Reklama

Ludzie

Podróżując zachwycamy się światem, co cieszy mózg!

Aneta Gieroń
Dodano: 20.08.2024
  • Dr n. med. Anna Kozak-Sykała w Iraku. Fot. Archiwum prywatne Anny Kozak-Sykały
Dr n. med. Anna Kozak-Sykała w Iraku. Fot. Archiwum prywatne Anny Kozak-Sykały
Share
Udostępnij

Z dr n. med. Anną Kozak-Sykałą, neurologiem, entuzjastką podróżowania, która odwiedziła prawie 100 krajów, rozmawia Aneta Gieroń

Aneta Gieroń: Podróże są immanentną częścią Twojego życia?! Niezwykle uporządkowanego, zdyscyplinowanego, bo przecież blisko pacjentów, a jednocześnie ogarniętego tak dużą tęsknotą za światem, że kilka, kilkanaście razy w roku, zostawiasz wszystko i ruszasz w nieznane? 

Dr Anna Kozak-Sykała: Podróże towarzyszą człowiekowi od początku istnienia. Podróżował Odyseusz, Chrystus w podróż wysłał apostołów! Żal byłoby tego nie kontynuować. Nasza cywilizacja wyrosła z podróży. Podróżowanie jest częścią nas, inspiruje, otwiera na nowe. Kocham być w drodze i niekoniecznie musi to być odległa podróż, choć dalekie wyprawy uwielbiam.

Podróż, z czym Ci się kojarzy?

Z książkami Alfreda Szklarskiego i przygodami Tomka Wilmowskiego. Wychowałam się na literaturze przygodowej i wtedy po raz pierwszy wymarzyłam sobie, że w przyszłości zobaczę wszystkie te piękne miejsca, do które wyprawiał się główny bohater.

To był świat, który Cię uwodził?

Tak.

Już wtedy planowałaś, by wybrać zawód, który ułatwiłby Ci podróżowanie, choćby dziennikarza, albo dyplomaty?

Raczej stewardessy, ale to były bardzo nieśmiałe marzenia. Gdy byłam nastolatką, Polska była „zamkniętym” krajem, w którym niełatwo było zdobyć paszport. Pochodzę też z Przeworska, niewielkiego miasteczka, co przed laty nie dawało zbyt dużych możliwości, by „wyrwać się w świat”.  Dość późno zdecydowała się też na medycynę, ale to akurat był dobry wybór. Kończąc studia zrobiłam sobie pół roku przerwy, by podróżować. To były moje pierwsze większe wyprawy.

Gdzie pojechałaś?

Miałam dwadzieścia kilka lat, gdy odwiedziłam Czechosłowację, Związek Radziecki, Niemcy. Kompletnie nowe, wspaniałe doświadczenie, także dla moich bliskich, bo rodzice nigdy nie podróżowali.

Babilon. Fot. Archiwum prywatne

Co Cię ciągnęło w świat?

Chciałam zobaczyć coś innego. Przeworsk był i jest fajnym, ale małym i przewidywalnym miasteczkiem. Lublin, gdzie studiowałam, też mnie nie zachwycił, a gdy po raz pierwszy pojechałam do Berlina Zachodniego, byłam oczarowana kolorowymi ulicami, pełnymi świateł sklepami, spotkanymi ludźmi. Pamiętam, że długą chwilę spoglądałam na półki w sklepie, gdzie stało kilkadziesiąt rodzajów herbaty. Po siermiężnych doświadczeniach z polskiego PRL-u, to był kompletnie inny, wspaniały świat. Wtedy też po raz pierwszy pomyślałam, że spróbuję tak ułożyć swoje życie, by ważną jego częścią było podróżowanie.

Dlaczego?

To mnie uszczęśliwia. Poza tym uważam, że podróżowanie ma wiele wspólnego z aktorstwem.

Kiedykolwiek chciałaś być aktorką?

Nie, ale w podróży możemy poudawać kogoś innego i to bywa przyjemne. Przez kilka dni, tygodni albo miesięcy stajemy się być może lepszymi, fajniejszymi, ciekawszymi ludźmi.

Większość z nas pytanych o podróże, mówi o jednym, dwóch wyjazdach wakacyjnych w roku. Ty zupełnie inaczej definiujesz podróżowanie.

Odkąd pamiętam jestem aktywną osobą,weekendów też nie lubię spędzać w domu. Na co dzień intensywnie pracuję, gdzie muszę myśleć o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Gdy wyjeżdżam, choć przez chwilę mogę się skupić tylko na teraźniejszości.Zauważyć i docenić,jaki piękny jest świat. Posłuchać ptaków, popatrzeć na ludzi. Gdy miałam małe dzieci, też sporo podróżowałam, miałam wtedy więcej czasu, by skupić się tylko na nich. Z tamtych czasów znam wszystkie aquaparki w Europie (śmiech). Gdy trochę podrosły, pojawiła się Turcja, Tunezja, Krym, choć to nie zawsze było roztropne. Gdy byliśmy na Krymie, u mojej 5-letniej córki było podejrzenie zapalenia wyrostka robaczkowego. To trochę ostudziło mój podróżniczy entuzjazm – uznałam, że z małymi dziećmi wolę jednak miejsca z lepszą opieką medyczną. Od tego czasu zaczęłam odrobinę inaczej planować wyjazdy. Część podróży organizowałam z dziećmi, a sama zaczęłam sobie pozwalać na  podróże w mniej oczywiste kierunki.

Od czego zaczęłaś?

Od Afryki. Na początek pojechałam do Gambii i Senegalu. Wtedy też pokochałam Afrykę. Ona jest tak różnorodna, jak inna planeta. „Miałam farmę w Afryce u stóp gór Ngong” – tak Karen Blixen zaczyna swoje autobiograficzne “Pożegnanie z Afryką”, w którym opisuje afrykański raj, za którym do końca życia będzie tęsknić i moje uczucia do Afryki są podobne.

Co odnajdujesz w świecie w podróży? Co w nim odkrywasz tak atrakcyjnego, że mimo, iż nie jesteś podróżnikiem, a w Polsce masz absorbującą pracę, dom i rodzinę, od wielu lat jedziesz w nieznane?

Na co dzień żyję w pędzie, w podróży się zatrzymuję. I to jest dla mnie najcenniejsze! Dzięki temu udaje mi się łapać równowagę i czuć się szczęśliwym człowiekiem. Poza tym, świat mnie cały czas zaskakuje. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się przekroczyć setkę krajów, które dotychczas odwiedziłam.

To tylko wzmaga Twój podróżniczy zapał?

Tak, a poza tym świat mnie zmienia.

Jak?

Inaczej zaczynam patrzeć na pewne rzeczy. To zabrzmi banalnie, ale robię się bardziej tolerancyjna… Lepiej zaczynam rozumieć ludzi i świat. Człowiek pod każdą szerokością geograficzną ma takie same uczucia. Wszędzie potrafi kochać, nienawidzić i zabijać. A jednocześnie świat jest tak różnorodny i im więcej krajów odwiedzam, tym częściej zauważam coś nowego.

Masz jakiś system planowania swoich podróży?

Przed laty podróżowałam z rodziną, potem z małymi, butikowymi biurami podróży, od 5-6 lat podróżuję w bardzo małym gronie, gdzie sama organizuję plan podróży. Bardzo to lubię. Dzięki temu podróż staje się dłuższa i fajniejsza. Pierwszym etapem jest planowanie i już wtedy czuję się jak w podróży. Potem jest kwestia samego wyjazdu, co też mnie nauczyło dużej zaradności, rozwiązywania problemów, sprawnego wykonywania zadań. No i jest jeszcze etap wspomnień, porządkowania zdjęć i zapisków z podróży. Bardzo to lubię. Taka koncepcja podróżowania wydaje mi się dużo przyjemniejsza niż zdanie się tylko na ofertę biura podróży, gdzie wszystko jest zaplanowane, a turysta jest podwożony od drzwi do drzwi. Brakuje mi w tym autentycznego kontaktu z miejscem i człowiekiem zamieszkującym dany kraj.

Dla Ciebie podróż, to nie tyle poszukiwanie plaży i kilku ładnych widoków, co poznawanie kultury, historii, smaków i zapachów?

Wszędzie, gdzie jadę, planuję podróże niskobudżetowe. Nie tylko dlatego, że tak jest taniej, ale wtedy jest też większa szansa wtopienia się w inną rzeczywistość. Z reguły staram się mieszkać w małych pensjonatach, hostelach, blisko tubylców. Wówczas mam większą szansę zjeść z nimi śniadanie albo kolację, wieczorem porozmawiać, pożartować, podejrzeć ich codzienność.  

Niekoniecznie chodzisz najpopularniejszymi szlakami.

Wszystkie zamki i kościoły są piękne, ale po przejechaniu prawie 100 krajów, zaczynają mi się trochę mieszać. Natomiast, gdy usiądę na jakiejś spokojnej ławce w parku, popatrzę, jak bawią się miejscowe dzieci, ludzie grają w karty, jak pobędę z nimi, czuję więź i to jest bezcenne.

Co w podróży jest dla Ciebie najważniejsze? Człowiek, przyroda, zabytki?

Człowiek, ale też zapachy i smaki.

Poprzez smak i zapach zapamiętujesz każde nowe miejsce?

Tak, bo to jest coś, czego nie można zobaczyć. Nawet jak obejrzysz najpiękniejszy, najlepiej zrobiony film czy reportaż, to nie poczujesz klimatu tego miejsca, jak nie doświadczysz jego smaków i zapachów. Zawsze staram się jeść w ulicznych barach albo w małych restauracyjkach. Unikam dużych, hotelowych restauracji, bo tam jedzenie przygotowane jest pod turystów. I o dziwo, przez wszystkie te lata, nigdy nie miałam żadnych kłopotów żołądkowych z tego powodu.

Wielu z nas mówi: nie podróżuję, bo nie mam wystarczająco dużo pieniędzy.

To jest mit, z którym walczę. Zwłaszcza, jeśli chodzi o dalsze podróże. Sama spędziłam dwa tygodnie na Półwyspie Arabskim, zwiedzając pięć krajów, za pieniądze które musiałabym zapłacić za tydzień nad polskim morzem. Wszystko zorganizowałam za 10 tys. zł łącznie z biletami lotniczymi. Owszem, to wymaga trochę wysiłku, ale jaką mam radość, gdy wyszukam naprawdę tanie połącznie lotnicze.  

Logistyka jest Ci bliska?

Bardzo i mam dużą satysfakcję, jak uda mi się znaleźć bilet do Arabii Saudyjskiej za 250 zł tam i z powrotem. Noclegi staramy się, żeby były niskobudżetowe, a podróżuję z małym plecaczkiem, czyli mam tylko bagaż podręczny.

I nagle się okazuje, jak niewiele rzeczy potrzebujemy, by przeżyć.

Jedna, dwie pary wygodnych butów, bielizna, spodnie, dwie koszulki albo dwie sukienki, kurtka, paszport i karta kredytowa. Ja nie znoszę dużego bagażu. Nie pamiętam, kiedy zdarzyło mi się jechać z bagażem rejestrowanym.

U Starowierców – Syberia. Fot. Archiwum prywatne

Nie brakuje też osób, które twierdzą: nie podróżuję, bo nie mam z kim.

I to jest chyba najtrudniejsza rzecz, czyli znalezienie towarzystwa do podróży. Na wyprawę, gdzie nie lecimy do hotelu pięciogwiazdkowego i nie leżymy przy basenie z drinkiem. Dlatego zdarzało mi się podróżować samodzielnie i też czułam się bezpiecznie. Jednak podróż we dwoje albo w kilkuosobowej grupie, to możliwość odbierania świata podwójnie – każdy z nas zauważa inne rzeczy. W grupie, albo w parze, można sobie też pozwolić na chwileczkę luzu, gdy ta druga osoba przejmuje organizacyjną pałeczkę. Na Facebooku jest liczna grupa „Szukam Towarzysza Podróży”, co potwierdza, że sporo ludzi ma ten problem.

Niedawno  dostałam kolejny zastrzyk energii w postaci  nowego, wspaniałego kompana, doświadczonego podróżnika, który niedługo dołączy do listy osób, które odwiedziły wszystkie kraje wpisane na listę ONZ i z którym mogę pojechać do naprawdę nieturystycznych regionów.

Dlaczego jeździsz „na własną rękę”, zwłaszcza w egzotyczne miejsca?

Odpowiedź jest prosta – wszystkie hotele pięciogwiazdkowe na świecie są takie same. Wszystkie baseny są takie same. Mało tego, jedzenie w tych hotelach też jest takie samo. Pamiętam słowa mojej córki, która miała kilka lat, gdy robiliśmy trip po kilku krajach europejskich, a w Wiedniu nagle zapytała: „właściwie, w jakim kraju jesteśmy?”. I tak, Europa jest piękna, ale ulice, domy, kamienice i katedry bardzo do siebie podobne. A co do strachu w podróży? Staram się nigdy nie stwarzać sytuacji ryzykownych. Przed wyjazdem do każdego kraju dużo czytam i jadąc na przykład do Iraku, nie wystąpię tam w krótkich spodenkach i w bluzce na ramiączka, czym sama prosiłabym się o kłopot. Uważam, że zwyczajni ludzie, w każdym kraju, a z nimi najczęściej mam kontakt, są naprawdę dobrzy i uczynni. To dopiero „góra” i polityka powodują, że pojawiają się konflikty.

Gdzie pojechać, by zachwycić się światem?

Dla mnie zawsze najpiękniejszy jest kraj, z którego właśnie wróciłam (śmiech). Raczej radziłabym by, nie przekładać podróży na później, bo świat zmienia się tak szybko, że trzeba spieszyć, by go zobaczyć. Chociażby Kuba 20 lat temu i dziś, to są zupełnie inne kraje. Zachwycający jest Półwysep Arabski, który również podlega niewyobrażalnym przemianom. Armenia, Azerbejdżan bardzo ciekawe kierunki i oczywiście Afryka, ale może niekoniecznie Zanzibar, a piękna Tanzania. I jakże wymowna jest pewna podróżnicza anegdota: „Pewien człowiek całe życie ciężko pracował. Dom, rodzina, praca od rana do nocy, aż zmarł. Po śmierci był przekonany, że idzie do nieba. Stanął przed świętym Piotrem i opowiada o sobie. A że Bóg trochę się nudził, przyszedł posłuchać. I słucha, słucha, aż mówi  – a powiedz mi, czy ty widziałeś, jakieś piękne góry? Nie, Panie Boże, nic nie widziałam, bo nie miałem czasu, najważniejsze były dom, praca, wychowanie dzieci i uprawa ogródka. A widziałeś morze, jakie piękne stworzyłem morza i oceany? Nie, Panie Boże, wszystkie urlopy spędzałem na działce. Zniecierpliwiony Stwórca dopytuje, czy może widział, jakieś wulkany albo jaskinie? Nie, Panie Boże, nic nie widziałam. Na co Pan Bóg rzekł – to ja przez sześć dni się męczyłem, żeby stworzyć taki piękny świat, a Ty nic nie zobaczyłeś? To po co ja to wszystko zrobiłem?! Wracaj na ziemię, nie zasługujesz na niebo”. Ta opowieść jest też najlepszym uzasadnieniem moich podróży (śmiech).

Twoje najpiękniejsze miejsca na Ziemi?

Powtórzę się, Afryka. Tę można kochać albo nienawidzić. Mnie zachwyciły kolory Afryki, przypalone słońcem, odrobinę rudawe. Poza tym, my się stamtąd wywodzimy.  W Tanzanii około 200 tys. lat temu miała mieszkać matka wszystkich ludzi, tak zwana “mitochondrialna Ewa” (mtEwa). W większości komórek eukariotycznych znajdują się mitochondria, które dzielą się autonomicznie, niezależnie od podziału komórki. Materiał genetyczny obecny w mitochondriach dziedziczy się inaczej niż ten zawarty w jądrach komórkowych. Geny jądrowe (DNA) zwierzęta i rośliny rozmnażające się płciowo otrzymują po obojgu rodzicach, podczas gdy DNA mitochondrialny (mtDNA) jest dziedziczony po jednym rodzicu. W przypadku ludzi tylko kobieta przekazuje swój mtDNA potomkom (w komórce jajowej) ponieważ tylko komórka jajowa wnosi cytoplazmę zawierającą mitochondria, do zygoty. W plemniku znajduje się zarówno DNA genomowy (jądrowy), jak i mitochondria, jednakże znajdują się one we wstawce plemnika, która nie wnika do komórki jajowej, tak więc mężczyzna nie przekazuje swoich mitochondriów potomstwu. Kobiety, które nie mają córek, nie przekazują mtDNA następnym pokoleniom. 

W podróży można rozkochać się w nauce albo odnaleźć pasję?

Jak najbardziej. Po podróży do Hiszpanii sama zakochałam się we flamenco i nauczyłam się tego tańca. W tym roku ponad miesiąc spędziłam na Karaibach, bo chciałam sprawdzić, czy żeglowanie może stać się moją pasją.

Podróżowanie sprawia, że stajemy się lepszymi ludźmi?

Podróżując poznajemy innych ludzi i zachwycamy się światem, a to znakomicie wpływa na nasz mózg. Jak za długo jesteśmy w jednym miejscu, wszystko zaczyna być szare, smutne, przygnębiające – kumulują się w nas negatywne emocje. Stajemy się coraz bardziej zgorzkniali, a jak robimy się zgorzkniali, izolujemy się od innych. Od tego już tylko krok, by stać się samotnym i popaść w depresję.

Dzięki podróżom żyjemy nie tylko lepiej, ale też dłużej?

Jako społeczeństwo dłużej żyjemy i jeżeli w dorosłym życiu nie wypracujemy sobie jakiejś pasji, niekoniecznie muszą to być podróże, ale w podróży taką pasję możemy odkryć, to jesteśmy na najlepszej drodze, by powiększyć duże grono samotnych emerytów. Zwłaszcza, że po przejściu na emeryturę, wielu z nas ma przed sobą 20-30 lat życia.

Wiedzą coś o tym w Mongolii, ostatnim nomadycznym kraju na świecie?

Mongolia jest wspaniała, z autentycznie wolnymi ludźmi, którzy żyją po swojemu. W jurtach, na stepie widziałam szczęśliwe życie ludzi, którzy mają czas.

Senegal. Fot. Archiwum prywatne

Człowiek, którego spotykasz w podróży, nieważne na jakim kontynencie, co ma z Tobą wspólnego?

Otwartość. A do tej nie trzeba ani pieniędzy, ani znajomości języków obcych. A nawet jeśli my je dobrze znamy, to niekoniecznie już tubylcy. I bynajmniej, cały świat wcale nie mówi po angielsku. Zaskakująco dużo ludzi mówi chociażby po rosyjsku. Natomiast uśmiech jest najbardziej zrozumiałym językiem świata.

Najważniejsza jest odwaga, by wyruszyć w drogę?

Tak, trzeba się odważyć. Tak jak ja wyruszyłam w świat, a przy okazji zakochałam się w wędrówkach szlakiem Camino. Trasa św. Jakuba to fascynująca podróż do Santiago de Compostela, którą przemierzyłam już 5 razy. W Europie zachwycam się też Rumunią. Muszę w końcu pojechać do Bukaresztu, gdzie jest imponująca budowla – Muzeum Rumuńskiego Chłopa, jeden z największych obiektów tego typu w Europie.

Twoje podróżnicze marzenia?

Kocham wyspy i chciałabym okrążyć kulę ziemską podróżując wyspami. Zawsze zachwalam, by odwiedzić Maderę czy Azory. Wyspy Kanaryjskie też są piękne, podobnie jak Wyspy Zielonego Przylądka, skąd pochodzi moja ulubiona Cesária Évora. Teraz jestem w trakcie przygotowywania dłuższej wyprawy do Ameryki Środkowej: Panama, Honduras, Gwatemala, Salwador, Nikaragua i Kostaryka. Mam nadzieję, że nic nie pokrzyżuje mi planów i jesienią właśnie tam uda mi się dojechać.

Fotografie Archiwum prywatne Anny Kozak-Sykały

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy