Reklama

Ludzie

Piękno i nadzieja. Jubileusz 50-lecia Macieja Syrka

Antoni Adamski
Dodano: 15.03.2024
  • Maciej Syrek. Fot. Tadeusz Poźniak
Maciej Syrek. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

Do dziś czuję związek z dziadkiem. Jako kilkunastoletni chłopak byłem natchniony atmosferą jego pracowni: pamiętam zapach lipy, ciszę, która tkwiła gdzieś pomiędzy niedokończonymi rzeźbami…Ta łączność utrzymuje się do dziś. Miałem kiedyś terminowe zamówienie. Praca zupełnie mi nie szła. Położyłem się spać i we śnie zobaczyłem dziadka. Miał surową minę. „Wałkoniu – powiedział – Masz tyle do roboty. Wstawaj, weź się do pracy!” Cóż mogłem zrobić? Obudziłem się i poszedłem do swojej pracowni. Była godzina trzecia nad ranem.” – tak Maciej Syrek wspomina dziadka Józefa Smoczeńskiego, który pokierował jego życiem. Dziadek studiował  w Cesarsko-Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w pracowni prof. Konstantego Laszczki. Po studiach został rzeźbiarzem w pracowni Andrzeja Lenika w Krośnie. Po kilku latach założył własny warsztat. Realizował wyposażenie kościołów w rzeźbę figuralną np. ołtarz główny i dwa boczne w kościele pw. św. Józefa w Wysokiej Strzyżowskiej.

Maciej Syrek zapamiętał na całe życie łacińską sentencję uwiecznioną na fasadzie pracowni Andrzeja Lenika: „Ars longa, vita brevis”- „Sztuka jest wieczna, a życie krótkie”. Był to prapoczątek jego spotkania ze sztuką. Swą twórczość rozpoczął od rzeźby w drewnie i od ceramiki. Szybko jednak wybrał  trwały materiał: kamień i brąz. Ten drugi jest najszlachetniejszy, bo najlepiej opiera się działaniu czasu. Rzeźba w brązie daje się powielać; starannie cyzelowany odlew nabiera dojrzałości. Tak dochodzi do zmaterializowania zamysłu artysty, który utrwalony w ołówkowych szkicach nierzadko latami czeka na realizację.

Fot. Tadeusz Poźniak

Swoją pracę artystyczną Syrek zderza z surowym kamieniem, który  zostaje wmontowany w kompozycję rzeźbiarską. Wzięta wprost z natury forma staje się dopełnieniem dzieła. Wokół domu i w pracowni przechowuje setki zebranych w górach kamyków, które czekają na zmontowanie w gotowej rzeźbie. Nierzadko to one nadają kierunek przyszłej pracy.

Kamień przy drodze wmontowany w rzeźbę rozmodlonego chasyda

– Zatrzymałem kiedyś samochód, bo zobaczyłem przy drodze jasny kamień przecięty kilkoma regularnymi pasami krzemienia. Przypominał mi on wzór tałesu, który Żydzi ubierają na czas modlitwy. Został on wmontowany w rzeźbę rozmodlonego chasyda. Dopiero niedawno przybrała ona realny kształt. To nie do przewidzenia, kiedy szkic pomysłu stanie się realną rzeźbą – mówi Maciej Syrek, pokazując swoje rysunki.

Krośnieński artysta zafascynowany jest formą i fakturą kamieni ze swojego zbioru. Ich powierzchnia pokryta jest siatką spękań, załamań, przebarwień, które wynikają z obecności innych minerałów. Odczuwa pokorę wobec dzieła natury, które niesłychanie trudno połączyć z własnym zamysłem artystycznym. A kiedy się to udaje, powstaje pełna symbioza dwóch rzeczywistości: tej którą stworzył Wszechmocny z tą którą wykreował człowiek.

Inspiruje go lapidarność sztuki wczesnochrześcijańskiej i bizantyjskiej

Rozdarta postać „Upadłego anioła” to wstrząsający obraz pozbawionego nadziei i zepchniętego do otchłani. Rzeźba „wyczuta duchem” jest jedną z najlepszych prac Macieja Syrka. Inspiruje go lapidarność sztuki wczesnochrześcijańskiej i bizantyjskiej oraz pełna naiwnej ekspresji twórczość ludowa.

Nastrój jego rzeźb jest różnorodny: od dramatu po komedię dell arte jak w „Duo weneckim”, w którym pobrzmiewają echa weneckiego  karnawału, burleski, teatru ulicznego. W podobnym nastroju utrzymany jest „Wielki Szyderca” – postać jarmarcznego błazna, z zastygłym na twarzy grymasem ironii. Z teatralnej widowni Maciej Syrek przenosi się – jako widz, lecz także jako uważny obserwator – do codzienności.

Ballada Leszka Długosza z krakowskiej Piwnicy pod Baranami

Staje się portrecistą   typów ludzkich, oglądanych z życzliwą lub złośliwą ciekawością. Nierzadko czyni to z nostalgią. Jego postaci przybrane są w stroje z końca XIX stulecia. Długie suknie, staromodne kapelusze, niezbędny dodatek każdej eleganckiej kobiety, która nie mogła pokazać się na ulicy z odkrytą głową. Meloniki w których paradowali jeszcze w latach 60-tych ubiegłego stulecia pracownicy londyńskiego City. Jarmułki modlących się Żydów. (Tutaj w rzeźbach Macieja Syrka pojawia się najważniejsza relacja: Bóg – człowiek.) W tych wszystkich dziełach odczuwany jest nastrój nostalgii i przemijania. Zupełnie jak w balladzie Leszka Długosza z krakowskiej Piwnicy pod Baranami, gdzie eleganckie starsze wiekiem towarzystwo wyległo na brzeg rzeki. Wpatrzeni w jej nurt powtarzają:

Jaka szkoda, że dni nasze

przepłynęły jak ta woda…

Jaka szkoda…

Maciej Syrek przedstawia płaskorzeźbę prehistorycznej Wenus z rozłożystymi biodrami i wielkim brzuchem. Wenus zamiast rąk ma doklejone skrzydła ważki .„W nowej zmienionej formie chcę opiewać dzieło” – głosi łacińska sentencja wyryta w dolnej części kompozycji. To równocześnie program artystyczny rzeźbiarza. Głosi go przekornie, z ironią, w której nierzadko kryje się aluzja do odkrytej na nowo prawdy.  W swoich rzeźbach Maciej Syrek prezentuje liczne tej prawdy odmiany: od dramatu do pogodnych scen rodzinnych.

Fot. Tadeusz Poźniak

Te pierwsze mają początek w malowniczej panoramie Krosna: starego miasta posadowionego na wzgórzu. Pod wpływem niespodziewanych wydarzeń skała rozpada się w proch. W powietrzu wirują kamienie i  przerażone ludzkie twarze. To cykl płaskorzeźb z cyklu wojennego: „Apokalipsa krośnieńska”, „Humanoid” i „Piewca śmierci”. „Chwila” jest portretem pary młodych, która  przekształca się w ludzi-automaty z wmontowanymi w ich głowy tajemniczymi mechanizmami.

W miniaturze, w której celuje Maciej Syrek nie da się niczego zamazać

W miniaturze, w której celuje Maciej Syrek nie da się niczego zamazać, przekłamać, puścić na żywioł. Rzeźba musi być precyzyjna, lapidarna, czytelna na pierwszy rzut oka. Miniatura to nie  bibelot. Artysta posługuje się starannie przemyślanym efektem, w którym nie ma niczego z pustego i łatwego efekciarstwa. „Bóg i człowiek”, „Apostoł”, „Prorok”, „Mag” odsłaniają tajemnice życia. Maciej Syrek potrafi tchnąć je nawet w – z założenia martwe – figury szachowe. Jest wśród nich  „Król szachowy”, „Królowa”, a także szachowy „Błazen” i „Wielki szyderca”. Odsłaniają oni mechanizm wielkiej gry, którą staje się życie. Z kolei urodę tego życia uosabiają figury kobiece  jak np. „Baletnica”, „Pudełkowa dama”, „Dziewczyny od Klimta”.

„Autoportret” artysty eksponuje go wraz z aniołem i diabłem

„Autoportret” artysty eksponuje go wraz z aniołem i diabłem, które rozsiadły się na jego głowie. Ukazuje siebie jako  rozpiętego między dobrem a złem. A także między pięknem, które autor tworzy a brzydotą jaka nas otacza, zakamuflowana pod nazwą „nowoczesności”. Koszmarem który stworzył człowiek dla bliźniego swego. Dlatego tylko w sztuce jest nadzieja.

Maciej Syrek. Z rzeźbą zetknął się już jako kilkunastoletni chłopiec w pracowni swego dziadka Józefa Smoczeńskiego (1888-1973), który w latach 1913-14  studiował w Cesarsko-Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni prof. Konstantego Laszczki. Maciej Syrek ukończył Wydział Rzeźby krakowskiej ASP – dyplom uzyskał w 1975 r. w pracowni prof. Antoniego Hajdeckiego. Jego prace były eksponowane i nagradzane w wielu muzeach i galeriach w kraju i za granicą: w Niemczech, Francji, Austrii, Anglii, Szwajcarii, USA, Kanadzie, Japonii i Australii. Twórczość rozpoczął od rzeźby w drewnie i ceramiki. Obecnie swe prace odlewa w brązie, często łączonym z naturalnym polnym kamieniem. Od dzieciństwa związany jest z Krosnem. W tym roku Maciej Syrek obchodzi jubileusz pięćdziesięciolecia pracy twórczej.

Fotografie Tadeusz Poźniak

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy