Jak z "Piekła" uczynić raj. Taki tytuł powinna nosić historia Zuzi Górskiej, która w niespełna sześć lat od dziewczyny, która z mężem i dziećmi zamieszkała na przepięknym, odludnym wzgórzu, w przysiółku Piekło, ledwie kilka kilometrów od słynnego, fredrowskiego zamku w Odrzykoniu, przeszła drogę do poważnej producentki torebek, której Pracownia Twórcza Zuzi Górskiej ma ponad 160 tys. fanów na Facebooku.
A to dopiero początek historii, bo… Zuzia Górska urodziła się w Warszawie, mieszkała na Bemowie, a do podstawówki chodziła wspólnie m.in. z Anną Marią Jopek i córkami Czesława Niemena do świetnej szkoły muzycznej przy ul. Krasińskiego w Warszawie, gdzie całkiem dobrze radziła sobie w klasie fortepianu, a przez ostatnie dwa lata w klasie perkusji.
– Skąd nagle w moim życiorysie Krosno, Odrzykoń i Piekło? Stąd pochodził mój dziadek. Tato urodził się we Wrocławiu, mama jest z Warszawy, ale tutaj mamy korzenie – śmieje się Zuzia Górska. – Gdy byłam już nastolatką, w Piekle tato zaczął budować dom, a ja jak to ja, któregoś dnia powiedziałam, że już nie wracam do Warszawy i z dnia na dzień przeniosłam się do liceum w Krośnie. Wiem, że zabrzmi to nieprawdopodobnie, ale bardzo chciałam jeździć do szkoły motocyklem. W Warszawie było to absolutnie niemożliwe – natychmiast ktoś by go ukradł, a do Krosna codziennie zadawałam szyku na Suzuki Marauder 125.
W skórzanych spodniach i kamizelce, rezolutna, wiecznie uśmiechnięta dziewczynka już kilkanaście lat temu była niezwykłym zjawiskiem w Krośnie i okolicy. Gdy na 17. urodziny zdała prawo jazdy, a od dziadka dostała kultowego malucha, żadne odludzie, zaspy, czy wiosenne roztopy nie były jej straszne. Pokochała te okolice raz na zawsze.
W klasie maturalnej Zuzia Górska musiała wrócić do Warszawy, ale ani przez chwilę nie myślała o pozostaniu w stolicy. Żartuje, że gdyby znów miała mieszkać w Warszawie, to ona już woli szałas w Bieszczadach. To na Podkarpaciu poznała swojego męża i tutaj znaleźli swoje pierwsze mieszkanie w kamienicy na krośnieńskim rynku. Stuletni domek w przysiółku Piekło pojawił się w ich życiu niespodziewanie. To było miejsce należące do rodziców Zuzi, którzy mieszkają obok, a którzy z historyczną chatą wiązali mgliste plany agroturystyczne. Skończyło się na tym, że „Piekło” stało się rajem dla Zuzi i jej rodziny. Tutaj zaczęła opisywać swoje życie na blogu i tutaj zaczęła się jej największa przygoda z szyciem. W 2010 r. Zuzia miała już tysiące czytających ją osób na blogu i coraz więcej uszytych przez siebie rzeczy. W końcu zdecydowała się skonfrontować z rzeczywistością i zapisała na warsztaty szycia w Warszawie.
Blog, obecnie zawieszony w pisaniu, kilka lat temu okazał się strzałem w dziesiątkę. – To na nim zaczęłam publikować zdjęcia pierwszych uszytych portfeli, kopertówek, pantofli – opowiada Zuzia. I ciągle nie może uwierzyć, że wszystko tak dobrze się potoczyło. Przecież nigdy nie myślała o szyciu, zdecydował szczęśliwy przypadek. Kilka lat temu chciała uszyć zasłony do kuchni, niepewna, co jej może wyjść spod igły, poprosiła mamę o pomoc. Szybko sama odważyła się usiąść do maszyny i zakochała się w szyciu. Gdy wieczorem dzieci szły spać, ona ustawiała maszynę na stole w kuchni, albo jeszcze lepiej na werandzie i szyła bez opamiętania. Na jej blogu pojawiały się kolejne zdjęcia uszytych pantofli, kopertówek, a coraz więcej osób zaczytywało się w jej wpisach. Szybko pojawiły się pytania o możliwość kupienia rzeczy, które pokazuje na swojej stronie i wtedy Zuzia po raz pierwszy wystawiła buciki i czapeczkę dziecięcą do sprzedania w galerii. Ledwo pojawiło się ogłoszenie, natychmiast znalazł się kupiec.
– Szalałam ze szczęścia – wspomina Zuzia. – To wszystko wydawało mi się takie nieprawdopodobne.
Przygoda z szyciem, dokładnie z szyciem torebek z dnia na dzień stała się poważnym zajęciem. Pod koniec 2010 r. Zuzia założyła swoją firmę i już cały 2011 r. wspólnie z jedną krawcową bardzo mocno zaczęły działać w pracowni krawieckiej założonej w niegdysiejszym mieszkaniu Zuzi na krośnieńskim rynku. Kolejnym przełomowym krokiem był 2012 rok, gdy założyła własny sklep internetowy. – Pamiętam, jak startowała firma, liczyłam po cichu, by miesięcznie mieć zamówienia na około 30 torebek, to pozwoliłoby mi na utrzymanie firmy, zapłacenie składek i podatków oraz powolny rozwój. Dziś mamy około 350 zamówień na torebki w miesiącu i to jest coś niesamowitego – mówi Zuzia Górska.
Pracownia Twórcza w Starej Szkole w Odrzykoniu
W tej chwili zatrudnia siedem kobiet, które zajmują się szyciem, projektowaniem i wysyłką. Wszystkie panie pochodzą z okolic Krosna, i wszystkie pracują w przepięknym, historycznym miejscu – w ponad stuletniej, Starej Szkole w Odrzykoniu, którą Zuzia wspólnie z rodzicami kupiła sprzedając ich warszawskie mieszkanie na Bemowie.
– Do tej szkoły chodziła moja prababcia – mówi. Mała Zosia biegała z kokardką we włosach, w białych podkolanówkach… prawie sto lat temu. A teraz tutaj jest nasza pracownia i jeszcze gabinet rehabilitacyjny mojej mamy, która zrezygnowała z przyjmowania pacjentów w Warszawie i na stałe osiadła w Piekle.
Zuzia przyznaje, że cały czas zastanawia się nad tym, jak to miejsce ją ukształtowało, jak jej bliscy niezwykle się tu rozwinęli. Tata w Piekle zaczął grać na kontrabasie, mama malować i tkać, ona sama szyć i czy to wszystko by się zdarzyło, gdyby zostali w wieżowcu na warszawskim Bemowie?! – Dlatego niekiedy żartuję, że mój mąż Bartek, który pochodzi z Krosna nawet nie wie, jakim jest szczęściarzem, a ja to życie w Piekle dostałam w bonusie, dlatego staram się z niego maksymalnie wycisnąć, co najlepsze. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tyle dobrego mnie spotkało – mówi Zuzia. – To dużo więcej, niż jeszcze kilka lat temu byłabym w stanie sobie wymarzyć.
A może to umiejętność wykorzystania szans, jakie podsuwa nam życie, umiejętność konfrontowania swoich doświadczeń z dużego miasta i wykorzystywania ich w małej społeczności? – W jakimś stopniu na pewno – przyznaje Zuzia. – Pewnie dlatego nie zgadzam się na medialne uproszczenia, że dobre życie czeka nas tylko w dużych miastach, a prowincja skazuje na stagnację. W moim przypadku jest dokładnie odwrotnie. W Warszawie na pewno nie miałabym szans na tak szczęśliwe i spokojne życie, nie byłoby mnie też stać na własny dom i pracownię w pięknym, ponad stuletnim, historycznym budynku. Na przekór stereotypom, uważam, że wszędzie można się realizować, ale trzeba wiele pracy i cierpliwości, a tej najbardziej nam brakuje.
Ona sama doskonale pamięta czasy, kiedy w Piekle mieszkała bez telefonu, Internetu, telewizji, ale nie narzekała, od rana do wieczora czytała książki, miała przyjaciółki z krośnieńskiego liceum i była szczęśliwa, że gdzie nie spojrzy, po horyzont niebo i las. Żadnych wieżowców, zaplutych wind, hałasu tramwajów i pędu Warszawy. – Moje dzieci, które wychowały się w Piekle, już od zawsze mają telefony, Internet, nie czują się odcięte od świata i wiele wskazuje na to, że nie tęsknią też za dużym miastem. To cieszy mnie najbardziej.
Według Zuzi, Odrzykoń, Krosno, Piekło, to miejsca, gdzie jest się sobą i gdzie toczy się prawdziwe życie. Tutaj niczego nie trzeba udawać, nie ma obowiązku codziennie rano w szpilkach wychodzić do pracy i kilka godzin spędzać w korkach. Jednocześnie trzeba tu mieć na siebie pomysł, bo o pracę dużo tu trudniej niż w dużych miastach.
Może dlatego na prowincji, paradoksalnie, całkiem dobrze radzą sobie osoby z dużych miast, przedsiębiorcze, pomysłowe, z kontaktami, dla których ogromnym atutem jest kameralność tych miejsc. – Od lat trwam w nieustannej ekscytacji, jak tu pięknie, ale naprawdę tak czuję. Dostrzegam i doceniam zadbane domy na wsi, możliwość porozmawiania z ludźmi w sklepie, w szkole, gdzie wszyscy się znają. Tutaj czuję się bezpiecznie. Dla mnie to zalety, choć innym mogłoby to przeszkadzać. Uwielbiam otaczać się ludźmi – to niezwykle mnie inspiruje. A że ma w sobie gen społecznika, przy każdej okazji promuję Krosno i Odrzykoń – mówi Zuzia.