Reklama

Ludzie

Świat rzeszowskich rzemieślników. Kapelusze od pani Stasi

Elżbieta Lewicka
Dodano: 26.02.2020
35384_kapelusz
Share
Udostępnij
Pochodzi z Kresów, z Dobromila. Szczęśliwy przypadek sprowadził ją do Rzeszowa, gdzie od kilku dekad prowadzi kultowy biznesy. Najpiękniejsze kapelusze w mieście od zawsze zamawia się w pracowni pani Stanisławy Magryś. 
 
Osoba nosząca kapelusz wyróżnia się swoim wyglądem. Kapelusz dodaje kobietom wdzięku, a mężczyznom elegancji. Noszą go koronowane głowy i zwykli ludzie. Stanisława Magryś, szefowa firmy Euromag, której początki sięgają roku 1966, kocha kapelusze od dziecka. Tak bardzo, że stały się one sensem jej życia.
 
Pochodzi z Dobromila, należącego przed II wojną światową do województwa lwowskiego. Jej rodzina cudem (może dlatego, że ojciec był rodowitym Niemcem) nie została wywieziona na Syberię, ale taki dramat spotkał rodzinę mamy. Stanisława Magryś, pamiętając przeszłość rodziny, wspiera Sybiraków do dziś. 
 
W Rzeszowie uczyła się w szkole nr 7 przy ul. Grunwaldzkiej, maturę zdawała w III Liceum. Od dziecka uwielbia muzykę, jest stałą bywalczynią wielu koncertów, kocha teatr, interesuje się psychologią, filozofią i architekturą. Miała zostać urzędniczką państwową, ale szybko okazało się, że fakturowanie i przewracanie stosów dokumentów nie będzie jej ulubionym zajęciem. Najsłynniejsza w Rzeszowie kreatorka kapeluszy, miała ciocię, która przed wojną mieszkała w Paryżu – prawdziwa elegantka w szykownych kapeluszach. Kiedy rodzina Stanisławy została przesiedlona do Rzeszowa, ciocia prowadzała małą Stasię do rzeszowskich modystek. 
 
– Od dziecka miałam te kapelusze w oczach, a później chciałam wszystko naraz zaprojektować i wykonać, ale oczywiście to było niemożliwe – wspomina. Chęć projektowania kapeluszy była tak wielka, że Stanisława Magryś porzuciła podjętą po ukończeniu liceum pracę urzędniczki państwowej i zapisała się na kursy modniarskie w Przemyślu i Krakowie. Zdała egzamin czeladniczy, mistrzowski, a w 1966 roku otworzyła swój zakład i… przez 3 dni nie sprzedała ani jednego kapelusza!
 
– Dosłownie waliłam głową w mur! – opowiada. Pierwszy jej zakład produkujący kapelusze mieścił się w nieistniejącym dziś budynku przy ul. Targowej 3. Na Gałęzowskiego zaś miał swój zakład szewc, u którego elegantka zamawiała ekstrawaganckie kozaki powyżej kolana i mówiła: Panie Edwardzie! Ja kupię od pana ten lokal. Ale szewc nie chciał sprzedać swojej nieruchomości – do czasu. Na skutek decyzji o nowym zagospodarowaniu terenu, pawilon szewca miał być zburzony. Jego właściciel – wiedząc o „zakusach” pani Stasi – postanowił zrobić interes życia i sprzedał swój pawilon. Tymczasem architekci miejscy zmienili plany, szewc został bez lokalu, a budynek stoi do dziś. Pani Stasia uwielbia tę lokalizację, trochę na uboczu. Żeby tu trafić, trzeba się postarać.
 
Wrzątek i palce modystki
 
Jak powstaje kapelusz? Aby go uformować, trzeba przeznaczoną do tego tkaninę tzw. kaplin, albo stożek, włożyć do specjalnego, wrzącego roztworu, następnie wyjąć, nałożyć na formę i ręcznie kształtować. To bardzo niewdzięczna praca –  łatwo się poparzyć. Kaplin, lub stożek trzeba precyzyjnie i cierpliwie naciągać, przybijając materiał do drewnianej formy. W pomieszczeniu znajdującym się nad sklepem z kapeluszami są setki tzw. główek do formowania kapeluszy, głównie z drzewa lipowego. Pracująca w Euromagu pani Helena z wielką cierpliwością formuje przeróżne rodzaje kapeluszy, także słomkowe, które powstają z namoczonej wcześniej słomianej plecionki. Trzeba ją zawijać wokół formy, a kolejne słomiane paski łączyć ze sobą igłą z żyłką. 
 
Stanisława Magryś kocha projektowanie kapeluszy i nigdy nie pozwoliła, aby ją ktoś zastąpił, bo –  jak mówi – czuje, „kapeluszowego bluesa”, wie, w którym miejscu podwinąć rondo, jak przyciąć, czym ozdobić.

Do produkcji kapeluszy najlepsze były zawsze welury, piękne, wełniane, z sierści zajęczej i króliczej. Te surowce znakomicie nadawały się do ręcznego formowania kapeluszy, pięknie „pracowały”, pozwalały się  dowolnie formować. Obecnie welury zawierają syntetyczne dodatki, niekoniecznie lubiane przez modystki.
 
Pierwsze kapelusze były podobne do współczesnych, ponieważ w tym nakryciu głowy zmieniają się jedynie szczegóły, zwłaszcza rondo. Wiodącym modelem jest wciąż kanotier. Ale pani Stanisława wymyśliła niedawno kapelusz z rondem w kształcie sześcioboku. Zachwyciła się nim jedna z rzeszowskich plastyczek z BWA i wystąpiła w tym kapeluszu na wernisażu w Wiedniu. Tam zachwyciła się modelem jedna z młodych malarek i taki kapelusz trzeba było wysłać z Rzeszowa do Wiednia.
 
Przez lata zmieniły się też rzemieślnicze realia. – W PRL- u było bardzo trudno. Dosłownie zdobywało się surowce, które były reglamentowane. Dyrektorzy firm produkujących materiały do produkcji kapeluszy – głównie z Bielska- Białej i Skoczowa, w końcu zauważyli, że warto współpracować z polskimi rzemieślnikami. Pamiętam, jak o trzeciej w nocy trzeba było wyjechać z Rzeszowa, by na siódmą rano być w kolejce po welury – mówi modystka.
 
W latach 1970 – 1990 w rzeszowskim Euromagu pracowało od 10 do 15 osób. U Stanisławy Magryś szkoliły się najzdolniejsze uczennice z rzeszowskiej Szkoły Odzieżowej. W efekcie wyszkoliły się 23 uczennice i trzech mistrzów.
 
Stanisława Magryś to prawdziwie artystyczna dusza. Lubi stroje własnego pomysłu, uwielbia biżuterię i wszelkie ozdoby oraz oryginalne obuwie. Uważa, że kapelusznictwo to wspaniały zawód dla kreatywnych kobiet. Polscy producenci kapeluszy spotykają się, dyskutują, wymieniają poglądy na temat swojej działalności i bieżących trendów. 
 
 
Stanisława i Wilhelm Magrysiowie. Fot. Tadeusz Poźniak
 
– W Rzeszowie chyba nie przyjąłby się kapelusz cały w kwiatach, albo owocach z weluru – mówi pani Stanisława i zaczyna marzyć, bo – szczerze mówiąc- chętnie zaprojektowałaby taki kapelusz. Trudno dziś znaleźć w Polsce pokazy mody prezentujące wyłącznie kapelusze. Obecnie pokazuje się je przy okazji prezentacji kolekcji ubrań.
 
A gdyby cały Rzeszów nosił kapelusze?!
 
– To byłoby cudowne! – wykrzykuje pani Stanisława. W jej sklepie i zakładzie produkującym przeróżne nakrycia głowy, leżą na półkach setki kapeluszy i toczków. Czarne, beżowe, krwistoczerwone, granatowe, śliwkowe, różowe. Przepiękne są kapelusze z olbrzymim rondem, z włochatego weluru – w cętki, albo tzw. zebrę. Zupełnie wyjątkowe są modele przywiezione ze Słowacji – trudno opisać ich bardzo finezyjny kształt. Dlaczego nie widać ich na rzeszowskiej ulicy?
 
W stolicy Podkarpacia jest jednak coraz więcej osób, które noszą kapelusze. To stałe klientki pani Stanisławy, dla których jest to jedyne nakrycie głowy – do każdego ubrania mają kapelusz w innym kolorze i fasonie, zwłaszcza jesienią i zimą. Panowie mocno grymaszą i składają indywidualne zamówienia, które niekiedy są trudne do wykonania. 
 
– Staramy się ich dopieszczać i oferujemy modele kapeluszy z różnych stron świata, oczywiście też te klasyczne, ponadczasowe – zapewnia pani Stanisława. Pośród setek kapeluszy znajdują się też meloniki i cylindry. Coraz więcej panów, którzy przyjeżdżają np. z Anglii na ceremonie ślubne do Rzeszowa, zamawia takie właśnie nakrycia głowy.
 
Niedawno pojawiła się klientka, która miała ochotę wystąpić na ślubie syna w kapeluszu, ale nie umiała podjąć decyzji o jego zakupie. Potrzebna była rozmowa z panią Stanisławą. Później owa klientka opowiadała, że dzięki kapeluszowi, w którym wystąpiła na ślubnej uroczystości, czuła się wytwornie i wyjątkowo. 
 
Przed laty nieistniejąca już rzeszowska firma Modextra zaproponowała panie Stanisławie współpracę. Chodziło o produkcję nakryć głowy do strojów ludowych. To była zaskakująca oferta, ale po fachowej lekturze i zgłębieniu tematu Euromag przystąpił do tej współpracy. A było warto! Od wielu lat firma produkuje stroiki, czepce i kapelusze dla panów, zamawiane przez polskie zespoły ludowe oraz zespoły polonijne. Te akcesoria kupują zespoły z całego świata. 
 
Euromag produkuje oczywiście przeróżne nakrycia głowy na zamówienie, ale także czapeczki, uszka myszki Miki i inne akcesoria dla dzieci – np. do występów teatralnych. Wianuszki, wstążki, przeróżne ozdoby – jest wszystko. Z fotografii wiszących na ścianie sklepowej spoglądają przodkowie rodziny pani Stanisławy i jej męża Wilhelma. Mają zatroskane miny, ponieważ szefowa Euromagu marzy o przekazaniu swojej firmy we właściwe ręce – potrafiące z pasją tworzyć kapelusze. To kreatywne i fascynujące zajęcie. Może wnuczki Ania i Basia podzielą pasję swojej babci? Kto wie?
 
 – A w ogóle to… – pani Stanisława zawiesza głos.  – Najpiękniejsze na świecie są konie w galopie, dzieci we śnie, kobieta w tańcu i … moje kapelusze, które po prostu kocham.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy