Fot. Tadeusz Poźniak
Skok w Unię
W 2001 roku Automet wszedł na rynek producentów zabudów do minibusów na bazie Mercedes-Benz Sprinter, Mercedes-Benz Vario, Iveco Daily i VW LT. A rok później firma rozpoczęła produkcję elementów osłonowych do urządzeń elektrycznych dla General Electric Medical we Francji. Kolejne lata przyniosły kontrakty handlowe, m.in. z takimi firmami jak Dynapac Altas Copco i Faurecia. Za pośrednictwem tej drugiej, Automet może się chwalić, że wyprodukował linie montażowe, na których montowane są fotele do większości samochodowych marek. Także amerykańskich.
Jak podkreślają Leśniakowie, skok w rozwoju firmy nastąpił po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. W Automecie urządzono wtedy wielką fetę. Wszyscy pracownicy dostali po 1 euro – symboliczną przepustkę do zjednoczonej Europy. – Europa była dla nas zbawieniem – mówi prezes Autometu. – Wcześniej płaciliśmy ogromne cła za sprowadzane towary. Wszystkie tworzywa płynęły do nas przecież z Finlandii. To był trudny okres. Otwarcie rynków europejskich wszystko zmieniło. Z naszą wiedzą, umiejętnościami mogliśmy konkurować z bardzo silnymi firmami. Zyskaliśmy dostęp do ich „know – how”. Dzięki temu 95 proc. naszej dzisiejszej produkcji idzie na eksport.
Grzegorz Leśniak dodaje, że przed Unią Europa była dla nich zamknięta:- Pamiętam, jak we wcześniejszych latach przyjmowano nas w zagranicznych firmach. Niemcy rozmawiali z nami w jakiejś stróżówce. Nie mieliśmy szans zajrzeć do zakładu, na produkcję. A potem już tak. Zobaczyliśmy, jak pracują fabryki takich firm, jak Peugeot, Faurecia. Siedem lat trwało przecieranie tej drogi.
Zagraniczne rynki dały Autometowi o wiele większe możliwości niż polski. Dostawy dla krajowych firm zapewniały początkowo byt producentowi z Sanoka, ale nie dawały szans na znaczący rozwój. – Owszem, był taki moment, że rysowała się przed nami świetlana przyszłość dzięki współpracy z Daewoo – wspomina Grzegorz Leśniak. – W 2001 roku Daewoo Motor Poland opracowało projekt samochodu dostawczego, do którego mieliśmy wykonywać elementy. Kontrakt na lata, bo tych samochodów miało być produkowanych140 tys. rocznie. Zatwierdzili nam już 12 elementów. Kilka wykonaliśmy. Ale firma upadła, a projekt kupiło brytyjskie przedsiębiorstwo LDV i zaczęło produkować samochód pod swoją marką.
Leśniakowie żałują, że nie ma już polskich marek samochodów osobowych. Autobusy, auta ciężarowe to nie to samo, o wiele mniejsza jest skala produkcji. Co innego „osobówki”. To biznes, który ma ogromny wpływ na gospodarkę. Firma produkująca samochody zapewnia pracę nie tylko swoim pracownikom. W Tychach, gdzie montowane są fiaty, pracuje 5 tysięcy. A 30 tysięcy zatrudniają firmy, które z tym zakładem współpracują.
– Dziś na nową markę auta osobowego w Europie nie ma już miejsca. Karty zostały rozdane – uważa Józef Leśniak. – Owszem, pojawiła się Tesla w Stanach Zjednoczonych, ale to inny kraj.
Młodszy syn bierze się za autobusy
Piotr wspomina, że jako nastolatek trochę się buntował i ani myślał wchodzić do rodzinnego biznesu. Nie trwało to jednak długo. – Już pod koniec technikum doszedłem do wniosku, że chciałbym jednak pracować razem z ojcem, który wrócił ze Stanów i zaczął rozwijać Automet– opowiada Piotr Leśniak.
W technikum w Sanoku skończył kierunek obróbka skrawaniem i maszyny sterowane numerycznie. Miał do technicznych przedmiotów talent. Razem z kolegami zdobył tytuł Młodych Mistrzów Techniki, wygrywając ogólnopolski konkurs. Dziś może nie brzmi to imponująco, ale w czasach, kiedy większość podręczników była papierowa, ich projekt przygotowany do pracy magisterskiej był innowacyjny – zrobili obszerny przewodnik techniczny metodą komputerową, z wyszukiwarką haseł. Młodzi Mistrzowie Techniki mieli zagwarantowany indeks na studia techniczne w całym kraju. Tymczasem Piotr Leśniak wybrał handel zagraniczny na Akademii Leona Koźmińskiego.
– To było najlepsze rozwiązanie. Brat i ojciec byli „techniczni”, ja miałem wnieść coś dodatkowego. Studia dużo mi dały. Byłem pół roku na stypendium w Finlandii i pół roku w Stanach Zjednoczonych na Uniwersytecie w Gainesville na Florydzie. To otworzyło mi oczy. Dało wiedzę nie tylko teoretyczną, ale także umiejętności, o które trudno w polskiej szkole. W Finlandii nauka polega na studiowaniu case’ów, prezentowaniu swoich pomysłów, trenowaniu wystąpień przed grupą itp. W Stanach jest podobnie. Te wyjazdy dużo mi dały.
I pomogły zwiększyć sprzedaż autobusów Autometu…
Fot. Tadeusz Poźniak
Automet Electric z myślą o przyszłości
Początkowo 80-90 proc. autobusów sprzedawali do Polski. Później udało się otworzyć zagraniczne rynki. Pomogło doświadczenie i kontakty, które Piotr zdobył podczas studiów. To on pojechał promować firmę na pierwsze targi zagraniczne. – To było 3-4 lata po moim przyjściu do firmy. Targi dedykowane producentom autobusów i firmom motoryzacyjnym odbywały się w Hanowerze. Rok później, w 2010 roku, pojechaliśmy do Kortrijk w Belgii na największe w Europie targi autobusowe Busworld. Tam znalazłem dealerów, którzy do dziś są naszymi klientami. Jeden z nich jest z Finlandii – zdradza Piotr, przyznając, że w podpisaniu pierwszego kontraktu pomogła znajomość podstaw fińskiego z czasów studiów.
W ostatnich latach sanocka firma produkuje ok. 180-200 mini autobusów rocznie. Na wiele rynków. Od Skandynawii po Słowenię, także do takich krajów jak Islandia. W 2014 roku biuro konstrukcyjne Autometu zaczęło pracować nad projektem elektrycznego mini busa. Pomogło doświadczenie i zagraniczne kontakty, m.in. współpraca z Austriakami, produkującymi baterie. Elektryczny pojazd debiutował w ubiegłym roku.
Minibus powstał, tak jak dotychczasowe pojazdy Autometu, na bazie podwozia Mercedesa, ale już z innym silnikiem i bateriami. Na masce ma logo Automet Electric. – W skonstruowanym przez nas pojeździe, został wykorzystany silnik szwajcarskiego producenta, a baterie elektryczne z przodu i tyłu minibusa pochodzą z austriackiej firmy Kreisel Electric – opisuje Piotr Leśniak. – Nasz prototyp przejechał już kilkaset kilometrów i teraz będziemy pracować nad jego seryjną produkcją.
Firma proponuje miniautobus z silnikiem o mocy 120 kW lub 150 kW, baterie trakcyjne litowo-jonowe (od 40 kWh do 90 kWh). Na jednym ładowaniu, które trwa ok. 4 godziny, pojazd może przejechać nawet 200 km i jest dedykowany komunikacji miejskiej oraz transportowi lotniskowemu. Mieści się w nim maksymalnie 22 pasażerów.
– Elektryczne samochody to przyszłość. Europa ma już pewne założenia dotyczące zamykania miast dla aut spalinowych, minibusy takie jak Automet Electric będą coraz częściej poszukiwane – stwierdza Piotr Leśniak. – Mamy wielu odbiorców w Skandynawii, którzy przodują we wprowadzaniu ekologicznych rozwiązań, nasz prototyp powstał także z myślą o nich. Został bardzo dobrze przyjęty na targach w Niemczech i Belgii oraz na premierze w Arłamowie. Teraz przekazujemy go klientom do testów i spodziewamy się zamówień. To był dobry ruch. Mamy sporo zapytań dotyczących elektrycznych autobusów. Gminy mają na to dostawać pieniądze. Jeśli tak się stanie, będziemy im autobus Automet Electric sprzedawać.
– Od elektrycznych samochodów nie ma odwrotu, cały świat idzie w tym kierunku – przyznaje Grzegorz Leśniak. – Nie tylko Tesla rozwija elektryczne samochody. Mocne pieniądze zainwestowało BMW, Volkswagen. Wprawdzie na razie brakuje infrastruktury, a pojemność baterii pozostawia sporo do życzenia, ale to się zmieni. W końcu kiedyś benzynę kupowało się w aptece.
– Pomysł na elektryczny autobus przyszedł od klientów ze Szwecji. To zielony kraj. Kiedy w Polsce dyskutowano, ile biopaliwa dodać do paliwa, oni jeździli na 100-procentowych biodieslach – opowiada Piotr Leśniak, podkreślając, że wypuszczenie na rynek własnej marki autobusu nie jest łatwe. Potrzebne są dokumentacja projektowa, certyfikacje, homologacje. – Homologacje związane są z bezpieczeństwem. Osobne trzeba posiadać na fotele, baterie, osobne na autobus w całości. A musieliśmy wyprodukować go pod marką Autometu. Nasze tradycyjne mini autobusy, mimo przebudowy, zachowują logo Mercedesa, ale w przypadku elektrycznego prototypu zmian było zbyt wiele. Z mercedesa zostało tylko podwozie, zawieszenie, układ hamulcowy. Reszta została zmieniona.
– W taki projekt trzeba sporo zainwestować. I to nie zwróci się w ciągu trzech lat. W Polsce odpowiednia infrastruktura powstanie pewnie za 15 lat. Ale musimy patrzeć w przyszłość – dodaje Grzegorz. – Holandia planuje od 2030 roku już nie rejestrować samochodów spalinowych.
O sprzedaż Automet Electric nie martwi się ani ojciec, ani synowie. Ich marka jest już mocna. Klienci wiedzą, że Automet to wiarygodna firma.
Robotyzacja nie tylko dla gigantów
W produkcji autobusów, które w 95 proc. są wykonywane według indywidualnych wymagań klientów, stale szuka się nowych rozwiązań, materiałów, które mają być coraz lżejsze i coraz bardziej wytrzymałe.
– To się nigdy nie kończy – stwierdza Grzegorz Leśniak. – Podobnie jest w przypadku linii do produkcji foteli samochodowych. Automatyka, style zarządzania, także stale się rozwija. Dziś na rynku jest trend, by umożliwić klientowi zamawianie jak najbardziej spersonalizowanych aut. Aby tak było, linie produkcyjne musi cechować coraz większa elastyczność. Kiedyś do wyboru było 5 tapicerek, a dziś producenci chcą 25. Na linii produkcyjnej przesuwają się fotele do różnych samochodów. 15 kolorów w ciągu 1 minuty. To są zakłady JIT (z ang. just in time), tam nic się nie produkuje na magazyn. Po siedmiu godzinach fotel jest już na montowni samochodów. Zmieniają się również systemy komunikacji. Kiedyś w fabrykach wykorzystywano systemy dedykowane wyłącznie dla przemysłu. Dziś jest to zwykły typowy ethernet, jaki mamy w każdym komputerze. Następuje także robotyzacja. Roboty są „humanfriendly”, „humansafety”, pracują razem z człowiekiem. Kiedyś były umieszczane w zakratowanych celach, aby nie zranić pracownika. Dzisiaj mają czujniki, które sprawiają, że praca z robotem jest bezpieczna. Mamy takie roboty w oferowanych przez nas liniach montażowych. Opracowując rozwiązania produkcyjne dla fabryk, walczymy o sekundy. Inżynierowie procesu pracują nawet po 2 lata tylko nad tym, by oszczędzić 4 sekundy na produkcji siedzeń, których z linii schodzi rocznie 140 tysięcy. Przy takiej skali każda sekunda to wielki zysk.
Z rodziną nie tylko na zdjęciu
Duża dywersyfikacja produkcji, od metalu, tworzyw sztucznych, poprzez wykonawstwo autobusów, linii produkcyjnych, to spore wyzwanie. Zarządzanie wymaga dużego wysiłku zarówno od ojca, jak i synów. Ale zapewnia też firmie bezpieczeństwo.
– Gdyby tych wielu nóg produkcyjnych nie było, upadek takiego kontrahenta jak Daewoo doprowadziłby do bankructwa także nasze przedsiębiorstwo – uświadamia Grzegorz Leśniak.
– Ale nie Automet. Nawet przez kryzys gospodarczy, który branża motoryzacyjna odczuła bardzo boleśnie, przeszliśmy suchą nogą – stwierdza z zadowoleniem prezes Leśniak. – Może zarabialiśmy niewiele, ale w kłopoty finansowe nie popadliśmy.
W ostatnich latach produkcja sanockiej firmy wzrastała 20 proc. rocznie. Zatrudnienie utrzymuje na poziomie 250 osób. – Stawiamy na wzrost produktywności. Robotyzujemy spawanie. Zainwestowaliśmy w potężnego, 12-metrowego robota, który będzie spawał konstrukcje – opisują Leśniakowie. – Najbliższe plany inwestycyjne to rozbudowa lakierni i powiększenie fabryki o kolejne 3 tys. m kw. W przyszłym roku zapewne wkopiemy kamień węgielny. Musimy też zmodernizować cynkownię, anodownię. Cały czas będziemy też rozwijać produkcję autobusu elektrycznego.
– Kto rządzi w Automecie? – usiłujemy dociec. – W dwóch udaje nam się ojca przekonać – śmieją się bracia, przyznając, że nie zawsze są jednomyślni.
– Słucham synów, ale mam większe doświadczenie niż oni, dlatego ostatnie słowo należy do mnie – nie ukrywa Józef Leśniak. – Nie wtrącam się do przetargów, które wygrał Grzegorz, czy zamówień realizowanych przez Piotrka. Jak trzeba, pomogę. Ale strategiczne decyzje należą do mnie. Wiem też, że gdybym nie był z synami, na pewno Automet nie rozwijałby się na tak dużą skalę. Nikt z zewnątrz nie zaangażowałby się tak jak oni. Razem trzymamy tę firmę, dlatego jest dobrze.